Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2019, 18:27   #23
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację


[media]http://www.youtube.com/watch?v=2PPl_nKaA2I&list=RD2PPl_nKaA2I&start_radio =1[/media]

Rice Akell

Akell wiedział, że nie ma czasu na czekanie. Rzadko grał w piłkę, ale jego uda tak czy inaczej wyglądały prawie jak cała Aeryn kuląca się właśnie przy nich. Dziewczyna, ledwo kontaktowała. Kula zdawała się wlepiać w jej ciało dając ciepły, łagodny komfort. Rice wiedział, że jeśli granat wybuchnie koło nich to zrobi im dość mocne poparzenia i najpewniej zafunduje całkowitą głuchotę. Nie miał nawet sekundy by chwycić go w dłoń, więc bokiem prawego buta zadał silne, niskie kopnięcie w cylinder.

Cała akcja trwała ledwie pół sekundy, ale mimo wszystko zabrakło mu czasu. Kopnięty granat wybuchł w blisko pół drogi. Niesamowicie jasny błysk, niczym rażący piorun zesłany przez samego Zeusa uderzył w stojącego nieco poza osłoną szturmowca. Nie widział nic przez dłuższy czas poza biało-czarnymi plamami zmieniającymi się powoli w poszatkowane powidoki zewnętrznego świata. W uszach szumiało mu tak głośno, że miał wrażenie, że stado bizonów wparowało mu pod czaszkę. Czuł, że leży na posadzce świątyni, jednak nie mógł się ruszyć ogłuszony bolesnymi bodźcami.

Aeryn Sky

Kula milczała. Widziała jak olbrzym pada zmieciony granatem ogłuszającym i nie miała wątpliwości jak broń dobrze musiała spełniać swoje powołanie. Chyba szumiało jej w uszach. Wiedziała, że za chwilę jej kompan zostanie postrzępiony przez kule, co w rezultacie również tylko nieco opóźni jej zgon. Modliła się, chyba pierwszy raz w życiu do tajemnego artefaktu, lecz on milczał. Nie wiedziała czy “wykorzystała” wszystkie życzenia, czy może zrobiła coś złego co nie spodobało się temu tajemniczemu przedmiotowi. Jej zmysły były przyćmione niczym w odurzeniu. Artefakt Amenów dawał jej dziwny komfort, przepełniony obojętnością stan bezpieczeństwa. Jeśli tylko będzie trzymała go przy sobie nic się nie stanie. Przeżyje jeśli tylko przyłoży go do piersi niczym dobra, czująca matka.

Wszyscy


-Dessade Ty pierdolony sadysto, zostaw ich! Macie to czego chcieliście. Cholerny artefakt!- krzyczałam głośno próbując przekonać tego durnego syntetyka do ludzkich uczuć.

W uszach szumiało mi gorzej niż wczoraj po tym bimbrze, który załatwił Marcin. Założyłam gogle analizujące na czoło i wychyliłam się zza filara z przodu zupełnie poszatkowanego przez ciągły ogień. Moje nogi zdawały się jak zrobione z gliny, drgały chociaż nie byłam takim tchórzem i nerwusem jak mój współpracownik. Żałowałam, że nie wtajemniczyłam go w mój układ, ale jedyne na co mogłam liczyć to jakieś neurotyczne obiekcje, kierowane naiwnym młodym ukłuciem etyki.

Dessade kazał wstrzymać ostrzał ruchem dłoni. Jego święcące w ciemności blade oczy zmrużyły się. Widziałam w nich niepohamowaną chęć mordu, która wcale nie zniknęła po rozkazie, jakby tylko chowając się głębiej. Kto do diabła stworzył tą cyfrową osobowość był przeklętym, kawałem wielkiego sukinkota. Zresztą znałam odpowiedź. Xenia tego dokonała i wysyłała posłuszną w stu procentach tylko i wyłącznie jej maszynę do odwalania brudnej roboty. Przeklęte Mruki i ich wojująca księżniczka przyprawiała mnie o dreszcze. Siedziałam w mroźnym Freetown dostatecznie długo, by wiedzieć jakim typem człowieka była. Mimo to skusiłam się na te trzysta tysięcy UniDolarów.

-Dzięki draniu. Artefakt ma ta dziewucha za filarem. Obiecaj mi, że nikogo nie skrzywdzisz. Zróbmy to pokojowo.

-Spokojnie Sally. Nikt dziś nie zginie. Z wyjątkiem Ciebie, moja droga…

Zrozumiałam, czemu skurwysyństwo nie spłynęło z mlecznie białej twarzy tej puszki. Żałowałam wielu rzeczy. To tylko przeszło mi przez myśl kiedy złoty piorun z blastera wbił się w mój tors. Czułam dziwne mrowienie… czerń spowiła moje zmysły i w końcu stałam się wolna od tej przeklętej planety z cał nadmiarem nie przynoszących skutków wykopalisk.



ROZDZIAŁ 2- Czy Wolność Jest Wyborem?

DWA DNI PÓŹNIEJ


Aeryn Sky


Zabrali jej kulę. Czuła jakby wyrwali jej potrzebny do życia organ. Mimo tego “ten organ” też ją opuścił. Zostawił w śmierdzącej rdzą i szczynami celi w dość pokaźny transporterze anty-grawitacyjnym. Przez małe okienko jasnym promykiem głaszczącym wszechobeny pył z Kadrasa odliczyła, że od pewnej zdrady Sally i zakatowania Nabuchowskie minęły około dwa dni. Do tej pory słyszała przeraźliwy i nie ludzki jęk młodego studenta kiedy wysuwanym z onyksowego ciała ostrzem Dessade trzymając go jedną ręką za gardło wybebesza mu flaki na zewnątrz. Z szarpiącą powolną precyzją... Nie spotkała jeszcze tak demonicznej maszyny. Co prawda jak każdy słyszała o Erze Buntu Maszyn na Ziemi, jednak nigdy androidy nie wydawały się jej tak wielkim zagrożeniem. Teraz widziała na własne oczy do czego są zdolne syntetyki, a może ludzie, którzy tworzyli im cyfrowy wzór osobowości?

Z rozważań wyrwało ją echo dalekich ciężkich kroków. Znów czuła się jak niewolnica. Na szyi zamontowano jej obrożę porażającą i jeszcze jakąś dziwną obręcz na czole, która wbiła jej się boleśnie w skronie. Do tej pory unikali z nią kontaktów. Wiedziała, że jest na kamerach a obręcz ciągle wysyła jej dane biologiczne jednak brakowało jej żywej osoby, co było nieco ironiczne.

Zobaczyła jednego z wrogich żołnierzy, ciągle w metalowym pancerzu, ale bez hełmu. Okazał się nim ktoś kogo nie widziała wcześniej w świątyni. Był to szczupły, brązowo skóry Zylianerin o typowej dla tej rasy długiej szyi i głowie, która wyglądała bardzo nieproporcjonalnie w porównaniu do ludzkiej. W rękach trzymał karabin blasterowy. Sky zdziwiło, że jest bez eskorty, ale później okazało się, że za wrotami sektora z celami czekało jeszcze dwóch ludzi, również uzbrojonych.

-Ty. Człowiek, ruszając za mną. Dezzsjade chcę Cię widzieć.- ciężko, kulawo zaakcentował Zylianerin.




Rice Akell i Aeryn Sky

Stali na mostku pustynnego transportowca. Duże okno z przodu pokazywało co chwilę zbliżające się skały, między którymi z łatwością manewrował młody pilot i jego pomocnik. Siedzieli za konsolą, udając a może i nie, iż niczego nie słyszą. Krajobraz na zewnątrz zrobi się bardziej górzysty a gdzieniegdzie pojawiały się nieroztopione fragmenty brudnego od piasku pustyni śniegu.

Akell i Aeryn mieli skute kajdankami dłonie. Olbrzym wiedział, że jeśli użyłby maksimum swojej siły rozerwał by nawet twardy stop łańcuchów. Za małe na jego duże nadgarstki obręcze sprawiały, że krwawił co tylko budziło w nim silną, rwącą chęć przemocy. Pamiętał, że roztrzaskał głowę jednemu z ludzi Dessade’a, kiedy tylko prochy jakimi nafaszerowali go w grobowcu nieco zeszły. Potem nie pamiętał prawie nic, bo oczywiście podwoili dawkowanie. Dopiero jakieś dwie lub trzy godziny temu wyrwał się z gęstej, zamulonej katatonii i myśli wracały mu do głowy. Wszystkie mówiły tylko jedną rzecz- przetrwać i jeśli to możliwe ukarać.

Teraz stojąc na mostku widział Aeryn, cholerną przyczynę ich losu, która oprócz kołnierza dla niewolników miała jakieś małe elektrody na czole, tak, że jej już tłuste i brudne teraz błękitne włosy były zaczesane nieco do tyłu.

Dessade stał i lustrował ich wzrokiem. Udając człowieka, chyba tylko z chorego sarkazmu palił cienką, waniliową cygaretkę.

-Witamy na “Nomadzie”. Jak sądzę działacie już tak jakbym chciał. Żywi i kurwa, wypoczęci. Uprzedzając wasze pytania, zmierzamy do Freetown. Co się z wami stanie- nie wiem. Jakiś kaprys kazał mi zostawić was żywych. Dziwne, dziwne algorytmy i linijki kodu. Bo przecież nie jestem człowiekiem… powiedz mi wielgusie- powiedział chłodno, choć przy tym dziwnie żarliwie, jak na androida Dessade- Co teraz myślisz? Takie zwały cielska, bardzo przydałyby się mojej Pani; Wspaniałej Władczyni Północnego Kadrasa, Ukochanej Burmistrz Freetown, Mojej Słodkiej Stwórczyni Wybranej Przez Bogów Najwyższej Xenii. Schowasz dumę i dołączysz do Naszego grona? Bo muszę rzecz w porównaniu do tej niebieskowłosej cipki- spojrzał białymi foto-receptorami na Aeryn jakby tu w ogóle nie stała- Nie jesteś Nam potrzebny.

Rice zbadał całą sytuację. Strażników poza personelem technicznym było dwóch. Wydawali się najtwardszymi przybocznymi. Każdy z nich trzymał strzelbę energetyczną typu “Apostoł”. Ich mógłby spróbować udusić kajdanami. Ku swojemu szczęściu nie znaleziono dostatecznie dużej obroży porażającej więc nie musiał martwić się “nagłą pacyfikacją”. Prochy, którymi go nafaszerowano nadal nieco go osłabiały, jednak z swoją siłą był mimo to zabójczy. Sięgał o ponad półtora głowy od najwyższego przybocznego. Dessade jednak był tylko nieco niższy. Plus trzeba było przyznać, że syntetyka nie da rady się udusić… Akell spojrzał dwubarwnymi tęczówkami prosto w bioniczne oczy maszyny. Nie dało się go zastraszyć. Również jakieś niejasne wspomnienie mówiło, że czarno-biały twór posiada wbudowane z przedramienia ostrza. Nieludzkie cierpienie, którego był świadkiem powoli podnosząc się z podłogi Ameńskiej Świątyni tylko po to by poczuć ukłucie i płyn rozlewający się z tętnicy szyjnej, który zwalił go z nóg.

 
Pinn jest offline