Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2019, 08:07   #54
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Cyrk koszmarów i zbrodni



Był pochmurny listopadowy wieczór, a ona stała… przed bramą do wesołego miasteczka i cyrku. Tyle że te w zapadającym zmierzchu nie wyglądał za wesoło. Stare budy cyrkowe, pokryte łuszczącą farbą. Błoto, smród zgnilizny i światła...




Blask dobiegający z bud i olbrzymiego namiotu cyrkowego… był nienaturalny, był upiorny.
A Susan/Yooda, nie była już biuściastą muskularną heroiną z mieczem. Była przemokniętą dziewczyną… bez broni.
- Achhh, deszcz i mokro i Clarence jak zginę i cię spotkam skopię ci dupę! - Powiedziała do siebie Yoona i ruszyła w stronę namiotu. Biegiem.
A ziemia przed nią eksplodowała… odrzucając ją do tyłu. Eksplozja zaś dosłownie przybrała postać utworzonego z błota i ognia lwa, potem w innych miejscach wesołego miasteczka następowały podobne eksplozje. Lew spojrzał na kobietę czerwonymi ślepiami… jak na małego tłuściutkiego robaczka na haczyku.
Dziewczyna rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś pomocnego. Drogi ucieczki. Tresera. Solidnego krzesła albo batu w końcu teoretycznie były to lwy cyrkowe. Demoniczne lwy, ale nadal cyrkowe. I w ogóle co się stało z jej niby pokonaniem pana bestii w poprzednim odlocie!
Krzesła były, stare… rozlatujące się. Jakiś motor, ale bez kluczyków. Dróg ucieczki było sporo, bo wozów cyrkowych stało kilka. Lew tymczasem otworzył szerzej paszczę w której widać było czerwony żar… jak w wulkanie. I zionął ogniem! Prosto w zagubioną podróżniczkę.
Ta zaskoczyła w ostatniej chwili i rzuciła się między wozy cyrkowe. Jak z wilkami w mieście starając się kupić sobie czas i zapewnij odległość między nią a lwami.
Śmiertelna zabawa w kotka i myszkę się zaczęła. Lwy ryczały, zapewne informując się nawzajem o swojej pozycji, jak i o ściganej ofierze. Susan pędziła jak najszybciej mając świadomość co się z nią stanie, gdy lwy ją dopadną. Pamiętała wszak co zostało z jej nieproszonego gościa. Dość szybko się zorientowała, że lwy przede wszystkim odganiają ją od samego wesołego miasteczka. Schrupanie jej było drugie na liście ich priorytetów.
“Nowy priorytet, dostać się do miasteczka.” Pomyślała jasnowłosa i zaczęła zaglądać do ciężarówek. “Może taranem?”
Tych jednak nie zauważyła, natomiast dostrzegła, że potwory powoli zaczęły ją osaczać. Kiedy priorytet pierwszy był zabezpieczyły, mogły przejść do drugiego… i pożreć intruza.
Yoona spróbowała uciec pod najbliższy wóz cyrkowy i przeturlać się na drugą stronę mając nadzieję, mając wielką nadzieję, że się jej uda. Nie zdążyła się przeturlać… po drugiej stronie był kolejny lew. Utknęła pod wozem osaczona z obu stron. Nienaturalne bestie… jednak nie zaglądały pod budynek na kółkach. Stały rozglądając się… a ona… czy usłyszą jej oddech, czy zauważą gdy się poruszy, kichnie? Była cała mokra i zziębnięta. Była cała brudna. To było całkowicie inne doświadczenie, od tego co przeżyła ostatnio.
Błoto przywarło do niej jak druga skóra...może zamiast szybkością to kamuflażem. Zastygła w bezruchu i uspokoiła oddech. A właściwie zmusiła się do uspokojenia oddechu. Może sobie pójdą a ona będzie mogła przeczołgać się w błocie do namiotu.
Trwało do strasznie długo. Drżała z zimna i ze strachu… pełzanie do namiotu nawet pod osłoną było trudne, a co dopiero gdy tej osłony nie było. Gdy musiała wyłazić ze swojej kryjówki, by przepełznąć kawałek wolnej przestrzeni ukryć się pod kolejnym wozem.
Wyglądała już jak nieboskie spojrzenie.
Ale Namiot cyrkowy był w tym momencie więcej niż pożądany. Nawet jeśli odpowiedzi spełzły na drugi plan to było to schronienie przed deszczem i zimnem. Być może nawet przed lwami. W końcu może jeśli w domy wystarczyło być mieszkańcem tutaj wystarczyło być członkiem trupy cyrkowej.
Dotarła jednak do pustej przestrzeni… znajdującej się pomiędzy wozami, a namiotem cyrkowym. Rozejrzała się wypatrując bestii i oceniając odległość między nią, a połą namiotu.
Był jeden lew… mało. Ale w obecnej sytuacji i tak za dużo na jedną drobną Yoonę.
Może odwróci jego uwagę jeśli rzuci kamieniem w inne samochód?
Albo przyciągnie uwagę do siebie. Na dwoje babka wróżyła. Na szczęście o kamienie było łatwo. Zdezelowany wrak wozu też się znalazł w pobliżu. Jeden problem jednak pozostał do rozwiązania. Nie da się wygodnie i daleko rzucić kamieniem leżąc pod wozem cyrkowym. Musiała wyjść ze swojej kryjówki.
“Odwagi Yoona, poradzisz sobie. Wystarczy, że wyczołgasz się z drugiej strony by kucnąć i się zamachnąć” Wzięła parę oddechów. “Dobra jedziemy!” Ostrożnie i po cichu wyszła z drugiej strony wozu. Rozejrzała się i wymierzyła w cel. Zamachnęła się z całej siły i puściła lecący kamień. Nie czekała aż doleci celu, tylko z powrotem dała nura pod wóz i obserwowała poczynania lwa będącego jej przeszkodą. Usłyszała brzdęk. Ta część planu się udała. Lew ruszył w tamym kierunku powoli i leniwie, podejrzliwie skradał do zniszczonego pojazdu.
Teraz… teraz albo nigdy. Drugi raz może nie mieć tyle szczęścia.
Przeturlałą się z pod wozu i ruszyła sprintem do namiotu. Pędziła jakby ją goniło całe piekło.
Bo i usłyszała za sobą gniewny ryk lwa i poczuła ciepło od strony pleców i pośladków. Języki ognia liznęły ją pieszczotliwie, acz nie zdołały poparzyć. A gdy wpadła do środka namiotu, zobaczyła arenę cyrkową wysypaną piaskiem. Kulę ognia unoszącą się wysoko u góry i rzucającą światło na całe to miejsce. Widownię bardziej wyczuwała niż widziała. Jakieś cienie, sylwetki które blask owej kuli ognia ukrywał.Ku środkowi sceny dostojnie kroczył konferansjer/treser lwów(sądząc po bacie w dłoni) w krzykliwie czerwonym surducie i kolorowym cylindrze. A gdy już wyszedł a środek zaczął zapowiadać przedstawienie. Brzmiało to raczej upiornie, niż ekscytująco. Ale dla Yoony nie było drogi odwrotu. Lew co prawda nie wszedł do namiotu, ale czekał u wejścia. Następnie odwrócił się i podszedł do Yoony, a im bliżej był tym… wyraźniej widziała z jak nienaturalną istotą ma do czynienia.
Blady i upiorny, z rozerwanym gardłem i nieludzkimi oczami, z których płynęły krwawe łzy.
- Co ty tu jeszcze robisz? Jak ty wyglądasz? Czy tak chcesz się zaprezentować widowni. Czy to jest moje Słoneczko, które ma przyćmić Gwiazdę?- sarknął gniewnie spoglądając na Yoonę.

Ubabrana błotem i wodą kobieta wzruszyła ramionami jak nieszczęśliwa skrzywdzona gwiazdka. - Przeciągali mnie w błocie i szlamie...przepraszam już biegnę się ogarnąć. - Powiedziała smutno z domieszką słodkości i niewinności.
- Bierz się do roboty.- wskazał jej dłonią korytarz, w którym się przygotowywali się artyści. W małych zamkniętych klatkach znajdowały się małe pudle, który skóra gniła i pokryta była strupami, z pustych oczodołów zaś wypełzały białe larwy. Jednak te rozpadające się żywcem zwierzaki wcale nie były pełne bólu, a gniewu i wściekłości. Warczały i obnażały żółte kły próbując przegryźć stalowe pręty klatek.
Azjatka szła rozglądając się pilnie w końcu gdzieś tu powinno, być miejsce gdzie mogła się ogarnąć. Wprawdzie nie miała pojęcia jaka atrakcja była, ale skoro była słońcem to pewnie będzie to coś...wyraźnego.
Pierwsze co mijała to klaunów. Niby nic niezwykłego… ot ludzie w makijażu... w porównaniu z innymi stworami jakie widziała, całkiem normalni. Tyle że coś było w ich oczach niepokojącego. I miała wrażenie że ścierając makijaż z nich oblicz, starła by mi im twarze.
Dreszcz przebiegł jej po plecach na ten widok. ‘Nic dziwnego, że są tacy co się panicznie ich boją.” Pomyślała mijając “radosną” gromadkę i przemieszczając się dalej.
Słyszała ich myśli, lubieżne i dzikie, dotyczące jej ciała i przemocy. Wizje niezbyt przyjemne. Byli jak sfora dzikich psów, czekających na okazję by ją dopaść samotną i bezbronną.
- Wybies kaltę, wsystko jedno jako.- syczący głos odezwał się tuż obok niej wyrywając ją z tych rozmyślań? Telepatycznej więzi?
Mężyczyzna w miarę “ludzki” z tatuażem na czole seplenił z powodu przerośniętych kłów utrudniających mu mówenie. - Bo psiecies nie ma to snacenia. Nie ucieknies od swoich sbrodni, od wybolow podozajac to samo sciezko. Postempujac podobnie. -
I podsuwał jej pod twarz rozłożony wachlarz kart.
Yooona wyciągnęła jedną i spojrzała na nią. W końcu tak działały sztuczki, ty widzisz on nie, ale miał ją znaleźć zgadnąć ...chociaż, jeśli czytał w myślach czy coś, to niewidzenie jej było lepszym utrudnieniem.
Ból.. krew spływająca po palcu i po karcie. Zacięła się papierem przy wyciąganiu krwawiąc obficie, na samą kartę




Na słońce. A sam magik stracił zainteresowanie nią… z wygłodniałym spojrzeniem wodził wzrokiem po rubinowych kroplach. Jak narkoman po nieudanym odwyku widzący działkę heroiny.
- Słońce… zatrzymuje to na szczęście. - Powiedziała Yoona i wyminęła wróżbitę idąc dalej.
- Moojja…- odparł mężczyzna stając się bardziej istotą z cienia niż materialnym stworzeniem. Jednakże kły w jego otwartej paszczy były jak najbardziej fizyczne, gdy zaatakował Yoonę. Ta uskoczyła zręcznie wymijając go, a kiedy znalazła się za jego plecami pchnęła go do przodu. I rzuciła się do ucieczki. Po raz kolejny, mijając inne dziwadła po drodze.
- Moooojaaaa!- ni to syczał, ni to wrzeszczał potwór biegnąc za nią. A sfora klaunów ruszyła za obojgiem. Będąc bardziej cieniem niż żywą istotą, był zwinniejszy i szybszy. Opadła na Yoonę jak całun, powalił na ziemię. Jego paszcza zamknęła się na jej dłoni, długi jęzor objął krwawiącą dłoń i zlizał z palca… każdą czerwoną kropelkę. Dopiero po tym puścił ją spojrzał na klaunów. Jego szalone spojrzenie odpędziło ich niczym sforę przestraszonych kundli. A on sam stracił zainteresowanie leżącą na ziemi Yooną.
Wykorzystała to choć nie było jej do śmiechu, czym prędzej wstała i ruszyła dalej przed siebie. Do celu gdziekolwiek miał on być. Była wystraszona tą napaścią i drżała tym razem nie z zimna, a ze strachu.
Dotarła do toaletek przeznaczonych dla cyrkowych artystek nie zwracając już nawet uwagi, jak nielogicznie przestronna jest część namiotu przeznaczona dla pracowników. Artystki te wydawały się mniej upiorne, ale ich ruchy i gestykulacja, ich mimika… wszystko było sztywne. Jakby poruszały się na sznurkach, prowadzone przez niewprawnego lalkarza. Jakby były przedmiotami, a nie istotami żywymi.
- Hej, wam. - Przywitała się wchodząc i kolejne toaletki szukając znaku, że jedna jest jej.
- Spó-źni-łaś się.- rzekła niska blondyneczka, która to tak bardzo lalkę, że ciężko było ocenić czy nią nie była.
- Nie chciały mnie wpuścić. - Powiedziała Yoona jakby znały się od jakiegoś czasu, uśmiechnęła się i dodała przymilając się. - Pomożesz mi się trochę ogarnąć, żeby nie opóźniać jeszcze bardziej?
Ruch głowę w bok, ruch głowę w druki bok… głowa blondyneczki zakiwała się na boki sztywno gdy się namyślała.
- Tak.- rzekła w końcu.
- Yay! - Yoona klasnęła ucieszona w ręce.
- To ja-ki strój?- zamyśliła się blondyneczka.
- Mam być słońcem…- powiedziała enigmatycznie Yoona sama idąc do bali by zmyć z siebie błoto. Najwidoczniej sen czy jawa, brud nie może magicznie zniknąć z ciała. Robiła to ekspresowo, cała ta atmosfera scenicznego pośpiechu szybko jej się udzieliła. Wysuszyła i się i naga podbiegła do wolnej Toaletki. Nadal miała w posiadaniu kartę tarota. Najwidoczniej wężowatego przestała obchodzić własność, kiedy skosztował jej krwi i dobrze, będzie to zapłata za kartę. Ta znalazła się na lustrze. Yoona szybko zaczęła nakładać makijaż choć nie wiedziała do końca jaki postanowiła dać swoim dłonią kierować.
Mocny, wieczorowy, zwracający uwagę ale no tak miała być słońcem. Jest złote, ciepłe, jasne. Kiedy Laleczkowa blondyneczka dała jej strój Yoona z przestrachem stwierdziła, że pewnie będzie musiała robić akrobację na trapezie.
- Hej przejdziesz ze mną po kolei mój numer? Mam lekką tremę i by mi to naprawdę pomogło. - powiedziała nie przestając nakładać makijażu. W czasie kiedy laleczka pomagała jej się ubrać i jednocześnie rozmawiać.
- Mo-gę.- odparła mechanicznie laleczka nie mówiąc nic więcej. Nawet jej uśmiech wydawał się automatyczny i pozbawiony głębi.
- To nadchodzi pora na mój występ, a ja jestem następna za …- Słoneczko zaczęło zabawę-śledztwo w: ja zaczynam zdanie, a ty je kończysz.
- Za wie-lkim Ca-li-go-strio o-czy-wi-ście.- wyjaśniła lalka.
“Nie pomagasz laleczko”. - I wchodzę na arenę z… - “Miejsca laleczko miejsce mi potrzebne”.
- Ze swo-ją part-ner-ką.- wskazała palcem na zamknięte czarne pudło stojące pionowo. Niczym trumna.
- I kiedy już tam obie będziemy zaczynamy od…- ostatnia pytanie i zamierzała podejść do trumienki.
-Nie ro-zu-miem. - laleczka się zafrapowała.
- Nie szkodzi ja też… - Yoona uśmiechnęła się przyjaźnie i podeszła do trumny. - Chyba powinnam ją teraz wyciągnąć prawda?
- Chy-ba.- potwierdziła laleczka.
Susan podeszła do trumny i otworzyła pudełko bardzo ciekawa co znajdzie w środku. Kolejna laleczkę? Jakiś sprzęt? Drugą Yoone.
Nie pomyliła się. W środku “spała” laleczka. Yoona. O ile pozostałe “dziewczęta” wyglądały jak ludzie i tylko ich ruchy, sztywne i mechaniczne, zdradzały ich lalkowatą naturę. O tyle ta Yoona była lalką. Wszystkie jej stawy i połączenia kończyń były jak u marionetki, a gdy otworzyła oczy.. te były sztuczne.
- Hej, gotowa na występ? - spytała ostrożnie księżniczka,
- Go-to-wa.- odparła laleczka, sztucznie przechylając głowę i sztywno poruszając “żuchwą”.
- Świetnie bo ja nie mam pojęcia co robić i musisz mi to powiedzieć. - Powiedziała ciszej Yoona licząc że sobowtór będzie lepszy do współpracy i bardziej pomocny.
- Prze-żyć?- ni to stwierdziła, ni to zapytała lalka-Yoona wywołując gęsią skórkę na plecach swego żywego oryginału. Co to za przedstawienia się tu odbywały, skoro przeżycie było priorytetem.
- Co nam wolno w dążeniu do przeżycia? - spytała i pomogła jej wyjść z trumny…”Czy ja będę walczyć z nią?”
- Wszy-stko.- odparła lalka, niestety jej twarz nie pozwalała określić, czy się uśmiecha mówiąc tego słowa. Czy smuci.
- ...My ...współpracujemy...czy...próbujemy się pozabijać? - Zadała to niewygodne pytanie.
- Ja słu-żę.- odparła Lalka.
- Czyli mi pomagasz? - Upewniła się Yoona bo tą odpowiedź można było dwojako rozumieć.
- Tak.- odparła lalka kiwając głową.
- Tyle dobrego. - Odetchnęła z ulgą Yoona. - Do czego możesz być przydatna?
- Ja ro-bię co ka-żesz. U-miem to co ty.- wyjaśniła lalka.
- Szkoda że nie więcej,..dobra chodźmy nie ma co przedłużać prawda? - Powiedziała Yoona i pociągnęła swoją ‘dublerkę’ po czym zatrzymała się. Dodała skruszona i przypuściła lalkę przed siebie.- Nie wiem gdzie iść, ty nas prowadź. -
Lalka mechanicznie skinęła głową i wyszła z “trumny”. Chybotliwym krokiem ruszyła przodem mijając Susan i podążając w kierunku areny.
Susan podążyła “swoją” kartę tarota i chowając w kostium. “A nóż się przyda.”
Minęły lalkę… kobietę-lalkę leżącą na ziemi. Jej gardło było rozerwane odsłaniając ludzką krtań, jej brzuch również… z rozszarpnego korpusu wylewała się krew i wypływały wnętrzności. Ucztował na niej.. jeden z klaunów… na czworaka, jak zwierzę wyszarpywał kawały mięsa z jej ciała. Spojrzał łakomie na Yoony, sztuczną i prawdziwą.
- Ładniutkie. Dołączycie? Podzielę.- wycharczał z nieludzką artykulacją i przesadną gestykulacją.
- Może po przedstawieniu...teraz musimy być na arenie. - Odpowiedziała prawdziwa Yoona ledwo powstrzymując odruch wymiotny.
Klaunowi ta odpowiedź się nie spodobała, ale był zbyt zajęty swoją ofiarą, by podążać za nimi. No i musiał bronić swojej zdobyczy przed innymi klaunami, którzy okaleczeni i dogorywający kulili się parę metrów dalej. Im bliżej były Areny, tym smród krwi i odór gnijącego mięsa narastał.
- Z kim...z czym będziemy walcz o życie? - Zapytała mechanicznej-Yoony starając się odwrócić swoja uwage od zapachu.
- Z gwia-zdą. Ze wszy-stki-mi.- odparła sztuczna Yoona chwiejnie podążając dalej.
- Co będzie jak wygramy? - było to bardzo optymistyczne założeniowo pytanie.
- Prze-ży-jesz.- stwierdziła mechaniczna Yoona.
- Bardziej chodziło co dostaniemy, bo przyszłam tutaj coś odnaleźć. -
- Nie wiem.- odpowiedziała jej lalka.
 
Obca jest offline