Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2019, 12:22   #26
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację


WSZYSCY

Dessade przyglądał się zarówno Aeryn jak i Rice’owi. Kiedy ten odpowiedział mu to samo co zadane przez androida pytanie, na chwilę jego oczy uniosły się do góry a powieki zaczęły intensywnie mrugać, podobnie jak ludzie, którzy pobierali pakiety danych na swój implant mózgowy, jeśli taki posiadali.

Akell uśmiechnął się spode łba. To nie był samoświadomy byt, choć bardzo Dessade próbował nim być. Było to logiczne, bowiem- kimkolwiek była- Xenia, na pewno chciała kogoś, kto trzymał się na jej smyczy. Wynikało z tego, że żyli tylko dzięki jej rozkazom, bo zapewne miała stały monitoring funkcji czarno-białego androida. W tym samym momencie odezwała się Aeryn. Wydawała się bardzo rozbita, wręcz w czarnej rozpaczy. Niemniej kiedy wypuściła słowa z swoich ust w końcu, mimo zaschniętego gardła bił z niej jakiś ogień. Szturmowiec pomyślał, że naprawdę nie zna w ogóle młodej dziewczyny, a akcja z ukrytą bronią pokazywała pewną dozę potencjału ukrytą w drobnym, aczkolwiek naprawdę zgrabnym ciele.

-Gdzie jest kula?- powiedziała Sky, spodziewając się kolejnego ukłucia elektryczności, głęboko wędrującego przez nerwy obwodowe.

Dessade tylko uśmiechnął się przebiegle.

-Zapomnij o niej. Teraz należy tylko i wyłącznie do Xenii. To, że jeszcze żyjesz jest spowodowane pewną więzią, którą chce przebadać Moja Pani.

Aeryn poczuła jak żołądek jej się ściska a pod niewolniczą obręczą zaczynają gromadzić się strużki lodowatego potu. Nie dojść, że znów była w niewoli to prawdopodobnie, Dessade czy może bardziej jakiś piracki eks-naukowiec będą poddawali ją testom. Chciała coś powiedzieć, jednak w gardle całkiem jej zaschło. Akell tylko ucieszył się, że jego teoria o podleganiu androida Xenii jest prawdziwa.

Nagle, zdawało się zupełnie skupiony na zadaniu główny pilot, odpowiedział profesjonalnym, beznamiętnym głosem.

-Dotrzemy do Freetown w przeciągu piętnastu minut. Nadaje wiadomość o przybyciu pod mur.

I tak się stało. Dessade siadł na obszernym fotelu a dwójka jego zaufanych przybocznych z strzelbami energetycznymi zabrała ich do łazienki, gdzie polecili im się odświeżyć. Zapasy na Nomadzie, były oszczędnie dystrybuowane, więc zamiast ciepłego prysznica jak pod kopułą Solosgradu lub w posiadłości Marisa zostali obrzuceni, kłującym mrozem sprężonej wody. Najpierw prysznic ich namydlił, potem zmył tak, że doprowadzenie się do higieny zajęło im ledwie dwie minuty. Sky ucieszyła się, że znów może poczuć się świeża, jednak obręcz i ograniczniki dobitnie pokazywały jej miejsce.


Godzinę później. Freetown

[media]http://www.youtube.com/watch?v=b_YHE4Sx-08[/media]






Freetown było skupiskiem dawnych obiektów wydobywczych i budynków dla górników. Większość zabudowy wydawała się posiadać równie stalowe dobudówki, tak, iż wszystko wydawało się jak zrodzone z chaosu. Na ulicach widzieli zbirów Mruków i przygnębionych mieszkańców, który wędrowali powoli wśród ulic miasta. Większych wieżowców było co najwyżej kilka; były również otoczone zespawanym murem, na których znajdowały się fortyfikację, kilka ciężkim Kaemów czy wieżyczki blasterowe. Nomad zatrzymał się przed najwyższą wieżą. Hotelem “Roshak”. Przed nią mieścił się duży plac, agora na której stało sporo straganów, handlujących głównie mięsem bokorogów płaskostopych czy większych nosowielkich mamutów, które żyły na chłodnym kole podbiegunowym Kadrasa. Do tego mało-miejskiego krajobrazu dołączały trupy przybite do krzyży. Widocznie Xenia chciała łączyć uczucie wspólnoty mieszkańców na równi z przypomnieniem ich o swojej władzy.

Dessade pierwszy wszedł do wieży, tak, że czekali pod grawitacyjnym transporterem w towarzystwie strażników około piętnastu minut. Nie zobaczyli już androida, co było sporą ulgą dla Aeryn. W tym czasie Rice poznawał całe otoczenie na bystrą, żołnierską modłę. Wszystkie stanowiska obronne, ilość Mruków i ich zorganizowanie, na kamerach kończąc.

Cały czas towarzyszyła im dwójka zbirów z strzelbami, który tylko milczeli, ale najwidoczniej stali się ich nie gasnącym zaszczytem w Freetown. Po pewnym okresie czasu z hełmu jednego z bandytów dobiegł cichy rozkaz na komunikatorze.

-Za mną. Macie, kurwa zaszczyt. Poznacie naszą Panią. Jeden cholerny niewłaściwy ruch i padniecie martwi. To szczególnie do ciebie olbrzymie.- powiedziała ponuro jedna z ich nowych przyzwoitek.

Weszli przez obrotowe drzwi. Dawniej był to hotel dla ważnych szych z Kompanii Phoenix, choć zdecydowanie stracił na gwiazdkach. W obszernych holu przed nimi stały dwie windy i kilka drzwi. Cała podłoga była usłana szkłem z rozbitych butelek i szyb, a niedopałki jak i puste paczki papierosów dopełniały obrazu. Na jednej ścianie zwisał przybity szkielet. W recepcji siedziała młoda dziewczyna z obrożą, taką samą jaki nosiła Sky. Popatrzyła na czwórkę smutnymi, przegranymi i nieco nieobecnymi oczami z jakiegoś powodu, wyglądając na chorą. Aeryn nie znała tego powodu, lecz Akell domyślał się, że musi być głodna od szprycy, którą to piraci dodatkowo kontrolowali swoich niewolników. Coś nagle ukłuło go w sercu, kiedy pomyślał, że podobny los może spotkać niebieskowłosą dziewczynę, która mu przecież towarzyszyła. Brat szybko to skomentował.

“Olej ją. Nie jeesssteś jej nic winny. Ty jesteś w lepszej sytuacji. Z swoją siłą zostaniesz ich siepaczem. Może uciekniesz przy najbliższej okazji, jeśli tylkoo się postarasz. Zostaww tą laskę, będzie Ci tylko przeszkadzać. Chyba nie chcesz wyruchać tej kształtnej dupci po tym co nieco zobaczyłeś pod prysznicem? Czyżby Braciszku?”


Na chwilę Akell zaginął w swojej głowie walcząc z urojeniami, które były przecież tak prawdziwe oraz żywe, iż nie mógł ich pokonać bez nadwyrężania siły woli. Jego największym wrogiem, miał takie wrażenie, były jego wewnętrzne demony. W świecie wewnętrznym nie bał się niczego, nawet w tej sytuacji.

-Możecie wejść. Xenia już czeka.- odparła cicho recepcjonistka, bardziej do dwójki pilnujących ich Mruków.

Po chwili znaleźli się w jednej dość przestronnej windzie cały czas z kajdankami na rękach. Nadgarstki Akella zrobiły się czarne od ucisku i zaschniętej krwi. Dwójka ochroniarzy bacznie ich obserwowała. Zatrzymali się na najwyższym piętrze. Apartamencie prezydenckim, do którego winda zjechała bezpośrednio po przyłożeniu karty do konsoli.

Mruk popchnął Rice’a strzelbą energetyczną i po chwili byli w tak obszernym pomieszczeniu, że Sky od razu skojarzyła, teraz już na zawsze niedostępne pokoje willi Del Jerkova. Z głośników, naprawdę dobrego nagłośnienia leciała równie obszerna muzyka na skrzypce. Poszli trochę do przodu, do wielkiego okna z, którego było widać całe Freetown i dalekie szczyty ośnieżonych, potężnych gór. Plecami do nich stała niska, czarnowłosa postać ubrana w obcisły kombinezon i skórzaną kurtkę pilota. Przy pasie miała dwie kabury; Akell rozpoznał automatyczne obrzyny, chyba GK20. Postać odwróciła się i kazała odejść strażnikom.

-Jest Pani pewna?

-Jeśli coś się stanie padną martwi, a ja nie należę do tchórzy.- odpowiedział silny, stoicki głos zdecydowanie nie znoszący sprzeciwu.

Aeryn szybko zauważyła, kątem oka również Dessade’a. Stał wyłączony na płycie ładującej. Wyglądał teraz jak posąg, podobny do kilku w penthouse’sie. Równie hellenistyczny i martwy, ale budzący respekt nawet pomimo wiecznego, zdawało, by się uśpienia. Xenia nie była tym kim sobie ją wyobrażali. Przynajmniej nie taka jaka majaczyła się Aeryn. Miała zgodnie z buntowniczą modą, czarne spływające na ramiona “zmoczone” sprayem włosy, pełne kuszące usta i głęboko osadzone, duże blado-zielone oczy. Jej prawe ucho, zdobiło kilka drobnym platynowych kolczyków.Wydawała się naprawdę młoda, ale genmodujące serum, takie jakim darzył się Maris potrafiło zniwelować procesy starzenia z niesamowitą mocą.


-Witam w moich włościach.- odparła, krótko, ale bez dumy Xenia, kiedy tylko przyboczni opuścili pomieszczenie, zjeżdżając windą.

-Zastanawiacie się pewnie dlaczego żyjecie. Jak powiedział Wam mój ukochany android- odparła z sarkazmem piratka- Zwykły kaprys. Jednak wszędzie widzę możliwości i potencjał. Dlatego przeklęta Kompania i Dominium, jeszcze nie zabrało mi Freetown. Mojego miasta.

Podeszła do dużej sofy, siadając na niej i zapalając papierosa. Niebieski dym zatańczył gładzony dużym tu słońcem powoli zbierającym się do snu.

-Ty, jesteś… jak zapewne już wiesz, byłym pieskiem Dominium. Dlatego jeszcze żyjesz. Nie myśl, że z powodu postury. Mam w swoich szeregów przeklętych Brutorów, którzy dorównują Ci krzepkością. Nie zostałeś przebity ostrzem, tylko dlatego, że możesz mi się do czegoś przydać, lepiej niż nikt inny.

-Ty za to- odparła Xenia głęboko i jak zdało się, Aeryn nieco melancholijnie- Jesteś wyjątkowa. Może z powodu artefaktu, który wybrał Cię na Savin At Mart. Może dlatego, że miałam podobną przyszłość.- powiedziała szczerze czarnowłosa kobieta, dając jasno do zrozumienia, że nie chcę, jak na razie dalej się zwierzać.

-Przechodząc do sedna. Macie dwie opcję. Albo będziecie pracować dla mnie i zyskacie prawdziwą wolność, albo zawiśnięcie na krzyżu, jakie widzieliście przed moim hotelem. Spokojnie, nie będzie żadnego składania przysięgi. Na razie dostaniecie proste, ale ważne zadanie. Pytanie tylko czy widzicie inną opcję?- dodała sprytnie Xenia i zgasiła niedopałek w złotej, zdobionej popielniczce.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 06-04-2019 o 12:49.
Pinn jest offline