Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2019, 23:17   #105
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Ze słów mężczyzny najwyraźniej wynikało, że kompletnie zapomniał o istnieniu swojej małżonki. Tak właściwie to nie było aż takie zadziwiające w obliczu tych wszystkich wydarzeń, które się działy. Alice wróciła do jedzenia swojej pizzy w milczeniu. Co ona najlepszego wyprawiała. Była dla Esmeraldy tym, kim Amelia była dla Mii… Z tym że różnica była taka, iż Esmeralda nie miała cholerycznego charakteru i nie miała z Terrencem gromadki dzieci, a Alice nie dała mu bękarciego dziecka, które potem postanowiło się pojawić i rozwalić życie pani domu… Westchnęła lekko, powoli kończąc swój posiłek. Wszystko było jednak skomplikowane i nawet pizza tak do końca nie była w stanie tego naprawić.
- Cieszę się, że tyle zamówiliśmy, bo chyba zjem całą - Terry uświadomił sobie, kończąc piąty kawałek. - W sensie… jestem już najedzony, ale jest zbyt dobra, żeby przestać.
- Potem będzie już tylko gorsza - mruknęła Klaudia.
- Ja lubię zimną pizzę - Bahri odezwał się. - Połowę zjem później - rzekł.
Był raczej postawnym mężczyzną i na pewno miał ochotę na więcej. Chyba dzielił jedzenie ze względów finansowych, choć na pewno wolałby się do tego nie przyznać.
- Ja zjadłam duże śniadanie, bo jem ogromne ilości, jak się stresuję - rzekła Klaudia. - Więc ja też zapakuję resztę.
Następnie spojrzała na talerz Alice, chyba chcąc sprawdzić, czy ta już zjadła.
Harper zostawiła trzy kawałki
- Ja nie umiem jeść jak się czymś denerwuję. Po prostu nie daję rady wcisnąć zupełnie nic. To mi zostanie na potem, akurat też lubię od czasu do czasu zimną pizzę - wyjaśniła. Wyglądało więc na to, że ona i Bahri będą mieli coś do przekąszenia na wieczór. O ile nie będa w tym czasie zajęci innymi sprawami.
- Ja już dziękuję - powiedziała śpiewaczka po dokończeniu kawałka, który jeszcze chwilę temu jadła i odłożyła sztućce, popijając colę. Westchnęła lekko, najedzona. Zebrała myśli co powinni teraz uczynić. Wrócić do hotelu? Nie mieli zbytnio innego wyboru, Bahri nie mógł być ich kierowcą w dalszą trasę skoro napił się whiskey. Musieli wymyślić jakiś sposób, by dostać się w tamte dwa miejsca i by odkryć co tam jest… No i odwiedzić jej tatę w szpitalu.
- Dobra, zjedzone - rzekł Terry. - Pójdę poprosić o zapakowanie. A wy idźcie do samochodu.
- Czy moglibyście podwieźć mnie do hotelu? - zapytała Klaudia. - Ale nie chcę być problemem… - zawiesiła głos. - Wtedy przespaceruję się. Przecież jest ładna pogoda, a ja i tak nie mam nic do roboty.
De Trafford w międzyczasie odszedł. Alice spostrzegła, że kelnerka skinęła głową i wyszła na zaplecze. Chyba tam trzymali tekturowe pudełka.
- Nie... W porządku… Myślę że po mieście jakoś sobie poradzę za kierownicą - powiedziała Alice, po czym wstała od stolika. Skoro mieli iść do auta, no to poczekała aż Bahri i Klaudia się pozbierają i jeszcze raz zerknęła na Terrence’a, czy na pewno wszystko było ok. Zdawało się, że tak. Raczej nic im nie groziło w restauracji, którą Alice wybrała spontanicznie.

Ruszyli na zewnątrz
- Możesz dać mi klucze, skoro ja teraz prowadzę - zaproponowała Klaudii.
- A chcesz? Bo mogę dalej prowadzić - rzekła. - Zapytałam, czy mnie podwieziecie, ale bardziej miałam na myśli, czy mogę sama podwieźć się samochodem Bahriego.
- No właśnie, czy to nie mnie powinnaś zapytać się? - mężczyzna mruknął. - Ale tak, nie ma sprawy. Oczywiście, że możesz - mruknął, po czym ciężko westchnął.
Pięć minut później byli już w trasie. Terry trzymał na udach trzy pudełka z resztkami.
- Już jesteśmy na miejscu - rzekła Klaudia.
- Czekaj, żebym nie pomieszał pizz - mruknął, zerkając do środka opakowań. - Ta twoja. Miło było cię poznać - rzekł, podając jej. - Może powinniśmy wymienić się numerami? Na wypadek, gdybyś przypomniała sobie coś jeszcze, albo dostrzegła tego chłopaka Kaariny?
- Jeśli twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko… - Klaudia uśmiechnęła się. Zerknęła na dłonie de Trafforda, kiedy podawał jej resztki. Chyba szukała obrączki. Nie znalazła jej, bo Terry nosił ją jedynie w Wielkiej Brytanii.
Alice widząc ten mały, delikatny gest poszukiwania, nie do końca wytrzymała
- Zdecydowanie go nie spotka, skoro on też nie żyje… Więc nie jestem pewna, po co byłby… Albo w sumie. To podaj swój numer, jakby przyszło ci do głowy zrobić coś sobie, albo potrzebowałabyś porozmawiać - Harper zabrzmiała chłodno, ale nie można jej się było dziwić, a przynajmniej ona i Klaudia wiedziały o co chodziło w tej sytuacji. Polka powinna była znać swoje miejsce. Rudowłosa zerknęła na Terrence’a i jeśli choćby zamierzał skarcić ją teraz za takie zachowanie, zamierzała posłać mu wzrokiem serię piorunów.
- Dlaczego miałabym sobie coś zrobić? - zapytała Klaudia. Spostrzegła zmianę nastroju Harper, zresztą jak wszyscy. - Wiesz, co robi się z samobójcami? Praktycznie zawsze trafiają na sekcję. Byłam już na jednej, bo prokuratorzy uczestniczą w nich. To jest straszne. Najpierw rozcinają ci skórę na głowie i ściągają ją na twarz, tak że masz przykrytą ją aż do ust. Potem biorą piłę obrotową i dobierają się do kości. Pył w powietrzu ma lekko orzechową woń. Odcinają połowę czaszki i wyjmują mózg. Najpierw go ważą, potem kroją na plasterki i oglądają dokładnie. Następnie wycinają ci płuca, serce, tchawicę aż z językiem, jelita, nerki, wątrobę… wszystko - pokręciła głową. - Samobójstwo nie jest karalne, ale pomoc czy namawianie tak, dlatego sekcje robi się praktycznie automatyczynie w tych przypadkach. Bo zwłoki nie będą czekać na to, aż wyjaśni się, czy w sprawę był zamieszany ktoś trzeci.
Zapadła chwila ciszy.
- Cz-czy zrobią to samo Kaarinie? - Bahri zapytał słabym głosem.
- Tak i nie możesz się sprzeciwić, nawet gdybyś chciał. Rodzina nie ma nic do powiedzenia - Klaudia powiedziała dużo spokojniej i wolniej. Ze współczuciem.
- To wymieńmy się numerami - Terry przewrócił oczami. Kiedy to zrobili, pożegnali się z Klaudią. Ta ruszyła prosto do holu hotelowego. - To ja prowadzę teraz - rzekł.
Alice nie była specjalnie przejęta, czy ruszona tym co opowiedziała klaudia. Raczej wkurzyła się bardziej, że kobieta poruszyła ten temat, co poprowadziło Bahriego do wywnioskowania co stanie się z ciałem jego siostry podczas dochodzenia.
- Jeśli się upierasz - postanowiła nie kłócić się z nim na ten temat. I tak na razie miała przesyt własnych emocji i tematu Klaudii i nie ręczyła za to, że bezpiecznie dowiozłaby ich gdziekolwiek. Zerknęła na Bahriego czy miał jakieś ‘ale’.
Zdawało się, że nie, ale też nie wiedział, jakim kierowcą był Anglik. Wnet ten usiadł za kierownicą i zapalił ponownie silnik.
- Skąd ten wybuch? - zapytał Terry. - Było miło i nagle prawie powiedziałaś jej, żeby się zabiła… - zawiesił głos. - Myślisz, że może być jakoś powiązana ze śmiercią Kaariny? - zapytał niepewnie, bo nie widział, czym Klaudia mogłaby się obciążyć. Był kompletnie nieświadomy, co dokładnie popsuło nastrój Harper.
Alice milczała chwilę.
- Jeśli morderca ją zapamiętał, mógłby ją ścigać jako ewentualnego świadka, ale to jedyne jej powiązanie z tym wszystkim… Sprawdzała czy masz obrączkę. Może trochę przesadziłam z reakcją… - powiedziała i odwróciła wzrok na bok, zawstydzona swoim zachowaniem.
- … - odpowiedział Terry, zapalając silnik. Następnie ruszył samochodem do przodu i momentalnie wdusił hamulec. Potem znowu ruszył do przodu i auto zatrzymało się.
- Zaraz zwymiotuję… jeśli tak to będzie wyglądało… - Bahri mruknął.
- Chwila… muszę zapoznać się z samochodem - rzekł de Trafford. - Przecież każdy działa trochę inaczej i trzeba go wyczuć, zanim uda się go poskromić. To tak jak konie. Dlatego mówi się, że auta mają konie mechaniczne - dodał. - Bo są tak samo narwane, ale z metalu.
- Nie…? - Bahri zawiesił głos, kompletnie zaskoczony słowami Anglika. Chyba nie był pewny, czy żartował, czy mówił na poważnie. I Alice zresztą również nie miała pojęcia.
Alice oparła się mocniej i złapała wezgłowia i rączki do trzymania, by zaprzeć się. Wiedziała jak Terrence prowadził i miała nadzieję, że po kilku kolejnych szarpnięciach albo ‘poskromi tego rumaka’, albo podda się. Rudowłosa rozglądała się dookoła, mając nadzieję, że nikogo ani niczego nie przejadą po drodze.
Wnet trochę niepewnie, ale ruszyli do przodu.
- To teraz jedziemy do Grande Riviere Noire? - zapytał Bahri.
- Tak właściwie… to dobre pytanie. Potrzebujesz czegoś z hotelu, Alice? - Terry zapytał ją. Chyba nie gniewał się z powodu jej reakcji na Klaudię. Zresztą przecież niechcący schlebiła mu nią. Zazdrość u partnera raczej nie była uważana przez nikogo za dobrą rzecz, ale też mimo wszystko dobrze działała na ego. O ile nie była irytująca, natomiast Anglik nie wydawał się podrażniony przez jej reakcję. Może dlatego, bo i tak nie pragnął żadnej innej kobiety prócz Alice.
No i dodatkowo dziś sam rozbił komuś twarz z powodu częściowej zazdrości…
- Mam ze sobą torebkę, więc poza tym nie potrzebuję dziś już niczego… Wydaje mi się, że możemy jechać, jeśli nie macie nic na przeciwko - powiedziała dość spokojnym tonem. Wyglądało na to, że Klaudia jej już nieco przeszła. Wyjęła telefon i napisała do ojca sms, że u niej wszystko w porządku. Zapytała też, czy on też czuł się w miarę dobrze.
- To możemy jechać, jeśli tylko będziesz dawała mi wskazówki - rzekł Terry. - Mam na myśli, w którą stronę kierować, a nie jak w ogóle posługiwać się kierownicą - chyba uznał, że musi sprostować.
Bahri zamknął oczy i podniósł rękę. Dotykał opuszkami brwi. Na pewno musiały go boleć. Już w pizzerii zwracał na siebie uwagę wyglądem. Zwłaszcza że nie pasował do towarzystwa trzech eleganckich osób.
Ojciec Alice odpisał od razu, informując ją, że czuje się dobrze. I cieszy się, że pamiętała, aby do niego napisać. Dodał, że ma nadzieję, że jest zamknięta w swoim pokoju hotelowym na cztery spusty. Gdyby tylko wiedział, że śpiewaczka prawdopodobnie jechała prosto w paszczę lwa… Choć nie tego, z którym mierzyła się jego rodzina. Choć pośrednio to właśnie muzułmanie doprowadzili do porwania Arthura, strzelając w The Deck.
Alice odpisała ojcu, że u niej wszystko jest w porządku i że jest bezpieczna. Miała nadzieję, że tyle wystarczyło, by zapewnić ojcu bezstresowy dzień.
- Sprawdź czy gdzieś po drodze nie będziemy musieli zatankować. Mamy około dwie i pół godziny całej trasy przed sobą. Jeśli poczujesz, że masz dosć to sie zamienimy - zaproponowała Terrence’owi. Usiadła nieco spokojniej dopiero jak odrobinę oswoił już auto. Nadal jednak miała oczy dookoła głowy, no i ustaliła nową trasę na gps’ie w telefonie.

De Trafford miał tylko słabe początki, ale potem prowadził już całkiem dobrze. Może dlatego, bo całkiem ostrożnie. Alice doszła do wniosku, że pewnie podróż zajmie nieco dłużej, bo Terry nie doprowadzał samochodu do zawrotnych prędkości. Koncentrował się w stu procentach na jeździe i nie mówił nic. Odzywał się tylko wtedy, gdy Alice mówiła mu, w którą stronę skręcać. Potem jednak podgłośniła dźwięk i aplikacja sama dawała wskazówki mechanicznym kobiecym głosem. Bahri zasnął. Lekko rozwarł usta, oddychając przez nie. Był przypięty pasami, które utrzymywały go w tej pozycji. Wreszcie zatrzymali się na stacji benzynowej. Odwieźli Klaudię nieco przed szesnastą i do Grand Riviere Noire było z tamtego punktu około czterdzieści kilometrów. Przejechali pół godziny i mieli jeszcze drugą połowę przed sobą.
- Jak chcesz coś kupić, to chodź ze mną - rzekł Terry po zatankowaniu. Musiał zapłacić za paliwo.
Harper kiwnęła głową
- Chyba mam ochotę na kawę - powiedziała, po czym wysiadła z samochodu, by pójść z nim na stację. Chciała się też trochę rozruszać po jeździe. Była dość napięta, zwłaszcza przez to że sporo myślała o swoich braciach i tym co mogło im się dziać.
- Byłaś zazdrosna o Klaudię, ale nie o Bahriego? - zapytał ją de Trafford po drodze na stację. Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Chyba chciał poruszyć ten temat wcześniej, ale nie chciał przy Egipcjaninie.
Alice zerknęła na Terrence’a
- Byłam zazdrosna o Klaudię. Miałam jakieś kompletnie niepojęte przez siebie wrażenie, że zajmie moje miejsce w hierarchii… Z drugiej strony, na przykład taki Bahri, jakoś mnie nie denerwuje… Nie rozumiem tego, ale miałam wrażenie że jej to wydrapię oczy i to już w ogrodach, a potem tylko bardziej mnie wkurzyła… Eh… Nieważne - powiedziała poważnym tonem i pokręciła głową. Skrzyżowała ręce. Nadal była zawstydzona tym jak się zachowała do tej kobiety.
- Nie wiem co we mnie wstąpiło - powiedziała szczerze.
- Klaudia nie zasługiwała na to i nie ma potrzeby zrażać do siebie ludzi, ale przyjmuję twoje wytłumaczenie - rzekł. - Tak właściwie to trochę słodkie. Nikt nigdy nie był o mnie zazdrosny. Może dlatego, bo nie dawałem do tego powodów - rzekł. - Możliwe, że uśmiechałem się do niej szeroko, ale to dlatego, bo chciałem, aby mnie polubiła. Tylko ty mnie kręcisz jako kobieta - dodał, łapiąc ją za rękę. - Jesteś moją dziewczyną i to miejsce zajęte na stałe, jeżeli tylko chcesz.
Przystanęli przed wejściem do sklepu.
- Mam ogromną ochotę kochać się z tobą - rzekł. - Właśnie teraz. Nie jestem podniecony i nie czuję typowej żądzy. Ale pragnę tego emocjonalnego efektu. Żebyś poczuła, że jestem twój, a ty moja - pocałował ją czule w usta. - Że lubimy się nawzajem. Bardzo mocno.
Alice została kompletnie udobruchana tym aktem. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się.
- Będziemy się kochać. Wrócimy wieczorem do hotelu, zbierzemy wszystkie dane, które mamy… Albo podsumujemy to co dziś zrobimy, a potem będziemy się długo i mocno kochać - obiecała mu.
- Póki nie padniemy z sił - dodała jeszcze. Chwyciła go za dłoń i pociągnęła do wnętrza stacji. Miała nadzieję, że całkiem go tą propozycją nie rozproszyła, w końcu musiał prowadzić…
Terry uśmiechnął się tylko. To było takie… dojrzałe. Nie przypominało flirtów napalonych nastolatków. Być może dlatego, bo tym razem de Trafford skoncentrował się na stronie emocjonalnej, a nie spełnieniu fizycznej potrzeby. Co nie znaczyło, że nie czuł pożądania. Czasami wydawało się, że jest go aż za dużo. Choć to nie była jedna z tych rzeczy, na które można skarżyć się zbyt długo.
Weszli do środka. Terry ruszył prosto do kasy, natomiast Alice mogła rozejrzeć się po otoczeniu. Była najedzona, ale może mimo to chciała coś jeszcze kupić.
- Jaką chcesz kawę? - de Trafford zapytał, obracając się w jej stronę.
 
Ombrose jest offline