Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2019, 21:17   #46
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Całe zebranie okazało się dość spokojnym, jeśli nie nudnym zebraniem miasta. ‘Wiedźmy’ były grzeczne (nawet Rose) i całość odbywała się zgodnie z małomiasteczkowymi zwyczajami. Tematy narady powiązane były z różnymi tematami dotyczącymi samego miasta. Nie działających na jednej z ulic latarni, wywózki śmieci oraz zbliżającego się z kilka miesięcy festiwalu związanego ze zbliżającą się rocznicą założenia miasta. Nic więc dziwnego, że Susan była dla części uczestników tego zebrania bardziej interesująca niż poruszane tematy. I może z tego samego powodu dłoń Hong zaciskała się delikatnie na dłoni Woods.
- Co robisz? - Spytała się szeptem Susan nie przyzwyczajona do tego typu reakcji w miejscach publicznych. Uwaga innych nie była jej obca, w końcu w tak zamkniętych społecznościach nowa twarz na 100% wywołuje zaciekawienie.
- Przepraszam.- zawstydziła się Hong i grzecznie puściła dłoń przyjaciółki.
- Wydajesz się bardziej zestresowana niż ja. - powiedziała cicho Susan dzieląc uwage na przedstawiane problemy miasta i zachowanie Jane.
- Nie lubię tłumów.- wyjaśniła cicho Hong spuszczając głowę.- Stresują mnie.
Susan nie powiedziała już nic, ale jej ręka znalazła Jane i ścisnęła lekko. Właściwie to już tam została, na tyle ile Jane potrzebowała. W końcu zebranie zaczęło się kończyć i Eleonore zakomunikowała ostatni punkt zebraniu.
- Pogrzeb naszego przyjaciela Clarence’a odbędzie się jutro o dwunastej trzydzieści. Z wiadomych wam powodów, trumna na cmentarz zostanie wyprowadzona z holu ratusza.- rzekła.
- Idziesz? - spytała Susan, widząc jak ludzie powoli zaczynają się rozchodzić.
-Tak. Idziemy razem? Jest już ciemno, a wtedy lepiej nie chodzić samotnie.- zaproponowała Hong.
- Pytałam o pogrzeb. - Susan wzięła Jane pod rękę, ruszając do wyjścia. To, że wracały razem było dla niej trochę oczywiste. W końcu mieszkały obok siebie.
- Pewnie powinnam. I pewnie pójdę. W końcu chodziliśmy trochę ze sobą.- odparła w zamyśleniu Jane.
-Iść z tobą? Na pogrzeb. - Zapytała druga kobieta.
- Nie musisz.. aaa właśnie. Jak było na cmentarzu?- zapytała cicho i ścisnęła mocniej dłoń Susan.- Lepiej się pospieszmy z wychodzeniem, żeby Rose nas nie doścignęła.
- Ta i jeszcze zafunduj mi sprint w szpilkach. - Powiedziała ale przyspieszyła kroku. - A na cmentarzu był ...było znowu to coś. Trzymało się na dystans od krzyżyka, ale i tak było srogo. Znalazłam dziennik Clarenca. Jestem w trakcie czytania chociaż pisał strasznie chaotycznie.
- To by był ciekawy widoczek, twój pośpieszny truchcik.- odparła z łobuzerskim uśmiechem Hong, po czym dodała.- Na pogrzebie takich problemów nie będzie. Nie pojawia się wtedy. Czymkolwiek jest to coś.
Kobiety szły razem w stronę domu stukot obcasów Susan i cicha rozmowa były jedynym co odbijało się od ścian budynków.
- Miło mieć cię za sąsiadkę.- odparła Jane z lekkim uśmiechem. - Nawet jeśli czasem nie jest między nami tak miło. Czasami można się poczuć w tym mieście bardzo samotnie.
- Przepraszam, że szybko odsuwam cię na dystans, po prostu czasem nie kupuje waszych braków odpowiedzi. I mnie to strasznie frustruje...spróbuję się poprawić. -
- Nie winię cię. To zwichrowana sytuacja. To miejsce jest dziwne. Im bardziej w nie wrastasz i eksplorujesz ty dziwniejsze się staje i tym bardziej cię oblepia. - wyjaśniła Jane i spoglądając na ziemię. - A i… wiesz, to że czegoś doświadczyłam, widziałam nie oznacza że to rozumiem czy potrafię wyjaśnić.
- Mam ostatnią butelkę białego wina...wczoraj wypiłam dwie....chcesz wpaść na włoską kolację? - Zapytała Susan czując się podle przypominając sobie jej dotychczasowe zachowanie wobec Jane.
- Postaram się nie upić i nie zrobić czegoś głupiego. Ale sama musisz przyznać, to zabójcza kiecka.- odparła z uśmiechem Hong.
- Wiem, Henry dał mi to odczuć dzisiaj. - Powiedziała trochę chwaląc się tym rozmazanym w tłumaczeniu zdaniem.
- Nie wątpię.- zaśmiała się Jane w odpowiedzi. Gdy weszły do domu Woods, zdjęła żakiet zawieszając go na wieszaku. I odsłaniając białą bluzkę na cienkich ramiączkach. Niemal sznureczkach. Susan zauważyła, że jej koleżanka nie ma stanika, a potem… zdziwiła się samej sobie, że zwróciła na to uwagę.
- Dobra, tooo zaczynamy włącz jakąś niby włoską playlistę na kompie albo jaka ci się przypodoba. - Powiedział Woods podchodząc do lodówki i wyjmując z niej białe wino. Butelka z otwieraczem trafiła na stół wraz dwoma kieliszkami a sama gospodyni zajęła się za krojeniem i układaniem innych rzeczy na dużej drewnianej desce. Susan z gotowaniem i pieczeniem miała pewien problem, ale do przepięknie estetycznego ułożenia czy zrobienia rzeczy niegotowanych jak sałatki kanapki była prawie że artystką.



W krótkim czasie na stole pojawiło się jedzenie a Susan zauważyła że Jane rozlała im wino do kieliszków dosyć hojnie. Sama usadowiła się po drugiej stronie stołu i wyprostowała nogi na sąsiadującym z nią krześle.
- To za …? - Zaczęła susan unosząc kieliszek w zaczęciu jakiegoś głębszego toastu.
-Za… przyszłość. Oby była świetlana?- odparła Jane upijając nieco trunku i oblizując wargi. Zerknęła na Woods dodając.- Promieniejesz dzisiaj.
- No dobra, co chcesz wiedzieć? - powiedziała Woods upijając swój trunek i sięgając po jeden kawałek sera pleśniowego.
- Nic. Poza tym, że dzisiaj jesteś taka radosna i pewna siebie. To miły widok.- odparła Hong również kosztując przekąsek.- Trochę się martwiłam o ciebie.
- Dziękuje, to miłe. Niemniej nie zamierzam przestać szukać tego co znalazł Clarence. - Powiedziała zagryzając malinę. - Nie podoba mi się co one robią, nie zamierzamy tego tolerować i zamierzam szukać sposobu by się przed tym bronić. Wiem że mi proponować zostać jedną z nich ...ale nie umiałabym żyć z poczuciem, że ktoś chce ze mną przebywać bo tak jak one będę potrafiła go do tego zmusić. - Łyknęła większy łyk alkoholu i dodała w przypływie odwagi. - I tak. Zaczęłam sypiać z Henrym, chociaż wiem że będzie z tego jedna wielka komplikacja i płacz.
- No nie wiem. Jeśli oczekujesz seksu i odstresowania to… Henry jest ok.- zadumała się Jane popijając wina.- Jeśli czegoś więcej, to nie wiem. Poduszka jest lepsza do wypłakania niż on…- spojrzała na biust Susan.- … albo moje poduszeczki.
Zaśmiała się nerwowo i łyknęła wina.- Wybacz tę głupawkę z poduszeczkami.
- Wiem powiedział mi to dosyć dosadnie. I owszem złego słowa na jego...umiejętności nie powiem ale… ja już jako żona dowiedziałam się jak to jest być jedną z wielu i nie lubię tego uczucia. Nie w smak mi też bycie dodatkiem...premią do pensji...chwilowo tak się czuje. - kolejny solidny łyk alkoholu - Dlatego za pierwszym razem mu odmówiła, bo wiedziałam że takie coś wszystko skomplikuje. Teraz się złamałam i widzę jak wszystko komplikuje się dla mnie dwa razy szybciej niż się spodziewałam.
- Nie chodzi ze mną. Ani z nikim innym w mieście. Do łóżka też mi nie zagląda.- stwierdziła Hong zerkając na Susan i popijając wina zaproponowała.- Może… poszukasz kogoś innego więc?
- Wspominałam o komplikacjach, nie? Ja już go zdążyłam naprawdę polubić.
-Mhmm… myślę, że on może też cię lubić na swój sposób.- zadumała się Jane podjadając nieco. - Co z tym zrobisz?
Susan zamilkła na naprawdę dłuższa chwile.
- Nic. Co mogę, nie zamierzam go zmuszać. Teraz niech będzie tak jak jest… potem się to zmieni, albo mnie to wtedy zniszczy albo zrani. - Susan wzruszyła ramionami w rezygnacji.
- Z pewnością go nie zmuszasz. Za to… kusisz i prowokujesz? Ile wytrzymał zanim rzucił się na ciebie widząc cię w tej sukience? Ile minęło czasu od jej założenia, zanim zacisnął dłonie na twoich piersiach, pupie, zanim zaczął całować usta, szyję, nogi…- wymruczała z łobuzerskim uśmieszkiem Jane, po czym zakryła twarz dodając wstydliwie.- Wybacz… ja cóż… już jakiś czas nie miałam faceta i ostatnie moje erotyczne przeżycie to nasz pocałunek. A teraz jeszcze… wypiłam troszkę.
- … wiesz kiedy miałam rozwalone, spuchnięte, purpurowe kolano to nie wybrzydzał więc chyba niewiele mu potrzeba do zachęty… po prostu … to właśnie tylko to...zachęta do czystej erotyki… żadnego zaufania. Żadnego przywiązania czy wsparcia... od czysta biologia...nie wiem, czy chcę to powtórzyć…- kawałki sera i owoców znikały z tacy.
- Powiedz mi to jutro… po całym dniu abstynencji to może uwierzę.- mruknęła Jane przyglądając się Susan racząc się winem. - Wiem jedno… Henry jest bestyjką. A ty wyglądasz jak przynęta na takie bestyjki.
- Tia tylko w takim razie kto jest myśliwym…- powiedziała rozsmarowując słodka żurawinę na płaskim kawałku sera. - Śni mi się...Henry, jako właśnie taka bestia. Ma w nich wielkie jelenie poroże, jest nagi i ma takie racice jak nie wiem satyr tylko że proporcjonalnie większe…-
- Gdybym miała śmiałość…- zaśmiała się Jane, po czym skubnąwszy nieco z przygotowanych przekąsek dodała.- Sny tu bywają dziwne. Aczkolwiek mi Henry nigdy się nie śnił.
Jeśli twoja śmiałość ma dotyczyć tego co mi się wydaje że myślisz to…- Susan nie powiedziała więcej ale uniosła dłonie robiąc między nimi wolną przestrzeń pokazującą rozmiar interesu boga jelenia. Był on stworzeniem sennym więc oczywiście że było większe niż te co znała Jane.
- Dobrze że cię nie rozerwało…- odparła z głośnym i nerwowym śmiechem Hong. - Zazdroszczę takich snów.
- Też podobają mi się bardziej niż koszmary. Choć w ostatnim było…strasznie. Byłam na górze w sypialni słyszałam komentarze tamtych, w którymś momencie pojawił się on. Ja nie mogłam się ruszyć, tamte nadal komentowały a on po prostu sobie mnie wziął… nie było to miłe. Chyba dlatego po powrocie pozwoliłam sobie na … Henry'ego i jego zabawy. By po prostu odzyskać sypialnię.
- Acha… no tak. Nie żeby porównać czy ten w snach większy.- odparła z uśmiechem Hong szczerząc białe ząbki.
- Ten w snach jest większy.- Stwierdziła śmiejąc się Susan, dawno się nie śmiała.
- No cóż… jeśli ja się ci przyśnię to domagam się mega dużego.- odparła zadziornie Jane.
- To chyba tak nie działa...oprócz tych snów śniłam też o wskazówkach, wiesz jak znaleźć jego pamiętnik i rozumieć wskazówki. - Wyjaśniła Susan.
- Noo… skąd wiesz?- nieco już pijana Jane wlazła na stół i położyła się na nim brzuchem opierając dłonie na podbródku. Jej biust lekko się wybrzuszył w kierunku Susan powiększając dekolt bluzki. - Może wiesz… powinnam ci się wdrukować w podświadomość, żebym ci się przyśniła, co?
- Ech widzę, że znowu cię spiłam… - zaśmiała się znowu Susan.
- Dokładnie.- potwierdził Hong siadając na stole i zdejmując bluzkę, by odsłonić zgrabny drobny biust o ciemnych szczytach.- A to twoja nagroda. Na więcej nie licz, bo nie chcę cię wystraszyć kolejnym pocałunkiem.
- Nie wystraszyłaś...po prostu czułam, że to nie dla mnie. - Dopiła swój kieliszek. - Dlaczego nie lubisz tłumów?
- Miałam nieprzyjemne zdarzenie w przeszłości. Zbiorowy gwałt.- mruknęła Hong i nieco drżącą dłonią nalała sobie wina.- Źle się czuję, gdy jest kilku facetów obok mnie.
Woods sięgnęła przez stół i chwyciła wino, dokładniej chwyciła rękę Jane i ta przestała się trząść. Trzymała póki ta nalała sobie alkohol a potem odstawiła butelkę, właściwie najpierw nalała kolejny kieliszek sobie.
- Rozumiem…
- No i dlatego nie lubię zbiorowisk.- dodała i wypiła alkohol jednym łykiem.- Mogę się przespać u ciebie? Nie chcę wracać do domu. Mogę w gabinecie.
- Nie bądź głupia tam jest syf…- kobieta wstała i zakorkowała butelkę wstawiając ją do lodówki i niedojedzone resztki też - Chodź, pożyczę ci piżamę. - Wyciągnęła do niej rękę.
- Jeszcze nie chcę spać mamo.- odparła ze śmiechem Jane nie zamierzając schodzić ze stołu. Jeszcze nie w każdym razie.
- To obejrzymy jakiś film, albo mogę ci poczytać do snu...tyle że mam nudne książki. - Powiedziała Woods nadal trzymając do Jane wyciągniętą rękę i uśmiechając się.
- Historyczne, tak?- Jane wstała i zrzuciła silnymi ruchami nogi pantofle na obcasach ze stóp. Zaczęła rozpinać spodnie zerkając na Susan przez ramię. Kręciła zadkiem śmiejąc się głośno.- Wiesz co? Zrobiłam tak tylko raz, przed moim drugim chłopakiem. Mam ochotę cię tak pokusić… nie przeszkadza ci to? Czuję jak mi serce wali… może to od wina?
- Na pewno od wina, dlatego wolałabym byś to robiła w sypialni a nie na stole z którego możesz spać…- Susan była rozbawiona stanem Jane, nie powinna, ale była. Nie przeszkadzało jej to bo były same, Jane była pijana i ...z tego co Susan zrozumiała zdesperowana bliskości. Woods wiedziała że nie będzie wstanie jej uczciwie dać czego potrzebuje więc postanowiła po prostu być przy niej i starać się nie oceniać.
- Do sypialni… odwaga mi wyparuje z głowy.- oceniła Jane zsuwając w dół spodnie i wypinając pośladki ku Woods. Spodnie opadły odsłaniając podkolanówki, ten przeklęty łańcuszek i różowe majtki Hong. Kręcąc się w miejscu zsuwała bieliznę.
Woods czekała cierpliwie aż skończy, Jane miała ładne ciało, ale ten “taniec” porostu nie działał na Susan, Jane nie działała na Susan, kobiety nie działały na Susan.
Hong zeskoczyła niezdarnie ze stołu, śmiejąc się pod nosem i podała dłoń Woods. Była gotowa do zaprowadzenia na górę.
Susan ruszyła przodem trzymając Jane za rękę i uważając na schodach które sama pokonywała w szpilkach, tyle że miała też większą tolerancję alkoholu niż Hong.
Dotarły bezpiecznie na górę i Jane rozejrzała się po nowej sypialni.
- Nieźle… trochę zazdroszczę ci okna. - oceniła pomieszczenie.
- Jest Mega Wiem. - Powiedziała chełpiąc się, podchodząc do szafy i zdejmując szpilki. Za nimi podążyła szara sukienka która została odwieszona grzecznie do szafy. W zamian Susan wyjęła mięciutkie bawełniane szorty i top od jakiejś piżamki. - Proszę ...-podeszła w samej bieliźnie do Jane podając jej ciuszki. - będzie ci w nich naprawdę miło.
- Mhm…- Jane zaczęła się ubierać zerkając na Susan. Top i szorty zostały założone po chwili.- To teraz co oglądamy?
- Jakie filmy lubisz? - Spytała Susan idąc do łazienki gdzie leżała jej nocna bielizna.
- Hmm… kung fu… lub tarzana. Lubię Tarzana.- zaśmiała się Jane siadając na łóżku.
- Dobra, ale ja chcę by było zabawnie …- stwierdziła Susan o poleciała do kuchni pozostawionego tam laptopa i zebrała ubrania Jane. Wracając położyła ubrania koło łóżka i wskoczyła na łóżko. Chwila szukania w internecie i puściła zapowiedź Jane.
- Myślisz, że może być? -




- Może być.- zgodziła się Hong z uśmiechem.
- To jedziemy - Powiedziała Susan odpalając film i podając Jane poduszki by się wymościła się wygodnie. Film trwał półtorej godziny, jego absurd był tym czego Susan potrzebowała, Jane wydawało się ze tez się dobrze bawi chociaż procenty ululały ją wcześniej niż, by chciała. Wytrwała tak dwie trzecie filmu zanim padła, a potem zwinęła się w kłębek na łóżku.
Susan przykryła ją kołdrą a po zakończeniu filmu wyłączyła laptop i zapając sobie nocną lampkę wróciła bo buty Jane do kuchni. sprawdziła czy drzwi są zamknięte i gasząc światło wróciła na górę. Złożyła ubranie przyjaciółki by było jak najmniej pogniecione i położyła na stoliku. Jeszcze tylko umyć ząbki i mogła kłaść się spać. Podobnie jak za pierwszym razem przytuliła się do drugiej kobiety i tak zasnęła.

***

Dżungla. Zapachy kwiatów, wilgoć, zielone liany. Yoona rozejrzała się dookoła budząc w stroju, tym samym w którym Susan poszła zebranie miasta. Szpilki też na nogach nie bardzo pasowały do tego miejsca.
- Serio? - Zapytała otaczającego ją lasu zdejmując buty i ruszając przed siebie, który był kierunkiem tak samo dobrym jak inne.
Właściwie nie wiedziała dokąd idzie, las był monotonny mimo że kolorowy. A ścieżka którą szła doprowadziła ją do wodopoju. Dość płytkiej rzeczki przecinającej ów las. I tam natknęła się na nie.
Przypominały Kitanę… od pewnego stopnia, bardziej kocie. Gibkie i zwinne, o twarzy Jane i kocich oczach, pazurach kończących dłonie. I ogonach, dwóch. Jednym kocim, drugim imponująco męskim i dużym ogonku. Kobiece ciało i męski atrybut. Wpływ opowieści Hong.
Trzy “Jane” przyglądały się obcej w zaciekawieniu.
- Hej. - Powiedziała do “Jane” Yoona nie robiąc gwałtownych ruchów. - Wiesz jak się stąd wydostać?
Jane przyglądały się Yoonie, po kociemu oblizując dłonie długimi językami.
- Wy-do- stać? Gdzie?- wycharczała jedna z nich z trudem.
- Gdzieś indziej…- Powiedziała jeszcze nie wzruszona Yoona.
- Po co?- odparła Jane, podczas gdy pozostałe dwie obchodziły Yoonę na czworaka poruszając się z nadludzką gibkością.
- Żeby nie stać w miejscu. - czuła się trochę jak Alicja po drugiej stronie lustra z tą rozmową. - Hmm… to chodźmy. - jedna z “Jane” ruszyła przodem. Pozostałe dwie ustawiły się za plecami Yoony, po obu jej bokach. Czekały zapewne, aż sama się ruszy.
Kobieta ruszyła z nimi, czuła się jak z jakąś dziwną obstawą. zastanawiała się czy ilość Jane w śnie to też przypadek i czy to jest sen od taki sobie czy jeden z wskazówkowych.
Całą tą dziwność potęgował fakt, że wszystkie trzy Jane chodziły na czworaka, unosząc w górę ogony i przez większość czasu musiała się gapić na pupę i męski atrybut przewodniczki. Jane szły eskortując kobietę ledwo widoczną ścieżką meandrującą między drzewami. Yoona dostrzegała wśród listowia mijanych roślin obłe ludzkie kształty i złowrogie spojrzenie. Niemniej żadne z tych drapieżników nie zdecydowało się zaatakować trójki “Jane” i ich zdobyczy.
- Musicie być silne. Mijamy dużo stworzeń ale żadne nie zdecydowało się na atak. - Zagadała do reszty.
- Tak. Jesteśmy. Ty nie ?- zapytała Jane po lewej przeciągając się leniwie.
- Nie wiem, nie mam porównania. - odpowiedziała Yoona, zdecydowanie nie miała pojęcia czy w tym śnie jest silna i czy wystarczająco żeby sobie poradzić z tutejszymi niebezpieczeństwami.
- Nie masz pazurów… nie jesteś silna. Sprawiasz tylko mrowienie swoim widokiem.- oceniła Jane idąca z tyłu.
- Skoro tak mówisz. - Yoona wolała unikać konfliktu z ‘kocicami’ w końcu miały ją wyprowadzić. Pytanie tylko gdzie i w jakim celu…?
Na razie doszły do niedużej polany na skale zwieszającej się na przepaścią bez dna. Wokół tej polany rosły olbrzymie drzewa, które zamieszkiwały inne “Jane”... wylegujące się na konarach, biegające wokół dużego drewnianego pala na środku “wioski” i bawiące się ze sobą niczym małe kocięta. Sama pal pokryty był jakimiś płaskorzeźbami wyrzezanymi pazurami w drewnie.
- To wasz dom? - Zapytała zaciekawiona Yoona.
Jane, wszystkie trzy spojrzały na nią pytająco.
- Dom? Co to… dom? - rzekła przewodniczka.
- To tam gdzie się mieszka, tak gdzie czujesz się bezpiecznie i należysz. - Wyjaśniła Yoona zaczynając być trochę poirytowana na ten sen.
- Siedlisko.- stwierdziła Jane z przodu.- Tak… to jest nasz dom.
- Te rzeźby co opowiadają? - Pokazała w stronę płaskorzeźb palcem.
- Prawdę. - wyjaśniła przewodniczka. Podchodziły już do samego środka wioski i Yoona mogła obejrzeć ową prawdę. Opowieść szła od dołu do góry… na dole było coś jak czeluść z której wynurzały się kształty. Owe złowieszcze kreatury wchodziły w skórę ludzi i mordowały kolejne stworzenia. A coś co wynurzało się z ciał martwych ofiar wracało do owej czeluści.
- Co to za istoty? - skazała na cześć muralu.
- Hmmm…- Jane zasępiła się drapiąc po czuprynie.- Rākṣasaḥ je nazywają, ale one same nie mają imienia. Nie potrzebują nazw. Nie mają formy.
- Raksasa nie mają formy więc wchodzą w formy innych, kradną je…- powiedziała do siebie Yoona. Kolejny puzzel w układance odnaleziony.
Żadne ze stworzeń nie zwracało uwagę na jej mamrotanie. Niemniej coraz więcej Jane przyglądało się jej z ciekawością. Powoli krąg istot wokół Yoony się zacieśniał.
“Jak z Susan na spotkaniu… chyba czas się obudzić, słyszysz Susan? Obudź się!” Krzyknęła w myślach Yoona próbując sięgnąć do swojej świadomości po drugiej stronie.
Niestety odpowiedzi nie otrzymywała… zamiast tego była odcięta od wszelkich dróg ucieczki. Na szczęście Jane nie były agresywne, tworzyły jednak trzy szczelne okręgi wokół Yoony… i spoglądały na nią wyczekująco.
- Coś nie tak? - Spytała trochę zaniepokojona Yoona. Odpowiedział jej złowieszczy pomruk zniecierpliwienia. Najwyraźniej Jane oczekiwały czegoś po niej. Czegoś czego nie potrafiły zdefiniować słowami.
- Nie rozumiem o co wam chodzi...musicie mi spróbować to powiedzieć. - Niepokój zaczął w niej rosnąć ale póki co trzymała go na wodzy.
Odpowiedzią na jej słowa były tylko coraz głośniejsze pomruki kobiet. Ich ciała się sprężyły, ich usta otworzyły szerzej odsłaniając kły godne kocich drapieżników.
“Susan do cholery Obudź się!” Wrzasnęła do siebie Yoona nie mając zielonego pojęcia co robić, jej ręka ścisnęła mocniej swoje buty. Jej mięśnie napięły się, Susan będzie głupio ale Yoona zamierzała się bronić jeśli nie dadzą jej innego wyjścia.
Zwierzęcy pomruk wyrwał się z dziesiątków gardeł. Pierwsze z Jane rzuciła się na nią, potem następna i kolejna, kolejna. Pazury rozerwały ubranie i skórę, Yoona upadła na trawę szarpana przez kolejne pazurami, przygnieciona i ciałami rozwścieczonych bestii i czując jak kawałki jej ciała są wyrywane mocnymi paszczami pełnymi kłów.
 
Obca jest offline