Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2019, 23:16   #104
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Śpiewaczka skoncentrowała się więc. Droga była prosta, wystarczyło, że będą jechać przed siebie. Dokonali już skrętu w lewo na wysokości ‘The Deck’, tylko po kompletnie drugiej stronie dużego skrzyżowania… Jeszcze kilka chwil i znajdą się na miejscu. Harper szukała wzrokiem jakiegoś bilboardu, czy reklamy wskazującej na to, że dotarli pod włoską pizzerię. Wtedy też dała znać Klaudii, że oto właśnie jest pora by się zatrzymać i zaparkować. Miała nadzieję, że kobieta da sobie radę z tym ostatnim zadaniem. Wnet zaparkowali na poboczu. Chyba mogli zostawić tam samochód. Nieco dalej znajdował się parking, jednak ten był pełny. Klaudia nie była wcale złym kierowcą. Może przeciwnie, zbyt dobrym. Chyba czuła zbyt dużą pewność siebie, kierując samochodem i stąd wynikały te dzikie zrywy i pogwałcenia limitów prędkości. Ani razu nie uderzyła w nic, ani nawet nie zarysowała brązowego fiata. Samochód mógł być stary i niezbyt efektowny, ale trzeba było przyznać Bahriemu, że dobrze o niego dbał. Nie było na nim ani jednego zadrapania. Klaudia nie zmieniła tego stanu rzeczy.


- To jest ta wspaniała ekskluzywna restauracja, najlepsza na Mauritusie? - Terry spojrzał na śpiewaczkę z zastanowieniem.
Panarottis Pizza Express było zwykłym przydrożnym barem. Ostatnie słowo nazwy lokalu w pełni oddawało cały charakter obiektu.
- A ja tu jadłam - powiedziała Klaudia. - Dopiero teraz skojarzyłam nazwę. Nie, pizza jest całkiem w porządku. Serio.
- No to… o co chodzi…
De Trafford wyglądał na nieprzekonanego, ale nie odezwał się.
Harper zerknęła na niego
- Nie powiedziałam, że to ma być najlepsza restauracja i do tego ekskluzywna. Powiedziałam, że jest w porządku i że można tu zjeść włoskie danie. Nie bocz się, to może być ciekawe doświadczenie. Zobaczysz, jeszcze kiedyś uda mi się namówić cię na posiłek w KFC… - zażartowała rudowłosa i wzięła Anglika pod rękę, by dodać mu otuchy, i poprowadzić go do lokalu tak, by czasem nie mógł się wykręcić od wejścia.
- Mama zawsze mówiła mi, że w życiu posiadamy ograniczoną liczbę sekund. A także posiłków, które spróbujemy. I że naszym głównym zadaniem jest sprawić, aby ich jakość była niezapomniana, wyjątkowa i najlepsza za każdym razem - rzekł. - Ale… chyba jestem już trochę za stary, aby cytować moją nieżyjącą matkę. Poza tym całe dzieciństwo uczyłem się, że nikt nie lubi snobów.
- To prawda - Klaudia przyznała. - Ale ja jestem taka sama, więc niech pan się nie martwi - dotknęła jego ramienia. Uśmiechając się jakby za szeroko. - Ja czasami nazywam to posiłkami na koszt spontaniczności. Mam na myśli, że… - zastanowiła się. - Że będę mogła powiedzieć, że zawsze jadłam to, na co miałam ochotę. I nie musiało to być najlepsze. Po prostu chciałam tego. Poza tym pizza tu na serio jest pyszna.
Terry spojrzał na nią z zainteresowaniem.
Tymczasem Bahri lekko zagryzł wargę. Czuł się wyobcowany przy tego typu rozmowie. Terry i Klaudia byli bogaci, natomiast on… zupełnie przeciwnie. Nie chodziło o to, że zazdrościł im pieniędzy. Po prostu czuł wyrastający pomiędzy nimi mur. Egipcjanin nie jadał zbyt często na mieście, bo taniej było samemu przyrządzić posiłek. Natomiast de Trafford i blondynka okropnie grymasili, do czego nie był przyzwyczajony.
- No to wchodzimy? - zapytał Anglik. - Wchodzimy - sam sobie odpowiedział

Bar rzeczywiście nie był zbyt wielki, ale znajdowało się tutaj kilka stolików i krzeseł, na których można było usiąść. Znajdowało się tutaj kilka osób, co świadczyło, że lokal cieszył się powodzeniem, ale nie był przepełniony tłumem. Przynajmniej nie o tej godzinie. Nad ladą, za którą stała młoda kelnerka, były trzy podświetlone panele z różnymi smakami pizzy, które można było zamówić.
- Ja poproszę Margeritę - rzekł Bahri, rzucając okiem na ceny.
- A ja… - Klaudia zawiesiła głos, czytając skład pozycji na samym końcu listy, gdzie były najdroższe opcje. - Poproszę Pancettę - wybrała opcję z wędzonym boczkiem, czarnymi oliwkami, cebulą czerwoną, rukolą i kaparami.
- A my co weźmiemy? - zapytał de Trafford.
Alice nie wtrącała się do wcześniejszej rozmowy Klaudii i Terrence’a, głownie dlatego, że sama z własnej kieszeni jeszcze niedawno nie mogła sobie pozwalać na drogie restauracje. Była jednak cały czas czujna na to jak zachowywała się Klaudia i czy czasem w jej postawie nie było choćby nuty czegoś podejrzanego w odniesieniu do de Trafforda. Aż jej się gotowało w żołądku, jak pomyślała o tym, że kobieta mogłaby chcieć jej go podkraść. Harper była więc rozproszona, gdy Terry zadał jej pytanie
- Mmm, słucham? A… Tak… Pizza… - spojrzała na listę i zmarszczyła brwi.
- Hm, a na jaką byś miał ochotę? - zapytała go. W sumie nie jedli jeszcze dotąd razem pizzy w tego typu lokalu i Alice nie wiedziała, czy jeśli zaproponuje mu swoją ulubioną to czy Terrence się naje i czy mu bedzie smakowało. Nie chciała, by znielubił takie miejsca, więc chciała by zjadł coś co lubi.
- E… może Quattro Formaggi? Bardzo lubię sery - mruknął. - Myślisz, że będą tutaj świeże? - zapytał nieco ciszej śpiewaczki. Chyba nie był przyzwyczajony do zadawania tego typu pytań.
Tymczasem Bahri zapłacił już za swoją pizzę i usiadł przy stoliku, patrząc przez okno na ulicę. Nawet z siniakami prezentował się całkiem dobrze. Alice doszła do wniosku, że pewnie wyglądałby świetnie w czarnej, skórzanej kurtce. Jednak takie rzeczy nie miały teraz najmniejszego znaczenia. Klaudia usiadła wnet obok niego, spoglądając chwilę dłużej na jego twarz. Bahri podobał się wszystkim kobietom.
- No, co myślisz o tej serowej? - de Trafford ponownie zapytał. - Pewnie kupimy dla siebie inną, więc nie będziesz musiała jej jeść, jeśli nie będziesz chciała - mruknął. - Pewnie powinienem wybrać cokolwiek - westchnął. - Czasami poważne, trudne wybory podejmuję w mgnieniu oka, nawet jeśli od nich zależy moje życia. A takie drobne rzeczy, jak co wybrać w barze, to zastanawiam się bez końca. Bo podoba mi się też Italiana. Nie ma sosu pomidorowego, ale bazę z pesto i jest też szynka parmeńska, parmezan i pomidor suszony.
Alice zerknęła na niego
- Myślę, że obie brzmią dobrze i będą w porządku. Jeśli masz ochotę na sery, to weźmy tę Quattro Formaggi. Nie mam nic przeciwko - uśmiechnęła się do niego lekko. Była ciekawa czy to o czym myślała przyszło Terrence’owi w ogóle do głowy… On jak chciał sprawić jej przyjemność, zabierał ją do opery, teatru, do drogiej restauracji… Ale normalnie ludzie na całym świecie szli na randki, na przykład do takiego jak to miejsca. By po prostu spędzić razem miło czas przy smacznym jedzeniu. Śpiewaczka przyglądała mu się dość intensywnie, by zarumienić się do koncepcji i odwrócić wzrok w stronę lady i list menu, jakby się jeszcze przyglądała co tam mają.
- A na co ty masz ochotę? - zapytał de Trafford. - Tak jak mówiłem, możemy zamówić dwie różne pizze. Przecież to nie jest tak, że musimy liczyć każdy grosz - dodał nieco ciszej. - Jak nie zjesz całej, to na pewno resztki przydadzą nam się na później. Może nie zawsze będziemy mogli tak po prostu chodzić sobie po przydrożnych barach dla pospólstwa - rzekł kompletnie zwyczajnym tonem, jakby nie mając najmniejszego pojęcia, że zabrzmiało to nieco uwłaczająco i nieodpowiednio. - Ja wybiorę sobie chyba tą serową, tobie wybrać taką samą? - zapytał.
Alice zastanawiała się chwilę.
- To weź mi tę z ananasem… Mam jakoś bardzo ochotę na taką mieszankę smaków - powiedziała, chcąc się trochę usprawiedliwić. Ludzie zwykle nie przepadali za połączeniem pizzy z ananasami, tak więc zrobiła to już całkowicie z odruchu i przyzwyczajenia.
- Hawajska na Mauritiusie? Mieszanka nie tylko smaków, ale również lokalizacji - mężczyzna uśmiechnął się lekko.
De Trafford stanął przy kasie i wyciągnął portfel, aby zapłacić. Tymczasem Alice mogła dołączyć do Bahriego i Klaudii. Przy stoliku panowała cisza do momentu, w którym śpiewaczka pojawiła się na horyzoncie.
- Już wybraliście? - Klaudia zagaiła, spoglądając na Alice z uprzejmym zainteresowaniem. Nie czekała jednak na odpowiedź, tylko kontynuowała. - Cieszę się, że nie jestem sama dzisiaj - rzekła. - W domu mam przyjaciół, ale tutaj… - nagle zamilkła. No bo co miała powiedzieć? “Tutaj nie mam już nawet jednej osoby”? Bahriemu i tak było ciężko. Milczał, czekając na zamówienie.
Harper westchnęła. Oni kogoś stracili, ona nie wiedziała jak ma uratować braci…
- Tak, zamówiliśmy. Mam nadzieję, że poczujecie się choć trochę lepiej w naszym towarzystwie… - usiadła naprzeciw Bahriego zostawiając obok siebie miejsce dla Terrence’a.
- Dlaczego twój ojciec uważał, że jesteście przeklęci Bahri? Jakoś nie daje mi to spokoju odkąd to powiedziałeś - zapytała, chcąc dowiedzieć się w czym jest rzecz.
Egipcjanin zwrócił na nią oczy.
- Dlatego, bo zabiliśmy nasze matki przy porodzie - rzekł. - Kochał swoją pierwszą żonę, chciał wieść z nią szczęśliwe życie, ale mu ją zabrałem. Była to pierwsza rzecz, jaką zrobiłem po przyjściu na świat. Kiedyś nazwał mnie mordercą. Kiedy poznał matkę Kaariny, odmłodniał i stał się radosny oraz pełen życia. To był najlepszy okres w moim życiu, miałem jakieś pięć latek. Potem jednak ona zabrała mu drugą miłość. Musiał ciężko pracować i opiekować się nami. Być może nie przedstawiam go w najlepszym świetle, ale to trzeba mu przyznać. Zapewniał nam jedzenie i dach nad głową, nie pił i nie bił nas. Znaleźliśmy go na sznurze pod prysznicem. Miałem osiemnaście lat, a Kaarina trzynaście. Tak właściwie to ona go napotkała. To ją odmieniło. Wcześniej była bardzo dziewczęca, nawet jak na małą dziewczynkę. Lakiery do paznokci, lalki, czasopisma kolorowe… te rzeczy. Jednak potem wpadła w depresję i zaczęła się mocno malować, nosić czarne ubrania i ciężkie buty… Dopiero od kilku lat odzyskała spokój. Mniej więcej wtedy, jak zaczęła chodzić na studia. Dlatego tak mi zależało na tym, aby było nas stać na czesne. Ona też dorabiała jako kelnerka. Myślę, że Stany Zjednoczone zadziałały na nią terapeutycznie. A może to izolacje ode mnie - uśmiechnął się krzywo. - Więc tak, jesteśmy przeklęci. Ona martwa, a ja zagubiony.
Alice wysłuchała go uważnie. Czyli ich narodziny miały bezpośredni kontakt ze śmiercią. Czy właśnie to uczyniło ich bliskimi Tuonetar? Chyba jedyną osoba, która mogłaby odpowiedzieć jej na to pytanie była sama bogini we własnej osobie. Śpiewaczka postanowiła spróbować nie zawalać sobie głowy zbyt ogromną ilością informacji… Przynajmniej na razie.
- Przykro mi z tego powodu… - powiedziała tylko, patrząc prosto na Bahriego. W tej sytuacji okazanie mu wsparcia wydawało jej się ważne. Bowiem ona nie chciała znaleźć go powieszonego na rurce w łazience hotelu… Chociaż, Terrence zerwał ją, czy celowo w takim razie? Zerknęła za moment w stronę kasy, ciekawa czy Terry już teraz do nich dołączy. Jakoś nie chciała, żeby odstępował ją choćby na krok na tej przeklętej wyspie.
Wnet usiadł przy nich.
- Mamy chwilkę poczekać. Cztery pizze nie upieką się błyskawicznie nawet w fast-foodzie - rzekł.
Kelnerka podeszła do stolika z tacką, na której znajdowały się cztery szklane butelki coca-coli oraz szklanki. Postawiła przed nimi z otwieraczem.
- Smacznego - powiedziała.
- Przepraszam, ale nie zamawia… - zaczął Bahri, ale Terry powstrzymał go gestem. Na pewno to on poprosił o napoje.
Kobieta uśmiechnęła się lekko i wróciła za kasę. Usiadła na okrągłym taborecie i wyjęła komórkę. Zawartość ekranu pochłonęła ją do reszty. Byli ostatnimi klientami w kolejce, więc mogła sobie na chwilę odpocząć. Wokoło panował dość głośny szum rozmów. Ludzie mówili cicho, starając się nie przeszkadzać innym w jedzeniu krzykami, ale było ich na tyle dużo, że i tak podniósł się gwar.
- Trochę cukru nam wszystkim przyda się - rzekł Terry, nalewając Alice napoju.
- Dziękuję - powiedziała rudowłosa, kiedy Terrence napełnił jej szklankę. To było niesamowite jak nawet w takim lokalu nadal pozostawał dżentelmenem. Aż miło jej było, bo przecież normalnie nie myślało się o takich rzeczach. Harper zerknęła na kelnerkę za ladą, a potem zwróciła wzrok w stronę wejścia do kuchni gdzie przyrządzano jedzenie. Jej spojrzenie przesunęło się również po pomieszczeniu gdzie siedzieli klienci. Było tak normalnie… Czuła się jak zawieszona w czasie. To ją koiło, ale i denerwowało bo nie było przez to żadnych postępów w szukaniu jej braci. Postanowiła więc spożytkować czas oczekiwania na pizzę obserwowaniem otoczenia. Za chwilę, gdy jej wzrok nie napotkał nic wartego szczególnej uwagi w lokalu, przeniosła go za szybę obok której siedziała i obserwowała przechodniów na chodniku. Byli właściwie w centrum, było tu sporo ludzi.
- A ja nie mam na koncie żadnych tragicznych historii do opowiedzenia - Klaudia wtrąciła. - Oprócz tego, co wydarzyło się ostatnio. O, pizza idzie - rzekła.
A dokładniej rzecz biorąc, szła kelnerka. Podeszła i postawiła pizzę zamówioną przez Bahriego i studentkę.
- Zaraz przyniosę dwie następne - rzekła.
Tak jak Klaudia zapowiadała, ich obiad prezentował się naprawdę kusząco. Ciasto było przyjemnie chrupkie i cienkie, ale nie za bardzo. Kucharz nie szczędził dodatków. Starta mozzarella wyglądała niezwykle kusząco, ale też kalorycznie. Jednak Alice była głodna, więc nie martwiła się z tego powodu. Niewiele zjadła przecież na śniadanie. Dodatkowo podano zestaw sosów za darmo. Pomidorowy, czosnkowy, barbecue i tysiąca wysp.
- Bardzo lubię sosy, pizza bez sosów to nie to samo - Klaudia podzieliła się swoimi preferencjami, biorąc do ręki kawałek. Bahri jadł tak samo. Chyba na moment zapomniał o smutku i skupił tylko na przyjemności jedzenia. - I dzięki za colę, to miłe. Zapomniałam podziękować - dodała, popijając łyk napoju.
- Nie ma za co - de Trafford rzekł uprzejmie. Jako jedyny jadł widelcem i nożem.
Alice postanowiła nie pozostawić go w tym samego. Nie sprawiało jej problemu jedzenie pizzy sztućcami, więc uznała że też tak zje swoją. Miała ochotę na ten ananas, sos, ser i ciasto swojej pizzy, które wyglądało dość apetycznie. Wcześniej nie czuła głodu, ale kiedy już postawiono przed nią ten apetyczny talerz, nawet jej żołądek nie mógł dłużej strajkować i poddał się. Zaczęła jeść. Nadal zerkała co jakiś czas przez okno, czy po lokalu, ale teraz bardziej skupiona była na posiłku. Wzięła sobie sos tysiąca wysp i popijała wszystko colą. W tle leciała muzyka, a ludzie rozmawiali. Było całkiem miło, gdyby pominąć cały ten tragiczny charakter tego spotkania.
Wszystkim poprawił się nastrój. Wydawało się to małostkowe, jak jedzenie, zwłaszcza dobre, mogło rozweselać nawet w obliczu tragedii. Bahri wyglądał w pewnym momencie tak, jak gdyby chciał poruszyć jakiś nieprzyjemny temat, ale zrezygnował. Chyba nie chciał psuć nastroju.
- Jesteś Amerykanką, Klaudia? - zapytał Terrence. - Pytam, bo zastanawiam się, dlaczego twoje imię wymawia się nieco inaczej - rzekł.
- Nie, tylko studiuję w Stanach Zjednoczonych - mruknęła. - Jestem Polką.
- Nie wiedziałem, że Polacy wyjeżdżają na studia do Ameryki - rzekł.
Klaudia spojrzała na niego dziwnie.
- A słyszałeś o Egipcjankach Finkach? - zapytała.
- Hmm, tak, przepraszam, to był głupi komentarz - mruknął. - Jak smakuje ci pizza? Bo zastanawiałem się, czy jej nie zamówić.
- Bardzo dobra - Klaudia powiedziała, po czym podała jeden kawałek na talerz mężczyzny. Ten chyba nie spodziewał się tego. Zerknął po bokach odruchowo, ale nikt nie skrzywił się na to zachowanie, które pewnie nie było najbardziej eleganckie. Więc podał studentce kawałek swojej.
- Nie martw się, to nie obrączki - zażartował, patrząc na Alice. Pocałował ją w policzek.
Harper przewróciła oczami i lekko się zarumieniła, bo przez może trzy sekundy przyszło jej do głowy, że trochę zrobiła się zazdrosna. Terrence jednak wszystko uspokoił. Poza tym nie mógł się wymieniać z nikim obrączkami, przecież miał już żonę - na tę myśl zadumała się. Zerknęła na de Trafforda i uśmiechnęła się lekko, rozkojarzona.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline