Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2019, 10:17   #357
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Zamek książęcy w Płocku.

Dalsza część audiencji odbywała się w prywatnych komnatach Adawaga. Fyodorowi nie umknęło to, że kasztelan nie przykładał uwagi do wystroju. Nie było tu zdobionych gobelinów, czy drogich mebli. Zamiast tego proste łóżko, proste krzesła, niewielki stolik. Ten człowiek nie nawykł do życia w przepychu. A fakt przeniesienia audiencji na nieoficjalną płaszczyznę dużo mówił o tym ile Czerwony kapłan zyskał sobie szczerością.

- Nadal nie mogę uwierzyć w Guzego. Blisko miesiąc gościł pod moim dachem.

Kręcił głową z niedowierzaniem. Myślał o wszytkich wcześniejszych słowach Fyodora.

- Nie mam ludzi, których mógłbym wam ofiarować do pomocy - powiedział z namacalnym wręcz smutkiem. - Dwa dni temu do miasta mieli przybyć żołnierze księcia, ale się nie pojawili. Boję się, że w obliczu tych wszystkich bestii wokół nas mogli zginąć w drodze. Podobno podróżowali w towarzystwie inkwizytora

Westchnął ciężko i położył na stole swój miecz.
- Ja umiem się bronić, więc mogę oddać wam na jakiś czas Marka na służbę. Niepiśmienny on i łaciny nie rozumie, ale człek dobrego serca. A jak toporem sieknie to i na dwoje człeka rozszczepić potrafi. Wy zeń lepszy użytek zrobicie niźli ja.

Fyodor przypomniał sobie milczącego olbrzyma o pogańskich zapędach. Musiał ocenić, czy ów człek więcej da im pożytku, czy raczej niebezpieczeństwo sprowadzi.

- W zamku jest zbrojownia. Broń i pancerze dla trzydziestu chłopa. Trzymane na czarną godzinę, po najeździe tatarskim. Tyle tylko, że miną jeszcze ze dwa lata zanim uzbieramy trzydziestu chłopa do obrony zamku. Nie ochroni ona waszych umysłów, ale być może ciała waszych sług dłużej będą stawiać opór.

Adawag był pragmatycznym dowódcą. Widział korzyści w poparciu inkwizytorów. Już miał świadomość niebezpieczeństwa jakie zagrażało mieszkańcom Płocka. I oto z nieba spadli mu ludzie, którzy podejmowali się to niebezpieczeństwo zażegnać.

Plebania przy Katedrze w Płocku

Dziewczynom udało się dotrzeć dość szybko do katedry. Drzwi otworzyła im Helga, która nie ukrywała zdziwienia na widok gości. Francisca obyta w dworskich obyczajach spodziewała się, że teraz Gunter będzie kazać im czekać na spotkanie, jako swoisty pstryczek w nos za wcześniejszą zwłokę. Tak jednak się nie stało. Kobiety poproszono natychmiast do biura biskupa.

Gunter siedział za biurkiem, mając za sobą wielkie okno wychodzące wprost na pałac.

Biskup siedział z łokciami opartymi na biurku. Dłonie miał na wysokości twarzy, jednak nie złożone do modlitwy. Jedna dłoń spoczywała na drugiej, jak u portowego zbira, który chce dopaść ofiarę w ciemnym zaułku.

- Czy wy mi plujecie w twarz? To jakiś ponury żart?

Do kobiet dotarło, że w całym pomieszczeniu tym razem było tylko jedno krzesło. To zajmowane przez biskupa.

- Spaliliście klasztor w Mogilnie, bo tamtejsi mnisi ukrywali wampira. Mnichom nie tylko darowaliście życie, ale też utwierdziliście ich w przekonaniu, że należą pod jurysdykcję poznańską.

Wielka pięść uderzyła w stół.
- Wracacie w obstawie ludzi kanonika z obcej diecezji, po czym wasz przywódca morduje wieloletniego darczyńcę naszej katedry. Wy nie kryjąc się z tym zajmujecie jego dom, a gdy wysyłam swoich ludzi, żeby Reznov stawił się tutaj i wszystko wyjaśnił, to zostają odprawieni z kwitkiem. W końcu przyłażą… dwie baby. Mówiłem wam, że zło czai się w lesie. W Broku. W Suchodole. W Sierpcu. Zamiast tego poszliście do domu Dohna i zaszlachtowaliście go pod warsztatem bednarza. Widzę w tym wszystkim szereg podszeptów Złego. Bo jakże inaczej uznać wasze zamierzone działanie wymierzone przeciw pozycji dostojnika kościelnego?

Gunter płonął furią.

Las, dzień drogi od Płocka.

Klara zaczęła gwałtownie ruszać głową. Nie jak zwykle gdy “wąchała” okolicę. Tym razem zdawała się rozglądać. Witold czuł czego mogą się spodziewać, toteż stanął bliżej zakonnicy i ją objął w pasie.

- Eberhard… to nie wilki.. - powiedziała tylko. Jej oddech był szybki i urywany, po czym osunęła się w ramiona Witolda.

Młody inkwizytor wiedział, że to kolejna wizja. Pan pragnął im pomóc. Miał tylko nadzieję, że Klara odzyska przytomność na tyle wcześnie, że będą mieli szansę wykorzystać przekazaną jej wiedzę.

Eberhard kazał przygotować zwłoki do pochówku, a sam ruszył do karczmarza.

Mężczyzna miał problem z identyfikacją twarzy. Ta najzwyczajniej w świecie gniła. Jednak nie kojarzył nikogo o czyim zaginięciu by słyszał. W końcu zasugerował, że być może mieli do czynienia z kurierem, który przejeżdżał i z racji pośpiechu zatrzymał się na popas niedaleko karczmy. Faktycznie mężczyzna miał przy sobie kompletnie przemoczone listy, z których nie udało się niczego odczytać. Nawet pieczęć na listach w ciepłej wodzie się rozlazła nie dając nawet szansy na odgadnięcie herbu.

Gdy Eberhard skończył wrócił do obozu zobaczyć jak się sprawy mają w kwestii pochówku. To co ujrzał przeraziło by niejednego dowódcę.

Zagórski, Targowicki i Nieszyjka skończyli kopać dół na delikatnym wzniesieniu za karczmą. Zagórski nawet na szybko zesznurował krzyż z dwóch kawałków drzewa, a Targowicki naniósł kamieni, żeby zwierz nie wyciągnął zwłok z płytkiego grobu. Biorąc pod uwagę stan zwłok, to musiałby być naprawdę szalony zwierz.

I tu kończyłyby się normalne działania.
Wokół unosił się zapach kału i wymiocin, który zaczynał przyćmiewać odór trupa. Martwa Woda zbierała swoje żniwo.

Michał Sopocko doszedł do Czerwonego brata. Na brodzie miał nadal nie starty ślad po nagłej potrzebie opróżnienia żołądka.
- Laskowski ma gorączkę. Nie wiem czy dożyje rana.
Kazimierz Laskowski pieczętujący się Korabem faktycznie nie był w najlepszym stanie. Nie dalej jak dwa dni temu w walce z wilkiem doznał rozległych ran nogi. Teraz dochodziła do tego infekcja. Faktycznie mogło być ciężko. Ale Sopocko nie miał pojęcia o medycynie. Nie jemu to oceniać. Ich lekarzem był… Laskowski.

Eberhard mimowolnie zagryzł zęby.
- Z innymi też nie jest dobrze. Najgorzej z Czarnowskim. Też ma gorączkę. Germanin osrał sobie całą zbroję, bo w krzaki nie zdążył. A drugi Czerwony Brat poszedł spać bo go tak rzyganie sfatygowało. Na ten moment pod bronią jest nas sześciu i wy mistrzu.

Hugin wracał z Olchą. Dziewczyna niosła cały pęk czegoś co wyglądało jak pokrzywy. Inkwizytor obok wyglądał na w pełni sprawnego. Eberhard wzniósł oczy ku niebu w podziękowaniu. Siedmiu uzbrojonych mężczyzn. Być może ośmiu, jeśli Witolda też nie zmożyła choroba. Dziewięciu z karczmarzem, którego mogli siłą wcielić do poszukiwań.

Ruszył szybko odprawić ceremonię pogrzebową na bezimiennym kurierze. Gdy dotarł nad grób i poczuł mdłości zdał sobie sprawę, że trzech obecnych rycerzy nic nie ruszało, bo mieli żołądki ze stali.

Nie widział też nigdzie Dobromira.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline