Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2019, 17:49   #55
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
319

Czy to w ogóle działo się naprawdę?
Pamiętała podróż kosmiczną szalupą. Wchodzenie w atmosferę. A później…


***

- ożeszkurwajegomać! - młody, ciemnoskóry pilot, chłopiec niemalże wrzasnął, gdy skrzydło szalupy złamało się w połowie po uderzeniu… smoczym ogonem! Pilot robił co mógł by ustabilizować lot, czy raczej spadanie pojazdu, ale chyba nie był przygotowany na taką sytuację.
319 była.
Kobieta przyzwyczaiła się już do posiadania wiedzy na takie tematy jak prowadzenie pojazdów, obsługa broni. CCI było jak widać wyposażone w dane jak prowadzić szalupę z urwanym skrzydłem.

319 przejęła kontrolę nad pojazdem. Na ile można było go w ogóle jeszcze kontrolować. Z samym urwanym skrzydłem pewnie jeszcze by sobie poradziła, problem polegał na tym że “smok” - stworzenie przypominające gigantycznego pterozaura, nie skończył jeszcze z szalupą, oraz to, że gad nie był sam.
To było całe stado.

Potwory coraz uderzały w szalupę, powoli rozdzierając ją na części. Pilot zmarł po tym jak kabina została zdekompensowana. Sco985, planeta o którą za chwilę miał rozbić się pojazd miała silniejszą od Ziemi grawitację, to i siła oddziałująca na ciało była większa. Pilota wyrwało z siedzenia i rozerwało przynajmniej na pół zanim wypadł na zewnątrz. 319 porwało bluzkę, a jakiś element oderwanego poszycia uderzył w głowę z taką siłą, że przestała pamiętać co było potem.


***

Zmysły przywróciło kobiecie gorąco związane z przeciekiem plazmy z reaktora. Palący się jak plastik metal otworzył 319 drogę ucieczki z pojazdu, dosłownie sekundy przed zderzeniem z powierzchnią
wody.

Fala uderzeniowa i towarzyszące jej tsunami poniosło wraz z masą wody ciało kobiety prawdopodobnie całe dziesiątki kilometrów. 319 nie mogła w żaden sposób tego oszacować, płyn wlał się do jej płuc i znów straciła przytomność.

***

Kobieta obudziła się na kamienistej równinie… na plaży, szerokiej na dobre pół kilometra, mniej więcej w połowie drogi między wzburzonym morzem a potarganymi koronami drzew. Wnioskując po położeniu słońca (czy raczej Sco981) musiało być już po południu. 319 była naga, poobdzierana i poobijana, całe ciało ją bolało a przy najmniejszym ruchu chciało jej się płakać. Jednak nic nie wydawało się złamane czy nawet zwichnięte.

Czy ktoś mógł żyć na tej planecie? Czy nie wpakowała się czasem w gówno, z którego tym razem już naprawdę się nie wywinie? Nie było nawet sensu szukać odpowiedzi na te pytania.
Wedle informacji jakie uzyskała od Set’Ana, ze względu na wysoką grawitację, tutejsza populacja składa się z ludzi z odpowiednio dobranymi genami… Co w praktyce oznaczało duży udział genów neandertalskich.

