Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2019, 21:55   #52
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień 11

Nie wiedziała kiedy zasnęła. Może nigdy się nie obudziła? Tak. Oby to był tylko koszmar.
W wannie jednak niewygodnie się spało. Ale może to tylko lunatykowanie było?
Ciało było obolałe, przeciągnęła się z trudem w wannie. Była… 5 rano.
Nadal uzbrojona w nóż zeszła do kuchni, mając nadzieję, że wczorajsze wydarzenie było snem. Z pewnym wahaniem przekroczyła próg kuchni.
Nie dostrzegła nigdzie wilka. Nie widziała. Przynajmniej z początku… bo potem zobaczyła plamę krwi na kafelkach kuchni. A gdy przykucnęła, dostrzegła kolejne szczegóły… nogi denata. Jedną wciśniętą pod mebel, drugą w kąt. Głowa trupa leżała pod zlewem, a ręce rozrzucono losowo. Wilk zadowolił się torsem. Inne części ciała porozrzucał.
- No dobrze, niby nie ma tragedi…- “Co ja gadam, mam trupa w Kuchni!” Susan poleciała do składzika po folie i taśmę, gumowe rękawiczki wybielacz i inne rzeczy do sprzątania. Czekał ją pracowity poranek przed pojawieniem się Alice. “Resztki” ciała owinęła folią i wrzuciła do worka na śmieci.
- Powinnam je rozpuścić w kwasie żeby nie było niczego…- Mruknęła do siebie, przypominając sobie co stało się z ciałem jej męża. Następnie zaczęła zmywać ślady krwi i usuwać materiał genetyczny wybielaczem i jodyną. O siódmej zostało już jej tylko wyrzucenie worka z ‘mięsem’ i drugiego z rzeczami w których sprzątała. No i umycie siebie co zrobiła z radością chociaż szorowanie siebie po czymś takim zawsze zostawiała niemiłe zaczerwienienia na skórze. Przebrać się w strój i wykorzystać wczesną porę do wyrzucenia ‘śmieci’ by nikt nie widział.
Usunęła ślady zbrodni, co prawda nie swojej, ale z nią powiązanej. Susan nie bardzo rozumiała, czemu wilk zagryzł w jej domu polującego na nią członka Yakuzy. Ani też czemu zadowolił się tylko nim. Szczęśliwy zbieg okoliczności? Może. Coś więcej? Prawdopodobnie tak. Nie była jednak pewna.
Natomiast była pewna, że prędzej czy później mogą zjawić się inni. Nie zapomniano o niej.
“Ciekawe czy powiedzieli im ile naprawdę zabrałam…pewnie nie w końcu stracenie twarzy jest jeszcze gorsze od tracenia pieniędzy.” Pomyślała nalewając sobie do przenośnego bidonu wody. Na wszelki wypadek napisała rano sms-a do Jane.
sms Sue
“Słyszałaś kiedyś żeby ‘wilki’ weszły do domu zjadły włamywacza, a właściciela zostawiły w spokoju?”


Po naciśnięciu wyślij wpadła na pomysł. “Włamywacza” ona też była obcym w czyimś domu kiedy się na nią rzuciły. Czy to działa na zasadzie służby porządkowo-ochroniarskiej?
Odpowiedź przyszła po kilku minutach.
“Kogo zjadły? Bo domy w tym mieście mają wilki zaklęte też w sobie. Nie zrobią krzywdy ich prawowitym właścicielom. A ty podpisałaś już papiery, prawda?”


- Wow…- była jej jedyną odpowiedzią, trochę się zrobiła lekka w nogach. Miała mieszane uczucia, co do tej rewelacji. Tylko odpisała Jane.
“Nie ważne już ‘sprzątnęłam’. Tak podpisałam dzięki za info.”



Takie rzeczy powinny być napisane w dokumentach.



“ Ich zasada działania, to moje domysły. Nigdzie nie natknęłam się na informacje o nich.”


-odpisała Jane.

“Dobra, później to rozkminię. Na razie trening z Alice”



po tym odłożyła telefon i zaczęła się rozciągać. Przyda się to jej zbolałemu po nocy w wannie ciału.

Alice zjawiła się niestety… punktualnie. Ubrana w strój biegowy prezentowała się wręcz niewinnie.
- Gotowa?- rzekła po zapukaniu na tyły jej domu i wejściu do środka.
- Gotowa! - Odpowiedziała z entuzjazmem Susan.
- To chodźmy… zrobić rozgrzewkę, a potem… kto prowadzi?- zapytała Alice z uśmiechem.
- Znasz lepiej okolicę więc czyń honory. - odpowiedziała Susan Otwierając okno by kuchni a się wywietrzyła po czyszczeniu środkami rżącymi.
- To za mną.- odparła Alice i ruszyła przodem, zerkając tylko za siebie czy Susan nadąża.
Ta nadążała spokojnie i na prostych kawałkach spokojnie zrównywała się ze swoją towarzyszką.
Alice na początek rozpoczęła rundkę dookoła miasta. Nieśpiesznie z początku, a potem podkręcając tempo, by sprawdzić szybkość i wytrzymałość Susan. Ta dała się poznać jako solidna biegaczka, dotrzymywała tempa i nie wydawała się być zmęczona. Nawet przy podkręconym tempie, pokazywała, że nadal nadąża.
Alice zatrzymała się nagle podczas tego “wyścigu”. Powodem tego był samochód. Czarna toyota stojąca w bocznej uliczce.
- Dziwne. Nie kojarzę nikogo, kto by posiadał taki samochód.- stwierdziła w zamyśleniu.
- Może przejezdny? W końcu tutaj czasem też się zdarzają...bo zdarzają się prawda? - Zasugerowała Susan, domyślając się czyje to auto.
- Silnik już zimy, maska mokra od rosy.- oceniała Alice macając karoserię wozu.- Stoi tu już jakiś czas. Gdzie jego właściciel?
Susan podeszła do auta i sprawdziła czy jest otwarte. - Co zazwyczaj dzieje się z obcymi w mieście? - zapytała licząc, że Alice sama sobie odpowie co się mogło stać.
- A co ma się dziać? Odjeżdżają. W mieście nie ma hotelu, więc nie mają się gdzie zatrzymać.- wyjaśniła zdziwionym tonem głosu Alice.
- Może ten został… ktoś go ugościł. - powiedziała zamyślona Susan przekonując się, że auto zamknięte jest.
- No nie wiem. Trzeba by zawiadomić Jessicę.- zamyśliła się Alice.
- … - Susan zastanowiła się chwilę. - Pewnie tak będzie najlepiej, masz telefon?
- Nie. Nie zabieram. A ty?- zapytała bibliotekarka w zamyśleniu.
- Też nie....to co wracamy czy biegniemy na posterunek i liczymy, że ktoś tam jest o tej porze?
- Przebiegniemy się jeszcze trochę, a potem ja zawiadomię policję. Nie musimy tam iść we dwie. - odparła nieco roztargniona ‘wiedźma’ i ruszyła przodem.
- No dobrze. - Zgodziła się Susan, biegnąc za Alice. - Która z nas to raportuje?
- Jak wspomniałam… ja wezmę na siebie to brzemię.- odparła Alice zerkając za siebie.
- Brzmi jakbyś nie była fanką pracy Jessici. - Zauważyła Susan słysząc słowo ‘brzemię’.
- Ma swoje… wady. I zalety.- mruknęła Alice zatrzymując się na moment. Zapach pojawił się, kwiat nie niósł jednak ze sobą pożądania, a raczej burzę.
- Mhmm..- Susan stanęła jak wryta jej ręka uniosła się do nosa jakby wciągnęła jakiś strasznie nieprzyjemny duszący zapach. - Co to… - Nie mogła dokończyć.
- Och… wszystko w porządku?- zapach Alice od razu zniknął, gdy ta zorientowała co się stało. Na ile była to świadoma moc, na ile instynktowna? Pewne jest że ‘wiedźmy’ nie do końca nią władały.
- Ughh..ten zapach...taki duszący…- Ogarnęła się Woods próbując wykorzystać świeże “bezzapachowe powietrze” i oczyścić myśli.
- Jaki zapach?- Alice udawała, że nic takiego nie zaistniało. Że żadnego zapachu nie wydzieliła.
- Fiołkowy? - powiedziała Susan udając głupią - Nie no, już jest ok. Mogę biec dalej.
- Ja tam nic nie czuję. Przywidziało ci się coś.- odparła Alice ruszając przodem znów, wyraźnie rozkojarzona.
- Jasne..- Rzuciła za nią Susan podążając. resztę drogi zastanawiając się jak połączyć reakcje z sytuacją i jakie wnioski wyciągać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline