05-04-2019, 15:27
|
#48 |
| Na pogrzeb, całkowicie laicki, przyszło wiele osób które wśród których Susan rozpoznała sporo znajomych twarzy. Co prawda większość z nich należała do ‘wiedźm’ i osób poznanych wczoraj, ale to był jakiś postęp. Całej ceremonii pogrzebowej przewodziła Eleonore ze swoim entuzjastycznym podejściem i nadmiarem energii nie bardzo pasując do ponurej sytuacji. Jednakże uwagę Jane i Susan przyciągnęła nadjeżdżająca limuzyna. Ta zatrzymała się i z niej wysiadła wysoka blondynka o nienagannej sylwetce... … o przeszywającym spojrzeniu. I lewej kostce ozdobionej złotym łańcuchem. - To miss Dupont.- wyjaśniła Hong cicho. I ta miss Dupont zignorowała Eleonore zbliżającą się ku niej niemal w podskokach, by porozmawiać z kimś kto został w środku limuzyny. - Nie wiedziałam że pogrzeby to takie wydarzenie…- Skomentowała cicho zdarzenie Susan. - Pogrzeby nie… ale miss Dupont, już tak. To bardzo wpływowa kobieta. I bardzo potężna. Jeśli nie lubisz mieć do czynienia z ‘wiedźmami’, to tym bardziej trzymaj się z dala od niej.- szepnęła konspiracyjnie Jane. - Mhmm..zrozumiano - powiedziała Susan i wróciła bardziej uwagą do reakcji jaką u innych wywołała nowo przybyła. Były ciche rozmowy i szepty pomiędzy zebranymi, ale takiego wybuchu entuzjazmu jaki można było zobaczyć u Eleonore. Nawet wśród innych wiedźm, było widać raczej niepokój. Kojarzyło się to Susan z stadem drapieżników, na których to teren wkraczało coś na tyle, groźnego że wypadało się cofnąć z podkulonym ogonem. - Wow nawet tamte się kitrają ze strachu…- Susan nadal szeptała, ale Jane mogła usłyszeć nutę satysfakcji w głosie koleżanki. -... dla takich widoków warto było przyjść. - Jeśli one się boją, to pomyśl co ty powinnaś czuć. Na szczęście to nie jest nawet poziom Alice jeśli chodzi o apetyt. No chyba, że uzna że powinnaś wziąć udział w rytuale.- odparła trwożliwie Jane. - Emmm..w czym?- zaciekawiła się Susan. - Po jednym takim obudziłam się z bransoletką na kostce. Jedziesz z nią do posiadłości i z innymi. I… nie pamiętam za wiele. Jakieś tańce, zwiewne szaty, dymy… nie pamiętam. Ale pamiętam, że miałam potem koszmary.- Hong wzdrygnęła się na samo wspomnienie. - Wiesz przy ich zdolnościach wątpię by ktokolwiek mógł odmówić. Choć zawsze pozostaje kulka …- Susan nie dokończyła, ale Jane wiedziała o co chodzi. Hong uśmiechnęła się ironicznie spoglądając na Woods. I westchnęła ciężko. - Jeśli uważasz, że to rozwiąże sprawę. - Pewnie nie, ale przynajmniej zepsuje im zabawę…- Susan wróciła do partycypowania w pogrzebie. - Albo i nie.- odparła enigmatycznie Hong podążając wraz z Woods i konduktem. Pogrzeb przebiegał tak jak się można było spodziewać. Eleonore pełniła rolę świeckiego mistrza ceremonii. Żałobnicy zbili się w małe grupki szeptając między sobą na różne tematy. Upiór z cmentarza się nie pojawił. Może odstraszyła go liczba ludzi, a może obecność wszystkich wiedźm. Eleonore pełniła rolę “pastora”, a wszystko zakończyło się bez modlitwy. I powoli wszyscy zaczynali się rozchodzić. - Trochę takie surowe wszystko - Powiedziała biorąc do ręki trochę ziemi i rzucając na trumnę. - Dobrze chcesz wracać czy się przejść? Nie będę ukrywać, że w planach miałam robić eksperymenty w kuchni, a potem trochę popracować. - A chcesz się przejść tak po prostu, czy… gdzieś konkretnie?- spytała Jane obejmując dłonią dłoń Susan. - Może być tak po prostu, nie miałam dzisiaj sprecyzowanych planów...znaczy miałam, ale mogę je przesunąć. - przyznała kobieta nie protestując przed dotykiem. - Miasto nie jest aż tak duże.To nie będzie trwało długo. - zaśmiała się Jane z ulgą oddalając się z cmentarza wraz z Susan. Susan znała już wielkość miasta w końcu parę razy zdarzyło jej się biegać dookoła niego, nie był to jakiś duży dystans i gdyby nie życie na ’wariackich papierach’ pewnie już dawno miałaby ustalone trasy leśne. Chociaż na te i przyjdzie pora. Obie ubrane w czerń kobiety szły wolno mijając okolice Woods odda się pod tym względem wyczuciu Hong, choć i ona mogła oczyścić umysł przy tym spacerze. Teraz miasto wydawało się ...normalne. Jane wydawała się radosna. Pokazywała swojej koleżance różne zakątki i opowiadała zabawne historyjki, które wpadały jednym uchem, a wypadały drugim. Obie dotarły w końcu nad jezioro.. dość malowniczo otoczone wilgotnym lasem, oraz z drewnianym mostkiem. - To było… moje ulubione miejsce, by się z… Clarencem rozładować.- wyjaśniła Jane drapiąc się po karku.- Pewnie miewasz też te sny, co? Gorące i lepkie? Rozpalające. - No miałam parę. Choć ostatnio znowu bliżej im do koszmarów niż do snów. - Sny i koszmary.- stwierdziła cicho Hong zerkając na swoją miedzianą bransoletkę na kostce.- Mają źródło… w tym co jest pod miastem, pod całą okolicą. Tak twierdził Clarence… ale może po prostu to była jego gadka, by mnie przelecieć? W każdym razie, gdy się nasilały za bardzo to… tu go zabierałam i kochaliśmy się całe godziny. - W notatniku który pisał były zbliżone informacje więc myślę, że nie mówił tego jako tani podryw. - Ja w sumie o to nie dbałam.- zaśmiała się Hong lekko ściskając dłoń Susan mocniej i zerknęła na swoją ozdobę na nogę.- To ponoć sprawia, że nie ma się koszmarów. I rzadko mi się trafiają. Ale te sny… się zdarzają. Susan nie wiedziała do czego zmierza z tym Hong, nie wiedziała też jak na to odpowiedzieć więc milczała i czekała czy ta rozwinie wypowiedź czy stwierdzi, że idą dalej. Cokolwiek jednak planowała powiedzieć Jane, to nie wyrwało się z jej ust. Ruszyły dalej więc. Do domów. Gdzie każda rozeszła się do siebie z obietnicą, że widzą się wieczorem.
|
| |