Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2019, 23:23   #108
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Mijając stragany, dostrzegł już sporo rzeczy nawiązujących do zbliżających się wielkimi krokami świąt. Drobne, własnoręcznie wykonane zabawki, czy biżuteria. Wszystko było wystawiane i przykrywane foliowymi, przezroczystymi płachtami, przynajmniej na tych straganach, których właścicieli nie było stać na daszek, czy spory parasol. Ludzie zdawali się powoli rozstawiać swój dobytek, by jak każdego dnia sprzedawać go zainteresowanym klientom. Panowała tu specyficzna, swojska, hałaśliwa atmosfera, i choć Kaverin przebywał właśnie wśród ludzi, czuł się sam. Całkowicie osamotniony ze swoimi myślami.
Z własnej woli odrzucał w tym okresie wszelkie towarzystwo.
Jego myśli zaczęły krążyć posępnie wokół samotności. Zaraz wstrząsnął się i wrócił do koncentracji na planie: miał kupić znicze… Tak. Może jakieś kwiaty? Ale o tej porze roku to tylko sztuczne… Albo stroik złożony z ozdobnie ułożonych gałązek sosnowych.
Wahał się nad tematem, kiedy nagle ktoś na niego wpadł. Tym kimś był chłopiec. Wyglądał na nie więcej niż czternaście lat i zdawał się w ogromnym pośpiechu i niepokoju. Odbił się od Kirilla i wylądował na śniegu. Upuścił na ziemię torbę, z której wyturlały się dwa potłuczone świeczniki. Ciemnowłosy młodzieniec spojrzał najpierw na Kirilla, a potem na świeczniki i wyglądał jakby nie wiedział kogo ma przepraszać
- O nieee… - jęknął, zbierając się. Poprawił szalik
- Przepraszam! - powiedział zaraz, jakby dopiero przypominając sobie o dobrych manierach. Zaczał zbierać kawałki zniczy i Kirill zauważył, że jego dłonie są nieodziane w rękawiczki, a co więcej wyglądają na bardzo zniszczone. Chłopczyk był ubrany ciepło, ale niechlujnie, a ubrania wyglądały na dość znoszone.
- O nie… - mruknął znowu do siebie, prowadząc sam ze sobą jakiś wewnętrzny monolog na temat tego, co narobił.
Kaverinowi zrobiło się szkoda chłopca. Nie miał mu za złe, że wpadł na niego. Kirill przeżył w życiu dużo brutalniejsze rzeczy, część z własnego wyboru.
- Przykro mi z powodu zniczy… - zawiesił głos. - Tak właściwie ja też chcę kupić kilka dla mojej rodziny. Możemy obydwoje udać się do stoiska po kolejne - zaproponował.
Nie skomentował dłoni, ani ubioru chłopca. Nie on jeden miał trudne dzieciństwo. Co prawda ciotka Kirilla nie kazała mu pracować na swoje utrzymanie… ale z drugiej strony to był wydatek szpitala psychiatrycznego, nie jej. Kaverin poczuł ukłucie sympatii i nawet przez chwilę zastanawiał się, czy nie dać mu własnych rękawiczek. Tyle że nie chciał, aby chłopak poczuł się jak żebrak. Biedni ludzie bywali dumni i niektórzy byli gotowi znieść wiele, byleby tylko nie ukorzyć się przed nikim. Dla Kirilla było to jak najbardziej zrozumiałe.
Chłopiec popatrzył na potłuczone znicze. Zebrał ich resztki do siatki
- Nie mam… - wymamrotał resztę zdania trochę zbyt cicho, żeby Kirill mógł go usłyszeć. Albo martwił się dalej całym zajściem, albo wstydził tego co miał do powiedzenia i automatycznie i odruchowo nie mógł wydusić reszty zdania dostatecznie głośno. Wbił wzrok w ziemię, nieco zdenerwowany w niespokojny sposób, co Kirill natychmiast rozpoznał. Tak nie zachowywały się dzieci, które znały ciepło rodzinne…
Kaverin zauważył to, ale nie potrafił uspokoić go w żaden sposób. Pewnie chłopiec zestresował się w dużej mierze z jego powodu. Kirill usłyszał od kilku osób, że podobno czasami miewał dość zrelaksowaną mimikę. Mogła być odbierana przez różne osoby w różny sposób, ale rzadko pozytywnie.
- Pieniędzy? Ja też nie posiadam ich zbyt wiele. Na szczęście zatrzymałem się nie w hotelu, lecz u przyjaciela, dlatego zaoszczędziłem trochę. Mogę ci pożyczyć - zaproponował. - Oddasz mi kiedyś w przyszłości - dodał.
Czyli nigdy, ale Kirill był w stanie zaakceptować taki stan rzeczy. Skoro biczował się, aby odpokutować winy, to równie dobrze mógł zrobić jakiś dobry uczynek. Kaverin był świadomy, że nie powinien okaleczać się. To nie było ani rozsądne, ani normalne. Czasami próbował przestać. Jak na przykład wtedy, kiedy obiecał to Alice. Jednak to było silniejsze od niego. Ból wyzwalał go od znacznie gorszego, toksycznego napięcia, a także… myśli i uczuć. Dzięki niemu Kirill mógł na krótki moment zapomnieć o tym, że istnieje i jest człowiekiem. Wtedy był jedynie odczuciem.
Chłopiec skrzywił się lekko
- To. To może… znaczy bo ja nie mam, ale Kira ma. Znaczy, moja siostra. Tylko, że ona czeka a ja jestem spóźniony, a teraz to. Nie chcę, żeby coś jej się złego stało no i… Uh - chłopiec chyba złapał się na tym, że po pierwsze mówi bez sensu, a po drugie zaczyna opowiadać obcemu człowiekowi o czymś, o czym ten na pewno nie chce lub nie ma czasu słuchać.
- Idzie pan na jaki cmentarz? - zmienił temat błyskawicznie.
- Yevreyskoye Kladbishche - odpowiadział Kirill.
Skoro chłopiec nie chciał rozmawiać na ten temat, to Kaverin nie zamierzał wyciągać z niego zwierzeń. Szanował jego prywatność. Sam również wolał nie poruszać wielu tematów, kiedy znajdował się przy innych ludziach. Nie miałby nic przeciwko wysłuchaniu chłopaka, jednak Kirill nigdy nie był kimś, kto zachęcałby do nich.
- Mam nadzieję, że twojej siostrze nie grozi niebezpieczeństwo - powiedział bezbarwnym tonem. - Jeżeli chcesz, to mogę kupić ci te znicze, ale jak nie chcesz, to trudno - dodał.
Następnie rozejrzał się po otoczeniu w poszukiwaniu odpowiedniego stoiska.
Stoisko znajdowało się wcale nie tak daleko, bo ledwie jakieś sto metrów dalej. Pod niewielkim daszkiem. Chłopiec wahał się chwilę
- Bo ja idę na ten sam cmentarz i ona tam czeka, to jeśli tak, to może jak tam dojdziemy to ona panu odda? - zaproponował rozsądny układ. Chłopiec zdawał się rozsądny i uczciwy. Nie wyglądało na to, by denerwowała go spokojna, wycofana postawa Kirilla, bardziej czuł się po prostu z jakiegoś powodu wewnętrznie spięty.
Kaverin skinął głową.
- Jeżeli nie będzie miała pieniędzy, to nie zbankrutuję. W końcu to po części moja wina, że stałem akurat tu, a nie na przykład tam, prawda? - wskazał palcem punkt na ziemi oddalony o krok w bok. Ich spojrzenia zogniskowały się na nim, co musiało z boku wyglądać śmiesznie, bo kompletnie nic tam się nie znajdowało i tak właściwie Kirill nie miał czego pokazywać. - Więc ponoszę część winy.
- No… No niby jakby tak… - odpowiedział chłopiec, spoglądając na niewidoczną rzecz wskazana przez Kirilla.
Spróbował się uśmiechnąć, ale nie potrafił. Często wiedział, co powinien zrobić i jak zachować się, ale jakby nie posiadał w umyśle odpowiedniego sterownika. Czuł się wewnętrznie sparaliżowany przez mnóstwo różnych rzeczy. Nie potrafił się rozluźnić. Prawie nigdy. Od dziecka starał się unikać kontaktu z innymi, nawet najbardziej niewinnymi osobami. Patrzył na ręce nauczycieli, lekarzy, sekretarek… i to dosłownie. Za każdym razem po części spodziewał się, że ujrzy strzelbę na niedźwiedzie.
- W takim razie to może chodźmy? Bo nie chcę, żeby czekała tam za długo sama - powiedział i teraz nagle zabrzmiał jak odpowiedzialny, niemal dorosły mężczyzna, który odzywał się nadal dziecięcym głosem. Spojrzał w stronę stoiska i poczekał trochę niepewnie na Kirilla, czy też ruszy w jego stronę. Nie było po drodze żadnego kosza, więc nie mógł wyrzucić potłuczonych zniczy, ale w drodze na cmentarz na pewno się jakiś trafi.
Kobieta na stoisku spojrzała najpierw na Kaverina i uśmiechnęła się, a potem jej spojrzenie spoczęło na chłopcu i zmarszczyła brwi.
- Czego tu jeszcze chcesz? Mówiłam, żebyś sobie poszedł już - powiedziała nachmurzonym tonem. To było dziwne, zwłaszcza, że chłopiec nie zdawał się skraść zniczy, a normalnie je kupić… Młodzieniec spuścił głowę, zawstydzony.
- Ja chcialem dwa znicze… - powiedział znowu powoli ściszając ton głosu
- No przecież już kupiłeś. co? Coś z nimi nie tak? Wam to się zawsze wszystko… - kobieta pokręciła głową, jakby patrzyła na coś oślizgłego, albo zepsutego. Błyskawicznie jednak to zachowanie się zmieniło, kiedy przeniosła ponownie uwagę na Kaverina
- Co panu podać? - odezwała się, niemal ćwierkająco przymilnie. Bezczelnie zignorowała to co powiedział chłopiec. Dzieciak zacisnął mocno dłonie w pięści.
- Księdzu - poprawił ją Kirill.
- Oh, wybacz wielebny - zreflektowała się zaraz kobieta i klasnęła dłońmi, jak do modlitwy. Ignorowała teraz obecność ciemnowłosego chlopca.
Spoglądał na nią bez śladu żadnych emocji. Pewnie powinien przejąć się tym, jak traktowała chłopca. Jednak on… nie odczuwał nic. Ani pozytywnych rzeczy w stosunku do kobiety, ani negatywnych. Nie zamierzał jej upominać. Była jedynie jednym płatkiem śniegu podczas ogromnej, globalnej śnieżycy. - Poproszę pięć zniczy.
Jeden dla taty, drugi dla mamy, trzeci dla brata, no i pozostałe dwa dla chłopca.
- Niech będą te - wskazał dłonią jedne z droższych. Lepszych niż te, które zostały zbite. Nie zamierzał przyjmować pieniędzy od siostry chłopaka, więc mógł o tym zadecydować. Chciał w ten sposób okazać mu trochę… współczucia? Nie będzie w stanie słowem, ani gestem, więc może nieco droższy zakup sprawi, że poczuje się lepiej. Oboje poczują się lepiej.
Chłopiec cały zesztywniał widząc cenę zniczy, które wybrał Kirill. Nic jednak nie powiedział, w końcu to Kaverin wybierał, a kobieta dała do zrozumienia, że dzieciak nie jest tutaj chciany. Milczał więc, cierpliwie czekając na koniec konwersacji. Tymczasem właścicielka stoiska była w niebo wzięta. Natychmiast zapakowała pięć zniczy, które Kirill wybrał
- Ależ proszę, to będzie 1386 rubli, pszę księdza - zaćwierkała do niego uprzejmie, podając kwotę jaką miał do zapłacenia.
To było trochę pieniędzy, ale Kirill je posiadał. Tak właściwie miał dostęp do małej fortuny, ale nie chciał z nich korzystać. Były brudne i nielegalne. Oraz w dużej mierze Noela. Na co dzień Kaverin utrzymywał się z tego, co otrzymywał z kurii, a rzecz jasna nie były to kokosy. Wydawał te zgromadzone na koncie tylko wtedy, kiedy zajmował się poważnymi sprawami. Na przykład związanymi z Wielkim Wozem.
- Proszę - rzekł, podając kobiecie banknoty. Następnie poczekał na resztę. Za chwilę opuszczą targ i już nigdy nie zobaczy jej na oczy. Miał nadzieję, że chłopiec mógł powiedzieć to samo. Przy czym wydawało mu się, że kobieta znała go. Chyba nie darzyła taką antypatią każdego małolata?
Kobieta wydała mu resztę, po czym podała siatkę ze zniczami. Posłała krótkie, ostre spojrzenie na chłopca, po czym zerknęła znów na Kirilla
- Życzę dobrego dnia - pożegnała go ciepłym tonem, gdy odchodził. Ciemnowłose dziecko poszło za nim, ale nic nie mówiło. Wyglądało na strapione i zamyślone. Nie wydawało się, by z powodu traktowania kobiety, a zapewne miliona innych spraw. Kiedy szli ulicą, którą Kaverin zawsze zmierzał na cmentarz, do głównej bramy, chłopiec spojrzał gdzieś w bok
- Tutaj jest taki skrót. Będzie szybciej - wskazał jakąś boczną alejkę. Na jej końcu Kirill dostrzegł wąski przesmyk i otwartą przestrzeń. Czy dziecko rzeczywiście znało tajne skróty na cmentarz? To brzmiało co najmniej przykro. Czy był jakiś powód, dla którego chłopiec nie chciał wchodzić główną bramą? Wyglądał na zdeterminowanego, by poprowadzić Kaverina swoją drogą…
Tak właściwie w pierwszej chwili nie przyszło Kaverinowi do głowy, że chłopiec chce kogoś lub czegoś uniknąć. Zastanowił się, czy to nie jest jakaś zasadzka. Kirill posiadał wielu wrogów, przy czym nie znał tożsamości większości. W ogóle nie zdziwiłoby go, gdyby dziecko było wynajętym aktorem. Ucharakteryzowanym w ten sposób, żeby wzbudzić w nim współczucie i zainteresowanie. Jeżeli ktoś obserwował go, to wiedział, że zawsze po przylocie do Irkucka kupował znicze w tamtej okolicy. Mimo wszystko Kaverin postanowił zaufać chłopcu. W razie kłopotów zawsze mógł cofnąć się w czasie, choć wymagało to dużo wysiłku i koncentracji. Której w tej chwili nie do końca posiadał.
- Znasz skrót na cmentarz? - zapytał. - To znaczy, że często tu przychodzisz?
Uznał, że zada kilka pytań, aby wyłapać jakieś zgrzyty czy punkty ostrzegawcze. Wielkie, pulsujące, czerwone wykrzykniki. Miał tylko nadzieję, że nie ośmieli to chłopca do zadawania pytań jemu… Byłoby niezręcznie, gdyby wyciągnął informacje, nie chcąc dać niczego w zamian. Tyle że nie mógł mówić o sobie. Im mniej świat będzie wiedział o nim, tym lepiej dla niego. Zarówno Kirilla… jak i samego świata. Kaverin był świadomy tego, że jego historia nie przywołałaby uśmiechu i rozbawienia na niczyjej twarzy. Może z wyjątkiem Dahla.
Chłopiec zerknął na blondyna i zamyślił się.
- Znaczy… Bo ja pomagam dostać się tu siostrze. To ona tu często przychodzi… Codziennie w sumie… Czasem nie, jak się źle czuje, ale tylko wtedy. Albo jak to ja się źle czuję… - powiedział spokojnie. Najwyraźniej nie przeszkadzało mu, że Kaverin zadawał mu pytania. Wydawał się nieco podekscytowany i to tak jakby z powodu, że Kirill zainteresował się nim i chciał porozmawiać. Kaverin zawsze był dobrym słuchaczem. I jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, tylko słuchaczem.
- Stąd wiem, że tu jest szybciej i spokojniej. Przy głównej bramie… Po prostu nie lubię chodzić przy głównej bramie. I Kira też prosiła, żebym tam nie chodził - powiedział w zadumie. Tutaj jego opowieść się urwała.
- Jest pan księdzem, powinienem mówić ‘proszę księdza’, prawda? Wygląda pan… Ksiądz… Młodo jak na księdza… - zagadnął z innej strony. Chłopiec zdawał się Kirillowi uprzejmym, choć nieco nieśmiałym, ale to nie było naturalne. Tak jakby naturą tego dziecka był optymizm i gadatliwość, ale z jakiegoś powodu nie mógł być sobą.
Kaverin został zaskoczony.
- Wyglądam młodo? - zapytał. Zapadła dłuższa chwila ciszy, kiedy szli przed siebie. - Dziękuję - przypomniał sobie, że może należałoby powiedzieć to słowo, ale teraz wypadło niezręcznie. - Nigdy nie myślałem o sobie, jak o kimś młodym - mruknął ciszej. - A w przeszłości byłem przecież jeszcze młodszy niż teraz.
Ale dzieckiem przestał być dawno temu.
- Możesz mówić mi po imieniu - rzekł. Na chwilę zamilkł. Czy powinien podać prawdziwe? - Nazywam się Yuri.
Chłopiec uśmiechnął się nawet zaskakująco pogodnie i szczerze
- Bardzo mi miło Yuri. Ja jestem Misha… A moja siostra to Kira, ale to przedstawię ją jak już dojdziemy na miejsce - odpowiedział spokojnie. Zaufał Kirillowi.
Kiedy jego mama podała fałszywemu konduktorowi legitymacje, na którym znajdowało się szukane przez mordercę nazwisko, skończyła z dziurą w brzuchu. Kirill lubił swój brzuch, a w każdym razie nie chciał się z nim jeszcze rozstawać.
- Jesteście wyrzutkami? - zapytał tak po prostu.
Pogodna mina Mishy momentalnie rozpłynęła się. Zastąpiło ją zmartwienie, ból i jakiś odległy strach i zaszczucie
- Kira uważa, że to nieładne określenie. I że tu po prostu ludzie nie rozumieją czegoś, więc szukają sobie zabobonów na wyjaśnienie. Ale to nie prawda. Nie jesteśmy przeklęci… Ty Yuri jesteś stąd? - zmienił temat, ale jego ton głosu pozostawał sztywny. Chłopiec zaprowadził go przez uliczkę. Znaleźli się na jakiejś ziemistej drodze, koło żeliwnego płotu o ozdobnych szczytach. Przeszli koło ogromnego drzewa, przywalonego śniegiem. Była tam wyrwa w płocie. Kirill dopiero po chwili rozpoznał, że to jest parkan, którym ogrodzony jest cały teren cmentarza. Chłopiec przeszedł i zsunął się z drobnego, dwumetrowego nasypu, po chwili będąc już na jednej z cmentarnych dróżek. Zerknął na Kirilla, a gdy ten dołączył zaczął go prowadzić dalej. Ruszyli w prawo, w najdalszy koniec cmentarza. Z tego co Kirill pamiętał, zwykle wykorzystywano tamten fragment na groby dzieci. Misha zrobił się odrobinę milczący. Tak jakby aura tego miejsca odbierała mu mowę. Było pusto na około. Śnieg powoli zasypywał cmentarz i niektóre groby były już całkowicie przykryte zimną pierzynką. Było pięknie i smutno. Jak to zawsze w takich miejscach.
- Już niedaleko… - powiedział cicho i wskazał palcem kierunek.
Minęli statuę przedstawiającą Michała Archanioła. Za nią Misha skręcił i znaleźli się w bocznej alejce, w której dla ozdoby usadzono wysokie cyprysy.
Między nimi postawiane były malutkie groby. Niemal wszystkie kompletnie zaniedbane. Zapomniane. Nieważne po której stronie świata i gdzie Kirill nie bywał, groby dzieci zawsze wyglądały tak samo… Poza jednym…
Serce Kirilla stanęło mu w piersi, kiedy zobaczył swoja matkę, siedzącą na ławce przed jednym z nich.
A przynajmniej, tak wydawało mu się w pierwszej chwili
- Misha? To ty? - odezwała się dziewczyna. Miała długie, blond włosy i dopiero teraz Kirill zaczął zauważać drobne różnice, jej leciutko falowały się na końcach. Miała taką samą figurę i tak samo bladą cerę. Odziana była w zimowy płaszcz w bladoniebieskim kolorze z kapturem i białym futerkiem na jego brzegu, jednak nie miała go na głowie, więc śnieg osiadał na jej włosach i ramionach. Jej policzki były zaróżowione od zimna, a jej oczy szeroko otwarte. Miały niebieski kolor, jednak… Nie patrzyły na nich. Dostrzegł laskę i szybko zrozumiał. Siostra Mishy, bo już zgadł że to ona… Była ślepa. Siedziała przed jedynym oczyszczonym malutkim grobem. Przechyliła głowę, jakby nasłuchiwała. Zmarszczyła delikatnie brwi, ponieważ na pewno ilość kroków jej się nie zgadzała. Wyglądała na zaniepokojoną
- Tak, to ja! - zapewnił ją natychmiast brat i podszedł do niej, przytulając ją
- Zmarzłaś! - oznajmił, jakby karcił małe dziecko, a to zdecydowanie ona była tutaj tą starszą.
Kobieta, którą Misha zwał Kirą, uśmiechnęła się do niego przepraszająco i poklepała go po ramieniu.
- Kazałeś mi chwilę czekać. Coś się stało? - zapytała, jakby natychmiast zgadła. Jakby wiedziała i teraz zwróciła głowę w kierunku Kirilla i powolutku wstała, jakby obawiając się najgorszego i szykując do konfrontacji z konsekwencjami.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline