Wrócili do jaskini będącej siedzibą nietoperzy. Tym razem nie zaatakowały, mimo iż słychać było ich piski. Latały gdzieś pod sufitem, sądząc po poruszających się po stropie i ścianach cieniach. Awanturnicy tym razem wybrali korytarz wiodący w prawo, a dokładniej ten znajdujący się bliżej końca kawerny. I znów korytarz nie był długi. Dotarli do rozwidlenia. Można było skręcić w lewo, w stronę słyszanego w oddali podziemnego strumienia, albo pójść dalej prosto.
Nim jednak podjęli decyzję, znów podziemia przeszył przeraźliwy skowyt. W korytarzu wiodącym w lewo coś było. Jakiś ruch na granicy widzenia w słabym świetle Wolfgangowego zaklęcia. Chrobot kamieni obsypujących się na skutek ruchu istoty. Lothar stanął w pół kroku, powstrzymany znanym sobie, tajemniczym impulsem. Przez miejsce, w którym by się znalazł gdyby poszedł dalej przeleciał ze świstem ciśnięty gdzieś z głębi ciemnego korytarza kamień. Szlachcic nie zdążył ostrzec kompanów, że coś się dzieje. Gdy otwierał usta, aby krzyknąć „uwaga!” albo „padnij!”, kawałek skały odnalazł swój cel. Axel niemal zawył z bólu, kiedy ostrokrawędzisty kamień uderzył go w nogę, tuż powyżej kolana.