Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2019, 19:12   #51
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Przyglądała się swojej dłoni z długimi paznokciami jak szpony. Była silna, była naga i była spragniona. Siedząc na konarze drzewa węszyła w poszukiwaniu zapachu, samca czy samicy… czy miało to znaczenie? Może. Jej ciało płonęło pożądaniem, które dotąd w sobie tłumiła. Była drapieżnikiem. Była silna. I była na łowach w dżungli. Tym razem to ona była silną bestią.



Rzuciła się w chaszcze biegnąc przez gęsty zielony las w pogoni..no właśnie za czym?
Podążyła za innym zapachem, drapieżnym i intrygującym. Kolejne skoki zbliżały ją do jej celu. Do przepaści rozdzielającej dwie dżungle. Skoczyła w nią w dół bez wahania. Spadała bez strachu. Bo też nie zginęła lądując na gruncie niczym kot i natykając się na Alice… nagą i równie drapieżną istotę jak ona. To chyba nie był dobry wybór, albo najlepszy wybór to miało się okazać. Yoona prychnęła dziko i rzuciła się na przeciwniczkę. Prowadzona podświadomą wściekłością na wiedźmę od pierwszego dnia kiedy ją spotkała i ta próbowała nagiąć ją do własnej woli.
Yoona chciała krwi. Chciała wgryźć się w szyje Alice i przetrącił jej kark. Czuć jak życie będzie z niej uchodzić. Yoona była dosyć mściwą osobą.
Alice również rzuciła się na nią. Dwie bestie się zderzyły w locie. Pazury rozorywały skórę do krwi. Ból jednak nie wydawał się tak silny, wszystko to mieszało się z dziwną ekscytacją. Gdy tarzały się po ziemi. Alice była silna, a choć Yoona wgryzła się w szyję przeciwniczki i popłynęła krew, to nie była w stanie złamać karku przeciwniczce.
Więc gryzła dale, charatała skórę a nawet sięgnęła ku oczom, by oślepić okaleczyć. Wylać na nią całą złość i strach jakie przez nią czuła.
Alice jednak była tu silniejszą i doświadczoną samicą, jej zęby zacisnęły się na palcach Yoony, boleśnie i mocno je ściskając. Patrzyła kpiąco na Yoonę podsycając jej gniew.
Ta nadal atakowała jakby nie obchodziło ją co się stanie jej samej, jeśli zginie to zginie ale tą tutaj pociągnie w otchłań za sobą. Im dłużej walczyła tym ból stawał się mało istotny, jej ciało było gorące, jej serce waliło coraz silniej. Straciła trzy palce lewej dłoni, ale nie przejmując się tym… wbiła palce prawej dłoni w oczy Alice oślepiając ją brutalnie.
Oprócz syku bólu po okolicy rozniósł się też głośne wycie triumfu. Walka się nie skończyła i jasno włosa zaciekle atakowała dalej tym razem szarpiąc ciało i mięśnie chcąc wywlec wnętrzności alice na wierzch i po wszystkim móc się w nich tarzać.
Po chwili jej się to udało… rozerwała Alice na strzępy, dosłownie.
Pojedyncze długie wycie jasnowłosej rozległo się po okolicy i cichsze warkoty uniesienie kiedy jasne ciało Yoony nabierało czerwonej barwy kiedy tarzała się w kałuży krwi zostawioną przez przeciwnika. Kiedy uniesienie mijało wracał ból, Księżniczka schyliła się by wyrywać z resztek ciała wątrobę i skonsumować ją na surowo. Była poraniona i potrzebowała siły.
Gdy tak pożerała… zwłoki Alice zaczęły wstawać, ciało składać się do kupy. Krwawe jamy w miejscu oczu spojrzały na Yoonę, usta uśmiechały się upiornie.
- To cudowne prawda? Pokonać i zabić. Jednak nieważne czy wygrasz, czy przegrasz… jesteś zgubiona. Nawet po śmierci będziesz częścią naszej dżungli.-
Jej jelito wystrzeliło niczym wąż krępując ręce, a potem nogi zaskoczonej Yoony. Pisk zaskoczenia wyrwał się z jej gardła kiedy zaczęła się szamotać by się oswobodzić.
Im bardziej szamotała tym bardziej oplątana była, uwięziona i bezbronna. Zdana na łaskę koszmaru który stworzyła własnymi szponami.
- Im bardziej się opierasz… tym bardziej będzie boleć.- uśmiechnęła się szeroko Alice, a potem… jej żuchwa odpadła. Język musnął jej policzek w obleśnej pieszczocie. - Lubię jak mi się opierasz.
Jasnowłosa nie rozumiała, działała instynktownie. Im bardziej ją pętano tym bardziej się szamotała, gryzła szarpała. Musiała się uwolnić. Musiała.
Jednak w swym instynktownym szale więzła wśród splotów jelita coraz bardziej i bardziej.
- Jesteś taka apetyczna.- martwa Alice obróciła ją tak, że wypięte pośladki były tuż przed jej okaleczonym obliczem i… tym razem Susan obudziła się z krzykiem we właściwej chwili. Choć nadal w nocy.,


Dzień 11 ?
- Aaaa! - Wrzask rozniósł się po mieszkaniu. Susan objęła się ramionami próbując się uspokoić, cała się trzęsła. W tyle umysłu Yoona też, ale ta ze wściekłości że się nie udało. Susan z przerażenia że nawet w snach odmawia się jej małego zwycięstwa. Łzy w końcu popłynęły po policzkach. Bezsilność, to czuła. Całkowitą bezsilność. Kiedy chwile się uspokoiła sprawdziła godzinę. Ledwo po północy… szlag. Ciemna noc dookoła i koszmarne sny. To miasto musiało na nie wpływać.
Poczuła suchość w gardle i postanowiła jednak zejść do kuchni po szklankę wody.
Schody były wyjątkowo ciemne. W dodatku… światło nie działało. Przypadek? Złośliwość Henry’ego? Trudno było zgadywać. Niemniej prądu w domu nie było. I musiała zejść po ciemku stawiając kroki na wyjątkowo stromych schodach.
- Szlag. - mruknęła cicho idąc w dół jej oczy przyzwyczajały się do ciemności. Mimo to kurczowo trzymała się poręczy.
Krok po kroku… na dół. Szło jej to boleśnie długo, w końcu jednak dotarła na parter jej domu pogrążonym w nienaturalnie ciemnym mroku. Słyszała jakąś szamotaninę w kuchni… jakieś jęki i charczenie.
Ostrożnie zajrzała do kuchni wychylając się zza krawędzi framugi drzwi. “Tylko niech to nie będzie szczur.” To coś było większe od szczura… a właściwie te dwie istoty, których cienie Susan widziała, były większe od gryzonia. Postać ludzka i postać z grubsza czworonożna… walczyły ze sobą. A właściwie, to ta ludzka desperacko broniła się przed zagryzieniem.
Trudno było powiedzieć co pchnęło Susan do dalszych działań. Strach. Odwaga. Szaleństwo. Yoona. Susan wpadła do kuchni łapiąc krzesło i zamachując się nim na największego agresora. Oczywiście zakładając że był to wilk.
I zatrzymała się w połowie drogi wpatrzona to w pokraczną bestię, to… w leżące… już martwe ciało. Wilk, ta pokręcona miejscowa wersja drapieżnika był strasznym widokiem. Ale już jej znanym. Ciało które leżało na ziemi też. Męskie, z rozerwaną klatką piersiową i rozszarpanym gardłem. Znała tego mężczyznę. Z widzenia. Znała tę bliznę na jego obliczu, nawet jeśli nie znała jego imienia. Był cynglem jej męża. Był cynglem ludzi dla których pracował. Był cynglem… który z pewnością przybył tu do niej z wizytą.
I teraz… był martwy. Wilk zauważył Susan, obnażył pokryte krwią Azjaty kły warcząc ostrzegawczo.
- Nie możesz być w domu…- szepnęła Susan nadal trzymając w dłoniach uniesione krzesło ale wstrzymując się od ataku. W końcu jeśli jego pierwsza ofiara była martwa co się stanie z nią?
Odpowiedzią było kolejne warknięcie. I powrót do wyjadania serca swojej ofiary. Nie zwrócił na nią większej uwagi. Wilk zupełnie nie był zainteresowany jej słowami czy zachowaniem. Była mu obojętna… tej nocy przynajmniej.
Kobieta nie wiedziała jak się zachować. Z jednej strony była wystraszona, z drugiej wdzięczna z trzeciej jak ma zamiar wytłumaczyć martwe zwłoki obcego w swojej kuchni!
A może to sen? Kolejny.
Susan zaczęła się wycofywać na górę. Najlepiej zamknąć się w sypialni. albo schowku.
Wilk zajęty swoją ofiarą, nie planował chyba podążać za nią.
Susan zamknęła się w sypialni a potem w łazienkę gdzie nadal leżał nóż który kiedyś przyniosła z kuchni. potem ułożyła się w wannie nasłuchując czy to coś na pewno nie idzie na górę.


 

Ostatnio edytowane przez Obca : 10-04-2019 o 20:53.
Obca jest offline