Pierwszy odruch przeżycia - to znalezienie osłony.
Mimo bólu, który raz po raz zalewał jej umysł zaczęła się czołgać w kierunku zarośli. A kiedy ciało przywykło do tego cierpienia, kobieta zmusiła je, by się uniosło na klęczki. Omal nie zwymiotowała teraz, ale i tak parła naprzód. Uparta i zdeterminowana, by wreszcie stanąć na nogach.
Czołganie się po kamieniach nie było komfortowe, szczególnie z tyloma siniakami. Chodzenie było by lepsze gdyby nie rana na jednej ze stóp. Koniec końców jednak Olga dotarła do lasu. Sosny były ogromne, kilkudziesięciu krokach panował już półmrok, co jednak nie było problemem dla kobiety.
Obejrzała pospiesznie swoje rany. Na szczęście żadna z nich nie wymagała szycia. Niemniej przydałoby się trochę wody i parę bandaży... no i czegoś do okrycia. Olga poczuła przemożną potrzebę osłonięcia swojej nagości, choć przecież miała pilniejsze inne potrzeby. Jednak społeczny trend by się zakrywać, wyrażać poprzez ubranie był mocno zakorzeniony w jej świadomości. Rozejrzała się. Miejsce wydawało się upiornie ciche - jakby na coś czekało. Na jej śmierć? Całkiem możliwe. Powoli, starając się stąpać cicho i ostrożnie Olga ruszyła w głąb zarośli. Chciała znaleźć coś, co będzie mogło służyć jej za broń - nawet gruby konar był wszak lepszy niż własne dłonie. No i przydałoby się czymś zabezpieczyć stopy - grube liście? Nie wspominając o prowizorycznej chociaż osłonie od chłodu i.... No i najważniejszym - schronieniu na noc, która zdawała się nieuchronnie nadciągać.
Było dość zimno, coś czym kobieta nie musiała się przejmować tak długo jak nie była ranna i głodna. W lesie panowała cisza… ale nie aż taka, by czułe zmysły nie ostrzegły 319 przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Kobieta zrobiła unik i w miejsce gdzie przed momentem stała spadła ogromna kłęba futra, mięśni i kłów. Wielki czarny kot już szykował się do kolejnego ataku.
Wiedziona instynktem Olga zaczęła uciekać co sił w nogach, starając się jednak nie biec jedną trajektorią, by drapieżnik nie mógł przewidzieć jej ruchów. Korzystając z okazji, że udało jej się na moment odskoczyć, postanowiła wspiąć się na solidnie wyglądające, wysokie drzewo.
Goniąc co sił w nogach, kobieta była troszkę szybsza od kota. To nie był las jaki pamiętała, nie było tu przecinek, czy ścieżek. 319 taranowała wszystkie przeszkody jakie stawały jej na drodze. Wspinanie też szło jej nieco prędzej niż drapieżnikowi i to w zasadzie na samych rękach. Dłonie kobiety zaciskały się na pniu tak mocno, że palce wbijały się w korę niczym gwoździe. Problemów było jednak kilka: Kot był szybki i kilkukrotnie musnął już zębami stopy uciekinierki. Drzewo było wysokie lecz nie nieskończenie wysokie, a im bliżej wierzchołka tym pień i gałęzie robiły się coraz bardziej wiotkie i cienkie. 319 jednak się lżejsza nie robiła, podobnie jak jej pościg…

Ta ucieczka zdawała się nie mieć sensu, niosąc ze sobą tylko prawdopodobieństwo pojawienia się gorszego drapieżnika. Olga wciąż pamiętała potwora, który rozwalił jej statek.
“Walcząc z potworami, czasem sam musi stać się jednym z nich” - czy to był cytat z jakiegoś filmu? A może któryś filozof coś takiego powiedział? Olga nie mogła sobie przypomnieć. Zresztą... miała ważniejsze rzeczy na głowie, a właściwie na ogonie, bo kotołak deptał jej prawie po piętach.
Kobieta wskoczyła na kolejne drzewo, wspinając się po gałęziach. Potwór skoczył za nią z zamiarem złapania 319-tki w locie, gdy ta odbije się od gałęzi, by przeskoczyć na kolejną. Jakież było jego zdziwienie, gdy zamiast uciekać, Olga zaatakowała go, mierząc pięścią prosto między oczy, mózg zwierzęcia prysnął jej na twarz.

