Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2019, 22:00   #40
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Daerdan miał złe przeczucia. Od początku nalegał, by nie iść tak szybko, ale pozostałym tak śpieszno było do ucieczki przed Ilvarą i jej drowimi siepaczami, że nie posłuchali głosu rozsądku. Zamiast pozwolić, by co chwila wyprzedzał go jakiś żądny wrażeń uciekinier, elf wysforował się na czoło i prowadził grupę jak umiał najlepiej, próbując nie dopuścić, by zniknęli w skalnej rozpadlinie, pod nagłym zawałem skalnym lub pożarci przez przyczajone gdzieś w ciemnościach stworzenia.

Początkowo szczęście im sprzyjało. Nie niepokojona przez dziką faunę i florę zamieszkującą mroczne czeluście drużyna dotarła do pierwszego krótkiego popasu. Niestety mordercze tempo, jakie sobie narzucili, dokonało prawdziwego spustoszenia w ich zapasach. Najgorzej było z wodą - spragnieni uciekinierzy wysuszyli niemal cały zapas, jaki mieli w manierkach. Ogrzawszy się przy naprędce rozpalonym ognisku, drużyna ruszyła dalej, owładnięta jedną myślą... gdzie zdobyć wodę.

Po kilku dalszych godzinach biegu przeplatanego postojami na zlizywanie kropli wody z każdej powierzchni, która choć trochę lśniła wilgocią, wydawało się, że szczęście uśmiechnęło się do uciekających. Stalaktyt przed nimi wręcz ociekał wodą, która śpiewając charakterystycznym trelem szybko opadających po sobie kropli, leniwym strumykiem spływała do rozlewającego się pod nią jeziorka. Ront, najbardziej chyba zdyszany i spragniony, rzucił się do jeziorka i zaczął chłeptać wodę jak pies.
- No masz...teraz trzeba będzie poczekać, aż się odstanie... - uszu Daerdana dobiegł niski głos zdegustowanej wyraźnie Eldeth.

I wtedy właśnie szczęście opuściło grupę.

Łoskot, huk, kłęby pyłu. Korytarz zniknął w potężnej zasłonie z drobnego, czarnego jak węgiel pyłu i wizgających wszędzie większych odłamków. Czujne ucho łowcy wychwyciło jednak inny dźwięk... dźwięk trącego o kamienie chitynowego pancerza jakiejś sporej istoty.
Rogaty żuk? pomyślał łowca. Ale coś mu się nie zgadzało. Nie było słychać odnóży, które klekotałyby w nie dającym się z niczym pomylić rytmie. Słychać było kroki. Jakby istota była dwunożna.
Niedobrze.
Klaśnięcie szczypiec... a potem nieludzki, pełen bólu i czystej, paraliżującej grozy wrzask. Wrzask Eldeth... który umilkł, gdy przerwało go ohydne chrupnięcie, jakby potwór odgryzł jej głowę.
Daerdan wraz z innymi stał jak sparaliżowany. Sparaliżowany strachem, w jaki wpędziła go świadomość, że wpadli w zasadzkę tak groźnego stworzenia. Sparaliżowany bezsilnością, która wsączyła się w jego duszę, gdy zdał sobie sprawę, co najprawdopodobniej porwało ich towarzyszkę. Sparaliżowany poczuciem winy, że nie zdołał temu zapobiec, że gdyby zwolnili, szli ostrożniej...
Chmura pyłu opadła i Daerdan wyraźnie ujrzał zwalistą, pokrytą podobnym do płytowej zbroi chitynowym pancerzem, smagającą wielkimi jak bicze wibrysami i patrzącą czarnymi jak wypolerowany obsydian oczami postać umbrowego kolosa. Spotkał tą potężną istotę na swojej drodze tylko raz... i tylko refleks i przytomność umysłu pozwoliły mu wtedy nie wpaść między potężne szczypce, w których teraz zwisała krwawiąca sylwetka krasnoludzkiej wojowniczki. Na oczach Daerdana potwór odwrócił się i zniknął w nieregularnym korytarzu, który przed chwilą wyciął, niosąc w szczypcach słabo wijącą się i wyrywającą krasnoludkę.
- Rat....uuuu...nku....! - uszu Daerdana dobiegł słabnący głos Eldeth.
Jakaś część Daerdana rozpaczliwie chciała posłuchać tego wezwania, ruszyć za krasnoludką w głąb tunelu, nawiązać walkę z potworem i przynajmniej sprawić, by puścił ledwo żywą krasnoludkę i pozwolił jej ujść z życiem. Ale Daerdan wiedział, że wchodzić w ślad za umbrowym kolosem do wykopanego przez niego tunelu było czystym samobójstwem. Toteż nie zatrzymywał przerażonej Aelin, umazanej krwią Eldeth, ani Cefrey, która po dwóch krokach w stronę tunelu zdała sobie sprawę z beznadziejności sytuacji i zawróciła.

Nagły pomruk i świst spadających skał obwieścił kolejne niebezpieczeństwo, które - Daerdan o tym wiedział - bardzo często towarzyszyło przemarszom umbrowych kolosów. Stworzenia te bądź to przypadkowo, bądź celowo, wywoływały często wstrząsy górotworów, w których drążyły korytarze. W podziemnych warunkach Podmroku oznaczało to zawalanie się ścian i stropów jaskiń i korytarzy... które dla uwięzionych wśród skał mogło mieć fatalne skutki.

Daerdan zauważył, że wielka, zwisająca nad Rontem skała zaczyna pokrywać się pęknięciami. Już miał złapać wielkoluda za ramię i odciągnąć go od jeziorka, gdy nagle...
... ujrzał znikającą w tunelu za umbrowym kolosem Leshanę.
(Na Corellona, dokąd ona idzie?) pomyślał. (To samobójstwo!)

W jego umyśle wykrystalizował się zamysł. Nie pozwoli Eldeth i Leshanie zginąć tam samym.

- Za mną! - szczeknął do Ronta i pociągnął go za sobą, dobywając broni i rzucając się w korytarz, w którym zniknęła elfia wojowniczka. Mieli szansę jedną na milion, by uratować Eldeth. Ale trzeba było spróbować.
 
Loucipher jest offline