Joe dopilnował by bliźniacy zostali zamknięci a nie dajmy na to, wpierw zastrzeleni a potem zamknięci.
Nie czuł się dobrze z tym. Zamykać swoich? To było mu jakoś w niesmak. Tłumaczenia Nicka przyjął do wiadomości. Lecz nie był fanem tej historyjki. Może bajeczka była prawdą. Kurde, po tym co widział do tej pory, uwierzył by i w głupszą opowiadankę...
I właśnie w tym był może cały problem. Nick mógł cokolwiek powiedzieć. A wszyscy by grzecznie w to uwierzyli. A co jakby to Nick rzeczywiście został przejęty? Joe nie miał wątpliwości, już nie, że strefa potrafiła wyciąć taki numer.
Gryząc się z myślami, nie zdecydował się jednak na żadną akcję. Pozwolił Zamknąć Marianów, zapewniając, że wróci po nich. I zamierzał tego dotrzymać.
Gdy więc Nick stwierdził, że już czas sprawdzić Marianów, Joe poszedł z nim.
Zerkał nieco ponuro na zamknięte drzwi, na których Nick coś bazgrał. Kusiło go by sprawdzić. Zawołał nawet przez drzwi. Może Marian po prostu zasnął i nie słyszał pukania? nie dostał jednak odpowiedzi. Czuł się okropnie. Czuł się bezsilny i... winny. Nie tak to powinno wyglądać. Bardzo całe zajście szarpało mu nerwy i sumienie. Co innego było, gdy ktoś padł w walce. Czy nawet na skutek choroby. Ale to? To było jakieś nie w porządku. Brudna zagrywka i tyle.
Za to tym bardziej radośnie przywitał się z "prawdziwym" Marianem. Klepiąc go po plecach i ściskając przedramię. - Może faktycznie już warto zdjąć te kajdanki? - wtrącił swoje trzy grosze do rozmowy, wskazując na bransoletki.
Jeszcze nie oddał Marianowi jego broni. Jak obiecał, tak zrobił i schował ją na przechowanie. Chciał ją oddać natychmiast, lecz te kajdanki... gdyby teraz oddał mu broń, pewnie znów zaostrzyło by to sytuację. Postanowił zatem zaczekać, aż Nick odpuści i samemu zdejmie kajdanki. Chcąc nie chcąc byli zdani na stalkera. Niech więc zwycięstwo będzie jego, niech pokaże, że jest górą, jak musiał. No ale na pewno wędrować Marianowi w kajdankach nie da. Joe zatem czekał, aż kajdanki znikną. Sytuacja się rozluźni. Wtedy normalnie będzie mógł oddać broń.
Pożywił się również. W brzuchu mu - bądź co bądź - burczało. - Ile jeszcze potrwa ta wędrówka, tak mnie więcej? - on również chciał jak najszybciej wydostać się ze strefy. Czuł, jak tu powoli traci zmysły. Jak jego morale i stanowczość powoli erodują. Czuł się, jakby był we śnie, z którego nie może się obudzić. Lub jakby był pod wodą i usilnie pragnął wynurzyć się by zaczerpnąć tchu, jednak nie mógł. Czuł nacisk na piersiach. |