Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2019, 09:33   #74
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Oberleutnant Hans von Durke

30.01.1945

Żadne wzniosłe przemowy płynące z radia nie były w stanie przekonać Hansa, że da się jeszcze wygrać tą wojnę. Nie było żadnego przeklętego wunderwaffe o którym pleciono codziennie. Nie było i już, scheiße, żadnego, scheiße odwrócenia tej scheiße sytuacji…!
Hans miał ochotę przy swoich ludziach wyjąć z kieszeni rozkazy, zgnieść je, rzucić na ziemię, zdeptać, rozsmarować, a na koniec wpakować cały magazynek swojego Mausera C96… wróć. Amunicji brakowało. Może mógłby je po prostu zjeść?
Jednak Hans zdawał sobie sprawę, że jako Oberleutnant nie może się tak zachować inaczej duch jego ludzi kompletnie upadnie. Nie żeby go mieli, dostał wszak grupę dzieciaków i starców z siłowego zaciągu.

Hans nie wiedział co począć. Rosjanie nocą przeszli przez Ostwall i wbili się na całe trzy kilometry. Jakiś szaleniec, pewnie dowódca, na czołgu darł się na piechurów nic sobie nie robiąc z tego że byle seria może zakończyć permanentnie jego żywot… co z resztą się stało tyle że w dużo bardziej brutalny sposób.

Tak czy inaczej walka była przegrana. Niepełne załogi czasem odpierały dzielnie szturmy wojska, gdzie indziej jednak milczały. Hans widział przez peryskop jak Rosjanie otaczają jeden z innych obiektów i po prostu zalewają go swoją liczebnością. Granaty przez lufty, wentylację… podjechanie czołgiem i strzał z działa prosto we właz. Oberleutnant nie miał zamiaru tak ginąć i skazywać na ten los także swoich ludzi. Wszędzie wokół bunkrów było szczere pole, a ich uzbrojenie potężne, ale po prostu wroga było zbyt wiele. Jak mrówki! I zaczęli podchodzić jeszcze do ich pozycji! Ostatecznie zarządził zejście do głównego korytarza.
Powinni być w stanie wyjść najbardziej wysuniętym wyjściem i umknąć z tej matni!

Paliwa było niewiele, więc agregaty chodziły na pół gwizdka. Świeciła się tylko część żarówek więc schodzili z panzerwerka i umieszczonych pod nim pomieszczeń ostrożnie - jeszcze tylko brakowało, aby ktoś głupio zginął albo się połamał. Ciągle dochodziły do nich przytłumione odgłosy eksplozji i czasem wstrząsało ziemią. Hans z pewnym żalem opuszczał to miejsce, ale nie było innego wyjścia. Chciał przeżyć…

Obładowani zapasami i medykamentami ruszyli krótkim tunelem do głównego korytarza komunikacyjnego. Musieli się spieszyć… nie wiadomo było kiedy znów jakiś wariat nie spróbuje przebić frontu…

06.2063

Hans poczuł na karku lodowaty powiew. Światła które pozwalały im widzieć drogę zgasły. Oberleutnant słyszał tylko swój oddech przez przeciągającą się chwilę. Chyba się zatrzymał. Potem poczuł, że jego stopy robią się zimne. Poruszył nimi. Usłyszał chlupot. Gdzie się podziały światła? Skąd ta woda, przecież tunel był w pełni szczelny.
Niektórzy z żołnierzy zapalili swoje latarki. Po surowym tunelu którym się ewakuowali nie było śladu! Teraz stali po kostki w wodzie, ściany zdobiły jakieś bohomazy a po instalacji elektrycznej jedynym śladem były zaczepy dla lamp i kabli. To chyba było to samo miejsce… tylko jakby inne. Hans nie stracił rezonu, chociaż czuł jak bardzo jest coś nie tak. Nakazał marsz naprzód, słyszał jakąś maszynerię pracującą przed nimi.

A potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Światło latarek padło na jakiś dwóch ludzi stojących na skrzyżowaniu ich tunelu z tunelem głównym. Dwójka indywiduów miała dziwną mieszankę mundurów i ubioru cywilnego oraz jakiegoś trudnego do zidentyfikowania sprzętu. Ale nie byli to z pewnością Niemcy.. w takiej sytuacji jedyną możliwością było że wróg zdołał spenetrować któryś z bunkrów i zejść do kompleksu!

Oberleutnant Hans von Durke dobył błyskawicznie swojego Mausera i nakazał strzelać. Żołnierze może i byli żółtodziobami, ale natychmiast otworzyli ogień, a po chwili poleciał granat. Eksplozji Hans prawie nie słyszał, tak ogłuchł od wystrzałów. Zaraz potem chciał zarządzić odwrót, ale odpowiedź na ich ostrzał była… była…

Hans leżał w wodzie patrząc w sufit tunelu czując jak życie z niego wypływa. Tamci odpowiedzieli prawdziwą nawałnicą ognia. Bardzo celnego ognia. Co to było? Co się właściwie stało? Gdzie byli i z kim walczyli? Hans zobaczył rozbłysk światła i pochylające się nad nim postacie… a potem odpłynął.

***

Drużyna Kapitan Zawady

- Niech mnie kule biją. Autentyczny Wermacht! - odezwał się głos Kocięby w słuchawkach - Uzbrojenie, mundury, oznaczenia. Wszystko funkiel nówki.

- Co to właściwie było? - zapytał Kocur.

- Hmmm… nie wiem. - odpowiedział mag z niezwykłą szczerością w głosie - Spodziewałem się ataków szaleństwa, hallunów, wściekłych spirytów… ale nie tego że zagnie się czasoprzestrzeń i ciśnie w nas nazistami. Właśnie Kocur, weź nie mów na głos nazw żadnych społecznych grup, które mogły mieć coś z tym wszystkim wspólnego. W ogóle lepiej w ogóle nikt niech się o tym nie odzywa.

- Że jak? - zapytał Oslo - Że niby jak powiem “Bolszewicy” to zaraz wyskoczy banda pijanych czerwonoarmistów ze swoim cholernym uraaa poganiani przez walących im w plecy komisarzy?! Cóż i tak to lepsze niż artyleria na kla…

Grupa poczuła wiejący od strony Pętli Boryszyńskiej lodowaty wicher. Taki bardzo chłodny. Iście syberyjski. Obraz w noktowizorach zaśnieżył. Olek palnął Oslo w plery.

- Ani. Słowa. Więcej. - syknął.

- Idziemy dalej! - zakomenderowała Zawada.

Odnośnie tego panowała powszechna zgoda. Ruszając czarodziej poklepał jeszcze Kocura w ramię, kiwnął głową i wyszeptał krótkie “dzięki, chłopcze”.

Ciężko było zachować spokój kiedy okazało się że system tuneli działał pod wpływem potężnej magii. Potężnej to mało powiedziane. Całe kolegia i uniwersytety pewno dostałyby białej gorączki słysząc o takim fenomenie jak wyrywanie istot z przeszłości i ciskanie ich w czas teraźniejszy. Ale to była wojna i takie pierdoły należało zachować na potem. Ważniejsze było przeżyć.

A wyglądało na to, jakby ktoś mógł złośliwie powiedzieć, że Długa Trasa Turystyczna Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego miała być dzisiaj wyjątkowo pełna atrakcji.

Muzyka

Po parunastu minutach marszu pod sufitem przeleciało kilka nietoperzy skrzecząc. Chwilę później wszystkim zjeżyły się włosy na głowie, a z daleka doszły ich jakieś okrzyki. Wydawało się, że słychać było zarówno słowa po niemiecku, jak i po rosyjsku. Potem rozległy się strzały. Daleko, ale tunel niósł echo.
Kiedy dotarli do dworca Inga przez mgnienie oka wydawało im się, że wszyscy noszą sprzęt z połowy dwudziestego wieku i że nie są meta ludźmi, a po prostu swoimi ludzkimi odpowiednikami. Chwilę potem wrażenie minęło, a z bocznego tunelu wypadli na nich zamówieni przez Oslo Czerwonoarmiści. Łatwo było ich rozpoznać po klasycznych workach zamiast plecaków i pepeszach. Ich prymitywna broń niewiele mogła zdziałać w starciu z bardzo nowoczesnym orężem, ale wystarczyła, aby poszarpać wierzchnią odzież, podziurawić ku powszechnej irytacji gumowego obuwie, które trzeba było załatać kultowym power-tapem.

Nie był to jednak koniec atrakcji. Idąc dalej natrafili na otwarte studzienki kanalizacyjne. Woda w nich była całkiem czysta. Kiedy przechodzili obok jednej Wysocki padł na ziemię. Tylko szybka reakcja Adeptów uratowała żołnierza przed wciągnięciem przez złośliwego wodnego ducha. Pogonili marę swoimi zaczarowanymi kopniakami, a ta jak niepyszna zniknęła z powrotem w otworze kanalizacyjnym. Gorzowiak omal nie wyzionął ducha ze strachu i swojej bezsilności wobec magicznego stwora.

Wydawało się, że cały kompleks może nie tyle sypie w nich niebezpieczeństwami co stara się ich złamać psychicznie. Na kolejnym odcinku ziemia zaczęła drżeć jakby gdzieś w pobliże waliła artyleria solidnego kalibru. Parę razy słychać było jęki metalu jakby ktoś uderzał w wielką metalową kopułę gigantycznym młotem. Najgorsze jednak były odgłosy jakby coś przesuwało się tuż za betonową ścianą. Wrażenie że tunel może się zaraz zawalić było przemożne.

Najgorszej jednak mieli chyba Przebudzeni. Wyczuwali fluktuacje mocy i intensywne jej uwolnienia. Zupełnie jakby cały astral miotał się i nie mógł znaleźć konkretnego sposobu na uporanie się z intruzami, którzy zakłócili spokój tego miejsca. A może nie chodziło wcale o nich, ale o coś innego?

Kolejne znalezisko mogło rzucić trochę światła na tą sprawę.

Zbliżali się do dworca Heinrich, który, jak informowałą mapa był półmetkiem do wyjścia z którego mieli dostać się do Kęszycy Leśnej. Jak dodał Wysocki był to też element dawnej trasy turystycznej grupy warownej Scharnhorst znajdującej się pod Pniewem.
Mając na uwadze poprzednie odwiedziny na podziemnych dworcach zachowali pełną gotowość bojową zbliżając się do tego miejsca, jednak nic się specjalnego nie stało. Za to na na bocznym torze głównego tunelu odkryli… drezynę. Maszyna wyglądała na całkiem nową i przypominała Bebokowi te wózki którymi wożono się po podziemnych kompleksach korporacji. Tory na których stała wyglądały na całkiem dobrze zachowane, czy raczej zakonserwowane. Kocięba nachylił się nad nimi i dostrzegł coś jeszcze. Na powierzchni torów wygrawerowano cyrylicą jakieś napisy. On i reszta przebudzonych czuła też że pod płytami w tym miejscu znajduje się jakiś aktywny magicznie materiał, który prowadzi dalej ku północnej części kompleksu, a tutaj zakręca do bocznego tunelu zakończonego komorą.
Kociąba i Kowalik ostrożnie zbadali tą odnogę.

- Tam była kiedyś cysterna paliwowa. - rzucił na słuchawkach Wysocki - Miała być zapasem dla kolejki wąskotorowej i agregatów. Solidna wentylacja zapewniała by ludzie się nie podusili od spalin.

I rzeczywiście pękaty, sięgający wysoko pod sam sufit zbiornik był na miejscu. Magiczny ślad prowadził właśnie do niego. Potężna metalowa konstrukcja wydawała się przeżarta rdzą i ledwie się trzymająca jednak troll dostrzegł że na powierzchni znajdują się jakieś malutkie wydrapania, jakieś znaczki. No i przede wszystkim czuć było że obiekt jest mocnym przewodnikiem magicznej energii.

- To chyba cyrylica. - rzekł Kocięba - I coś jeszcze… coś jakby…

Nie dokończył. Wszystkim włosy stanęły dęba, a Przebudzonych jakby kopnęło prądem. Wypisane od samego spodu, aż po szczyt cysterny formułki w cyrylicy rozjarzyły się na krwawo. Pod płytami, które prowadziły do komory nastąpiły dziwne rozbłyski światła, które niczym impulsy popłynęły od zbiornika do głównego tunelu, a potem pod torami dalej na północ.



Zaraz potem ziemia zaczęła drżeć, a ściany zaczęły rozbrzmiewać tępymi łupnięciami, jakby ktoś z drugiej strony starał się przebić do środka przy pomocy tępych narzędzi.

 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 27-03-2019 o 10:00.
Stalowy jest offline