Nie ulegało wątpliwości, że ogrzyca została w pełni zaskoczona. Niezbyt inteligentne stworzenie weszło wprost na tą prowizoryczną pułapkę, całkiem nieświadome realnego zagrożenia, jakie czekało na nią ze strony mniejszych istot. Cięciwa brzęknęła, wypuszczając strzałę. Girlaen trafiła tylko w pierś, ale i tak impakt był znaczący, a po ciele rozeszły się małe błyskawice. Potworzyca zaryczała z bólu, obrywając zaraz sztyletem w ramię, ale też gotując lagę na przyjęcie szarżującej na nią Eivor. Gwałtowna wymiana ciosów sprawiła, że kobietę bolało żebro, a ogrzyca krwawiła z kolejnej rany, warcząc wściekle. Mimo tych trafień wciąż stała pewnie, wielka i niebezpieczna, szczerząc długie kły.
Dźwięki te oczywiście od razu zwróciły uwagę wszystkich innych w karawanie. Zarówno ogry, jak i orki, odwróciły się w kierunku ruin, zaprzestając pracy. Wywołany zaklęciem podmuch wiatru uniósł liście i ściółkę, zasypując ich pyłem, ale ten bezruch nie trwał długo. Przywódca ogrów zaryczał coś w ich języku i wszyscy trzej ruszyli do ruin, gotując swoją broń. Między rozpadającymi się ścianami i budowlą trwał ciągle zażarty bój z ogrzycą. Ani myślała się poddać albo ustąpić pola, pomimo kolejnej strzały w piersi i sztyletu w boku. Słaniała się już, co nie przeszkodziło jej odbić na bok cios miecza Vos i samej gruchnąć z całej siły w bark wojowniczki, która aż sapnęła z ostrego bólu.
W tym czasie Lunie mignął Mirko, wypadający z krzaków za plecami wszystkich gapiących się orków. Zielonoskórzy ani nie wrócili do pracy, ani nie ruszyli razem z ogrami, niepewni tego co ma się wydarzyć. Dzięki temu właśnie niziołek mógł się podkraść i wspiąć na wóz. Wyrocznia zobaczyła, że zaczął się z czymś szarpać zaraz przy przerażonej, nieruchomej porwanej dziewczynie. Wyglądało na to, że ktoś ją przypiął do wozu!