Półelfka odmaszerowała od tieflinga z niezadowoloną miną. Pokręciłą sie chwilę aż przystanęła obok krasnoluda i spojrzała na niego z góry.
- Czemu ci tak śpieszno do bitki? - Hm? - krasnolud wydawał się zbity z tropu - Cóż… różni ludzie mają różne dary, my, krasnoludy, jesteśmy silne i wytrzymałe, służymy więc swoim bogom przy pomocy naszych mięśni. Mógłbym próbować zostać czarodziejem albo kapłanem, ale byłoby to dla mnie niezwykle trudne. Zamiast tego służę mojej boskiej patronce bijąc się z tymi, którzy obrażają ją samym swoim istnieniem. To dosyć rozsądne, musisz przyznać? Zresztą, sama jesteś silna, pewnie też poświęcasz swoje bitwy bogom, czyż nie?
- Nie. Walczę dla swojego rodu. To że ten sobie wybrał sobie za patronkę Pharasmę nie robi ze mnie świętego wojownika. - Odpowiedź półelfki jak często była ostra.
- A przynajmniej tyle pamiętam. To, że mnie wysłali do wojska. - dodała już mniej pewnie. - Nie walczysz dla swojego boga? - Umorli był wyraźnie zdziwiony - Jak więc możesz czerpać przyjemność z bitki, skoro nie jest modlitwą, ofiarą i rytuałem? Co z radością w sercu, gdy wiesz, że nie tylko szykuje się niezła rozpierducha, ale także że uczestniczysz w niej dla wyższych celów?
Wojowniczka przez dłuższy moment patrzyłą na krasnoluda jakby ten był w istocie szaleńcem.
- Widać nie czerpię przyjemności. Kim jest twoja patronka ? - Iomedae! - odparł krasnolud z wyraźną dumą w głosie - Jak więc rozumiesz mogę walczyć ku jej czci z prawdziwą radością. Jaka walka w jej imieniu miałaby przynieść mi wstyd? - spytał retorycznie.
- Cóż, przynajmniej tyle pamiętasz… coś jeszcze wiesz o swojej przeszłości?
Umorli milczał przez chwilę - Abolethy - odparł zranionym głosem -Zniszczyły moją rodzinną wieś. Wszystkich wybiły. To wtedy zdecydowałem, że chcę zostać paladynem i bronić słabszych. Złożyłem przysięgę, że zniszczę wszystkie abominacje. Dla zemsty. Dla honoru. Dla słabszych i dla mojej boginii. Czy konkretny powód ma znaczenie? Bo zlały mi się w jeden.
- Nie mam zielonego pojęcia czym jest Aboleth, ale moje kondolencje. - Imra wykazała się nietypową dla siebie uprzejmością. Mimo tego wzruszyłą potem ramionami.
- Jest mi wszystko jedno jaki się ma cel, czy też powód do życia. Śmierć to śmierć i przyjdzie w końcu do każdego. Zasłużenie czy nie. -Tjaaaaa, dobrze powiedziane - Umorli splunął na podłogę z odrazą, zapewne dalej wspominając morderców swojej rodziny - To chyba dobry cel w życiu, upewnienie się, że wszyscy których zatłuczesz na to zasłużyli, nie sądzisz? Tak jak ta chora doktor, co chciała z nami paktować - powiedział.
- No… powiedzmy, że się co do niej zgodzę. Nie wiem czemu ale jak myślę o tym, że mnie te poczwary śmiały tknąć i namieszać mi w głowie to krew mi się gotuje. Nic tylko zaszlachtować te abominacje - spojrzenie kobiety na moment zaiskrzyło. - Ale nie, tak ogólnie to nigdy nie zastanawiałam się czy ten kogo zabijam zasłużył na śmierć czy nie. -Spokojna Twoja rozczochrana, większość ludzi o tym nie myśli. Ja jestem paladynem, więc to co innego, ale inni ludzie wojny myślą najczęściej tylko o tym, by przetrwać bitwę. Jesteś taka sama jak reszta świata, zupełnie normalna - Umorli pocieszył Imrę.
Ta jednak nie wyglądała na pocieszoną, ani na taką, która potrzebowała pocieszenia.
- Masz bardzo… specyficzne podejście do wszystkiego. Nie rozumiem go, ale chyba nie muszę. - Często to słyszę - krasnolud zdawał się kompletnie niewzruszony.
- To chyba dobrze w takim razie, że ci to nie przeszkadza. Dogadałbyś się z Kennickiem. - Stara krasnoludzka zasada głosi, że można się dogadać z każdym, wystarczy tylko mieć parę kufli i dobry trunek.
- Nie pogardzę jak już będzie gdzie. - Ha! Zuch dziewczyna, tak trzymać! - Umorli pochwalił swoją towarzyszkę.
- Dobra, dobra. Nie przesadzajmy. Wciąż należę do szlacheckiego rodu. Trzeba będzie po kryjomu abym wstydu reszcie nie przyniosła. Ale jesteśmy umówieni - wystawiłą do niego otwarą dłoń na znak przypieczętowania umowy. Umorli uścisnął ją, posyłając Imrze zawadiacki uśmiech.
Ostatnio edytowane przez Kaworu : 26-03-2019 o 20:28.
|