Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2019, 22:07   #16
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację

Klaus zatrzymał się przy jednym ze straganów. Zapachy były takie kuszące. ślinka sama napłynęła do ust.
Zakupił zatem od prowadzącej go babuni ciepłe jeszcze pączki. Zarówno w lukrze jak i oblane czekoladą. Całą wielką papierową torbę pączków, pierników, ciasteczek i jeszcze czegoś tam.
Babunia uśmiechnęła się do niego serdecznie ukazując pojedynczy ząb w pomarszczonych dziąsłach. Nie omieszkała też owym zębem sprawdzić monety, jaką jej podał.
Podzielił się chętnie z Gabrielle, jak i z pozostałymi towarzyszami, jeśli podążyli z nim.
Dlaczego wybrał akurat tą przekupkę? Miała względnie czyste paznokcie, a wypieki podawała drewnianymi szczypczykami, a nie paluchami, które nie wiadomo gdzie przed chwilą były. Poza tym, pomagało jej dwoje dzieciaków. Ubranych dość biednie, ale widać było, że są zadbane, i spoglądają na babuszkę z miłością, i to nie tylko, gdy ta patrzy.

Zaimprowizowany rycerski turniej niezbyt interesował Klausa. Bardziej przyglądał się ludziom, w szczególności dyskretnie wypatrując kieszonkowców i drobnych złodziejów.
Jego jastrząb podążył za jednym z tych bardziej zdolnych chłopaczków. Klaus zapamiętał sobie ich kryjówkę. Może się przyda taka wiedza.
Wyglądało, że całkowicie pochłania go konsumowanie pączków, i już po kilku miał całe ręce jak i część twarzy klejącą się od lukru. Sprawiał wrażenie nieco nieporadnego i roztrzepanego.

Nieustannie obserwował też wiatry magii. Był ciekaw, czy któryś z kuglarzy używa prawdziwą magię, czy sztuczki jeno.

Ogry były intrygujące. Bardzo nawet. Klaus podszedł zatem do ich nadzorcy i wdał się w nim w rozmowę. Dłuższą, Klaus nie szczędził pochwał, był to przecież nie lada wyczyn okiełznać takie monstra.
Chciał wiedzieć ile trwało ich wytresowanie. Jak bardzo posłuszne są. A także, ile kosztują? Z kim musiał by rozmawiać, by sobie takiego sprawić? Mieć własnego ogra, to było by coś!
Po prawdzie, kłóciło się to nieco z jego zwykłym modus operandi... wolał nie rzucać się w oczy, pozostać w cieniu, tam gdzie nikt go nie dostrzegał. Z ogrem u boku, było by to niezmiernie kłopotliwe.
No ale miał by własnego ogra!

Potem obserwował mistrzyni bicza. Tutaj okazywał już więcej entuzjazmu, niż podczas oglądania zaimprowizowanego turnieju.
- Myślisz, że miał bym u niej szansę? - zapytał Gabrielle. Wyglądał przy tym jednak dość komicznie, z lukrem na brodzie, czekoladą w końcikach ust, okruchami na koszuli i lepkimi od cukru i tłuszczu dłońmi.
Gabrielle wiedziała jednak, że to tylko pozory.

Niestety, ciemnowłosa piękność z biczem zakończyła wreszcie występ i zniknęła gdzieś.
Następną atrakcją byli również wielbiciele biczów. Jednak nieco innej natury. Takiej bezmyślnej i cuchnącej...
biczownicy. Klaus ich nie cierpiał. Szczerze i dla zasady. Obszedł zatem szerokim łukiem.
Owszem bywali przydatni, gdy ich skierować w odpowiednim kierunku, Najlepiej prosto na szeregi heretyków czy demonów. jednak nienawidził ślepej, uporczywej wiary jaką się cechowali. I cuchnęli... Potwornie.


***

Okazało się, że będą potrzebowali trochę miedziaków by zorganizować sobie podróż inaczej, niż wytyczono im w ratuszu.
Jako pierwsze Klaus udał się do Ratusza, by poinformować o zmianie planów.
Argumentował podobnie jak przy stole argumentowali jego nowi towarzysze.
Nasuną, iż owszem, prowiant i inny przygotowany ekwipunek wezmą, i się jak najbardziej przyda, lecz opłata za najem łodzi lepiej się przysłuży, gdy zostanie wypłacona mu na rzecz zakupu lub wynajmu odpowiednich wierzchowców i wozów.

***

Wiedział jednak, że to nie wystarczy. Potrzebowali więcej pieniędzy.
Lecz dla kogoś z jego zdolnościami drobne kradzieże nie były problemem. A dzięki wzmożonemu ruchowi, istniało spore prawdopodobieństwo, iż nikt nawet się nie spostrzeże, że coś mu znikło.

Pewna brzydka starsza dama weszła do sklepu jubilerskiego. Ekspedient spojrzał w jej stronę, jednak wydawał się nie poświęcać jej najmniejszej uwagi.
Nie podszedł do niej, choć witał radośnie i prawie służalczo każdego innego wchodzącego klienta.
Kobieta odgarnęła kruche, siwe włosy z twarzy. Uśmiechnęła się bezzębnymi dziąsłami. Chwilę kręciła się po sklepie. Be szczelnie gapiąc się na biżuterię.
Sklepikarz ją ignorował. Zupełnie też nie zwracał uwagi, gdy kobieta weszła za ladę, przeszła koło niego i zaglądała pod blat jakby czegoś szukała.
Ruszył się dopiero, gdy inny klient poprosił go o coś. Również ów nowy przybyły młodzieniec nie zwracał zupełnie uwagi na stojącą za ladą kobietę.
Ta zaś przykucnęła i sięgał przez ciężkie stalowe drzwi sejfu do środka, zupełnie jakby gruba stal była jeno kłębami dymu. Następnie pakując całą swoją głowę, by się rozejrzeć w środku. Zabrzęczały monety. Kobieta nie była pazerna, wyciągnęła jedynie stosunkowo niewielką sumę.
Nikt nie pożegnał kobiety gdy wychodziła. Nikt jej nie gonił. Nikt nawet nie spojrzał, gdy drzwi zamknęły się za nią. Nikt nie śledził jej wzrokiem, gdy zniknęła w tłumie.

W niedługo potem, jakiś młody chłopak, z pierwszym chuderlawym zarostem wszedł do sklepu z bronią.
Przez chwilę oglądał kunsztowne noże i miecze. Lecz nikt na niego nie zwracał uwagi. Nikt go nie skarcił, gdy brał do rąk posrebrzane sztylety, ani gdy czyścił sobie nimi uszy czy wyciągał brud z pod paznokci.
Podobnie jak u jubilera, młodzieniec zniknął za ladą by sięgnąć po część utargu. Nawet wtedy, sklepikarz nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
W krótko później wyszedł, zupełnie nie wzbudzając zainteresowania nikogo. Nawet później, nikt nie był w stanie sobie przypomnieć młodzieńca, a nawet gdyby potrafił, nic by mu to nie dało.

Młodzieniec zniknął w ciemnym zaułku, zaraz koło świetnie prosperującej cukierni. Ach te zapachy. Musiał przyznać, że zrobił się nieco głodny. Znów.
Od przodu sklepu roiło się pełno ludzi. Kupowano lukrowane ciastka oraz cukrowe laski. Karmelowe klej mordki i pieczone jabłka w czekoladzie. A także i tuzin innych pyszności.
Młodzieniec zatrzymał się w zacienionej uliczce i przeszedł przez zamknięte drzwi do środka. Choć dla postronnych wyglądało by to, jakby otworzył sobie drzwi. Wyglądało by, gdyby ktokolwiek na niego patrzył.
Jastrząb unosił się nad uliczkami, skrupulatnie obserwując otoczenie swego pana, gotów go mentalnie ostrzec o wszelkim niebezpieczeństwie.
Młodzieniec przeszedł obok trudzących się cukierników, w pocie czoła przygotowujących kolejne smakołyki. Wziął nawet torebkę klej mordek nim zniknął w kantorku właściciela. Ciężki sejf nie stanowił żadnej przeszkody. Były tu fundusze na wypłaty, na zamówione kolejne dostawy surowców, a także umowy spółki.
Klaus odliczył jedynie małą sumkę. Podziękował nieświadomemu darczyńcy za jego wkład w obronę imperium i wyszedł tak samo jak wszedł. Zupełnie nie postrzeżenie.

Podobnie Klaus odwiedził jeszcze kilka innych sklepów. Krawców, jubilerów, złot mistrzów, kantory wymiany waluty, handlarzy końmi, zbrojmistrzów, piekarzy, aptekarzy, lekarzy, hurtownie żelaza, rzeźbiarzy i różnych innych.
Każdy oddał małą kwotę na wsparcie jego misji, przyczyniając się w ten sposób do obrony imperium i całej ludzkości.

**

Gdy już miał zebrane pieniądze udał się po kolei do wcześniej wypatrzonych handlarzy.
Owe oficjalne odwiedziny poprzedzone były nieoficjalnymi, pod inną postacią, podczas których to niepostrzeżenie nałożył drobne zaklęcia na przedmioty, które zamierzał zakupić.
I tak to muł wydawał się mieć lekko spróchniałe zęby, albo kulał nagle. Wóz miał pękniętą oś lub nadszarpnięte zawieszenie. Drobne, aczkolwiek ubliżające cenę rzeczy.
Nie chciał kupować dużych wozów, gdyż droga mogła być trudna. Dwukółki wydawały się tutaj dużo lepszym wyborem. Ustalił szybko z resztą ile będą potrzebować, by poruszać się w miarę wygodnie, i by móc transportować zapasy i sprzęt.


***

Klaus przechadzał się przez tłum, w jedynie sobie znanym celu i kierunku. Niewiele zwracał uwagi na tłumy dookoła czy krzykacza obwieszczającego coś.
- ... Alderyk Von Tannenberg! - przebiło się przez wrzawę. Klaus stanął i spojrzał w tamtym kierunku. Natychmiast w pełni skupiony.
Zbliżył się do krzykacza, by go wysłuchać. Nie mogło być.
Potem natychmiast ruszył w kierunku miejskiego więzienia. Nie mogło być. Von Tannenberg nie dał by się złapać byle komu. Pułapka? Zasłona dymna?

Szybko odnalazł kapitana straży i wypytał go skwapliwie. Musiał wiedzieć kiedy i kto pojmał Von Tannenberg. W jakich okolicznościach, pod jakim konkretnie zarzutem. A także, czy ktoś go odwiedzał, kto i kiedy.
A potem zamierzał samemu wybrać się z wizytą.

 
Ehran jest offline