Zeskoczyła na ziemię prosto na truchło wielkiego kota, patrząc z niedowierzaniem to na swoją dłoń, to na zmiażdżoną czaszkę drapieżcy.
- No dobra... - powiedziała do siebie, wierzchem ręki ścierając większość posoki z twarzy - Tak możemy się bawić.
Znalazła kamień o ostro zakończonej krawędzi i zabrała się za oskórowywanie martwego zwierzęcia. Zamierzała zrobić sobie z jego futra jakieś okrycie, a i jeśli dobrze pójdzie - prowizoryczną sakwę.
Nawet jej nie zdziwiło, że jej ręce potrafiły to robić, do tego przy jej sile zajęło to naprawdę kilkanaście minut. Zaś liście i konary w pobliżu poruszały się… Tym razem jednak Olga przemogła w sobie chęć ucieczki. Podniosła się, patrząc w stronę, gdzie zauważyła ruch. W ręce wciąż trzymała ostry kamień. Czekała, tym razem w pełni gotowa do walki. Ta jednak nie nadchodziła. Cokolwiek ją obserwowało, czy był to samotnik czy stado, nie zamierzało najwyraźniej atakować otwarcie. Duży kot przecież też tego nie robił, mimo wielkich kłów i masy mięśni wciąż starał się podejść swoją niedoszłą ofiarę.
Była też możliwość, że coś czekało właśnie na kota… lub to co z niego zostanie. “Hien i sępów” pewnie tu nie brakowało.
Olga poczuła chęć, by wskoczyć w zarośla i samej napaść na obserwującego, ale zaraz zganiła się w myślach za zbyt pewne samopoczucie. Nie przestając patrzeć w tamto miejsce, zarzuciła na grzbiet skórę kotołaka. Ponieważ nie miała narzędzi, jedyne co była w stanie z nią zrobić, to dwa dłuższe krańce zawiązać wokół szyi, tworząc w ten sposób absurdalny wizerunek nudystki-superbohaterki.
Następnie Polka oderwała od ciała spory kawał mięsa - nieco większy od jej dłoni i... wycofała się w zarośla po przeciwnej stronie tak, by widzieć jeśli ktoś zjawi się nad trupem, a jednocześnie samej pozostać w ukryciu. Nawet nie zwróciła uwagi, gdy machinalnie uniosła surowy kawałek mięsa do ust i zaczęła przeżuwać. Widać jej żołądek jej nowego ciała był znacznie mniej wybredny niż ludzki.
Kubki smakowe kobiety wciąż potrafiły “docenić” surowiznę, która wcale nie zaczęła nagle pachnieć czy smakować lepiej… po prostu 319 nie musiała się z tego powodu krztusić czy gorzej czuć, przynajmniej fizycznie.

Po kilkunastu minutach czekania, zjawił się średniej wielkości kotowaty, innego niż wcześniej gatunku, który aż się kleił do oskórowanego “kuzyna”. Zanim jednak zwierzę zdążyło nacieszyć się zdobyczą, włócznia wbiła mu się w udo. Kot jęknął i kuśtykając uciekł, ciągnąc drzewce za sobą.
Olga zamarła. To było to, na co czekała. Wytężyła całą uwagę, żeby określić skąd nadleciała broń i z jaką siłą była rzucona. Oraz czy jej właściciel idzie odzyskać swoją własność.
Jak na człowieka, siła była znaczna, niemal sto newtonów. Jednak po neandertalskich mieszkańcach wyrosłych na planecie z silniejszą grawitacją trudno było spodziewać się czegoś innego. To jednak wciąż nie było zabijanie potwornych kotów samym “pacnięciem”.
Właściciel włóczni nie planował najwyraźniej szybko po nią wrócić. Zarośla z których broń wyfrunęła były ciche… jak makiem zasiał.
Czy to mogło znaczyć, że jednak ją dostrzegł i teraz to on przygotowywał zasadzkę? Olga pozostawała czujna i nieruchoma, wsłuchując się w najdrobniejsze nawet szelesty okolicy.
Im bardziej kobieta skupiała się na zaroślach, tym więcej podpowiadał jej słuch, do tego stopnia, iż ostatecznie usłyszała nawet bicie czterech większych i dwóch mniejszych serc. Z trudem opanowała w sobie odruch, by nie rzucić się do ucieczki. Wiedziała jednak, ze w ten sposób tylko zwróciłaby na siebie uwagę wszystkich tych “właścicieli” tętna. Zamiast tego skupiła się na próbie zlokalizowania najbliższego dudnienia serca. Wszyscy znajdowali się w krzakach, dwoje bliżej, dwoje “mniejszych” po środku i dwoje dalej. Olga wciąż czekała.
Czas mijał, piętnaście minut, pół godziny, nieznajomym nie brakowało cierpliwości. Kobieta czuła się coraz bardziej rozzłoszczona. Powoli zaczęła się wycofywać. Nie po to jednak, by odejść, lecz by zajść najbliższego właściciela “serca” z zaskoczenia. Chciała go przede wszystkim zobaczyć.
Gdy chciała, Olga potrafiła poruszać się w zasadzie bezszelestnie. To jednak w żaden sposób nie pomagało podejść kogoś, kto śledził każdy jej krok. Zarówno kobieta jak i jej cele, przemieszczali się jednocześnie… Choć cybnetka zdążyła dostrzec, wystające spomiędzy zarośli, (których w knieji nie brakowało) jedną czy dwie stopy oraz ramię - kończyny ewidentnie ludzkie.
Ten widok sprawił, że poczuła ulgę. Choć przecież nikt nie powiedział, że istoty ludzkie będą nastawione względem niej przyjaźnie. No i jeszcze jedno - jeśli tu żyli ludzie, uciekinier zapewne schronił się gdzieś pomiędzy nimi.
- Jestem taka jak wy - powiedziała Olga, kryjąc się w krzakach - Mój statek został rozbity. Moi ludzie nie żyją. Zostałam tylko ja.
Marna była szansa, że ją zrozumieją, ale może sama próba komunikacji zostanie potraktowana pozytywnie? I zechcą nawiązać kontakt? Albo ją zaatakować... powoli wszystko wydawało się ciekawsze niż ta zabawa w podchody.
Tym sposobem 319 zobaczyła wystającą z krzaków głowę wyjątkowo brudnego dziecka.

[MEDIA]https://images.indianexpress.com/2018/07/mowgli-759.jpg[/MEDIA]

która jednak szybko została schowana przez wielką dłoń dorosłego i pociągnięta dalej w cień zarośli.
- Wyłaźcie, albo i na was zaraz zapoluję! - warknęła gniewnie Polka, coraz bardziej irytując się sytuacją.
Po paru chwilach z zarośli wyszedł jeden mężczyzna.

[MEDIA]https://3.bp.blogspot.com/-TKLklTCFvlY/XEXtb0NAHmI/AAAAAAAAifQ/FHSe8x-ZWD8kFJ1zimYG_kn792YQfA1IgCLcBGAs/s1600/lokals01.jpg[/MEDIA]

Człowiek był o głowę niższy od kobiety, ale bardzo szeroki w ramionach. Ubrany był w zasadzie podobnie co ona sama, to jest w skórę jakiegoś zwierzęcia, z tym że w jego przypadku była ona lepiej oprawiona (ale tylko trochę lepiej).
Mężczyzna nie podszedł bliżej, jednak nie przerywał choćby na moment kontaktu wzrokowego z 319. Tubylec wykonał serię gestów i gardłowych dźwięków, po których przed oczami cybnetki wyświetliło się ich tłumaczenie:
- Masz dużo mięsa, chcesz je całe dla siebie?. - 319 natychmiast “wiedziała”, że jest w stanie porozumiewać się tym językiem słów i gestów.
- Oddam wam je całe, jeśli pozwolicie mi do siebie na jakiś czas dołączyć. Jestem sama. Moi towarzysze nie żyją. Jestem też silna. Nie stracicie na tym. - odparła w ich języku, nagle zdając sobie sprawę z tego, że pod prowizorycznym płaszczem z futra jest całkiem goła i... wygląda jak ekshibicjonistka z peleryną. Super-ekshibicjonistka? Prawie zachichotała na głos na tę myśl.
Tubylec pokiwał głową.
- Jestem Kirrok - kiedy to mówił z zarośli wyszło trzech innych mężczyzn i dwoje dzieciaków. - To moi bracia Geiko, Iszbo. Atouk, Ajla. - ostatnie imię należało do chłopca którego wcześniej udało się dostrzec 319.
- I moja siostra, Nupondi - ostatnią postacią okazała się kobieta.

