Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2019, 19:57   #52
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niekiedy postępowanie wojskowych wyższych stopniem stanowiło dla Kita prawdziwą zagadkę i utwierdzało go w mniemaniu, iż im wyższa tym mniejsze było zapotrzebowanie na szare komórki.
No bo po co niszczyć sprzęt, który może się przydać? Na dodatek w sytuacji, gdy nie jest to koniecznością? Wszak można było zabrać najbardziej poszkodowanych i najciekawsze zdobycze, a hummery i ciężarówka bez problemów dojechałyby do bazy. A jeśli pojazdy nie były potrzebne, to Kit z przyjemnością zaopiekowałby się wszystkimi.
Po co więc takie marnotrawstwo i rozrzutność?
I potem dziwić się, że cywile zarzucali wojskowym marnotrawienie pieniędzy.
A na dodatek te śmigłowce...
Czyżby aż tak troszczono się o wyniki ich misji, że środki bezpieczeństwa aż tak przerosły logiczne wymagania? Czyżby innym aż tak się nie powiodło? Czyżby byli jedyną grupą z wysłanych, której udało się wrócić?
To brzmiało, delikatnie mówiąc, kiepsko.

* * *
Lekarz w bazie "rozbroił" prowizoryczny opatrunek, założony jeszcze na szosie, a potem nie dość, że pobrał Kitowi całe morze krwi (niby do badań), to jeszcze nafaszerował go różnymi świństwami, które miały go uodpornić na różne znane i nieznane nauce wirusy i bakterie.
Kit czuł się jak skrzyżowanie ofiary wampira ze świnką doświadczalną, ale uznał, iż było to lepsze niż - na przykład - zamknięcie na parę tygodni w izolatce...
- Zgłoszę się do medyka, jeśli tylko poczuję się gorzej - zapewnił, gdy lekarz wypuścił go wreszcie ze swego gabinetu, wpierw potraktowawszy skaleczenia plastrem w sprayu i wręczywszy "rannemu" parę garści tabletek, do której dołączono długą listę zaleceń i ostrzeżenie, że część z nich kiepsko się komponuje z alkoholem.
A wprost z gościnnych ramion medyka Kit trafił wprost w szeroko otwarte ramiona agenta NCIS.

* * *

Przesłuchanie nie trwało długo.
Agent Whellers był w miarę sympatyczny, ale Kit z definicji nie wierzył przedstawicielom służb śledczych i pokrewnych im instytucji. Dlatego też wypowiadał się dość oszczędnie i wdając się w szczegóły tylko tam, gdzie Whellers był bardziej dociekliwy, co rusz odwołując się do nagrań, które - nieujawnianym zresztą zdaniem Kita - były mniej zawodne, niż ludzka pamięć.
I ani słowem nie wspomniał o zdobytych podczas wyprawy trofeach.

* * *
Pożegnawszy się z agentem Kit zawędrował do stołówki, gdzie wreszcie w spokoju mógł się najeść, a potem trafił do przydzielonego mu pokoju...
...gdzie niespodziewanie zaszczycił go nieoczekiwany gość.

Już po przesłuchaniu, ale nie tak późno Elizabeth zastukała do drzwi pokoju zajmowanego przez Carsona.
- Proszę... - Wylegujący się na łóżku Kit nie raczył wstać i podejść do drzwi by sprawdzić, któż ma zamiar go odwiedzić.
- Nie przeszkadzam?- Zapytała Elizabeth widząc odpoczywającego Kita.
Zatrzymała się w otwartych drzwiach.
- Ty? Nigdy! - odparł Kit, zrywając się na równe nogi. - Wejdź, proszę. Taki gość... Gdybym wiedział wcześniej, zamówiłbym ciasteczka i kawę - dodał żartem. - Siadaj, proszę. Chcesz się czegoś napić?
- Daj spokój.- Uśmiechnęła się zamykając za sobą drzwi. - To był ciężki dzień dla nas wszystkich.- Skorzystała z zaproszenia i usiadła na brzegu łóżka. - Może być woda.
Pokoje wyposażone były niemal po spartańsku, ale o podstawowe potrzeby mieszkańców zadbano. Kit wyciągnął z niewielkiej lodóweczki butelkę wody gazowanej i podał ją Lili.
- Częstuj się - powiedział.
Van Erp upiła małego łyka.
- To był naprawdę ciężki dzień. Nie wolny od błędów. Moich błędów, które mogły zaważyć na życiu innych.
- Tak...? - Kit spojrzał na nią z zainteresowaniem. - Jakimiż to błędami obciążasz swoje sumienie?
- Zawsze są jakieś. - Odpowiedziała ogólnie. - Strata hummera, na przykład.
- Przesadzasz. - Kit machnął ręką. - Po pierwsze, hummer nie był nasz, po drugie, manewr był dobrze wykonany i zgodny z zapotrzebowaniem. Pomyśl, że ocaliliśmy trzy pojazdy z czterech. Poza tym... Lotnictwo rozwaliło w pył nasze pojazdy, więc sama widzisz, że jeden hummer mniej, jeden więcej, to i tak nie ma znaczenia.
- Ranna Jane i ty.- Lili podała drugi przykład.
- J.R. sama się napraszała - odparł. - Gdyby nie jechała sama na tym stalowym rumaku, to sytuacja wyglądałaby całkiem inaczej. A to była jej, nie do końca rozsądna, decyzja. Bo harley jej się spodobał... - dodał z ironią.
- Mogłam jej nie pozwolić na to. - Powiedziała z żalem. - Powinnam była przewidzieć, że będą jakieś utrudnienia.
- Serio? Nie pozwolić? - Kit z zainteresowaniem przyjrzał się Lili. - Pewnie dać w łeb, związać i zapakować do ciężarówki, na dodatek nafaszerowaną usypiaczami...
- Przestań. - Oburzyła się lekko. - Masz mi pomóc znaleźć słabe punkty, a nie linię obrony.
- Chcesz się stać jeszcze lepszą? - Kit spróbował odgadnąć motywy, jakimi w swych rozważaniach kierowała się Lili. - Uważam, że za bardzo się przejmujesz. Stawiliśmy czoło stworom, z jakimi ludzkość do tej pory spotykała się tylko w bajkach, filmach i grach video i wyszliśmy z tego zwycięsko mimo braku odpowiedniej broni i doświadczenia. Zastanów się lepiej, czy wspomnianych przez ciebie błędów można by uniknąć i co by się stało, gdybyśmy, na przykład, nie stracili tego hummera.
- Chcę uniknąć podobnych błędów w przyszłości. I muszę się przejmować. To ja muszę później napisać raporty.- Lili wypiła jeszcze łyk i bardzo żałowała, że to jednak nie jest nic mocniejszego.- Jak się w ogóle czujesz? - Zmieniła temat.- Powinnam była zapytać o to na początku.
- Silny, zwarty i gotowy - odparł Kit. - To było, prawdę mówiąc, tylko zadrapanie. Pancerz przejął większość siły ataku. Bywało gorzej. - Poruszył palcami, by udowodnić, że są w pełni sprawne, a potem przesunął dłonią po bliznach, stanowiących dowód wspomnianego "gorzej". - Ale uważam, że przy tym posterunku popełniłaś błąd...
- Bo nie pozwoliłam ci uganiać się za tymi kreaturami?- Lili uważnie śledziła ruch jego ręki, jakby dokładnie chciała się przekonać czy jest rzeczywiście zdrowa. A później przeniosła spojrzenie na oczy rozmówcy.
- Bo pozwoliłaś, by jakieś trupojady żarły ciała naszych żołnierzy - odparł. - Takie coś nie wpływa dobrze na żołnierzy.
- Jak i puszczenie ich bez rozpoznania w teren - odpowiedziała wyraźnie poruszona zarzutami.
Kit pokręcił głową.
- Mieliśmy zasięg, a w hummerach i ciężarówce byliśmy bezpieczni - odparł. - Wystarczyło kawałek odjechać i wystrzelać. Stracilibyśmy dwie, trzy minuty, a cały czas bylibyśmy w ruchu.
- Nie zamierzam się tłumaczyć z podjętych decyzji.- Powiedziała siląc się na spokój van Erp. Bo zarzuty Kita bardzo ją dotknęły.
- Nie wymagam od ciebie żadnych tłumaczeń, bo częściowo cię rozumiem - odparł. - Przedstawiam tylko punkt widzenia zwykłego śmiertelnika.
- To dobrze - powiedziała pojednawczo. - Bo to nie była łatwa decyzja.
- I nie ostatnia taks... - Słowa nie były wcale pocieszające, bo i nie miały takie być. - Z pewnością nie pocieszą cię słowa, że widziałem wielu dużo gorszych dowódców. - Spojrzał na Lili z lekkim uśmiechem.
- Przeżyłeś ich, to przeżyjesz i mnie z moimi niedociągnięciami.
- Przesadzasz z tymi niedociągnięciami. - Pokręcił głową. - Sprawuj się tak, jak do tej pory, to będzie dobrze - zapewnił.
-Dzięki.- Uśmiechnęła się. - A jako dowódcy muszę zapytać jak było na przesłuchaniu? Nie męczyli cię zbytnio?
- Poszedłem jako jeden z ostatnich, więc agent Whellers był już chyba trochę zmęczony tyloma podobnymi do siebie zeznaniami - odparł Kit. - Ja się zbytnio nie rozwodziłem nad szczegółami, a on zadał mi tylko parę dodatkowych pytań, szczególnie o tego potwora, co nam zniszczył limuzynę. Same drobiazgi.
- To dobrze. - Lili podniosła się. - Jutro będziemy już w bazie i będzie się można wyspać we własnym łóżku. Póki co, odpoczywaj. To rozkaz - dodała żartem.
- Tak jest, wasza wysokość - odparł podobnym tonem Kit, który również się podniósł. - Czy to dlatego już uciekasz?
- Po części - powiedziała idąc w kierunku drzwi. - A po części dlatego, że sama chcę się położyć. Do jutra, Kit.
- To skarb mieć takiego dowódcę - odpowiedział. - Słodkich snów, Lili.
- Obawiam się, że nie będą. - Wypowiedź była gorzka, a po niej sierżant van Erp opuściła gościnne progi Carsona, który przez moment jeszcze wpatrywał się w zamknięte drzwi. Jako że na rozterki Lili (w związku z nieobecnością tej ostatniej nic poradzić nie mógł), wykąpał się, a potem poszedł spać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-04-2019 o 20:57.
Kerm jest offline