Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2019, 19:52   #71
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Healy nie wyniósł traumy, lęków… nie wyniósł nic z poprzedniej nocy. Nic co, by go obciążało. Straszliwa burzowa istotka? Widział gorsze potwory... stokroć gorsze i wielokrotnie bardziej agresywne. Wampiry? Nihil novi. Śmierć ludzi? Smutna oczywistość istnienia koła życia. Strefa wojny? Niemal rodzinna okolica.
Nic dziwnego, że zasnął bez problemu i wyspał się. A rano przyszedł ojciec Adam z… kolejnymi obowiązkami. Wyglądało na to, że długofalowe plany ich Fundacji ulegały zejściu na dalszy plan.
Asysta....czterech magów.
To zafrapowało Healy’ego.
- Asyście przy czym?- zapytał.
- Z waszej strony ojciec Iwan oczekiwał wsparcia pirotechnicznego. Wysadzenia budynku na tyle aby wyglądało to na wypadek, od biedy zamach, ale aby ukryć płomienie pierwszej.
Adam nie patrzył Patrickowi w oczy. Spoglądał gdzieś w dal, za jego plecy.
- O ile coś takiego da się ukryć.
- Jeśli budynek ma podłączoną instalację gazową, to… żaden problem. Wypadki z nieszczelnymi rurami się zdarzają. Mam trochę materiałów wybuchowych i podobnych ustrojstw, więc da się to zrobić.- akurat jeśli chodzi o pirotechniczne demolki, to Healy miał spore doświadczenie.- Wolałbym jednak wiedzieć co mam wysadzać. A najlepiej dostać plany budynku.
- Zwykły, niezbyt duży dom. Nic spektakularnego. Do tego przypada się obstawa. Wierzę, że nie będzie jakichkolwiek komplikacji, ale… - duchowny wzdycha ciężko - tutaj wszystko lubi się chrzanić.
- Entropia to akurat sfera którą lubię. Więc postaram się odwrócić los na naszą korzyść. Zakładam, że po mnie przyjedziecie? O której?- zapytał z pocieszającym uśmiechem.
- Nie śpieszy się. Wstępnie umówieni jesteśmy na szesnastą, ale może być wcześniej. Chyba lepiej będzie w pełnym słońcu. Masz pomysł kogo jeszcze zabrać?
- Nie poznałem za dobrze pozostałych magów.- zadumał się czarownik drapiąc po czuprynie. - Klausa? Może? Thomasa?
- Wolałbym uniknąć eutanatosa. Niech i będzie Klaus, dwóch duchownych i dwóch naukowców - Adam próbował się uśmiechnąć - jak możesz, załatw to z nim. Łatwiej będzie porozmawiać z kimś z macierzystej tradycji. Ja tu jestem od brudnej roboty.
- Nie jestem pewien, jak niby mam to zrobić.- potarł czoło wzdychając pod nosem.- No i jeszcze muszę zaplanować eksplozję. Jak duży to domek? Ile pokoi? Ile pięter?
- Parter i piętro. Pomieszczeń nie znam, chyba… - Adam zamyślił się - ...nie wiem. Taki o, jak tu te wszystkie domy jednorodzinne, jeden z biedniejszych, bez garażu.
- Ok… to policzę wszystko i przygotuję. Mam nadzieję, że w policji mamy jakieś wpływy, bo nigdy nie musiałem maskować swoich eksplozji.- dodał w zamyśleniu Healy.
- Z tego co usłyszałem, będziemy mieli. Ale chyba zbyt wcześnie aby ich używać. To eksplozja ma zamaskować naprawdę spektakularną magyę.
- Postaram się. Mam trochę C4 i jeśli budynek ma gaz.- wzruszył ramionami Patrick.- To będzie spektakularny wybuch.
- Miło to słyszeć. Potrzebujesz czegoś? Nie tylko w kwestii eksplozji, ogólnie.
- Przydałby się jakiś karabinek szturmowy i może srebrna amunicja do niego. Wampiry tutejsze wydają się być dość agresywne… jeśli można sobie coś takiego zażyczyć.- zadumał się Patrick i wzruszył ramionami.- Tak z miejsca… to chyba nie byłbym w stanie niczego wymyślić.
- Mam jeden. Coś załatwię - nikły uśmiech pojawił się na twarzy ojca Adama - to z Bogiem.
- Z Bogiem.- odparł odruchowo Healy.


Powinien to zrobić pewnie zaraz po przyjeździe, ale jakoś nie było czasu na to. Ani okazji właściwie. Kari Brundtland... to dzięki niej tutaj trafił. To ona pociągnęła za sznurki w swojej dawnej ojczyźnie. A on jeszcze jej nie podziękował.
Teraz wypadało to uczynić.
- Kari? Tu Patrick nie przeszkadzam?- zapytał dzwoniąc do niej.
- Paatrick? Ty łobuzie… budzić mnie tak wcześnie.- mruknęła Kari zmysłowym jak aksamit głosem.
- Miałem trochę roboty.- wyjaśnił Healy.
- Nie wątpię… słyszałam o wieży.
- No tak. Co słyszałaś?- zapytał ostrożnie Irlandczyk.
- To co zawsze się słyszy w takich sytuacjach. Mnóstwo oskarżeń i demagogii. Mało faktów.- odparła figlarnie Kari.- Wiesz jak to jest… gdy nastąpi katastrofa, to zamiast gasić pożary, magowie różnych Tradycji rzucają się sobie nawzajem do gardeł w imię dawnych animozji.-
- A co ty o tym sądzisz?- zapytał Patrick.
- Ja? Ja tam nie byłam. Nie wiem co się stało.- odparła Kari tak jak na rasową dyplomatkę przystało.
- Wieża nie została zniszczona, tak jak niektórzy planowali. - zaczął ostrożnie Healy.
- Ach… taktyka spalonej ziemi, jakie to… typowe dla starych Tradycji. Wiesz Patricku, że Technokracja to też magowie? Możemy się różnić podejście i możemy być wobec nich wrogami, ale… to konflikt idei. - westchnęła kultystka ekstazy.- Nie zdołamy odbić z ich rąk, tego co sami zniszczyliśmy. Ale… wiesz… nie byłam tam, więc oficjalnie się nie wypowiadam.
- W samym Lillehammer natknęliśmy się na osobliwość. Wiedziałaś o tym? -zapytał Healy.
- Osobliwość? Nie. Tak naprawdę to niewiele wiedziałam na temat. Ów obszar był zawsze pod opieką Werben… a wiedźmy, niechętnie wpuszczają innych na swoje podwórko. Lillehammer zrobiło się dostępne właśnie z powodu ich nieobecności... ostatnio?
- Wiesz coś o tym więcej?- zapytał mężczyzna.
- Skarbie… to za wysokie progi dla mnie i inna Tradycja. Powinieneś przycisnąć jakąś miejscową czarownicę.- roześmiała w odpowiedzi Kari.
- Ostatnio nie mam czasu na przyciskanie...- odparł Healy. - Wpadniesz do nas z wizytą?
- Niestety… raczej nie. Nie w najbliższym czasie. W Belfaście jest gorąco teraz.- stwierdziła z żalem Kari.
- Tu też nie panują teraz chłody. - odparła Healy.- Mamy tu przeciwnika ciężkiej wagi.
- Chciałabym pomóc, naprawdę… i zobaczyć ciebie. - rzekła z żalem kultyska. - Ale obowiązki przykuwają mnie do miasta.
- A nie mogłabyś poruszyć okolicznych Fundacji. Może mogliby wesprzeć nas dyskretnie?- zapytał.
Kari milczała długo. - Niczego nie mogę obiecać, ale spróbuję…-
- Więc co tak podgrzewa temperaturę w Belfaście?- Healy zmienił temat nieco lżejszy.
- Obecnie… napięcie w samej Fundacji.- odparła Kari zaczęła plotkować o przyjaciołach i znajomych Patricka.


Ta rozmowa była przyjemną końcówką poranka zakończoną śniadaniem, potem było tylko pracowicie. Najpierw praca przy wozie zajęła nieco roboty. Pół godziny majsterkowania. Niemniej wóz, był sprawny i gotowy by współpracować z magyią Irlandczyka.
Zadowolony z siebie Healy zadzwonił więc do Mervi.
- Hej… słyszałem, że miałaś ciężką noc.Jak się czujesz? Nie zrobili krzywdy? - zapytał przyjaznym głosem, gdy dziewczyna już odebrała.
- Nawet nie zdołali podejść. - odpowiedziała po chwili ciszy - Ale i tak czuję się wyjebiście źle.
- W ramach pocieszenia mogę rzec, że moja noc też nie była udana. Jazda po mieście, ściganie potwora… pogaduchy z pożarem. Awaria komórki.- wyliczał swoje porażki Healy. - Nic tak poważnego jak u ciebie co prawda...
- Cieszę się, że nic poważnego nie było. Może Iwanek trochę panikował, ale jak to powiedział: uważał za ważniejszą sprawę udać się pomóc tobie. Musi czuć do ciebie miętę. - odparła słodkim tonem.
- Jesteś o mnie zazdrosna, czy może może o naszego lidera?- zapytał równie słodkim głosem Healy.
- Nie wiem, które byłoby gorsze. - odpowiedziała krótko - Po coś konkretnego dzwonisz?
- Nie bój się swoich uczuć, do starszych mężczyzn z autorytetem. - zażartował Patrick i spytał.- Oczywiście w kwestii wspólnego lunchu. Miałem ci chyba pizzę podwieźć. Jaką i gdzie i o której?
- Jeżeli wiesz gdzie nasz Tomas mieszka, to tam jestem i raczej zostanę kilka nocy.
- Szczęściarz.- odparł żartobliwym tonem Healy.- Nie wiem, ale się dowiem. O której?
- Nie teraz. Nie w nocy.
- O czternastej więc.- zadecydował Patrick i pytał.- Jakieś życzenia co do pizzy wasza wysokość?
- Nic dużego. - nadeszła odpowiedź - I skomplikowanego.
- Ok. To się zjawię. Trzymaj się.- odparł w odpowiedzi Healy kończąc rozmowę.
A potem znów wybrał numer Klausa.
Była to rozmowa trudniejsza i ważniejsza od pogaduszek z Mervi. Temat był cięższy, a niemiecki Syn Eteru wydawał się nieco rozbity mentalnie i podupadły na duchu.
Healy zastanawiał się nad tym jak mu pomóc. Jak rozwiązać jego problem. Czy lepiej wzmocnić jego mentalną obronę, czy ściągnąć przeciwnika na własny teren i pokonać. Przede wszystkim chyba należało owego wroga rozpoznać. Niemniej to wszystko musiało poczekać.
Healy uruchomił swojego laptopa. A po ściągnięciu paru darmowych plików będących darmowymi projektami domów wyłączył funkcję wifi, czyniąc go maszyną odłączoną od internetu. Zważywszy na to co się mu ostatnio przytrafiło z komórką, wolał trzymać się z dala od miejscowej sieci.
- Mocy matmy przybywaj.- mając pod ręką projekt Healy zabrała się za wyliczenia. Może i jego magyia przypominała składanie klocków lego, to jego praca już nie.
Wyliczyć należało: ile ładunków umieścić, gdzie je umieścić, jaki będzie zasięg eksplozji, jakie siły przyłożyć, w jakich miejscach… by domek złożył się jak… cóż domek z kart.
Wyliczyć i zasymulować rozkładanie się sił podczas eksplozji na specjalistycznym programie. Pirotechnika i zabawa materiałami wybuchowymi wymagała bowiem precyzji, o którą ciężko było podejrzewać Healy’ego. Przynajmniej jeśli się go znało pobieżnie. Patrick był Magiem wielu niespodzianek.


Gdzieś w połowie obliczeń i symulacji Healy doszedł do metaforycznego muru. Siły rozkładały się nie tak jak powinny. Eksplozja mogła zagrozić sąsiednim budynków.
I Irlandczyk nie miał pomysłu jak ten problem rozwiązać. Potarł podstawę nosa i uznał że potrzebuje przerwy. Na szczęście ta się zbliżała… bo musiał Mervi pizzę przywieźć.


Nowa komórka pokazała mu polecane pizzerie i Healy wybrał jedną z nich. Ponoć najlepsza w całym Lillehammer. Ponoć...



Prezentowała się nieźle. Zakupiona pizza pachniała całkiem smakowicie. Pozostał jeden detal jeszcze… Bowiem Patrick nie wiedział, gdzie dowieźć zakup. Więc znów trzeba było zaczepić Wirtualną Adeptkę.
- Hej. Wiesz co? Nie wiem, gdzie Thomas mieszka. Dasz mi namiary?- zapytał nieśmiało Patrick dzwoniąc. I na zachętę dodał.- Mam już pizzę.
- Wyślę ci namiary SMSem... - głos Mervi sugerował, jakoby była ona poddenerwowana - Myślałam, że wszyscy mamy znać miejsca?
- Wygląda na to, że nikt nie wpadł na pomysł przesyłania reszcie rozpiski. - odparł Irlandczyk i dodał. - To już jadę do ciebie.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-09-2019 o 11:26.
abishai jest offline