[MEDIA]https://3.bp.blogspot.com/-jIoSq6kmdhU/XFBG8mcYMAI/AAAAAAAAifw/XwpOvo24TIw3ppt5fj8BGgPOOTjkdCH5QCLcBGAs/s1600/5611d9039dd7cc22008bf327-750-375.jpg[/MEDIA]

Miejscowi spoglądali na 319, nie gorszyła ich nagość, sami niewiele na sobie mieli, byli po prostu bardzo ciekawi.
Kobieta zastanawiała się ile może im powiedzieć i ile zrozumieją. No i czy jest w stanie dzięki nim trafić na ślad zbiega.
- To mięso jest wasze. Jeśli mi pomożecie, jutro też coś wam upoluję. Jestem Olga. - przedstawiła się ich wzorem - Przybywam z nieba. Mój... podniebny rumak został zabity. Mój towarzysz również. Zostałam tylko ja. Szukam mężczyzny, który tak jak ja przybył z nieba. Jakiś czas temu. To mój brat.

Ostatnie zdanie dodała, licząc na to że podkreślenie więzi rodzinnej pomoże jej zyskać przychylność tuziemców.
Kirrok nie wydawał się jakoś specjalnie zdziwiony czy przejęty. Bynajmniej nie dlatego, że nie traktował swojej rozmówczyni poważnie. Przeciwnie, wytłumaczenie 319, “podniebny rumak” wszystko wydawało się mu raczej “logiczne”.
- Olga? - tubylcy kolejno powtórzyli nowe słowo.
- Nigdy nie słyszeliśmy o tobie, Olgo - powiedział Kirrok - jednak znamy historię o bogach z nieba, choć sami nigdy żadnego nie widzieliśmy. Wszystko co wiemy powiedzieli nam starsi, jeśli pójdziesz z nami to możesz spotkać jedną z nich, to ona opowiedziała mi o bogach kiedy byłem jeszcze małym chłopcem.
To trochę rozczarowywało, ale przynajmniej kobieta miała jakiś trop. I punkt zahaczenia do dalszej wędrówki.
- Chętnie ją poznam - powiedziała, nieobecnym wzrokiem rozglądając się wokoło.
Kirrok kiwnął głową. Po chwili jego towarzysze podnieśli “zdobycz” Olgi i cała grupa ruszyła dalej. Tubylcy poruszali się w ciszy, 319 nie miała problemu z czynieniem podobnie. Różnica polegała tylko na tym, że Polka poruszała się zupełnie bezszelestnie. CCI wyliczył już odpowiedni balans ciała dla grawitacji planety i nogi dosłownie same niosły kobietę. Dla tubylców, łatwość z jaką ich nowa towarzyszka poruszała się, można było wytłumaczyć jedynie nadprzyrodzoną, boską mocą.
Las był pełen niebezpieczeństw… przynajmniej dla ludzi. Czuły wzrok 319 wypatrzył kilka ogromnych stworzeń, przypominających prehistoryczne gady. Kirrok i jego towarzysze byli jednak świadomi obecności potworów i ludzie przezornie poruszali się jak najdalej od drapieżników.


 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline