Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2019, 20:50   #43
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Woods z kolei nie czekała, na nic trzymając kurczowo pudełku rzuciła się do ucieczki.
Wykrzykując obelgi i kolejne niepowiązane ze sobą słowa, staruszek-upiór pobiegł za nią wykazując się zaskakująco dużym wigorem i szybkością, bo Susan nie potrafiła się uwolnić od niego. Nadal metaforycznie czuła jego oddech na swoim karku.
- Przestań mnie gonić! Nie jestem jedną z nich! - Wrzasnęła nie odwracając się i dalej biegnąc do wyjścia. Przynajmniej miała nadzieję że tam się kieruje.
Niestety tym razem cmentarz ją zwiódł. Przebiegając przez kolejne alejki dotarła do miejsca w którym pozostawiła swoją łopatę. Wbitą w grób Haysa.
Szybko schowała skrzynkę do torby i podleciała pod grób chwytając łopatę.
- Nie zbliżaj się staruszku, nie chce cię skrzywdzić, ale to zrobię jak nie przestaniesz! - Powiedziała unosząc szpadel niczym kij bejsbolowy.
Odpowiedzią była kolejna litania bluzgów. Mężczyzna z ruszył biegiem na Susan wznosząc swoją drewnianą pałę niczym miecz do góry.
Susan w ostatniej chwili uskoczyła z linii ciosu i postanowiła pchnąć starca, by ten stracił równowagę. Świst obok ucha był nieprzyjemny, ale Woods udało się to co planowała.
Wyprowadziła cios i miała wrażenie, że uderzyła swoją łopatą w drzewo. Starzec się zachwiał, ale nie przewrócił. Woods uzyskała jedynie inicjatywę w tym pojedynku. Musiała jednak szybko decydować i jeszcze szybciej działać, jeśli chciała zachować tą przewagę.
“Raz kozie śmierć...tyle że ja nie chcę umierać.” W tym samym czasie myślała i działała, wyszarpnęła z kieszeni krzyżyk Jane i przysunęła go wolną ręką do twarzy staruszka.




- A kysz Upiorze! - “Nie no to nie zadziała zginę tu marnie ubita przez starego wariata!”
O dziwo cofnął się zasłaniając twarz pałą. Otworzył usta i… zionął z nich trupi odór. Mężczyzna dosłownie rozkładał się od środka. W otwartej szeroko paszczy kłębiły się larwy much przedzierając się przez gnijące mięso.
- Właśnie! Do tyłu! - “ O mój boże to działa! To absolutnie nie powinno działać.” Kobieta ledwo zdusiła okrzyk i zbierające się na ten widok wymioty. Susan zaczęła się powoli wycofywać z centrum. Być może jak będzie miała wisiorek na zewnątrz to i cmentarz przestanie ja mamić złą drogą.
To działało…. trochę. Potwór złorzecząc Susan odsunął się odrobinę do tyłu i próbował zajść Woods od tyłu. Patrzył na nią z nienawiścią i czekając na jej błąd.
Powoli i do przodu. To motto powinno być jej głównym. Idąc powoli i uważając na każdy jego ruch egzekwowała plan z wycofaniem się do wyjścia. Najchętniej rzuciłaby się znowu do ucieczki, ale nie mogła sobie pozwolić na błędy popełnione w pośpiechu.
“Cholera to będzie trwało wieki.” pomyślała płaczliwie w głowie. I rzeczywiście trwało to boleśnie długo. Każdy krok musiała stawiać ostrożnie. Co kilka rozglądać się, by nie dać się zwieść cmentarzowi, jak i pilnować pozycji upiora, który pyskując czekał tylko na jej błąd. Ręką zaczęła jej omdlewać w połowie drogi, nerwy były napięte niczym postronki. Ale.. udało się. Wyszła poza bramy cmentarza w końcu.
I wtedy rzuciła się biegiem do domu. Pędziła jakby ją diabeł gonił. Cała panikę przelała w ten bieg. Biegła i biegła i zapewne zrobiła trasę cmentarz-dom w rekordowym czasie. Aż szkoda że nikt jej go nie mierzył. Wpadła z impetem do kuchni zatrzymując się dysząc ciężko i szybko przy stole. Chwilę łapała oddech i układała sobie myśli w jakiś składny porządek logiczny.
Odstawiła łopatę w róg pomieszczenia i wyjęła z torby pudełko. Położyła je na stole i obejrzała teraz dokładnie je i kłódkę. A także sprawdziła ile ma czasu do spotkania w ratuszu. Pudełko pudełkiem, ale fajnie by było pójść tam nie ubabranym w ziemi i pocie.
Kłódka była solidna, ale był tylko kłódką. Przy odpowiedniej sile i łomie, dałoby się ją sforsować… lub użyć piłki do metalu. Do spotkania miała jeszcze kilka godzin.
“No nic jak nie mózgiem to siłą” Zgarnęła pudełko i poszła na górę do biura.
- Hej, potrzebuje poprosić cię o pomoc. - Powiedziała zaglądając do pokoju.
Henry przerwał zrywanie tapety i spojrzał na dziewczynę.
- Gdzie się tak wybrudziłaś?
- Na cmentarzu. - powiedziała z oczywistością w głosie, w końcu mówiła mu gdzie szła. Następnie wyciągnęła skrzynkę przed siebie prezentując kłódkę. - Myślisz że sobie poradzisz z kłódką? - Było to jawne zagranie na męskiej ambicji poczuciu siły i umiejętności.
- Poradzę.- stwierdził krótko Henry dając się złapać na tą zagrywkę. Wziął skrzynkę przyglądając się jej.- Hmm.. zajmie mi to parę minut.
- Świetnie to ja się ogarnę. - Susan ruszyła do łazienki, dzienne prysznice zaczęły robić się jakby standardem w jej nowym życiu. Choć nie siedziała w nim nie wiadomo ile od zmyć z siebie i zza paznokci brud. Przygotowała sobie sukienkę do wyjścia na spotkanie a a razie zeszła w bardziej domowym stroju do kuchni.
Wyciągnęła z lodówki rzeczy i zaczęła przygotowywać sobie obiad. oczywiście nie gotowany.
- Widzę że zgłodniałaś. - Henry wszedł do kuchni. Nagi od pasa w górę i wodzący spojrzeniem po dziewczynie. Musiał zrobić sobie przerwę przed posiłkiem i umyć się w jej łazience. I zszedłszy do kuchni, taksował ją wzrokiem.
- No tak, opuściłam śniadanie bo bałam się, że się nie wyrobię ze wszystkim. - Dodała ledwo odwracając wzrok od nagiego torsu i kontynuując mieszanie sałatki. - Chcesz trochę? Nie jest tak pożywna jak obiady Jane i nie ma mięsa…
Zaszedł ją od tyłu, objął w pasie ostrożnie… zapach taniej wody kolońskiej dotarł do nozdrzy Susan.
- Najbardziej ma ochotę na udko. Twoje udko.- rzekł żartobliwie muskając jej szyję ustami.
- Jane przyjdzie cię pewnie szukać zaraz…- Była to niewypowiedziane na głos “nie lubię jak mnie ktoś wchodzi w trakcie”. Ponieważ nie wypowiedziała pewnie i tak nie zrozumiał. - ... może jak wrócisz?
- Powiedz, że nie chcesz teraz.- jego dłonie ujęły władczo jej biust ściskając go lekko przez koszulę. Masując leniwie.- To sobie pójdę i wrócę po obiedzie i wtedy też będziemy się kochać.
- Nie lubię być zaskakiwana w trakcie, wybija mnie to z nastroju…- zaczęła się na szybko usprawiedliwiać. Głos miała zmieszany jakby nie chciała by pomyślał, że nie chce.
- Zamkniemy się w twojej kryjówce? Dam ci tam coś na zaostrzenie apetytu.- wymruczał delikatnie kąsając jej ucho.
- Już mi go narobiłeś…- powiedziała wplątując się z jego objęć i podchodząc do drzwi kuchennych. Jednym ruchem przekręcił zamek. Zaczęła iść w stronę schodów. - Idziesz?
- Tak.- mężczyzna podążył za dziewczyną, bez słowa więcej. Niemniej cały czas czuła jego spojrzenie na swoich pośladkach. Gorące i drapieżne.
Na szczycie schodów “zgubiła koszulę” i posyłając mężczyźnie za nią uśmiech weszła do sypialni. Chciała zatrzeć okropne wspomnienia poprzedniej nocy, no i ‘schowek’ był trochę jej święta ziemią do pracy i teorii spiskowych.
“Dopadł” ją jeszcze tuż za drzwiami sypialni. Bestia. Głaszcząc dłońmi jej biodra, klęczał chwytając zębami za białe majtki i zdzierając je dół.
- Jaki wygłodniały…- Zdążyła się zaśmiać zanim odwróciła się do niego przodem i zaczęli się całować. Wydawało się jej że mimo jakiś tam razów z Jane Henry nie miał nikogo bardzo długo. Podobnie jak ona, tyle że on to okazywał zachłannością i dzikością, a ona zakłopotaniem przed i ewentualnym moralnym kacem po. Obecnie wylądowała plecami na łóżku, Henry rozchylił jej nogi i wodził palcami intymnym zakątku, jednocześnie pieszcząc ustami zgrabne udo kochanki. Czyżby to był jego plan? Narobić jej apetytu na więcej później?
Skoro drzwi były zamknięte, chyba mogli sobie przeznaczyć na spokojnie dostateczna ilość czasu. W końcu chwilowo nie mieli właściwie nigdy czasu na grę wstępną. Susan poddała się jego działaniom i pozwoliła rosnąć w sobie przyjemności jaką w niej budził.
Henry więc zajął się zabawą jej ciałem. Jego palce były duże i szorstkie, ale dotyk na jej kobiecości delikatny. Pieścił ustami jej nogę, pocałunkami, liźnięciami języka… nawet kąsał delikatnie skórę. Ktoś mógł ich podejrzeć. Kotary były odciągnięte, okno otwarte. Ale czy to miało znaczenie? Właściwie to nie, nieme podglądanie zawsze było czymś z czym Susan czy wcześniej Yoona nie miała problemu. Miała problem z mąceniem jej tego tego stanu nagłym wtargnięciem. Teraz skupiła się na sobie, na cieple jakie się w niej rozchodziło i na coraz większej wilgoci tworzącej się między jej nogami.
- Henry…- Mruknęła powoli wijąc się pod nim w coraz większym podnieceniu. On nic sobie z tego nie robił, po prostu kontynuował. Jego partnerka nawet nie próbowała ukrywać, że takie traktowanie jej się bardzo podoba. Coraz szybciej i bardziej intensywniej jego palce w końcu znalazły się w jej wnętrzu. Choć nie tak delikatnie jak język i nie tak mocno jak czekający na nią w jego spodniach pal, palce majstra jednak sukcesywnie zbliżały ją do kulminacji.
- Co?- spytał mężczyzna skupiony teraz na kąsaniu jej stopy. Ruchy palca było powolne, ale zanurzały się coraz głębiej i mocniej. Nieśpieszne… bawił się jej ciałem i to było przyjemne.
- Aaa..ach- w połączeniu z wierzgnięciem biodrami było jedyną odpowiedzią. Zdecydowanie potrzebowała dzisiaj, teraz tego Henry'ego.
- Myślisz, że powinienem pójść na obiad? - uśmiechnął się Henry zmagając się z własnym pożądaniem, gdy pieścił jej ciało.
Woods znieruchomiała, poczuła jakby coś oślizgłego przesunęło jej się w wnętrznościach.
- Nie żartuj tak. Nigdy. Jeśli chcesz to kontynuować to więcej tak nie rób. - jej głos nosił znamiona podniecenia, ale też smutku i powagi.
- Mówiłem o obiedzie… tylko i wyłącznie jedzeniu. Wyciągasz… zbyt pochopne wnioski.- teraz to język mężczyzny zajął się kobiecością leżącej Azjatki, duży i ciepły i lepki.
Susan położyła się zawstydzona na materacu. - Zrozumiałam, że chcesz mnie tak teraz zostawić i sobie iść...przepraszam...nie jestem najlepsza w dzieleniu się...czy żartach. - Przeprosiła, było jej trochę wstyd. Henry nie powinien obrywać za jej byłego męża i to jak ją traktował.
- Ja też.. nie jestem za dobry w żartach… - mruknął Henry muskając językiem jej podbrzusze.-... chciałem się trochę podroczyć.
Znów wrócił do delikatnej pieszczoty palcem jaj wrażliwego punktu.
- Zróbmy coś szalonego. Coś na co jeszcze nigdy nie odważyłaś się, a zawsze miałaś ochotę.
- Mhmm...moje pomysły są chyba zbyt nudne, albo niewykonalne w tym mieście …- zaczęła jej głos wrócił do bardziej zrelaksowanego, dała się mu pieścić przez chwile by dodać. - ...na widoku przy oknie… tyle że bar … - ostatnie dodała z lekkim wahaniem.
- Co bar? I czemu niewykonalne? - zaciekawił się Henry, całując jej podbrzusze na przemian zanurzaniem palców w jej kobiecości.
- Trochę kiepsko mi układać logiczne wypowiedzi jak mi tak robisz...nie przestawaj .- ostrzegła, wywołując rozbawione z niego czknięcie..- nigdy nie kochałam się pod gołym niebem...a jedną z odważniejszych ...fantazji którą chciałam... kiedyś spróbować to by ktoś…. mnie brał od tyłu przy oknie...ale bar to kiepski widok… - powoli ale w końcu mu powiedziała.
- O tej porze… bar jest prawie pusty. A i można spokojnie… wybrać się gdzieś w pole i testować pozycje.- mruczał Henry mocniej wciskając palce w spragnione dotyku ciało Susan.
- Mhmmm…- zamruczała kiedy przycisnął odpowiednie miejsce. - ale zamkniemy okno...nie chce skręcić tak karku …
- Najpierw… bądź głośna.- językiem przesunął po skórze jej uda.
- To przestań…mnie zagadywać. - od gryzła się chcąc mieć ostatnie słowo. Skupiła się już tylko na tym co mężczyzna jej robił. Pomruki zmieniły się w jęki. Czas mijał a jęki przerodziły się w pokrzykiwania. On pieścił ją coraz szybciej i mocniej aż w końcu krzyknęła w ekstazie kiedy jej kobiecość zacisnęła się w miłosnym spazmie.
 
Obca jest offline