Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2019, 22:38   #74
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Patrick ciężko wzdychając wybrał numer Klausa. W zasadzie nie lubił odwalać takiej roboty, ale cóż.. czasem trzeba.
- Hej.. jak minęła noc?- zagadnął po tym jak połączył się z drugim Synem Eteru.
- Pierdol się… - rzucił Klaus do słuchawki słysząc pytanie Patricka - Wybacz, nie najlepiej. Co tam u ciebie?
- Też niekoniecznie udana.- odparł Healy zdziwiony taką obcesowością u Klausa.- Coś.. się stało?
- Odwiedził mnie duch, już drugi raz, nasrał mi na stół, torturował mnie, już drugi raz, przewrócił stół na mnie… potem się obudziłem. Nie spałem od tego czasu. A u ciebie? - ton Klausa brzmiał na… rozbawiony absurdem tego co opisywał.
- Może wiesz… pomyślimy nad jakąś eteryczną pułapką na duchy? Nie jestem specem, ale mógłbym pomóc. A ja… oglądałem pożar, zmasakrowane przez naszego batiuszka wampiry przesłuchiwałem, jakiś niewidoczny mnie śledził… i żeśmy sami szpiegowali burzową anomalię. Uroki Lillehammer zapewne.- zrelacjonował Healy.
- Pogadaj z Mervi. Macie podobne doświadczenia z dnia poprzedniego. Jestem teraz u Hermetyków.
- Jest sprawa… mianowicie batiuszka szuka eskorty do wysadzenia jakiegoś budynku i pomocy przy tym. Zainteresowany? - zapytał ostrożnie Healy wątpiąc jednak czy to dobry pomysł. Klaus wydawał się nie być w formie na takie akcje.
- Zaraz.. mówimy o Iwanie? On czasem nie jest chrześcijaninem?
- Jest Chórzystą… oni w coś tam wierzą chyba, ale wiesz… nie w to samo co Śpiący.- wyjaśnił Patrick.
- Po prostu pytam się gdzie "wysadzanie budynku" znajduje się w moralności jego wiary. Jakieś konkrety?
- Chyba chodzi o jakiś pustostan. Zresztą samo wysadzenie ma być przykrywką dla jego działań. I to będzie bardziej moja robota.- wyjaśnił Healy.
- Zabiorę się… jesteście pewni, że nikt tam nie mieszka? Bezdomni itp.? - Klausowi przypomniała się wycieczka z Tomasem.
- Wypłoszę wszystkich ewentualnym śpiących, zanim zabiorę się za zakładanie ładunków.- zaproponował Healy.- Też nie zamierzam żadnego Śpiącego posyłać na tamten świat. Poza tym… w Irlandii sądziłem że tu socjalny raj, skąd tu bezdomni?
- Zabierz się raz z Tomasem. Uwierz mi każdy kraj ma tych, którzy mają gorzej…. będę musiał pogadać z Iwanem o tym.
- Chórzyści nie mają zaufania do eutanatosów. Nie pytaj mnie czemu. Nie wiem.- westchnął Healy i dodał.- Rozumiem, że masz ciężki dzień po ciężkiej nocy. Jeśli nie czujesz się na siłach…
- Sił może mi braknie, ale pomogę. Trzeba się upewnić, że nie wysadzicie pół kraju. Gdzie i kiedy?
- Rozmawiasz z pirotechnikiem z uprawnieniami. Więcej wiary. - odparł ironicznie Healy i dodał.- Cóż.. jeszcze nie wiem. Znasz podejście magów… wszystko musi być sekretem i tajemnicą.
- Gadasz z optykiem, co nie zmienia faktu, że zmieniłem jednego komando Technokracji w powietrze przy pomocy latarki. Miałem na myśli, gdzie się spotykamy?
- Tyle że ja nie potrzebuję magyi do wysadzenia budynku.- wyłożył swój argument Healy żartobliwie i dodał po namyśle.- Ojciec Adam wpadnie po mnie, a potem my wpadniemy po ciebie? Może być?
- Jasne. Dajcie tylko znać zawczasu. Muszę się zająć jedną pracą naukową
- Postaram się. To na razie.- odparł Healy kończąc rozmowę.


Na miejscu czekał już na nich mistrz Iwan. Na miejscu, czyli na ławce małego skwerku leżącego naprzeciwko osiedla kilkunastu domków jednorodzinnych. Przywitał ich z dziwną wylewnością, podając dłoń i klepiąc w ramię. Klaus i Patrick poczuli naprawdę wielką wdzięczność duchownego za ich przybycie – co tylko wzmagało niepokój.
Zaraz po przywitaniu, Iwan zostawił ich samych z ojcem Adamem. Zniknął za drzwiami pobliskiego, zadbanego domu. Miał do niego klucze. Dom wydawał się opuszczony, gdy nie nikłe światło małej lampki w głównym pomieszczeniu. Zgasło gdy Iwan wkraczał do środku.
Patrick ocenił, iż trudno będzie wysadzić dom nie wybijając sąsiadom okien. Może tylko spowodować wiarygodny pożar oraz zawalić budynek nieco bardziej elegancko?

Tyle że pożar łatwo było ugasić, a Healy przygotował się na totalną demolkę. Miał zaplanowae wszystko, przygotowane ładunki i proste zapalniki. No i musiał zamaskować nie tylko działania batiuszki, jak i własny sabotaż.
- Trochę szyb, musi wylecieć. Niestety.- rzekł smętnie Irlandczyk.

Gdy Iwan wrócił, przeprosił ich za zwłokę. Uśmiechnął się kwaśno. Ojciec Adam poszedł do bagażnika po podróżną torbę która wręczył duchownemu.
- Klausie, proszę, zostań z ojcem Adamem na warcie. Nie przewiduję komplikacji. Gdybyście jednak zauważyli cokolwiek niepokojącego, pod żadnym pozorem nie przerywajcie nam w budynku. Ojciec Adam ma mój numer telefonu, wystarczy sygnał, gdyby już było…
Iwan westchnął.
- Zdaję się na waszą rozwagę. Gdybyście spotkali wampiry przypominające chociaż w części to co spotkało Mervi w nocy, atakujcie bez negocjacji. Gdyby pojawiła się… Istota o oczach burzy, uciekajcie. My sobie poradzimy. Jeszcze jedno – duchowny miał zimne oczy – spodziewajcie się dużej ilości Pierwszej siły.
- A my Patricku, zapraszam do środka…
Iwan odprowadził Irlandczyka z parku, w stronę domu. W połowie drogi przystanął.
- Należy ci się trochę więcej wyjaśniania, prawda?
Uśmiechnął się smutno.
- Zdecydowanie więcej.- rzekł krótko Patrick.
- To jest dom Gerarda Guivre, Patricku. Nasz drogi przyjaciel znajduje się w środku. Odbył bardzo nieprzyjemne spotkanie z tym czymś, co my wczoraj, tylko w innym przebraniu. Pamiętasz jak wspominałem o tym, iż wampiry były chore?
- Tak. Aczkolwiek chory to termin który nie bardzo pasuje, do czegoś co de facto nie jest żywe?- Healy nie czuł się specjalistą od nadnaturali, ale miał swoje zdanie na ten temat.
- Nasz przyjaciel zaraził się czymś w tym rodzaju. To… - Iwan spojrzał na dom, z jakimś bólem wyrysowanym na twarzy - ...pożera duszę. Dosłownie. Jak rak, zastępując zdrowe tkanki chorymi. Na każdym poziomie, nie tylko ciała. Gerard poprosił mnie abyśmy uratowali jego duszę. Będzie to jego ostatnie pożegnanie. Temu wspomniałem o Pierwszej. Święta energia, mam nadzieję, oczyści go. I zabije. Rozumiesz, Patricku?
Iwan nie popędzał, spokojnie upewnił się czy Irlandczyk ma groźne obiekcje.
- Chcesz go… zabić?- zapytał wprost Patrick zatrzymując się i drapiąc po karku.- Czy to nie aby za drastyczne podejście? Nie warto spróbować innych sposobów wpierw? Może nasza Verbena by pomogła? One są dobre w sferze witalności.
- Jak mówiłem, gdyby to była wyłącznie kwestia ciała. Patricku, to coś zżera ducha Gerarda. Gdy tam wejdziemy, zobaczysz naszego wielkiego Inkwizytora śmiertelnie zawstydzonego i przerażonego. Jego umysł nie jest już jego własnością. Jego avatar się zmienia. Jeszcze kilka dni, może dzień, i zostanie pożarty. Gerard straci duszę. Rozumiesz? Duszę - mnich powiedział twardo. - Dlatego Gerard prosił mnie o ostatnio posługę. Nie mamy czasu, nie wiem czy przy całym moim kunszcie, mając miesiące, uczyniłbym jakikolwiek postęp. Tutaj nie mamy czasu wcale.
Iwan zatrzymał mowę. Oddychał ciężko.
- Oficjalną wersją jest to, iż Gerard zmarł w mieszkaniu, poturbowany w starciu z wampirami. My wyczyściliśmy ślady walki. Nie chciał, a i ja nie chcę, aby ktokolwiek szarpał jego imię szatanem. Mogła być to duma, odmowa wcześniejszej pomocy, lecz nie to.
- No dobra…- Akurat nephandyzm był tym splugawieniem, które Irlandczyk dobrze znał z widzenia.- Gaz w domu jest? Odkręcimy kurek i nastawimy zapalnik czasowy. Rozmieszczę kilka kolejnych łatwopalnych ładunków które zmienią ten dom w inferno w przeciągu następnych paru minut. Strażacy, gdy przyjadą… będą mogli jedynie szczątki dogasić. Mogę też umieścić, kilka małych ładunków w ścianach nośnych, wszystko runie jak domek z kart.Osłonię je folią, by ogień nie zdetonował ich za szybko.
- Rób co uważasz. Proszę tylko, bądź cicho. Będę odprawiał ostatnio posługę. I proszę, nie brzydź się tego co tam zastaniesz. Po prostu przygotuj dom podczas mojego obrzędu. Gerard wie, że wejdziesz, zgodził się.
- Nie wiesz co widziałem w Belfaście. Naprawdę chore rzeczy.- odparł z uśmiechem Healy.- Raczej Gerard niczym mnie nie zaskoczy.*

Klaus przyglądał się domowi przez jakiś czas przyglądał się domkowi. Zerknął na ojca Adama, kiedy Iwan i Patrick zniknęli w środku.
- Nie martwicie się, że w środku mogą być jacyś śpiący?
- Nie martwi - Adam odpowiedział zwrotem który raczej nie predestynował go do mistrzów ogłady.
- Bo ich nie ma, czy bo was nie obchodzi? - Klaus trochę głupio się czuł zadając to pytanie, ale wolał być pewny.
- Bo wierzę w ojca Iwana.
Klaus zamrugał kilka razy. Już miał zamiar zacząć dysputę o braku sensu tego argumentu, ale podejrzewał, że nic z tego nie wyniknie. Jedynie westchnął i oparł się o ścianę.
- Więc… jak Norwegia przywitała ciebie, ojcze?
- Chłodno - Adam uśmiechnął się lekko ze swego żartu.
- Ha, ha, ha,,, - zawtórował Klaus - Miałem na myśli bardziej czy… bez incydentów? Żadnych ataków na twoją osobę przez lokalne mniejszości etniczne? Wampiry atakujące w nocy?
- Mało kto ma dość odwagi - Adam wyprostował się aby jeszcze bardziej z góry patrzeć na Klausa. Może po prostu patrzył na okolice nad jego głową?
- Oczywiście.- Klaus chyba zaczynał zgadywać z jakiego rodzaju religijnym jegomościem ma do czynienia - Czy ojciec Iwan spodziewa się problemów z zewnątrz?
- Nie.
- Rozumiem… - Klaus oparł się o ścianę domostwa i tylko rozglądał po okolicy. Znieczulica Adama odrobinę go martwiła. Podejrzewał, że może być zapatrzony w misję, ale tak zignorować potencjalne szkody,
- Na pewno? - Adam zmarszczył brwi
- Nie spodziewa się, ale się pewnie obawia, że coś się stanie. Uwierz ojcze, potrafię rozpoznać zabezpieczenie.
- Po to jesteśmy tutaj my. Aby nic się nie stało.
- To miałem na myśli. - Klaus wyjął jedną ze swych latarek, delikatnie przyglądając się żarówce - A gdyby… nie, nie teraz…. Ojcze Adamie, mam pytanie… natury organizacyjnej.
- Słucham.
- Ostatnio poznałem część tego miasta, pomagając Tomasowi. Poznałem również osobym które potrzebują pomocy. - Klaus westchnął - Powód dla którego poświęciłem się Nauce, to chęć pomocy ludzkości. Wie ojciec, ludziom będzie lepiej jak życie będzie łatwiesze itp. Tylko, że nieważne jakie skoki w technologii bym nie zrobił, zawsze są ludzie, którzy z tego nie skorzystają. Chcę więc zacząć coś co pomoże, tym od których reszta świata się odwróciła. W naszej Fundacji znajdują się osoby posiadające wiedzę, zdolności i środki, aby pomóc tym, którzy sami sobie nie pomogą. Poruszę ten temat na następnym zebraniu, ale potrzebuje też opinii osoby trzeciej. Osoba druga się zgadza, ale jemu do końca nie ufam. - spojrzał na Adama - Czy widzi Ojciec sens w takim przedsięwzięciu?
- Masz na myśli działalność charytatywną?
Klaus kiwnął głową.
- Miałem czas przemyśleć kilka spraw. Pogadać sam ze sobą… Wydaje mi się, że to pomoże bardziej. Wie ojciec, możemy obalić Technokrację, zniszczyć Wampiry, Wilkołaki, Demony, Skrzaty, a jednak ciągle będą ludzie, dla których największym problemem będzie to czy dziś coś zjedzą i czy ta noc będzie ciepła.
- Masz poglądy bliskie ojcu Iwanowi - Adam stwierdził z pewną, lekką nutą radości - również planował reaktywować kościelną działalność charytatywną. Mamy infrastrukturę, świetlice, fundusze.
- To świetnie. Porozmawiam o tym z nim. Może się uda wciągnąć resztę Fundacji do tego projektu… mogłaby to nawet być przykrywka DLA fundacji. - delikatnie zaśmiał się Klaus. Trochę cieszyło go, że ten zwariowany pomysł mógł oczekiwać pozytywnej reakcji.
- Na tym polega wojna wstąpienia - Adam zamyślił się - tak mówi ojciec Iwan. Ja osobiście znam wojnę z bardziej batalistycznej strony.
Przeszedł kilka kroków.
- Przydałoby się zabezpieczyć dom od tyłu, prawda? Mamy tutaj co prawda dobry widok…*


Gdy Patrick przekroczył próg domu Inkwizytora, uderzył go nieznośny, smrodliwy zapach. Po dłuższej chwili do nozdrzy Irlandczyka dobiegły słodkie nuty rozkładu. W miarę zagłębiania się w mieszkanie, woń stawała się coraz bardziej nieznośna. Wiele mebli, ścian oraz podłoga były zalepione gumowatym śluzem, twardniejącym w wielu miejscach przypominając jakąś owadzią żywicę.
Minęli wejście do głównego pomieszczenia. W mroku siedział przygarbiony Gerard. Nawet nie przywitał się z Patrickiem. Wyglądał na załamanego. Dolna część jego twarzy pominęła mieszaninę owadziego pancerza, śluzu oraz rakowatych narośli. Po chwili Patrick uświadomił sobie, to co wziął za ubranie Inkwizytora, było mieszaniną jego właściwego ubrania, wrośniętego w mutujące ciało. W wielu miejscach pokrywał go pancerz.
Iwan kiwnął głową Patrickowi aby zajął się przygotowaniem mieszkania. Staruszek bez grama obrzydzenia serdecznie uściskał Gerarda na powitanie. Z torby wyjął chleb, kubki i butelkę wina.
W ciemności Gerard uśmiechnął się smętnie.
- To ja może tylko przygotuję ogień grecki domowej roboty i sobie pójdę.- zaproponował Healy przyglądając się z żalem i smutkiem mężczyźnie, który kiedyś był inkwizytorem
.-Muszę zacząć od kuchni. Batiuszku będziesz używał ognia w swoich ceremoniach?-
Zapytał zakładając rękawiczki na dłonie.
- Nie - Iwan odpowiedział cicho, niedbale jakby dając do zrozumienia, iż całą swą uwagę poświęca Gerardowi.

Healy zabrał się za robotę. Najpierw należało w “naturalny sposób” uszkodzić czujniki alarmowe, żeby straż pożarna nie przyjechała za wcześnie. Wymagało to pomajstrownia śrubokrętem przy śrubkach i delikatne naderwanie przewodów. Ot, zwykła usterka… zdarzyć się wszędzie może. Potem odkręcenie gazu, by ten zaczął wypełniać dom.
Przygotowany zapalnik domowej roboty umieścił w kuchni, zabezpieczając go przed przypadkowym uruchomieniem, za pomocą blokady którą zamierzał usunąć z pomocą sznurka. Krzemienie… w planach zamierzał użyć najstarszej metody do wywołania eksplozji. Kto w dzisiejszych czasach używa jeszcze ich do czegoś więcej niż ozdoby?
Po tym wszystkim zabrał się ze wiercenie dziur w ścianach nośnych i drewnianych podporach. W każdej z nich umieszczał materiał wybuchowy mający eksplozją podcinać je i doprowadzić. Dom Gerarda różnił się co prawda, od modelu z planów Healy’ego. Ale nie na tyle by miało to znaczenie. Patrick nawiercił kilka dziur w ścianach pokoju inkwizytora i umieścił kilka kolejnych. Jedyne co znajdą strażacy to kilka zwęglonych kości.
Nie wchodził przy tym do środka, by nie przeszkadzać, wywiercając je od zewnątrz. Co by nie przeszkadzać w robocie batiuszce.
Do tego jeszcze łatwopalna mieszanina domowej roboty i… gotowe. Dom był przygotowany do spontanicznej eksplozji i nagłego intensywnego pożaru. Jeszcze tylko sznurek przełożyć przez otwarte okno i… Healy był gotowy do fajerwerków… zrobionych profesjonalnych, a wyglądających na robotę amatora. W czasie przygotowań, do uszu Irlandczyka dobiegały odgłosy cichem modlitwy. Rozmowy, spokojnej, ludzkiej rozmowy. Nie była to spowiedź. Iwan i Gerard kwaśno żartowali, dzielili się wspomnieniami. Zdecydowanie nie żałowali sobie czasu.
Gdy technomanta zajmował się kuchnią, do jego uszu dobiegły fragmenty zdecydowanie ważniejszych słów.
“...oto jest bowiem krew moja…”
“...za was i wielu”
“...nowego i wiecznego przymierza...”
Czuł jak dom zaczyna lekko wibrować. W pomieszczeniu stało się jakby jaśniej. Półmrok. Eteryk wszedł na piętro, gdy niemal nie poślizgnął się na stercie szlamu… Chociaż nie. Coś innego zachwiało jego zmysłami.
Dom płonął. Spowijały go w środku płomienie barwy której Patrick nie potrafił określić, a która… Nie widział nigdy piękniejszego kolor. Barwa przypominała mu wszystko czego pragnął i co kochał. Była pełna.
Widmowe ognie posuwały ściany i wręcz wyżerały reszty szlamu. Meble też ulegały uszkodzeniom, lecz nie tak gwałtownie. Gdy był już gotowy, w domu było jasno jak w środku dnia. Zmęczony Iwan wyszedł do Patricka. Spotkali się w przedpokoju.
- Pora na nas.

Klaus i Adam widzieli jak ze wszystkich okien w domu bije łuna bladobłękitnego światła. Silna jak reflektor. Na moment w okolicy zrobiło się jasno jak w dzień. Biała noc? Gdy Iwan i Patrick odchodzili od domu, światło lekko przygasło, lecz ciągle pozostawało bardzo silne. Klaus chciałby uzyskać kiedyś takie światło. Musiało się różnić od tego czym do tej pory dysponował.
Ten drugi chciał się uśmiechnąć. To oczywiste. Te światło było Słowem.
A słowo było bogiem.
I zamieszkało wśród nich.
Oczy Klausa wypełniły się łzami. Mogło być to spowodowane wzruszeniem lub faktem, że właśnie wgapia się w eksplozję czystego światła nie mrugając. W umyśle robił notki tego co zobaczył. Intensywność, barwę, czystość. Powtórzy ten efekt. Sam dojdzie do światła równie idealnego. Jeżeli to jest ten :Bóg", o którym mówi Iwan i Jonathan, to ma zamiar go zobaczyć jako własne dzieło.

Gdy odjeżdżali z miejsca kontrolowanej rozbiórki, Iwan wyglądał na wyraźnie przybitego. Ostatecznie wysilił się na rozmowę.
- Będę miał do was jeszcze jedną prośbę. W nocy mam pilne spotkanie z wampirami. Patricku, Klausie, mogę na was liczyć?
- Ja z chęcią. - odparł Healy i podrapał się po karku. - A czego to pilne spotkanie dotyczy?
- Bardzo chciałbym wiedzieć - Iwan odpowiedział z zadziwiającą szczerością - bardzo nalegali na ten termin. Sądzę, iż i nam może to naświetlić kilka kwestii.
- Skoro im się spieszy, to mogą być w desperacji. Zdesperowany przeciwnik pozwala na ugranie wiele. - ocenił Irlandczyk.
- Którymi wampirami? Waleria już nam załatwiła kontakt z jednymi i Mervi musi teraz mieszkać z Tomasem. - Niemiec przecierał delikatnie oczy.
- Camarilla - Iwan wyjaśnił spokojnie - mam nadzieję, że rozmowa rozwikła i tą kwestię.
- Kilka kwestii… bo najwyraźniej coś manipuluje Sabatem. Mervi nawiązała… kontakt? Z czymś, co było w umyśle jednego z Wampirów. - Eteryta westchnął - Czy to… nie godzi w ciebie jakoś ojcze? Kościół i wampiry nie są znane z… dobrych relacji.
- Dziękować Bogu, że Świątynia nie jest znana z dobrych relacji wobec nieumarłych - Iwan wyglądał na bardzo poważnego - jak wyglądałoby to gdybyśmy lgnęli do nich jak ćmy do światła? Zapamiętaj jednak Klausie, ja nie jestem fanatykiem. Moim nadrzędnym celem jest bezpieczeństwo Śpiących, a także was.
Ulotny cień bólu przemknął przez twarz Iwana. I chyba wstydu.
- Nie to miałem na myśli ojcze,,, przynajmniej nie do końca, Bardziej się zastanawiałem skąd wiedzieli… no, kim jesteś? Skoro z tobą się skontaktowali to muszą wiedzieć o naszej obecności.- Klaus się podrapał po brodzie - Jest po prostu dużo… wygodnych lub mniej przypadków.
- To ich teren. Z pewnością mają swoich informatorów. - ocenił Healy wtrącając.- Tak jak my mieliśmy swoich w Belfaście. Nie ma co udawać, że moglibyśmy ukryć swoje pojawienie przed miejscowymi. Całe szczęście, że Technoludki nie są miejscowi.
- Leif - Iwan zaczął łagodniej - zapewnił nam kontakt z nimi. To też wampir, Waleria miała do niego dojście. Chcę uchodzić za niezależnego, z tego co udało się mi zorientować. Dalej sprawy potoczyły się same, kilka telefonów…
Duchowny zasępił się.
- Będziemy musieli popracować nad przepływem informacji w Fundacji. Nie chciałem was zadręczać tym obowiązkiem, tym bardziej, że nie mamy ku temu dobrej metody. Sprawy dzieją się zbyt szybko. Tam gdzie normalnie działałem, starczały miesięczne zgromadzenia. Każdy mag wie co ma robić. Tym bardziej adepci. Jednakże… Porozmawiajcie z Mervi jak bardzo ważna jest komunikacja szyfrowana. Poprosiłbym też Adama Firesona, lecz…
Duchowny uśmiechnął się gorzko.
- ...chyba nie obchodzą go tak przyziemne sprawy jak struktury Fundacji.

Klaus pokiwał głową. Zważając po co była ta Fundacja nie był pewny czy fakt, że rzeczy "dzieją się szybko" jest dobra czy zła. Sądząc po minie Healy’ego, ten wolałby jednak spokojniejsze tempo. Dla Irlandczyka to wszystko było jak lądowanie w Normandii: ledwie wyleźli z amfibii a już po kolana w wodzie i z zewsząd zagrożenia.
- Będziemy mogli z nią porozmawiać na następnym zebraniu. Do tego mam pomysł, który można by rozważyć, ale wolę to ustalić z wszystkimi. Więc… jaki jest plan podczas spotkania? Ty ojcze z nimi rozmawiasz, a my wyglądamy groźnie?
- Możemy przygotować nieco zabezpieczających umysły gadżetów.- zaproponował Patrick.
- Ogólnie nie chciałbym aby spokrewnieni odnieśli wrażenie, iż tylko ja podejmuję decyzje. Ale też, bez zbędnych sporów na zebraniu. Podstawowa tarcza umysłu jest konieczna przy jakimkolwiek poważniejszym działaniu.
Ojciec Adam, na słowa Iwana, uśmiechnął się pod nosem czekając na światłach.
- Poza tym, obserwujcie. Myślcie, szukajcie pułapek, wypytujcie. Postaram się zapewnić nam wsparcie Tomasa, ale jest kolejną osobą w fundacji która ma setki ważniejszych spraw - Iwan nie ukrywał rozgoryczenia. Może wydarzenia w domu Gerarda go tak rozdrażniły.
- Nie wykluczam, iż podczas tego spotkania zawiążemy pakt o nieagresji, a może nawet wymienimy informacje i zasoby.
- Eeee… znaczy asynchroniczny rezonator fal mózgowych?- przetłumaczył na swoje Patrick i zabrał się za montowanie na podorędziu, pierścieni blokujących wpływ innych na umysł.
- Widzę, że aż się palisz do pracy - duchowny uśmiechnął się ciepło - mamy czas. Spotkanie jest o trzeciej. Trzecia w nocy. Podjedziemy pod was. Do tego czasu odwieziemy was gdzie potrzeba. Przygotujcie się, prześpijcie, pomódlcie za mnie - Iwan zamilkł - albo co tam zwykle robicie - chyba chciał zażartować.
- Ee tam pracy. To prosty efekt oparty na tylko jednym aspekcie rzeczywistości. Zabawa godna uczniów czarnoksiężnika.- zaśmiał się lekko Healy w odpowiedzi.
- Prawda. Jest to jedna z podstawowych pieśni którą przekazywałem uczniom. Niestety, a może na szczęście, nigdy nie zostałem zmuszony do bardziej gruntownej dydaktyki - Iwan odpowiedział swobodnie.
- Więc w porównaniu z tym tutaj wybuchem, to żadna robota.- Healy sięgnął do komórki i napisał SMSa do Mervi.
“Jak potrzebujesz podwózki, to wkrótce będę wolny.”
"Jak se chcesz" nadeszla krótka odpowiedź.
- Jaka łaskawa.- mruknął ironicznie Healy czytając. - To ja się będę zbierał, czeka mnie robota taksówkarza.
Po czym zwrócił się do Klausa z uśmiechem. - Myślę że twój mały problem z duchem, możemy rozwiązać razem z batiuszką. On zna się na sferze ducha, ja mam trochę wiedzy na temat umysłu i pewne talenty związane ze sferą snów. Może po prostu trzeba zmienić podejście do twojego dręczyciela?
- Na razie ograniczam sen do minimum. Sprawiło to, że wzrosła mi produktywność. - uśmiechnął się smutno Klaus - Jak tam twój projekt?
Iwan zmarszczył brwi.
- Klausie, dziecko… - wtrącił powoli, ostrożnie - ...znasz imię tego ducha?
- Prosze mi nie dzieckować, ojcze. - Klaus się delikatnie uśmiechnął - Nie, niestety. Jego spotkania ograniczała się do jego pytań, zadawania mi cierpienia… i bezczeszczenia mojego "wyśnionego" stolika.- Klaus wzruszył ramionami - Rozmawiałem z mistrzem Jonathanem i… no nie udało mu się nic wskórać niestety.
- Na ile oceniasz potęgę tego ducha?
Iwan wyglądał na bardzo zaintrygowanego.
- Około 4, 5 tysięcy newtonów. Może więcej.
Duchowny ciężko westchnął.
- Hermetycy jak zawsze wszystko komplikują - w jego ustach hermetycy brzmiało nieco bardziej jak magowie skupieni na sztywnych wzorcach, w tym naukowcy - Adamie, zatrzymaj się w tamtej alejce.
Adam zaparkował samochód przy ciemnej uliczce śmierdzącej moczem. Nie wyglądał na zaskoczonego.

- Wychodzimy, Klaus - Iwan wyszedł z auta, powiedział to tonem niesamowicie stanowczym. Wyglądał na równi zmęczonego życiem jak i bardzo poirytowanego tym całym miastem.
Eteryta posłusznie wyszedł z pojazdu i spojrzał na "Superklechę".
- Mam nadzieję, że nie uraziłem niczym ojca.
- Jak możesz tak myśleć - Iwan uśmiechnął się smętnie - w tym mieście mamy tylko siebie.
Zaczął szukać czegoś po kieszeni.
- Będziemy wywoływać tego… osobnika. Gotowy?
- Nie? - odparł dość przestraszony Eteryta.
- Chwileczkę.- Healy sięgnął do torby i wyjął z niej rękawicę przypominającą steampunkową wersję rękawicy Thanosa, łącznie z dziurami na kamienie. Założył ją pospiesznie na lewą rękę.
- Spokojnie. Po prostu oddychaj głęboko - Iwan spojrzał na Patricka - to nie będzie potrzebne.
Pycha. Jak blisko trzeba niej być aby mówić morzu “rozstąp się” lub prosić skały aby wytrysnęły wodą? Iwan przyłożył do czoła Klausa mały krzyżyk.
- Gloria Patri, et Filio, et Spiritui Sancto, sicut erat in principio et nunc et semper…
Klausowi pociemniało przed oczami. Myślał, że za chwilę straci przytomność. Jak po nagłym wstaniu z łóżka, gdy nagły przypływ krwi do mózgu powoduje zawroty. Patrick poczuł lekkie drżenie rzeczywistości. Paradoks. Ćwikła, duch w broni wyglądał na pobudzonego.
Paradoks jednak nie uderzył.
Klecha był blady.
Odsunął krzyżyk od głowy Klausa. Spojrzał na niego badawczo.

- Witaj, mały duchu.
Coś złowrogiego wisiało w powietrzu. Patrick przypomniał sobie jak bezlitośnie rozprawił się z wampirami. I wtedy obej eteryci zobaczyli co Iwan zrobił. Odłamki umbralnego świata przebijały się w tym miejscu, złamki efemery były wyczuwalne dla każdego chociaż trochę bardziej wrażliwego od przeciętnego pożeracza hamburgerów.
Iwan po prostu rozerwał dręczącego Klausa ducha na strzępy, lecz ten w jakiś sposób “żył”. I chyba wolałby nie żyć.
Jedno słowo. Wiwisekcja.
Trwało to kilka chwil, może minutę, może pół. Duchowny silnie zacisnął pięść. Krzyż wbił się się w jego starcze ciało. Popłynęła krew na nierówną kostkę brukową.
Duch zgasł.
Iwan wyglądał na kogoś w szoku. Szybko się jednak otrząsnął.
- Gotowe.
- Mógłbym zmontować odpromiennik psychiczny, blokujący obce wpływy mentalne.- zaproponował Healy i podrapał się po karku.- A co mojego małego projektu, to nie miałem dziś czasu zająć dronami. Trudno zaplanować wybuch tak, był wzięty za eksplozję gazu.
- Co? - To była pierwsza reakcja kiedy świadomość wróciła Klausowi - Co? - odpowiedź na "Gotowe". Trzecie - CO? - wypadło z niego po wypowiedzi Patricka - Wybaczcie, ale co? Nie możesz mi powiedzieć, że to było tak łatwe. Jonathan chciał zrobić cały rytuał, z haustami, eliksirami… a ty po prostu… go… od tak…. co!?
- Hermetycy wszystko komplikują - Iwan wzruszył ramionami chociaż chyba czaiła się w tym jakaś nieszczególnie dobra opinia o Jonathanie - rozumiem, są sprawy pilne i pilniejsze, Patricku - kiwnął głową.
Skierował się do auta, jednocześnie oferując Klausowi dłoń gdyby ten miał problemy z równowagą.
- Wiesz. Jak ktoś jest znawcą sfery ducha, to radzi sobie lepiej niż zwykły rytualista. Ty pewnie masz instynktowne poczucie kontroli materii, co…- Healy pozwolił sobie na mały popis w postaci przeskoku iskry pomiędzy opuszkami palców. -... mimo że rozumiem ją dobrze, to jednak… energia też mi wychodzi. Chodzi o to, że specjalista to specjalista. Rozumiesz?
- Mimo wszystko.. - zaczął Krugger - Nieważne, - Nie chciał przyjmować ręki ojca, ale kiedy odkrył, że egzorcyzm najwyraźniej zwiększył lokalną grawitację do jakiś 12 m/s^2, przyjął ją z wdzięcznością - Ruszamy dalej?
- Sądzę, że tak - Iwan nie skomentował słów Patricka, wyglądał na bardzo zamyślonego.
Kiedy ruszyli do samochodu Klaus poczuł wibrowanie w kieszeni. Mervi przesłała mu wiadomość. Najwyraźniej Adeptka chciała spotkać się z Klausem. Po tym jak Patrick ją do niego podwiezie.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 02-04-2019 o 20:49.
Seachmall jest offline