Gdy wreszcie dotarli do Grunere, Grimm odetchnął pełną piersią.
- Kocham, te bretońskie mieściny. Pełne ulotnego uroku, rzekłbym - puszczając znacząco oko do Gwendoline. - Koniec naszej podróży bliski. Mocniejszego trunku bym się napił. W łóżku pod owczą derką wyspał. Co Wy na to? Może mają tu gospodę?
Krasnolud nie marudził po drodze. Jego plemię z twardej skałby było wyciosane. Uśmiech rzadko schodził mu z twarzy. Zazwyczaj wtedy, gdy musiał pociągnąć dymu z fajki.
- Jako że droga wiedzie ciągle w przód przez Góry Szare, ku polodowcowej dolinie musimy zakupić cieplejsze odzienie. Mrozy z Karaz-a-Karak to nie są, ale mogą dać nam ostro w kość. Ci tutejsi górale muszą coś mieć na moją miarę z przyodziewku. Pójdę i się wywiem. No i potrzebujemy przewodnika. Może jakiś mnich będzie wracał do La Maisontall to nas zaprowadzi. |