Oswaldowi od początku coś nie pasowało w tej polance i zapuszczonej chatce. Zanim jeszcze podszedł bliżej przywiązał konia do jakiejś niskiej gałęzi i zapobiegawczo zdjął z niego juki i oparł je o pień. Na spojrzenie reszty wzruszył tylko ramionami. - Może to paranoja, ale głupio jakby koń uciekł z całym dobytkiem. -
Po tym podszedł z innymi bliżej wejścia, ostrożnie stawiając kroki i starając się wsłuchać w odgłosy otoczenia. Przystanął na chwile w bezruchu zerkając na okno na poddaszu. - Coś tam siedzi. Na poddaszu i do tego się rusza. Może jeszcze o nas nie wie bo się nie przyczaiło. - Powiedział przyciszonym głosem i powoli dobył miecza. - Pójdę przodem. - I jak zaproponował tak zrobił, ostrożnie ruszając do drzwi i sprawdzając czy nie są zaryglowane od wewnątrz.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |