Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2019, 15:46   #49
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Eksperymenty kulinarne Pani Woods

Susan przebrała się w mniej oficjalne ubranie pilnując by nie było zbyt kuszące. Wprawdzie dobitnie potraktowała Henry’ego, ale wolała nie kusic losu. A dokładniej nie kusić majstra by nie powodować kolejnych spięć czy nieporozumień.
Wyciągnęła książkę kucharka i otworzyła ją na stronie z spagetti.
Najpierw dwa razy przeczyta przepis potem wyciągnęła garnki i patelnie które będa jej przydatne. Na początek zabrała się za przygotowanie pomidorów.
Sparzyła wszystkie, ściągając z nich skórkę i pozbywając się bardziej wodnistego i pełnego nasionek wnętrza. To co została posiekała i wrzuciła do garnka, razem suszonymi przyprawami jak bazylia i oregano.
“Powinnam mieć żywe zioła w kuchni.” Rozproszyła się na chwilę dodając soli i pieprzu. Na koniec przypomniała sobie o czosnku który z braku wyciskarki zmiażdżyła nożem i dolała oliwy. Ten garnek wstawiła na mały ogień i na te chwile zajęła się kolejnym etapem.


Mięso. Zanim zajęła się nim wstawiła wodę na makaron. Przy okazji mieszając czerwona substancje w pierwszym garnku. Mięso przyprawiła pieprzem solą i przyprawami jakie dodała do sosu. Co jakiś czas sprawdzała zapiski w książce. Wrzuciła mięso na rozgrzaną patelnię a w kuchni rozległ się odgłos skwierczącego oleju.
Sam fakt gotowania był fajny, takie tworzenie czegoś z czegoś innego. I zapachy wypełniające kuchnię i dom były super. Do momentu kiedy rzeczy nie zaczęły się przypalać i trochę zajęło mieszać to z innymi zapachami.
Przynajmniej Woods szybko opanowała sytuację nie pozwalając się zmarnować całej potrawie. Choć część sosy miało do wycia zacząć rezydować na dnie garnka, no i mięso też było mocno przysmażone.
Makaron wyszedł ok. Jedno z trzech wyszło więc liczyła to jako sukces.
i choć poparzyła się odcedzając go i robiąc w kuchni dużego hałasu klnąc kiedy wraz z kluskami jej ręka też chłodziła się pod płynąca z kranu wodą, to nadal uważała że jej się udało.
Na koniec przelała większość sosu do mięsa i zostawiła na czas by według przepisu się ‘przegryzło” a ona poszła zetrzeć trochę sera do posypki.


Jedzenie wyglądało, poprawnie. A pierwszy kęs miał pokazać czy było jadalne. Nie… nie było… ogień zapalił się w gardle Woods. Metaforyczny co prawda, ale równie palący gardło. Azjatka rzuciła się do kranu, by pospiesznie ugasić pragnienie, a schodzący na dół Henry zobaczywszy to… uznał, że lepiej zjeść u Hong. Susan została więc sam na sam ze swoim posiłkiem.
Woods bardziej była zaaferowana co zrobiła źle niż tym że posiłek był...wypalający kubki smakowe. Niemniej niesiona dumą postanowiła go skończyć choć wypiła przy tym całe mleko jakie było w lodówce, przeznaczone pierwotnie do kawy.
Nawet określiła w która części przesadziła, sam sos był ostry ale zjadliwy i to bez mleka, za to ta część z mięsem była masakrą. Resztki z częścią mięśnia wyrzuciła a bez schowała do lodówki, najwidoczniej jutro zrobi sobie “Napoli”.



***

Po obiedzie i ogarnięciu kuchni postanowiła zgodnie z poranna obietnicą zrobić coś dla siebie. A dokładniej do domu, wyłożyła stół w kuchni stare gazety i szmaty, a na nich stara ramę od lustra. Przyniosła sobie farby z komórki i zaczęła “odmawiać”, a dokładnie eksperymentować z odnawianiem ramy.





Najpierw oczyściła ją papierem ściernym starała się być dokładna i całkowicie zagubiła się w tej czynności. Kiedy skończyła otworzyła puszkę z farbą gruntującą do mebli i zaczęła nakładać bardzo rzadka acz dobrze kryjącą cieczą ramę. Nie przejmowała się tyłem ramy bo ten był i tak nie widoczny, sama podstawa miała schnąć około godziny więc Susan miała czas by zająć się szafą w swoim pokoju głównie bo miała duże płaskie powierzchnie.
Choć najpierw podobnie jak przy ramie rozłożyła na podłodze folie i dopiero wtedy zaczęła traktować szafę papierem ściernym.
Ktoś zapukał do drzwi nagle. Henry był zajęty robotą na górze, więc tylko Susan mogła otworzyć.
Otrzepała się i zeszła na dół zastanawiając się co się dzieje i podeszła do drzwi od kuchni, co było raczej dziwne bo i tak były otwarte. Susan od pierwszego dnia bardziej przejmowała się otwierającymi się drzwiami od frontu niż od kuchni.
Za drzwiami stała Alice, z tym swoim drapieżnym uśmiechem i spojrzeniem pięknych oczu zza szkieł okularów.
- Nie przeszkadzam? - spytała z uśmiechem, powoli wchodząc do środka kuchni jakby odpowiedź Susan nie miała wielkiego znaczenia.
- Wejdź, zapraszam. Uważaj na bałagan. Chcesz kawy? - Spytała wpuszczając bibliotekarkę i kierując się do ekspresu. Właściwie jak nawet tamta powie że nie, to Susan i tak planowała zrobić kawę dla siebie. Susan odsunęła się z drogi bibliotekarki i podeszła do ekspresu. Zastanawiała się co sprowadza kobietę do niej o tej porze .
- To trochę przyjacielska wizyta.- zabrzmiało to zmysłowo, gdy mówiła te słowa siadając.- Chętnie się napiję kawy.
Susan zrobiła im dwa espresso i usiadła na przeciw Alice stawiając też paczkę małych biszkoptów. - Warunki mam trochę polowe, pewnie jeszcze trochę będę takie mieć. - powiedziała przepraszająco brunetka.
- Nie przeszkadza mi. Wszystkie tak zaczynałyśmy.- odparła enigmatycznie Alice zakładając nogę na nogę.- Podobno ty znalazłaś biednego Clarence’a?
- Owszem choć nie jest to to coś czym warto się chwalić...jego stan był...straszny.
- Ten zgon to dla nas wszystkich był wielkim szokiem.- zełgała Alice popijając kawę. - Możesz opowiedzieć, co widziałaś?
- Chyba nic innego niż nie powiedziałaby ci pani Szeryf...mhmm - zatrzymała się zastanawiając się jak ułożyć te widok w słowa. - ...wyglądał jakby coś go rozszarpało na strzępy, wszędzie była krew, i kawałki ciała. Miał ślady po ugryzieniach przez ...coś i podobne po pazurach...to raczej wszystko co dało się zobaczyć.
- To… straszne.- zadumała się Alice zerkając na Susan.- I to na pewno wszystko co widziałaś?
- Widziałam to dosłownie przez chwile, prawie odrazu weszła tam pani szeryf. Przesłuchała mnie na szybko co tam robię i po wszystkim “Wyprosiła mnie”. - Przyznała Susan. - Jeśli chodzi ci o coś bardziej szczegółowego musisz być bardziej precyzyjna albo iść do Jessici. Przykro mi.
- Mhmm… może tak zrobię.- odparła Alice oblizując językiem usta i sprawiając, że oddech Susan nieco przyspieszył, a w lędźwiach pojawił się przyjemny żar. I zapach fiołków.- A ty? Co ty sama myślisz o tym nieszczęsnym zgonie?
- Myślę, że takie wydarzenia zawsze są straszne, zwłaszcza że no stało się to w jego domu gdzieś gdzie niby miał być bezpieczny. - Przyznała Susan zaczynając opierać się zapachowi na znane choć nie działające sposoby.
- Podejrzewasz co się mogło stać?- pytała Alice popijają kawę. Pobudzenie ciała nie ustępowało, wzrok Susan mimowolnie krążyły po krągłościach Alice. Niemniej zapach fiołków nie rósł, a i Woods panowała nad sobą i swoimi działaniami.
- Jane wspominała o wilkach, pewnie one go dorwały. - Susan miała pewność że tak się stało, sama widziała ‘wilki’ ale podejrzenia, kto je nasłał zostawiła dla siebie.
- To prawda. Wilki w okolicy są niebezpieczne. - zgodziła się z nią Alice i rzekła cicho. - Pomyślałam, że skoro biegasz to może pobiegniemy jutro razem. Co ty na to?
- O! Dobry pomysł chciałam wypróbować moje cudownie uzdrowione kolano. - “Okropny pomysł co ty wyprawiasz!” - O której i gdzie się zejdziemy?
- Co powiesz na ósmą rano?- zapytała z kocim pomrukiem, który przyjemnie drażnił wszystkie zmysły i wzmagał podniecenie. Spojrzenie Susan wędrowało za językiem Alice niczym zahipnotyzowane.
- Godzina pasuje, gdzie chcesz się spotkać?
- Przyjdę po ciebie.- wymruczała blondynka poprawiając okulary.
- To jesteśmy umówione. - Susan uśmiechnęła się do niej.
- Chciałabym zostać, ale niestety nie mogę. Obowiązki, sama rozumiesz.- Alice, ku niemej uldze Susan, wstała i ruszyła do wyjścia.
- To do jutra. - Susan też wstała odprowadzając gościa do drzwi. Alice wyszła, ale gorączka nie opuściła ciała Woods wraz z nią. Oddech nadal był przyspieszony, policzki zaczerwienione. A podniecenie nadal sprawiało że mimowolnie ściskała uda.
- Ja pierdole muszę znaleźć na to sposób. - Mruknęła do siebie Woods i ruszyła powoli na górę. Do sypialni. Do łazienki. Pod prysznic. Pod Lodowatą wodę. Trudno powiedzieć ile czasu stała pod lodowatą wodą zanim to co zrobiła jej Alice nie spłynęło do kanalizacji wraz z lodowatą wodą. Kiedy wyszła przysłowiowo zamarzała, jej ciało było nienaturalnie zimne.
Gęsia skórka była wysypana po całym ciele a sutki twarde i przebijające się przez ubranie.
Mimo, że kąpiel miała ją przywrócić do pionu, to po niej chciała się pobrudzić kurzem kończąc szafę. Wróciła na dół i nałożyła delikatnie kolejna warstwę farby na ramę lustra.
Wzięła książkę historyczną, zaczęła ją czytać siedząc na parapecie otwartego okna z drugą kawą. Co jakiś czas robiąc notatki czy zaznaczając karteczkami odpowiednie interesujące ją fragmenty.






Nie było to łatwe. Choć książki przyniesione przez Rogera były historycznymi opracowaniami pełnymi dat i nazwisk. Przedstawiały historię miasteczka. Kolejne daty, nazwiska, dokumenty. Wydarzenia w nich przedstawione były... normalne i zwyczajne.
Susan nie dowiedziała się nic z nich temat okultystycznych zainteresowań hrabiego.
Żadna książka o tym nie wspominała. Także okropną historię zbiorowego gwałtu o którym opowiadała Jane, potraktowano sucho i gólnikowo. A jego następstwach nie wspomniano w ogóle. Książki zawierały odpowiedzi, ale nie na pytania które chciała zadać.

Jej pożegnanie z Henry'm było obojętne całkowicie jakby żadne intymne zbliżenie nigdy się nie wydarzyło. Zwykłe mruknięcie na jego “Skończyłem na dziś”.
On też coś odmruknął i wyszedł. Wydawał się być… urażony.
 
Obca jest offline