Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2019, 23:16   #103
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Terry zerknął na Alice.
- Naprawdę chcesz teraz? - zapytał. - Musielibyśmy się odłączyć. I ktoś mógłby nas zobaczyć. Szczerze mówiąc nie jestem w najlepszym nastroju w tej akurat chwili… Najpierw zjadłbym coś, a potem zajął twoimi braćmi.
Chyba de Trafford uznał słowa Harper za wstępny flirt. Przecież to w puszczy bogów kochali się po raz pierwszy. Alice nie wypowiedziała tych słów jakoś szczególnie znacząco, ale Terry i tak je odczytał w ten sposób… bo najwyraźniej głodnemu chleb na myśli.
- Tak, priorytetem jest odnalezienie twoich braci - rzekł de Trafford. - Zadanie poboczne do znalezienie mordercy Kaariny i jej towarzysza. Oraz rozmowa z Tuonelą, o ile ta nie oderwie nam głów przy pierwszej lepszej okazji.
Alice uśmiechnęła się, rozbawiona tym o co podejrzewał ją Terrence, że właśnie mu zasugerowała.
- Faktycznie, masz rację Terrence. Będziemy musieli poczekać, póki nie zakończymy wszystkich tych niejasnych wątków. Jeszcze byśmy się zanadto rozproszyli… - powiedziała i zerknęła na niego, ciekawa jaką teraz zrobił minę, kiedy powiedziała mu w między wierszach, że sobie poczeka. Nie miała zamiaru go szczuć, ale jak już sam zaczął wątek, uznała za dobry sposób na rozluźnienie i spędzenie tego spaceru w wesołej atmosferze rzeczywiście chwile się z nim podroczyć i poflirtować.
- Ale nie martw się, potem ci wszystko wynagrodzę - obiecała, drocząc się z nim dalej.
- Cholera, chyba naprawdę chcesz zrobić ze mnie błyskawicznie najlepszego detektywa w mieście - zaśmiał się Terry. - Choć tak właściwie to pewnie kiepski tytuł. Mało prestiżowy. Może “po tej stronie półkuli”? Już chyba lepiej.
Bahri i Klaudia skręcili w prawo. Tym samym obydwoje znaleźli się obecnie na drodze prosto ku bramie. Kierowali się już do wyjścia.
- Masz naprawdę ochotę na spaghetti? - zapytał de Trafford. - Czy na coś innego? Wbrew pozorom można na tej wyspie naprawdę dobrze zjeść. Chyba przyciąga bogatych turystów.
Śpiewaczka zaśmiała się cicho na jego słowa
- Nie liczy się czas, a technika… choć oczywiście jakbyś był najszybszy, to byłoby mi trochę smutno - rzuciła drocząc się z nim jeszcze chwilę. Zaraz jednak ruszyli w stronę wyjścia za Bahrim i Klaudią i temat zszedł na jedzenie
- Szczerze to nie mam zbytnio na nic konkretnego apetytu, to się pewnie nie zmieni, póki nie znajdę braci, więc gdziekolwiek pojedziemy to to zjem - przyznała szczerze.
- Rozsądnie - rzekł Terry. - Przynajmniej jeśli chodzi o jedzenie - dodał. - Bo wydaje mi się, że mimo wszystko najlepsze będzie znalezienie twoich braci najszybciej, byle jaką techniką. Chyba nie wszystko rządzi się tymi samymi prawami, co sztuka miłości - mruknął. - To skoro Bahri już rzucił, że zjemy spaghetti, to może rzeczywiście to zrobimy. Znajdziesz jakąś fajną restaurację włoską? - zapytał ją.
Alice wyciągnęła telefon z torebki i zaczęła szukać
- Posteruj mną chwilę, żebym się o nic nie potknęła, proszę - poprosiła, bo nie chciała by zwalniali kroku i dogonili Bahriego.
Harper przeglądała listę proponowanych lokali i nagle parsknęła. Znajdowała się na niej ‘The Deck’... Ta ironia aż ją ukłuła nieprzyjemnie.
- Będziemy musieli zapytać naszych towarzyszy o zdanie, bo jest kilka opcji w rożnych miejscach i teraz pytanie dokąd Bahri będzie chciał jechać i czy w ogóle dokądkolwiek… Mam nadzieję, że Klaudia zdołała nieco poprawić mu humor - westchnęła i popatrzyła na plecy Egipcjanina i towarzyszącej mu blondynki.
- Myślę, że to mało prawdopodobne - odparł Terry. - Nie wiem, co musiałaby zrobić, żeby poprawić mu humor. Poza tym to ja będę musiał siąść za kółkiem. Ewentualnie ty. Bahri jest przecież pijany. Ja natomiast zdążyłem już kompletnie wytrzeźwieć po poranku i nocy - rzekł. - Trochę boli mnie głowa, ale nie wiem, czy to kac, czy może raczej emocje. Pewnie i to, i to - mruknął.
Alice bardzo powoli zerknęła w jego stronę
- Naprawdę miałbyś zamiar prowadzić? - zapytała grobowym tonem, po czym zaśmiała się, przypominając sobie podróż przez Helsinki… Za moment jednak odechciało jej się śmiać, bo to właśnie wtedy zginął Abascal i zamilkła pogrążając się w myślach.
- H-hej… - Terry zawiesił głos. - Przecież ja bardzo dobrze jeżdżę - obruszył się. Potem zwiesił głowę, kiedy uświadomił sobie, że jednak ciężko walczyć z prawdą, jeżeli ta jest aż tak oczywista.
Harper zerknęła na niego i uśmiechnęła się lekko, pogłaskała go po ramieniu pocieszająco, ale nic nie powiedziała. Może i nie wychodziło mu operowanie pojazdem, ale był wspaniały w wielu innych rzeczach. Taki był przekaz jej spojrzenia. De Trafford prychnął, ale na koniec uśmiechnął się nieznacznie.

Opuścili ogród i wnet dotarli do brązowego fiata, który stał na parkingu. Bahri i Klaudia stali o niego oparci, jeszcze nie wchodząc do środka. Oboje palili.
- ...nie, przyjechałam tutaj taksówką - mówiła Klaudia. - Oczywiście, że nie ma tu mojego samochodu. Ten został w New Haven.
- New Haven…?
- To w Stanach, Bahri - westchnęła blondynka.
Alice dosłyszała ich rozmowę
- A masz może przypadkiem swoje prawo jazdy ze sobą? - zagadnęła, bo pojawił się pewien prawny problem. Alice co prawda umiała prowadzić samochód, ale nie robiła tego zbyt często i nieco nie ufała swoim zdolnościom operowania kołkiem, poza tym, nie woziła tych dokumentów wszędzie ze sobą…
- Tak, wszystkie mam zawsze przy sobie - odpowiedziała kobieta. - To znaczy… to pewnie z mojej strony głupie, bo gdyby ktoś ukradł mi torebkę, to zostaję z niczym. Mimo wszystko… lubię mieć przy sobie wszystko. Na wypadek, gdybym potrzebowała.
Na moment zamilkła.
- A potrzebuję, tak? - zapytała śpiewaczkę. Następnie spojrzała nieufnie na brązowego fiata. Wyglądała trochę tak, jak gdyby chciała powiedzieć, że jej prawo jazdy obejmuje prawdziwe samochody, a nie wraki. Na pewno tak pomyślała, ale dobre wychowanie i współczucie względem Bahriego nie pozwoliło jej wypowiedzieć tych słów na głos.
Alice nie była zniesmaczona stanem pojazdu. Pierwsze i w zasadzie jedyne auto jakim poruszała się w młodości po zdania prawa jazdy był wóz jej dziadków i był w nawet gorszym stanie niż samochód Bahriego. W jej oczach auto Egipcjanina było jak najbardziej w porządku.
- No Bahri z jasnych przyczyn nie może, a ja nie zabrałam swoich dokumentów no i od dość dawna nie prowadziłam, więc moje zdolności są nieco zardzewiałe. Więc o ile nie chcemy spędzić tu na parkingu następnych kilku godzin, no to jesteś naszym jedynym ratunkiem Klaudio - Harper obdarowała kobietę spojrzeniem pełnym wiary i podziwu. W końcu kobieta mogła już drugi raz w ciągu ich pobytu w ogrodzie pomóc i to bardzo mocno. Kwestię podróżowania po Mauritiusie na razie rudowłosa odłożyła na bok, wyglądało bowiem na to, że będą musieli polegać na czymś innym, a nie na Bahrim, który został wyoutowany przez piersiówkę de Trafforda.
- W porządku, nie ma problemu - powiedziała studentka. Następnie spojrzała na fiata z pewnym błyskiem w oku. Jak gdyby ten był dziką kolejką górską, albo nie do końca sprawnym diabelskim młynem. Jednym słowem, rzeczą gwarantującą nowe doznania, silne emocje i jedyne w swoim rodzaju przeżycia.
Wnet wsiadła po stronie kierowcy. Obok niej usiadł Bahri. Był zdenerwowany i pijany, ale nie bardzo mocno. Nie kołysał się, nie zataczał, nie śpiewał. Tak właściwie, gdyby ktoś z boku na niego spojrzał, pewnie nie przyszłoby mu do głowy, że mężczyzna pił alkohol. Jednak dla kogoś, kto spędził z nim choć trochę czasu, zmiana charakteru była jak najbardziej widoczna.
- Będę nadzorować - rzekł krótko.
Terry i Alice usiedli z tyłu.
- A gdzie jedziemy? - zapytała Klaudia, patrząc nieufnie na kierownicę. Trochę tak, jak gdyby bała się, że kiedy jej dotknie, ta odleci od kokpitu.
Harper znów wyciągnęła telefon
- Jako iż Bahri zaproponował wcześniej spaghetti jako opcję, to pozwoliłam sobie sprawdzić restauracje z kuchnią włoską w Port Louis i okolicach. W Port Louis większość to albo lokale gdzie dodatkowo można zamówić coś włoskiego, albo pizzerie, ale z opcją zjedzenia również spaghetti. Znalazłam całkiem przyzwoitą restaurację, ale to kawałek drogi stąd, aż za Port Louis Moka. Więc teraz do was pytanie na co macie ochotę, tak bardziej szczegółowo - wyjaśniła co znalazła i dokąd mieliby jechać.
- Ja zjem cokolwiek, żeby tylko nie miało larw owadów - Klaudia zabrzmiała tak, jak gdyby za tym kryła się jakaś historia, którą nie chciała się z nikim dzielić.
- Ja tylko rzuciłem tym spaghetti, może być cokolwiek. Na przykład… Tortellini.
- Ale to prawie to samo - Klaudia zawiesiła głos.
- Co…? - Bahri spojrzał na nią z wielkimi znakami zapytania w oczach.
- No włoski makaron… - studentka mówiła spokojnie, powoli i ostrożnie, jakby była całkiem pewna, że się nie myli, ale zaczynała wątpić z powodu pewności siebie swojego rozmówcy. - To nie tak, że zaproponowałeś coś kompletnie innego…
- Dla mnie to zupełnie inne dania. Pizza to według mnie też to samo, co spaghetti i torte…
- Nie, pizza to kompletnie... - Klaudia zaczynała się irytować.
- ...co innego, właśnie - Bahri rzekł dobitnie i wypuścił z siebie powietrze, jakby tym samym wygrał spór.

Terry spoglądał to na blondynkę, to na Egipcjanina z taką miną, że Alice poczuła, że zaraz najpewniej wybuchnie śmiechem.
- Ja już naprawdę jestem głodny - powiedział cicho.
- No to jedziemy na… Intendance Street, do Belmont House. Mieści się tam lokal o nazwie Panarottis Pizza Express Port Louis i jak sama nazwa wskazuje, można tam dostać pizzę… - zaproponowała takie rozwiązanie sprawy.
- Swoją drogą jechaliśmy już dziś ta ulicą - dodała, co lekko ją rozbawiło.
- Podać wam telefon, żebyście włączyli gps? - zaproponowała jeszcze. W końcu Klaudia wcale nie musiała znać wszystkich ulic, a Bahri mógł mieć opóźniony zapłon w kierowaniu jej jazdą.
- A czy mogłabyś sama podawać mi wskazówki? - zapytała Klaudia. - Raz tak skasowałam samochód. Zagapiłam się w ekran, nie spojrzał na jezdnię i moje piękno volvo już nigdy nie wyglądało tak samo.
- Chwila… skasowałaś samochód? - Bahri zapytał tonem mrożącym krew w żyłach.
Klaudia obruszyła się.
- W twoim przypadku to byłaby przysługa - rzekła. - Więc nie nie martw.
Egipcjanin obrócił się do tyłu i spojrzał na Terry’ego i Alice. Jego wzrok jasno kazał im zainterweniować. De Trafford zmrużył powieki, patrząc prosto w oczy mężczyzny i uśmiechnął się lekko. To chyba nie uspokoiło Bahriego.
- No to nie jest najlepsza opcja, byśmy my prowadzili… Ja nie mam dokumentów i jak trafi się kontrola drogowa, no to może nie być najlepiej… A Terrence… - zerknęła na niego.
- No powiedzmy, że za często nie musi się sam nigdzie wozić i nie rozwijajmy tematu… Więc jedyną, najlepszą opcją jest Klaudia. Sądzę, że będzie prowadziła ostrożnie, a ja mogę nieco jej dopomóc… Będę miała oko na gps i na to czy czasem nic nam niespodziewanie nie wyskoczy na drogę i dojedziemy w jednym kawałku na obiad. Zgoda? - rudowłosa próbowała być przekonująca i jednocześnie nikogo nie urazić.
- Zgoda - Bahri westchnął. Zapiął pasy i rozłożył się na siedzeniu. Parowało od niego zrezygnowanie. Klaudia spojrzała na niego lekko zirytowana.
- Żebyś wiedział, że to ja - wskazała palcem na siebie - robię tobie - potem skierowała go na Bahriego - przysługę.
Egipcjanin parsknął śmiechem. Tymczasem kobieta zapaliła gaz i ruszyła z piskiem opon z parkingu. Alice przez chwilę była pewna, że uderzy w samochód, ale skręciła w ostatniej chwili.
- Bo nikt ci nie kazał pić wódki - dokończyła.
- To nie była wódka - de Trafford sprostował. - Tylko whisky.
- O, kolejny od tortellini versus spaghetti się znalazł - blondynka pokręciła głową.
Alice parsknęła i pokręciła głową. Przechyliła się do przodu, opierając rękę o oparcie siedzenia kierowcy. Musiała obserwować teraz drogę wraz z Klaudią, aby na pewno upewnić się, że przyszła pani prokurator jednak mimo wszystko postanowi ich nie rozbić. Było to wymagające zadanie, więc rudowłosa skoncentrowała się na nim w pełni, sterując obieraną przez Klaudię droga, lub dając jej znać, gdy ewentualnie przeoczyła jakiś znak, lub zakaz, czy nakaz. Przypomniało jej się dachowanie w Aalborgu i gdzieś w połowie jazdy cała się spięła, co siedzący obok Terry mógłby zauważyć o ile patrzył wtedy na nią.
- O co chodzi? - zapytał de Trafford cicho. Mimo wszystko znajdowali się na niewielkiej przestrzeni i pasażerowie przednich siedzeń zapewne mogli ich usłyszeć. - Czy uważasz, że za dużo piję?
Chyba uznał, że nastrój Alice uległ pogorszeniu z powodu rozmowy na temat wódki, czy też raczej whiskey, którą mężczyzna miał przy sobie.
- Zazwyczaj piję tylko wieczorem - przypomniał jej. - I to nie tak dużo. Przecież wiesz… - zawiesił głos. - Wziąłem to z barku apartamentu, bo pomyślałem, że może się przydać. I przydało się. Poza tym, no… można byłoby tym oczyścić rany - uśmiechnął się żartobliwie.
- Nie, to nie to… To temat na inną rozmowę. Ja akurat myślałam o Aalborgu i aucie i Jenny - powiedziała na tyle zagadkowo, by wtajemniczony Terrence mógł domyślić się o czym pomyślała, ale reszta nie musiała wiedzieć o co chodzi. Harper zerknęła na de Trafforda
- Uważam, że ostatnio sporo pijesz, ale nie miałam zamiaru robić z tego powodu scen, czy coś takiego - powiedziała zaraz, spokojnym, racjonalnym tonem.
- Wiesz… to chyba nie jest rozmowa na teraz - odpowiedział Terry. - Ale myślę, że mam przynajmniej kilka powodów, aby pić więcej, niż zwykle. I chyba znasz je wszystkie - dodał.
Klaudia przysłuchiwała się im z zainteresowaniem, natomiast Bahri wydawał się tkwić w swoim własnym świecie.
- Mam nadzieję, że znajdę go - rzekł nagle. - A z drugiej strony boję się tego. Nie wiem, co wtedy zrobię. Co powinienem zrobić. Co będę w stanie zrobić…
Studentka spojrzała na niego nieco łagodniej, niż jeszcze przed chwilką.
- Znajdziesz bezpieczne miejsce i zadzwonisz po policję - powiedziała ze współczuciem. - A ta osoba zostanie postawiona przed sądem i prawomocnie skazana. To jedyny sposób, żebyś poczuł choć cień zadośćuczynienia… nie stając się przy tym gorszym człowiekiem, niż jesteś, Bahri.
- Wcale nie uważam się za dobrego człowieka - Egipcjanin parsknął. - Raczej… brudnego - zawiesił głos. Klaudia spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, ale Alice chyba rozumiała, że Bahri ma na myśli swoje praktyki w salonie SPA. Jeżeli wierzyć jego słowom, naprawdę robił to tylko dla siostry. Jak to było, oferować każdej kolejnej osobie, która do ciebie przychodzi, przyjemność intymną? I potem dotykać jej… bez względu na to, czy była kobietą, mężczyzną, kimś starym, młodym, grubym, chudym, atrakcyjnym, brzydkim… Poza tym Bahri twierdził, że jedynie masturbował gości, ale Alice nie była wcale pewna, jak tak naprawdę wyglądał zakres jego usług. W Bar On The Rocks mówiono o uprawianiu seksu… Kto nazwałby w ten sposób sam dotyk? Choć z drugiej strony lało się tam dużo alkoholu i być może nie warto było przywiązywać wielkiej wagi do wypowiedzianych tam kwestii. A zresztą, jakie to miało znaczenie… Cała kwestia była może ciekawa, ale roztrząsanie jej nie pomagało ani odnaleźć braci Alice, ani mordercy Kaariny.
- I jak teraz skręcić? - zapytała Klaudia.
Harper uświadomiła sobie, że byli już całkiem blisko restauracji. Jeszcze co najwyżej pół kilometra i będą na miejscu.
 
Ombrose jest offline