“Dobra, później to rozkminię. Na razie trening z Alice”
po tym odłożyła telefon i zaczęła się rozciągać. Przyda się to jej zbolałemu po nocy w wannie ciału.
Alice zjawiła się niestety… punktualnie. Ubrana w strój biegowy prezentowała się wręcz niewinnie.
- Gotowa?- rzekła po zapukaniu na tyły jej domu i wejściu do środka.
- Gotowa! - Odpowiedziała z entuzjazmem Susan.
- To chodźmy… zrobić rozgrzewkę, a potem… kto prowadzi?- zapytała Alice z uśmiechem.
- Znasz lepiej okolicę więc czyń honory. - odpowiedziała Susan Otwierając okno by kuchni a się wywietrzyła po czyszczeniu środkami rżącymi.
- To za mną.- odparła Alice i ruszyła przodem, zerkając tylko za siebie czy Susan nadąża.
Ta nadążała spokojnie i na prostych kawałkach spokojnie zrównywała się ze swoją towarzyszką.
Alice na początek rozpoczęła rundkę dookoła miasta. Nieśpiesznie z początku, a potem podkręcając tempo, by sprawdzić szybkość i wytrzymałość Susan. Ta dała się poznać jako solidna biegaczka, dotrzymywała tempa i nie wydawała się być zmęczona. Nawet przy podkręconym tempie, pokazywała, że nadal nadąża.
Alice zatrzymała się nagle podczas tego “wyścigu”. Powodem tego był samochód.
Czarna toyota stojąca w bocznej uliczce.
- Dziwne. Nie kojarzę nikogo, kto by posiadał taki samochód.- stwierdziła w zamyśleniu.
- Może przejezdny? W końcu tutaj czasem też się zdarzają...bo zdarzają się prawda? - Zasugerowała Susan, domyślając się czyje to auto.
- Silnik już zimy, maska mokra od rosy.- oceniała Alice macając karoserię wozu.- Stoi tu już jakiś czas. Gdzie jego właściciel?
Susan podeszła do auta i sprawdziła czy jest otwarte. - Co zazwyczaj dzieje się z obcymi w mieście? - zapytała licząc, że Alice sama sobie odpowie co się mogło stać.
- A co ma się dziać? Odjeżdżają. W mieście nie ma hotelu, więc nie mają się gdzie zatrzymać.- wyjaśniła zdziwionym tonem głosu Alice.
- Może ten został… ktoś go ugościł. - powiedziała zamyślona Susan przekonując się, że auto zamknięte jest.
- No nie wiem. Trzeba by zawiadomić Jessicę.- zamyśliła się Alice.
- … - Susan zastanowiła się chwilę. - Pewnie tak będzie najlepiej, masz telefon?
- Nie. Nie zabieram. A ty?- zapytała bibliotekarka w zamyśleniu.
- Też nie....to co wracamy czy biegniemy na posterunek i liczymy, że ktoś tam jest o tej porze?
- Przebiegniemy się jeszcze trochę, a potem ja zawiadomię policję. Nie musimy tam iść we dwie. - odparła nieco roztargniona ‘wiedźma’ i ruszyła przodem.
- No dobrze. - Zgodziła się Susan, biegnąc za Alice. - Która z nas to raportuje?
- Jak wspomniałam… ja wezmę na siebie to brzemię.- odparła Alice zerkając za siebie.
- Brzmi jakbyś nie była fanką pracy Jessici. - Zauważyła Susan słysząc słowo ‘brzemię’.
- Ma swoje… wady. I zalety.- mruknęła Alice zatrzymując się na moment. Zapach pojawił się, kwiat nie niósł jednak ze sobą pożądania, a raczej burzę.
- Mhmm..- Susan stanęła jak wryta jej ręka uniosła się do nosa jakby wciągnęła jakiś strasznie nieprzyjemny duszący zapach. - Co to… - Nie mogła dokończyć.
- Och… wszystko w porządku?- zapach Alice od razu zniknął, gdy ta zorientowała co się stało. Na ile była to świadoma moc, na ile instynktowna? Pewne jest że ‘wiedźmy’ nie do końca nią władały.
- Ughh..ten zapach...taki duszący…- Ogarnęła się Woods próbując wykorzystać świeże “bezzapachowe powietrze” i oczyścić myśli.
- Jaki zapach?- Alice udawała, że nic takiego nie zaistniało. Że żadnego zapachu nie wydzieliła.
- Fiołkowy? - powiedziała Susan udając głupią - Nie no, już jest ok. Mogę biec dalej.
- Ja tam nic nie czuję. Przywidziało ci się coś.- odparła Alice ruszając przodem znów, wyraźnie rozkojarzona.
- Jasne..- Rzuciła za nią Susan podążając. resztę drogi zastanawiając się jak połączyć reakcje z sytuacją i jakie wnioski wyciągać.