W niektórych sprawach na znajomych można było liczyć. Na przykład jeśli chodziło o spędzenie paru chwil w dobrym i miłym towarzystwie. Szczególnie takim, które nie patrzyło z góry na kogoś, kto nie miał sakiewki pełnej złota.
-
Naprawdę chcesz jechać w te dzikie góry? - Andreas von Borcke spojrzał na jednego ze swych gości. Po raz kolejny napełnił kielichy.
-
Oczywiście - odparł Karl. -
Wszak wiesz, że tak łatwo nie zmieniam zdania.
- No to twoje zdrowie. - Franz von Borcke, brat gospodarza, uniósł swój kielich.
-
Wbrew plotkom smoków tam co prawda nie ma - powiedział kolejny uczestnik spotkania, Emich Lippe, gdy upił spory łyk wina -
ale ponoć wiele ciekawych stworów zamieszkuje w wysokich górach.
- Przywiozę jakiś ciekawy łeb do powieszenia nad kominkiem - zażartował Karl, które to słowa zgromadzeni powitali wybuchem śmiechu.
* * *
Kolejny wieczór, podobnie spędzony, w nieco innym towarzystwie, był równie przyjemny, ale tak samo nie przyniósł żadnych pożytecznych informacji.
Podobnie jak i kolejna wędrówka po mieście w poszukiwaniu mieszkańców na tyle starych, że mogli mieć jakąś wiedzę na temat Bastionu... i równocześnie nie mieli zaników pamięci.
Pozostawało zdać się na własny rozsądek, odrobinę szczęścia i liczyć na to, że kompania, jaka wyruszy na poszukiwania starego zamczyska von Falkenhorstów składa się z osób, które mają jakieś pojęcie zarówno o wędrówce przez dzikie ostępy, jak i o penetrowaniu zrujnowanych budowli.
* * *
-
Dowiedzieliście się czegoś ciekawego? - spytał Karl, gdy znów się spotkali wieczorem przy stole. -
Moje poszukiwania nic nie przyniosły, prócz garści niewiele wartych plotek, ale może wy mieliście więcej szczęścia...