Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2019, 20:55   #70
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
- Nie biorę od trzech dni. - odparła Mervi wpatrzona w patelnię - Mam przy sobie zapasowo połówkę jednej dawki, która mi została... - zmarszczyła brwi - Nie licząc zwykłych leków przeciwbólowych, które w sumie nic nie dają. Zostało to... chyba z obawy, że nie dam rady. - urwała na chwilę nim znowu się odezwała - Dziś słabo spałam. Ciągle boli mnie głowa, nie byłam w stanie spać dłużej.. A i chyba miałam gorączkę. - przymrużyła nieznacznie oczy, gdy znowu odczuła ból głowy - Jajka już wyglądają świetnie.
- Radziłbym wyrzucić to wszystko w cholerę - Tomas odpowiedział swobodnie zdejmując patelnię z gorącego palnika. Wyciągnął dwa talerze, nakładając jedzenie. Podał śniadanie wirtualnej adeptce.
- Jutro mógłbym próbować zwalczyć symptomy fizyczne.
- Dzięki... - Mervi wydawała się speszona pomocą jaką otrzymywała - Więc... Opowiedziałbyś mi coś więcej o byciu Uzdrowicielem w twojej Tradycji? - zapytała nakładając na widelec jajecznicę - W ogóle czym się różnią od innych Eutanatosów? - spojrzała na Tomasa z wyraźnym zaciekawieniem.
- Nie ma czegoś takiego jak jakakolwiek pozycja, ranga czy formalny tytuł uzdrowiciela - Tomas wyjaśnił spokojnie - po prostu wielu członków mej tradycji parała się tym fachem. Widzisz, jedni aktywnie poszukują tych którym trzeba pomóc. Inni wolą czekać aż los sam przywieje do nich potrzebujących.
Eutnatos usiadł na krześle, zagryzając jajecznicę chlebem.
- Jedz, gorące wzmacnia odporność. Co do uzdrowicieli. Wiesz jaki jest jest główny cel mej Tradycji?
Technomantka w zastanowieniu jadła jajecznicę nim odpowiedziała na pytanie:
- Chcecie... oczyścić Krąg?
- Tak odpowiada wielu nowicjuszy. Iż stoimy na straży Cyklu. Większość magów tradycji zwykle dodaje coś o zabijaniu. Nie, może starzy, zbyt odczłowieczenie i za głupi aby odejść, myślą tylko o Kole. Ale większośc eutanatosów których szczerze zapytasz, powie, iż to tylko metoda. My walczymy z cierpieniem, Mervi, w każdej jego postaci. Cykl odrodzeń jest naszym sprzymierzeńcem. To dlatego czasem pomagamy ludziom zostawić jedno życie za sobą. Tam już ich nic dobrego nie czeka, tylko więcej bólu. Widzisz, za to bractwo nas nienawidzi - Tomas skrzywił się lekko - uważają, iż poprzez cierpienie oczyszcza się karma. My wiemy, iż wszechświat nie jest aż tak okrutny.
- To jak to całe gadanie, że "kogo kocha Bóg, temu zsyła cierpienie". - mruknęła - Zawsze uważałam to za bzdurę. Jeżeli taki byłby, to na pewno z miłosierdzia mało by mu pozostało.
- Nie wierzę w osobowego boga w sensie istoty omnipotentnej - Tomas odpowiedział chłodno - jednak wierz mi, wiara wielu dodaje sił. Ludzie nawet nie wiedzą jak potężni potrafią być gdy myślą, że to ktoś udziela im swej mocy.

- Jest to możliwe. - przegryzła chlebem jajecznicę - Co zaś do cierpienia... Wierzycie, że jest szansa je wymazać? W końcu to jest problem... jak sprawić by nikt nie cierpiał z powodu innego, bez zabierania komukolwiek wolności wyboru... - spojrzała uważnie na Tomasa.
- Trochę zbyt ciężki temat jak na późne śniadanie - mag mruknął bez gniewu - Znasz to powiedzenie, ilu rabinów tyle opinii? I u nas jest podobnie, teoretyzują, myślą, budują modele… Mogę ci podać oficjalną wersję. Cierpienie jest nieodłącznym elementem świata. Kiedyś głoszono, że pełne pogodzenie się z Cyklem powinno je zniwelować. Wpływ myśli europejskich na mą tradycje lekko zmienił tą doktrynę, acz akceptacja pomaga. Ja, osobiście, jestem praktykiem, jak zresztą większość z nas. Mamy bardziej palące problemy, jak chociaż Rozliczenie.
- Skoro tak wiele jest opinii... To jaka jest twoja? - przełknęła ostatni kawałek.
- To już tajemnica. Nie wziąłem cię jeszcze jako uczennicy - niezręcznie zażartował.
- Czy mam już zbierać manatki z Tradycji? - Merv uśmiechnęła się rozbawiona.
Tomas wyglądał na lekko zmieszanego. Nie jakoś szczególnie, jednak nie był lwem salonowym.
- Trening w sporej części fundacji jest dość upierdliwy, nawet nieprzyjemny.
- Niestety nie jestem szczególnie uzdolniona fizycznie. Mogłabym zaniżać średnią uczniów. - odparła z udawanym smutkiem.
- Jakby tylko to się liczyło - mistyk przegryzł kromkę chleba - z wampirami poradziłaś sobie całkiem dobrze. W zasadzie myślę, że spokojnie w razie konieczności dałabyś radę sama wszystko ogarnąć na miejscu.
- Starałam się uniknąć bezpośredniego kontaktu. - dodała swobodnie - Gdyby nie ta policja byłoby łatwiej... a Iwanek chciał mi wrzucić tam jeszcze jakieś niegrzeczne duchy. - mruknęła.
- Iwan pomaga jak może. To w gruncie rzeczy dość przerażający mag. Masz dużo cennych rzeczy w domu? Mógłbym poprosić znajomego aby cię tam podrzucił.
- Została część elektroniki i moje architektoniczne rzeczy, ale... - rozejrzała się po mieszkaniu - Nie wiem ile ci się tu zmieści. Co do tych rzeczy to mogę docisnąć Patricka, aby przyjechał tu swoją maszyną, jak to może się trzymać nie wiem. - pokręciła głową - Ach... Miałbyś coś przeciwko abym zamontowała tutaj trochę zabezpieczeń? Po prostu bez nich... czuję się odsłonięta.
- To nie jest twierdza Mervi i nie powinna nią być. To przyciąga zbyt wiele uwagi. Zreszta - Tomas się zamyślił - za kilka dni wrócisz do siebie. Po prostu stwierdziłem, że wybite szyby mogą kusić złodziei. Dobrze byłoby przed powrotem sprawdzić czy jakieś duchowe paskudztwo tam się nie zanęciło. Ale to może zrobić prawie każdy w fundacji, mam taką nadzieję.
- Na wybite szyby to mi eteryci pomogą, żaden problem. Patrick może też pomóc ze sprawą duchową, bo Walerii... wolę nie prosić po ostatnim razie, kiedy to Patrickowi pomagała. - zasępiła się - Czyli... jest tu bezpiecznie... - najwyraźniej próbowała przekonać sama siebie - W sumie ty tu jesteś. - uśmiechnęła się na to.
- Każdemu zdarzają się błędy. Wiem, to truizm, ale warto to sobie przypominać.
Mervi spojrzała na Eutanatosa.
- Mówisz jak J. wiesz?
- Chyba dlatego przypadliśmy sobie do gustu - eutanatos zaśmiał się szczerze.
- Przyznam, że ten hermetyk wydaje się być w porządku. - położyła łokcie na stole i wsparła na dłoniach głowę - Wiem, że jutro spotkanie, ale... To jutro. Jako że gadałam z tym creepem, a mówiłeś w jego sprawie, że to echo powodu, dla którego tu jesteśmy... - uważnie spojrzała na Tomasa z tłumioną ciekawością - Proszę, powiedz mi teraz czemu tu jesteśmy.
- Bo jest dużo do zrobienia - Tomas wywinął odpowiedź. - Zechcesz więcej opowiedzieć o tamtej rozmowie? Nie chciałem cię wczoraj tym męczyć.
- A czy ty zechcesz mi odpowiedzieć konkretnie na pytanie? - uśmiechnęła się cwaniacko.
- Dlaczego ja akurat miałbym wiedzieć cokolwiek więcej od ciebie? To Jonathan i Iwan wraz ze swoimi miniaturkami kręcą tym całym interesem.
- Bo to ty stałeś za organizacją tego. - odparła niewinnie.
- Tylko przeczucie, los. Mówiłem, że mam czułe zmysły. Niestety, nic konkretnego nie wiem. Też mnie to frustruje.
- W takim razie jakie to było przeczucie?
- Że jesteśmy tutaj bardzo potrzebni, inaczej wydarzy się coś okropnego. Tylko tyle, twoja kolej.
- A co dokładnie chcesz wiedzieć? - zapytała nie do końca jednak zasycona odpowiedzią jaką podał.
- Czy czegoś wczoraj nie pominęłaś. Może teraz, po nocy coś przychodzi ci na myśl, co może być ważne?

Mervi zastanowiła się nad odpowiedzią. Co mogła pominąć?
- Mówiłam, że ten creep najwyraźniej wiedział, lub domyślił się, kim jestem? Znał moje imię choć go nie otrzymał ode mnie.
- Sądzisz, że mógł czytać twe myśli?
- Wydaje mi się, że moje zabezpieczenie wystarczyło, aby mój umysł nie został spenetrowany, ale nie dam całkowitej gwarancji. Gumka mogła pęknąć. - zastanowiła się - Creep wiedział, że ćpam, musiał wiedzieć. Odgrażał się, że pożre mi mózg, czy wyrwie paznokcie, nic nadzwyczajnego, ale to wspomnienia Tradycji mnie zaniepokoiło... Że musi być ich dziewięć dla nich, to MUSIELI przygarnąć innych... którzy mu się nie podobają. - wzruszyła ramionami - Nie tak, jakby ta niechęć była obca, ale szlag z tym.
- Ewidentnie grał na twych emocjach.
Tomas przybrał nienaturalnie chłodne oblicze. Profesjonalne i spokojne. Było coś niepokojącego w tej nagłej zmianie nastroju.
- Będę powoli zbierał się do pracy. Na stoliku masz mój numer, klucze wiszą koło drzwi. Przedzwonię co z tym kolegą jeśli chcesz wpaść do siebie, chyba, że załatwisz to poprzez fundacje. Potrzebujesz czegoś?
Adeptka poczuła się niepewnie przy chłodzie, jaki przybrał Eutanatos. Przez chwilę zastanawiała się czy w szkółkach eutków mają obowiązkowy fakultet z zachowywania odpowiedniego oblicza.
- Spróbuję najpierw pogadać z Patrickiem w sprawie podwózki. Niczego konkretnego mi nie trzeba... chyba że chciałbyś kupić coś do żarcia po powrocie? Zapłacę oczywiście, winna jestem.
- W lodówce mam dość jedzenia. Jest też pizza mrożona do mikrofali. Ja dziś od południa nie jem.
Tomas zaczął powoli szykować się do wyjścia.
- W sumie... - zaczęła niepewnie - Idziesz spotkać się z policjantem, tak? Nie chciałbyś może towarzystwa?
- Przyzwyczajony jestem do pracy samemu. Spotkam się z nim po pracy, może wyskoczę w trakcie. Z całym szacunkiem, ale mało kto byłby w stanie to dobrze rozegrać.
Mervi trochę skrzywiła się na słowa Eutanatosa.
- A teraz zaczynasz gadać jak Iwanek... - mruknęła.
- Każdy czasem tak ma - Tomas mrugnął. - Trzymaj się Mervi. I wyrzuć to świństwo.


Słowa Tomasa o tym, że "mało kto prócz niego może coś dobrze zrobić" przywiodły Mervi na myśl Firesona. Cholernik jeden... ale jednocześnie fascynujący cholernik. Prawdę mówiąc dziewczyna złapała się na tym, że jej myśli zaprzątała jego osoba! Czy to o nim śniła poprzedniego dnia...?

Nie wiedziała czy z tym dziwnym Wirtualnym (ha...) wszystko dobrze. Zważając na wczorajsze zamieszania, czuła że wypada się zainteresować. W końcu Fundacja (jakby bardzo ją obchodziła), Tradycja i... i coś jeszcze.

On przecież zmolestował jej Avatara!

Nie musiała dużo się zastanawiać, jednak mimo chęci nawiązania kontaktu nie postanowiła wspomóc magyą dotarcia wysłanej wiadomości. Nie zasłużył na razie na nic więcej, niż użycie odpowiedniego szyfrowania.

Wiadomość do Firesona zawarta w SMSie, który nadszedł z nieistniejącego numeru skrytego przed odbiorcą, była krótka, gdy po zrozumieniu kodu szyfru odczytało się jej dziwaczną treść:

P\ V fI|V3? 1|VSVV.
(R U fine? Answ.)

Pozostało poczekać...

Wiadomość zwrotna od Firesona nie nadchodziła, co zirytowało Mervi. Ona okazuje zainteresowanie jego zdrowiem, a ten tym pogardza? Zaczęła myśleć o wykorzystaniu magyi do namierzenia Legionisty, ale postanowiła dać mu jeszcze trochę czasu. Nie jest przecież zdesperowana...
Technomantka szybko zaczęła czuć się znużona. Było oczywiście sporo do roboty, ale szybko odkryła, iż jeszcze ciekawiej będzie zająć się czymś innym. W końcu jak często jest się u Eutanatosa i ma okazję poznać jego mieszkanie?

Nie rozważając dłużej opcji, zaczęła z zaciekawieniem buszować po mieszkaniu... szczególnie nie powstrzymując się przed zapoznaniem z pokojem Tomasa.

Starała się niczego nie dotykać, a jedynie pozostać przy oglądaniu. Niestety, nie zawsze było to możliwe. Musiała czasem coś ruszyć, aby móc spojrzeć co jest schowane głębiej. Zanurkowała także pod łóżko, przejrzała każdy kąt...
To było lepsze od umarcia z nudów! Do tego przecież nic nie chciała zabrać!
Prawdę mówiąc czuła się trochę głupio, gdy przeglądała zawartość pokoju. W końcu Tomas użyczył jej mieszkania...

Zaspokajając swoją ciekawość odkrywcy natrafiła w pokoju Tomasa na: pistolet pod łóżkiem, razem z norweskim pozwoleniem, białe rękawiczki, zbiór małych kości (wyglądające jak od palców nóg lub rąk), dwa telefony, kilka kartek zapisanych kompletnie nieczytelnymi bazgrołami, ładnie zdobioną klepsydrę wielkości pięści, jakieś zioła, trochę leków (raczej nic groźnego), trzy płaskie noże, trochę do rzucania, trochę jak bojowe.
W łazience zaś znajdowała się jeszcze profesjonalna apteczka.

Tuszowała ślady swojej aktywności i poszukiwań jak tylko mogła, mając nadzieję, że gospodarz nic nie zauważy. Podpadła już dziewczynie z Tytalus, nie chciała teraz Eutanatosowi...

***

Ułożyła na pralce w łazience zabrane ze sobą leki przeciwbólowe. Nie były one w żaden sposób nielegalne... Uznała jednak, że może jakieś przydadzą się pacjentom Tomasa z hospicjum. Nigdy nie wiadomo...
Zatrzymała jednak jedną buteleczkę z ketonalem i nieotwarty jeszcze ibuprom.

Po opróżnieniu torby z leków usiadła ciężko na rancie wanny zawieszając wzrok na trzymanej ampułce z resztką morfiny. Wiedziała co musi zrobić... ale na samą myśl o pozbyciu się narkotyku skręcało ją w trzewiach.

- Glitch... Glitch... - szepnęła łamiącym się głosem - Nie chcę tego robić...

Czuła uścisk w gardle, a do oczu zaczęły napływać jej łzy, gdy przechylała już ampułkę, aby wylać jej zawartość do toalety. Nie! Cofnęła rękę drżąc z niezrozumiałego stresu. Może tak ostatni raz...? Może...

Nie rezygnuj teraz!

Zamknęła oczy, gdy pozbywała się w ten sposób morfiny.

Początkowo tylko patrzyła otępiale na pustą ampułkę, żeby po dłuższej chwili wpaść w niekontrolowany lament, który skończył się nudnościami powodowanymi rozpaczą i zwróceniem resztek śniadania.


Technomantka opadła bez sił na kanapę. Nie dość, że musiała przebyć rozmowę telefoniczną z Patrickiem i Walerią, to jeszcze wciąż czuła się fatalnie...

Kolejny telefon uświadomił Mervi, iz szykuje się dość intensywny dzień. Szczególnie gdy był to obcy numer.
Mervi westchnęła krótko. Czyżby Fireson z przeprosinami?
- Wreszcie raczyłeś się odezwać, zajęło ci. - odezwała się, gdy odebrała.
- Zawsze miło jest być wyczekiwanym - lekko rozbawiony głos mistrza Einara rozbrzmiał w słuchawce - jak się miewasz Mervi?
- Tak... Tak, wyczekiwałam. - odparła speszona Mervi z pogłosem niedawnej zbrodni przeciw morfince w głosie - A ja... Żyję? Znaczy, nie jest świetnie, ale nie mogę narzekać za bardzo. A jak u ciebie? JMS bardzo wchodzi na głowę?
- Myślałem o naszej ostatniej rozmowie. Chciałbym cię dziś odwiedzić, jeśli to nie problem. Po ostatnich wydarzeniaj przyda się nam chwila odsapnięcia.
- Chętnie! Tyłko teraz mieszkam u Tomasa, bo stuff w domu się wczoraj wydarzył... To nie problem?
- Jeśli tylko Tomas nie miałby nic przeciw temu - Einar zaczął niepewnie - to mogę przyjechać za kwadrans.
- Jest w pracy, ale wątpię, by był problem. - odparła lekko - Mogę zawsze do niego zadzwonić.
- Zdam się na twój osąd - Einar odpowiedział łagodnie.


Nie minęło nawet dwadzieścia minut, gdy do drzwi mieszkania Tomasa pukał nie kto inny, a sam mistrz Einar. Przybywszy taksówką, wydawał się tak niesamowicie zwyczajny. Gruby sweter, ciepła kurtka, sine usta, niewyspane oczy oraz serdeczny uśmiech i ożywienie na widok Mervi. Aż trudno było przyznać, iż to ten sam człowiek który byłby w stanie samodzielnie stawić czoła okrętom technokracji, ten człowiek który ściągał dziwne piorny z nierealnego nieba. Teraz stał przed nią, chory, zmęczony i zatroskany.
- Miło cię widzieć.
Mervi humor wyraźnie się poprawił, gdy zobaczyła Einara. Wciąż sama nie czuła się fizycznie dobrze, ale w tym momencie uzależnienie psychiczne zeszło na drugi tor.
- Nawzajem. Zdejmuj kurtkę, znajdę jakąś herbatę. - uśmiechnęła się zapraszająco.

Hermetyk nie dał się długo prosić. Odwiesił wierzchnie ubranie, lecz dziwnie skręcał palce ku siebie, jak człowiek któremu jest zimno. Nie czekając na zaproszenie, pozwolił sobie przysiąść na kanapie.
- Pozwolisz, prawo wieku
.Uśmiechnął się delikatnie, porozumiewawczo.
- Ciężko było? Słyszałem trochę od Jonathana, ale mam wrażenie, że mu coś umykało.
- A co JMS takiego ci powiedział? - zapytała wyjąwszy z szafki herbatę i włączywszy wodę na nią - Tomas już mu na mnie naskarżył, co? - zaśmiała się cicho.
Po chwili podeszła do kanapy i wzięła zwinięty koc leżący obok Einara, który narzuciła mu na barki.
- Chyba ci zimno.
- Starość, do tego nie do końca dobrze znoszę tę stronę Zasłony - hermetyk wyjaśnił szybko zmieniając temat - Jonathan był głównie podekscytowany tym jak sprawnie sobie poradziliście oraz potencjalnym akolitą. Mam wrażenie, że trochę przecenia naszego Tomasa, ale - Einar spojrzał na sufit - może ja go za słabo znam. O ile można dobrze znać eutanatosa.
- Jak dla mnie jest spoko. - wzruszyła ramionami, nie widząc dziwnego połączenia tego słowa z eutanatosem - Czy sprawnie? Byłoby szybciej, gdyby nie ta policja... Wampira się uziemiło, nawet nie musząc stawać blisko niego. Nic tam. - odparła obserwując wodę dochodzącą do momentu gotowania - A skąd taka ekscytacja u J.?
- Cieszy się, że wreszcie coś dobrze poszło. Zapewne to miła odmiana po tym wszystkim - Einar na chwilę zatrzymał głos - myślałem o naszej ostatniej rozmowie.

Mervi milczała, gdy nalewała wrzątku do szklanki i wkładała doń torebkę herbaty.
- O której jej części dokładnie? - zapytała stawiając na stoliku przed Einarem napar wraz ze spodeczkiem na torebkę - Co jeszcze... Ach! Cukru?
- Nie słodzę.
Einar kiwnął głową w podzięce. Milczał długo, wpatrując się w parujący napar.
- Ta regresja nie dawała mi spokoju. Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej, ponownie. Bez mistrza Uriela może być mi trudno… Nie chcę nalegać Mervi…
Staruszek siarbnął lekko herbatą.
- Może byłbym w stanie powtórzyć przywrócenie ci wspomnień. Po raz kolejny powinno być całkiem łatwo.
Mervi usiadła obok Einara wpatrując się w jego twarz.
- A jakie byłyby możliwe konsekwencje?
- Paradoks. Zaciągnę też dług u dość czarnego Ukrytego. Rozmawiałem z ich dworem, zechce mi użyczyć swych mocy oraz, co ważne, stanie na straży magy. Oddali paradoks tak aby nic nam nie mogło przerwać. Nie wiem czy jakikolwiek mistrz Ars Vis byłby w stanie tego dokonać.
Einar spojrzał jej w oczy. Lekko pożółkłe, załzawione, wyrażały tylko troskę.
- Tym razem nie zawiodę.
Technomantka spojrzała z niepokojem.
- Ukryty? - zapytała niepewnie.
- Rodzaj duchów - Einar zasępił się - uczyłem cię tego. Gdy byłaś u nas, podłapałaś podstawy polityki dworów umbralnych - smutek przeciął twarz mistrza.

Mervi westchnęła.
- Niestety i to poszło w zapomnienie. - zastanowiła się - Mógłbyś mi opowiedzieć główne elementy w skrócie? Może to nie będzie to samo... ale jeżeli mam cokolwiek rozważać... W co się chcemy wplątać…
Einar uśmiechnął się lekko.
- Masz coś do pisania?
- Hmm... - Mervi zanurkowała w swoje bibeloty, które zabrała z domu, aby wyciągnąć blok kart. Wiele z nich było zarysowanych jakimiś bryłami geometrycznymi, ale reszta wciąż nie nosiła śladów użytku. Te właśnie podała Einarowi wraz z długopisem.
- To wystarczy?
- Tak.

Hermetyk zaczął zapisywać zgrubne obliczenia na kartce, jednocześnie komentując to cały czas.
- Wykorzystam tutejsze zawirowania vis aby stworzyć otulinę pierwszej chroniącą ceremonię, to powinna być taka energia - wskazał na ciąg obliczeń - Ukryty podtrzyma kopułę. Tutaj, z grubsza - wskazał na równania wzbogacone kilkoma niezbyt znanymi Mervi symbolami, lecz jej intuicja matematyczna pomogła je odczytać - sprowokuję uskok czasowy. Użyję jak ostatnio IV prawa Thaumagycznej Równowagi Wymiarów, to równanie je opisuje - nakreślił wzór - na skutek wyładowania paradoksu avatar zostaje splątany sam w sobie w stanie ciszy. Otulina pierwszej nie pozwala jednak uzyskać prawdziwej ciszy. Jako, że cisza dotyka tak samo maga jak i avatara - zawahał się - wedle głównych teorii, otrzymujemy czystą umysłpłaszczyznę. Jako, iż w bąblu rzeczywistości czas i przestrzeń stanowią bardziej zupę - wyprowadził w ciągu kilku sekund równanie rozmaitości czasoprzestrzennej, podobne do równań Schwarzschilda, ale wzbogacone o kilka nieznanych Mervi operatorów - możliwe jest pobranie stanu umysłu z danej chwili. Mag musi być w dobrych relacjach z avatarem gdyż to od niego wiele zależy. O szczegółach takich jak inkantacja czterech żywiołów, odpowiednie runy, śpiew czy odrobina krwi odprawiającego ceremonię nie będę wspominał. Wybrałem to co najciekawsze.
Einar skończył. Mervi powinna wiedzieć. Był z domu rzemieślników. Tworzyli cuda zanim Wirtualni Adepci powstali, byli Naukowcami zanim przebudził się pierwszy eteryk, a gdy ostatecznie zawiązała się Unia Technokracji, pod przewodnictwem królowej Wiktorii, to właśnie na hermetyków padły pierwsze gromy, za podobieństwo do Unii. Wystarczyło odrzucić tylko trochę Ducha, i zostałaby sama Maszyna.
Ale Einar posługiwał się Duchem.
Mervi była pod pewnym wrażeniem wiedzy Einara. Do typowego mistyka było mu daleko, a i jego zainteresowania oraz jego magya podobała się technomantce... przynajmniej od strony teoretycznej. Musiała się więcej dowiedzieć o tych hermetykach...

- A ten Upadły? Te dwory? - zapytała ostrożnie.
- Ukryty, nie upadły - Einar zaśmiał się lekko - wiele istot określanych potocznie mianem duchów organizuje się w tak zwane Dwory. Niekiedy ma to konotacje mitologiczne. Ukryty uchodzi za dość nieprzyjemny byt. Raczej każdy hermetyk czy badacz umbry o nim nie wie, a to z tego powodu, że nikt nie jest w stanie znać mian wszystkich duchów. Zdradziłem ci to imię abyś wiedziała kto będzie mym sojusznikiem. Fakt, jego przydomek brzmi złowieszczo, prawie tak groźnie jak tytuły naszego Jonathana.
- Tytuły JMSa to akurat brzmią zabawnie. - uśmiechnęła się nim spoważniała - Ale... czym zapłacimy? - zapytała mając w pamięci pewną kicię z pikseli... - I jaka jest pewność, że ten cały Ukryty nas nie wykiwa?
- Współpracowałem już z tym bytem. Ma wobec mnie długi, zatem to on będzie spłacał mnie. Moja droga Mervi - Einar zaczął łagodnie - mimo, iż wyglądam na słabego staruszka, jestem dość poważany w pewnych kręgach.
Einar spoważniał, upił łyk herbaty trzymając kubek w obu dłoniach.
- Jonathan ma bardzo groźne tytuły. Jest jednym z niewielu magów który ma czelność zwać się czaropętaczem i nie popaść w śmieszność. A jest taki młody… - hermetyk zamyślił się.
- Czaropętacz brzmi tak pompatycznie... i tak bez sensu. - oceniła Mervi - Ale Prorok Kości to już coś lepszego i bardziej groźnie brzmiącego.

- I trochę smutnego - Einar odparł bez specjalnego smutku. - Moglibyśmy być gotowi za trzy dni, co Ty na to Mervi?
- Cóż... - myśl o powrocie pamięci była bardzo kusząca... - ...chyba... możliwie... całkiem prawdopodobnie jest jeden problem. Nie wiem czy to nie przeszkodzi... - spojrzała w sufit - Chciałam ci to powiedzieć przy ostatniej rozmowie, ale tak wynikło... Otóż... - odchrząknęła - A, cholera z tym. Powiem każdemu, łatwiej będzie. Wydaje mi się, że stało się to z powodu... utraty siebie. Rozumiesz, słabo to znosiłam. Szukałam więc... czegoś co mi ukoi nerwy... - spojrzała Einarowi w oczy - Jestem teraz na odwyku... Od kilku dni dopiero…
Einar nie dał po sobie poznać jakiejkolwiek gwałtowniejszej reakcji. Zamiast tego jego dłoń spoczęła na ramieniu wirtualnej adeptki.
- Z pamięcią będzie ci łatwiej. Przypomnisz sobie kim naprawdę byłaś i kim masz być. Mając taki horyzont - staruszek przerwał - nie takie problemy widziałem wśród magów. Poradzisz sobie.
- Ale czy to nie zaszkodzi temu procesowi, który ma mi zwrócić pamięć?
- Nie powinno. Mało co jest w stanie powstrzymać wysoką magyę.

Mervi nagle musiała przerwać rozmowę, aby odebrać telefon... od Patricka. Miał teraz powód na przekupstwo, a do tego...
- Mistrzu? - odezwała się, gdy zakończyła krótkie połączenie - Miałbyś może ochotę na pizzę? - uśmiechnęła się przyjemnie.
Na twarzy hermetyka pojawił się sympatyczny wyraz, zmywający z jego oblicza trochę barw starości.
- Moja żona była z Włoch. Jeszcze długo przed przebudzeniem. Oczywiście, że mam - kiwnął głową - mam nadzieję, że nie zostawimy za dużo okruszków. Wolałbym nie drażnić eutanatosa - mrugnął.
- To świetnie, nasz dostawca już w drodze. - odparła Mervi - Mam w sumie takie małe pytanie natury... socjalnej? - zastanowiła się przez chwilę - Czym można ugłaskać Tytalusa, któremu się podpadło?
- A komu podpadłaś? Staremu czy młodemu Tytalus?
Einar wyglądał na zaciekawionego.
- Młodemu. - odparła - Chcę po prostu przeprosić, tak żebym nie miała problemów teraźniejszych i przyszłych. Powiedziałam o kilka słów za dużo do Hannah.
Einar wyglądał na odrobinę zaskoczonego.
- Nie sądzę aby młoda Tytalus mogłaby ci czymkolwiek zagrozić, Mervi. Ona jest ledwo studentką, ty adeptem. To olbrzymia przepaść mocy i wiedzy, a hermetycy mają tego świadomość. Zresztą, ona jest tu z nami tylko ślepym przypadkiem.
- Jakim przypadkiem? - zapytała - I chcę tylko jakoś pokazać, że nie miałam nic złego na myśli.
- W zasadzie Jonathan powiedział mi… - Einar zamyślił się - w zasadzie nie przysięgałem. Sądzisz, że zdradzenie tego byłoby dobrym, świńskim dowcipem?
Hermetyk wypił resztę herbaty uśmiechając się kątem ust.
- J. lubi dowcipy, a świńskie są najlepsze. - Mervi również lekko się uśmiechnęła.

- Hannah wygrała pojedynek ze swoim mentorem aby tu się dostać. Biedak musiał wypuścić ledwo studentkę tutaj i zapewnić, że ją tu przyjmą. Typowe zwyczaje Tylaus. Wygraj z mentorem, dostań co chcesz. Oczywiście, wygrać trzeba odpowiednio brawurowo.
- To w sumie ciekawy sposób, podoba mi się. - uśmiechnęła się Mervi - Może zadziałała taktyką "jestem taka słaba, nie masz co się obawiać"? Tak czy inaczej... co taki Tytalus by chciał? Wiesz, w przeprosinach, aby kwasów nie było.
- Sądzę, że odpowiedni kryształ stanowi klasyczny, typowy prezent. Najlepiej oprawiony na metalowym łańcuszku. To bardzo typowy podarek i bezpieczny, niezależnie jaki kamień wybierzesz, każdy ma pozytywne znaczenie dla obdarowanego gdyż pełni rolę w magy. Najlepiej wybierz intuicją.
Mervi spojrzała na Einara uważnie.
- I może celownik przykleić sobie do głowy? Czy przypadkiem właśnie nie kryształy to fatalny prezent dla Hermetyka i Mówcy?
Hermetyk spojrzał poważnie na Mervi.
- Stereotypy mają swe źródło w rzeczywistości. Wystarczy, że nie będziesz ją nazywać falującym kryształem. Zauważ, że zbyt dobrze dobrany prezent budzi podejrzenia o kradzież sekretów i myszkowanie. Rozumiesz już czemu polecam ci coś ogólnego?
- Uhm... Rozumiem. - uśmiechnęła się przepraszająco, ale nie mogąc się powstrzymać dodała jeszcze - W końcu paranoja jest taka... częsta. Dzięki za podpowiedź.

- Jeszcze jedno. Postaraj się nie rozpowiadać wszystkim o naszych planach. Nasz drogi, troskliwy hermetyk będzie strasznie mi odradzał jakikolwiek wysiłek…
- Szczerze to i mnie to martwi. Ten paradoks w tym momencie... To nie jest bezpieczne dla ciebie. - dodała z prawdziwą troską.
- Mervi, magya jest niebezpieczna. Tylko, że ja jestem w tym dobry. Pamiętaj, że nie robię tego pierwszy raz.
- Po tym wszystkim? - westchnęła - Nie podważam twoich kompetencji przecież... Nieważne. Co z uczniem?
- Można mnie nadkruszyć Mervi, ale nie złamać. W tym jesteśmy podobni - spojrzał na wirtualną adeptkę - głęboka cisza. Wyklucza jakąkolwiek podróż, silne hobgobliny. Staram się do niego jakoś dotrzeć, ale to nie jest łatwe. Ostatnie czego nam trzeba to młodego marudera.
- Mogę... jakkolwiek pomóc? Czy lepiej nie? - zapytała.
- Staram się aby nie widywał nazbyt często nikogo, kto może mu przypomnieć o katastrofie fundacji. Mnie zna wcześniej, ciebie jeszcze nie poznał gdy byłaś z nami. Zresztą, sam w tej chwili z trudem przebijam się do jego świadomości - Einar posmutniał.
- Rozumiem... - spojrzała w bok - Spróbuję poszukać, może jakąś podpowiedź, info o możliwościach znajdę... - przypomniała sobie o Firesonie - Czy podejście psychologiczne by nie było pomocne?
- Ciszę najlepiej wyleczyć spokojem i czasem.
Mervi skinęła, aby nim dalej kontynuowała rozmowę wysłała jednego SMSa do ich dosta... Patricka.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline