Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2019, 20:55   #73
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację


Waleria skłoniła się w geście najwyższego szacunku.

- Przepraszam, że niepokoję Cię Matko, jednak w Lillehammer dzieje się więcej, dlatego pozwoliłam sobie podążyć za wskazówką Marty i stanąć przed Tobą.
Której Marty? - Stanisława wbiła pytający wzrok w Walerię. - Gdy się do mnie zwracasz dziecko, mów proszę precyzyjnie. Umysł już nie ten - uśmiechnęła się lekko.
Waleria speszyła się lekko. Przygryzła delikatnie górną wargę.

- Wybacz Matko moją pochopność, osoba którą miałam na myśli jest znaną Ci Verbeną mieszkającą obecnie w Lillehammer, która przyszła do mnie w związku z problemem który dostrzegł - tu zrobiła pauzę odrobinę dłuższą niż było to konieczne - wampir zwany Leifem, a który jeśli jego słowa są prawdziwe może nie tylko przekroczyć możliwości nowo zakładanej kabały, lecz nawet wstrząsnąć światem jaki znamy. - spojrzała na rozmówczynię dyskretnie starając się jak najwięcej wyczytać z jej reakcji.
Znam Martę, jest ona Wiosną - Stanisława uśmiechnęła się lekko, lecz w jej spojrzeniu kryło się coś nieprzeniknionego. I bardzo groźnego. - Przejdźmy się po gaju. - Stanisława poprowadziła Walerię między drzewami niespiesznym krokiem, jakby ważąc każde słowo które usłyszała. Nie przerywając wędrówki, podjęła dyskusję.
- Więc w czyjej sprawie przychodzisz do mnie? Leifa, Marty, waszej kabały?

- Mojej własnej - odpowiedziały jej usta zanim zdążyła się zastanowić nad prawidłową odpowiedzią. W miejscu w którym jestem, dzieją się rzeczy przekraczające me zrozumienie. - Wzięła głęboki oddech, po czym kontynuowała. - Miejscowe wampiry zachowują się ekstraordynaryjnie i to zarówno sabat jak i camarilla… istnieje podejrzenie, że mogą…, że są one kontrolowane przez znacznie starszych od nich śpiących pobratymców. - Jej głos zatrzymał się na chwilę chcąc zrobić miejsce, na ewentualną odpowiedź Stanisławy.

- Możesz mi wyjaśnić dziecko, jaki to ma związek ze mną - Stanisława urwała na moment, obdzielając Walerię zimnym spojrzeniem - oraz dlaczego miałoby to mnie obchodzić? O ile się nie mylę, a mogę, skleroza - skrzywiła się kwaśnie - zaoferowałam wam pomoc Leifa. Sądziłam, że to w tej sprawie się odzywasz. Inne sprawunki nie są w centrum moich zainteresowań.
Stanisława ujęła twarz Walerii dłonią od spodu, lekko dotykając podróbka. W tym geście było wiele subtelności lecz i niewypowiedziana groźba. Spojrzała jej głęboko w oczy swym lodowatym spojrzeniem.
- Rozumiesz mnie kochana?

- Rozumiem - odpowiedziała - rzecz właśnie w tym, że chciałam się upewnić co do granic owej pomocy. Obawiam się, że ja i Leif rozumiemy je inaczej, a nie chciałaby nieopatrznie nadużyć Twojej pomocy Matko.
- Leif jest w moim władaniu, lecz nie w waszym. Poza tym, jest zbyt dumny na niewolnika. A ja nie jestem handlarzem niewolników, Walerio.

- Dziękuję zatem, Matko za rozjaśnienie tej sytuacji, nie było moim zamiarem nadużywanie twej uprzejmości - zakończyła. Po czym uznawszy, najwyższa pora aby zacząć rozglądać się za sposobem ewakuacji cofnęła się o krok, następnie o dwa. Skłoniła się raz jeszcze i uznając, że jest już bezpieczna zaczęła odchodzić. Gdy Stanisława zniknęła z jej pola widzenia poczuła jak chodzi z niej cały nagromadzony stres. Zamknęła oczy i gdy je otworzyła zobaczyła swą twarz odbijającą się w misce z wodą. Wyglądała… jednym słowem kiepsko. Oczy miała podkrążone, twarz ziemistą i czuła że ma ochotę zwymiotować. Wstała powoli, kręciło jej się w głowie. Wyszła przed chatę opierając się o meble. Czuła się słabo. Usiadła na werandzie i zamknęła oczy. Słońce grzało jej skórę, delikatnie szumiał wiatr i nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.

***
Verbenę ze snu obudził warkot silnika zaniedbanego samochodu. Pojazd zatrzymał się pod jej domem. Ze środka, nieśpiesznie wyszedł blady (acz dalej w normie północnych krain), wychudły blondyn obdarzony miłymi rysami twarzy, kilkudniowym zarostem oraz przenikliwym spojrzeniem.

- Miło mi was poznać, Walerio. Olaf. Przybywam od Strażników - jegomość przedstawił się lekko, jednocześnie utrzymując niepewny dystans.

- Mi również miło Cię poznać Olafie - odpowiedziała nie ruszając się z miejsca - co Cię sprowadza w moje skromne progi - dodała po chwili spokojnym głosem.

- Zacznę od wieści dobrych - jegomość skłonił lekko głową - samochód który odniósł pewne uszkodzenia podczas ostatniego nieporozumienia jest gotowy do odbioru. Może być podstawiony gdzie tylko chcecie.

Skinęła głową i podała adres parkingu w centrum miasta. Następnie spojrzała mu przenikliwie w oczy i zapytała.
-a jakie są inne te wieści z którymi przychodzisz Olafie?

- Wczoraj w nocy byli u Ciebie nasi emisariusze. Może wiesz coś o tym?

- Z tego co wiem wczoraj zostali zaatakowani moi współpracownicy. Z tego co mówiła mi osoba znajdująca się pod moją opieką i ja miałam wczoraj niespodziewanych gości, którzy ją zaatakowali. Wyobrażasz to sobie? zaatakować gościa w domu gospodarza. Z całą pewnością to nie mogli być wasi emisariusze. Więc odpowiadając na twoje pytanie zgodnie z moją wiedzą nie przybyli do mnie Wasi emisariusze, nie mogłam więc nie wiem nic na ich temat. Może więc ty mi o nich opowiesz?

- Nie jest możliwe aby nasi ludzie mogli kogokolwiek zaatakować. Gdyby sami zostali zaatakowani w tym domu, najpewniej prawie by się nie bronili. Rozkaz Dzika był jasny, a jego słowo ma potężne konsekwencje.
Śmiertelnik zmierzył ją zaciekawionym wzrokiem.

Waleria zmierzyła go wzrokiem, zastanawiała się czy mówił prawdę.
- Rozumiem, że pozostałe ataki również nie były z rozkazu Dzika - ni to stwierdziła ni to zapytała sama nie wiedząc co myśleć o tej sytuacji. Po prawdzie nie było jej w domu gdy Marta mierzyła się z wampirami.
- Jako naszej sojusznicze, mogę podzielić się z tobą szczegółami poprzedniej nocy. Mogę wejść?

Gestem wskazała miejsce obok siebie na schodach, nie ruszyła się jednak z miejsca
- Zapraszam, siadaj całkiem tu wygodnie. Jegomość bez skrępowania przysiadł się, uśmiechając wyjątkowo szczerze. Nie wyglądał ani na złego człowieka ani też na drobnego cwaniaka. Raczej na kogoś, kto wykorzystuje własny urok.

- Wczorajszej nocy toczyliśmy walki z lokalną rodziną, Camarillą ogólnie ujmując. Zostaliśmy zaatakowani, odpowiedzieliśmy szturmem. Możliwe, iż ktoś z waszych mógł wplątać się w walki. Po to Dzik wysłał do ciebie naszych ludzi. Jako ochronę, a także aby dowiedzieć się które rejony mają być chronione aby nic nie stało się naszym drogim sojusznikom. Chcieliśmy też prosić o wsparcie.
Człowiek mówił swobodnie. Nawet “my” nie brzmiało sztucznie, chociaż dla śmiertelnego raczej trudno było mówić o sobie w kontekście jedności z Sabatem. Szczególnie gdyby w okolicy były wampiry.

Wystawiła twarz do słońca
- to rzeczywiście musiał zaistnieć wyjątkowo nieprzyjemny zbieg okoliczności - zawiesiła na chwilę głos - że akurat tej nocy kilku magów, w różnych miejscach przypadkowo wmieszało się w zamieszki. Powiedz mi czy gdybyś był na moim miejscu uwierzyłbyś w taki zbieg okoliczności?

Tak - człowiek powiedział nawet bez chwili wahania - nie jesteście zwykłymi śmiertelnymi. O ile opowieści o was są chociaż częściowo prawdziwe, zawsze - podkreślił mocno - jesteście w centrum wydarzeń. Mylę się?

- Ujęłabym to w inny sposób, bywamy w centrum wydarzeń odrobinę częściej niż wynika to ze zwykłego rachunku prawdopodobieństwa. - zabębniła palcami w drewniany stopień schodów na którym siedziała. - Sama nie wiem co o tym myśleć, po ostatniej przygodzie z próbą porwania maga myślę, że tym razem bylibyście lepiej przygotowani, z drugiej jednak strony wygląda mi to na dobrze zsynchronizowaną akcję bojową…. Powiedzmy więc, że aktualnie darzę was sporą dozą nieufności. - po dłuższej chwili kontynuowała - powiedz po co naprawdę przyszedłeś?

- Dowiedzieć się co z naszymi, i co z wami - uśmiechnął się szeroko - oraz zapytać czy reflektujecie, wy jako magowie, spotkanie w celu omówienia dalszej współpracy?
Z tego co wiem magowie mają się całkiem nieźle - odpowiedziała pewnym siebie tonem, po czym dodała w myślach “a przynajmniej nie dostałam informacji ażeby któryś z naszych kopnął w kalendarz”. Następnie kontynuowała - jednakże jeśli chodzi o tych z was, którzy przyszli wczoraj do mnie, pod moją nieobecność to nie mam dobrych wiadomości…. jeśli prawdą jest to o czym mówisz padli oni ofiarą nieporozumienia, gdyż osoba goszcząca owej nocy w mym domu bardzo się wystraszyła. Jeśli zaś chodzi o spotkanie to ja sama na takowe reflektuje, jeśli chodzi o innych zapytam się ich o zdanie i dam Ci znać. Rozumiem, że zostawisz mi swój numer telefonu?
Gdy słyszał o pewnej śmierci sabatników, na moment wyglądał jakby musiał przełknąć coś naprawdę kwaśnego. Grymas szybko zakrył serdecznym uśmiechem. Podał kobiecie wizytówkę.

- Proszę dzwonić na mój numer, o dowolnej porze, lub skontaktować się bezpośrednio z Dzikiem. Z tego co wiem, macie jego numer. Adres firmy jest poręczeniem. Możecie mnie zabić gdybyście chcieli - powiedział chłodno, a w jego oczach panowało coś, czego Waleria kompletnie nie potrafiła odczytać.

- Jeśli o mnie chodzi nie mam intencji aby Cię skrzywdzić póki nie dasz mi do tego dobrego powodu, nie chcę też aby niepotrzebna krzywda stała się komukolwiek z Twoich, dlatego proszę abyście uprzedzali mnie wcześniej o planowanych odwiedzinach. Często miewam gości i nie chciałabym więcej nieporozumień.
- Przekażę Dzikowi.


***


Telefon od Mervi nie był najbardziej oczekiwanym wydarzeniem ze wszystkich, a na pewno powód kontaktu takim nie był.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam za bardzo. - odezwał się w słuchawce głos Mervi, choć na wyświetlaczu znany numer się nie pojawił - Potrzebuję twojej asysty. Kiedy możemy się spotkać?

- To zależy od tego gdzie mamy się spotkać - odpowiedziała Waleria - w czym mogę Ci pomóc?

- Potrzeba mi twojej magyi, ale szczegóły podam ci już osobiście. Możesz pojawić się bliżej cywilizacji? Dziś wieczorem może?

- Masz na myśli jakieś konkretne miejsce - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Może nieopodal tej rudery, w której Patrick mieszka? - zasugerowała.

- Oki, w takim razie o której się widzimy? - nie widziało jej się czekać na tym wygwizdowie.

- Dwudziesta będzie dobra. Znajdę cię, ewentualnie ci namiary przyślę. - urwała na chwilę - Jesz tylko zieleninę?

- Jestem wszystkożerna - roześmiała się - zawsze uważałam że to najskuteczniejsza metoda przetrwania. A tak przy okazji czy powinnam coś wiedzieć, przed naszym spotkaniem?

- Nie zapomnij o swoich stuffach, co nimi magyę robisz. - chwila ciszy - ...mam nadzieję, że seks nie jest jednym z nich?

- Nie bój się, seks czasami bywa przydatny, ale nie martw się nie jest konieczny do większości wypadków. Zwykle wystarczą zioła, chociaż jak doda się płyny ustrojowe przeważnie osiąga się lepszy efekt

- Ehm, jasne. Uwierzę na słowo. W takim razie do zobaczenia, nie bierz ze sobą za dużo noży!

- Myślę, że jeden spokojnie mi wystarczy. W takim razie do wieczora. - powiedziała tylko, po czym zakończyła połączenie.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 31-03-2019 o 21:00.
Wisienki jest offline