Za kim tu iść?
No za kim?
John ruszył za bliźniaczkami i, o ile Rafał dobrze rozumiał, nie przerwie tego pościgu nim ktoś nie padnie trupem. Za nim pędzili wieloręcy.
Fowler ruszył pędem w dżunglę. Sądząc po kierunku kierował się w stronę obozowiska.
Ich niespodziewany sojusznik wdał się w walkę z ninja osą.
Strażnicy przełazili już przez mur.
W powietrzu unosiła się zasłona dymna więc dziennikarz nie mógł w pełni polegać na swej percepcji. Ale to co widział wystarczało.
Nie czekając (nec hercules...) Krzeszewski pognał w tropikalny las wybierając kierunek odwrotny do agenta Doe i jakieś trzydzieści stopni na lewo od Sagary. Dziennikarz zapamiętał kierunek prowadzący do obozu i zaczął intensywnie przebierać nogami.
Przynajmniej jednemu z nich musi udać się wymknąć.
Gałęzie i liście, liany i kwiaty, mchy i porosty, wszystko to utrudniało Rafałowi ucieczkę smagając go po twarzy, czepiając się ubrania, chwytając za nogi. Odwieczna pieśń lasu deszczowego: przenikliwe krzyki małp, melancholijne pokrzykiwania ptaków, rozmazane w pędzie barwy dżungli.
Chwilę później Raf był już sam na sam ze swoim chrapliwym oddechem.
Biegnij, Lassie, biegnij! |