Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2019, 12:28   #22
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Następnego dnia dochodziła godzina dwunasta, gdy spotkali się w piątkę pod siedzibą Megadonu.
Wojtek i Rychu w tych samych garniturach, które widziała niedawno w Poznaniu. Pani mecenas w szarej garsonce, do bólu nudnej i do bólu korporacyjnej. Ale skrojonej na miarę. Ruszyli windą na umówione spotkanie. Wojtek we windzie wyjął stalową papierośnicę, w której były jakieś tabletki.
- Weźcie proszę. To pomaga się wyciszyć. Pani nie musi, pani mecenas. W Pani wypadku wręcz wskazane, żeby przejmowała pani inicjatywę.

Żenia spojrzała na tabletki i na Wojtka.
- Myślę sobie, że w moim wypadku chyba lepiej żebym się powstrzymała.
Jeszcze tego brakowało. Ona się wyciszy a Bktho przejmie kontrolę. Super.
Zmora buszująca w zbożu.
Teksanska masakra pila mechaniczna
America’s got talent

To ledwie kilka z pierwszych myśli na nagłówki prasowe miejsca jatki.
- Jasne. Nie zmuszę cię do niczego. Ale uważaj. Jeżeli zorientują się kim jesteśmy, to będą chcieli to wykorzystać - podsumował Wojtek.
- Ja skorzystam - Maksim sięgnął po tabletkę i przełknął szybko.
Drzwi windy otworzyły się. Tym razem w recepcji była ruda kobieta. Rychu podszedł i przedstawił ich. Ochrona obserwowała ich uważnie. W końcu jeden z meżczyn podszedł do Sonii i powiedział:
- Czy mogę zaproponować zostawienie plecaka w szatni?
- Oczywiście, że może pan. - Sonia się uśmiechnęła słodko acz profesjonalnie. I nie zrobiła nic dalej.
Mięśniak niezrażony stał bez ruchu. Aż w końcu przemówił równie spokojnie.
- Jeśli pani tego nie zrobi, to będę musiał prosić o okazanie jego zawartości. Nie możemy ryzykować, że wnosi pani na spotkanie jakieś środki mogące rejestrować rozmowy, czy choćby broń.

“Że niby coś jak długie srebrne ostrze? Albo nie srebrne. No coś ty….”
‘Albo zmorę na ramieniu...”


Wojtek podszedł do dyskutujących i położył dłoń na ramieniu Żenii. Zamknął oczy i przytaknął ruchem głowy, a potem otworzył oczy i przemówił spokojnie.
- Agata ma wszystkie dokumenty. Myślę, że możesz zostawić plecak.

- No dobrze. - skapitulowała Żenia - Zaraz wrócę.
Uśmiechnęła się profesjonalnie i jakby nieco przepraszająco do wszystkich i ruszyła w kierunku szatni.
Nie musiała iść daleko. Plecak przejęła od niej urocza recepcjonistka, która dotykiem dłoni otworzyła jeden z paneli ściennych za nią odsłaniając szafkę. Odwiesiła plecak, po czym sięgnęła dziwny mały breloczek i przykładając go aktywowała zamek. Breloczek oddała Sonii, a gdy zamknęła panel to znów nic nie wskazywało, że szatnia jest ukryta na widoku. Jak się okazało technologia wspaniale zgrywała się z przepychem wnętrza. Ochroniarz podziękował grzecznie za współpracę.

“Z drugiej strony na pewno otworzyła się ściana i w labo ktoś właśnie robi sekcję naszym fetyszom”
Zmora postanowiła zagrać tę paranoidalną stronę dziewczyny.

“Ciekawe jakbyś ty panikowała w labo, gdyby to Ciebie poddawano sekcji?"
Odcięła się brunetka, która miała dość świeżo w pamięci i labo w Łodzi i samego Grzesia.
“Interesujący sposób na udowodnienie swojej przydatności.”

Blond Sonia poprawiła okulary na nosie i wróciła do grupki, ustawiając się w szeregu za Wojtkiem i Rychem.

Co ciekawe biura Megadonu miały wewnętrzna windę, którą cała grupa wraz z prowadzacym ich ochroniarzem wjechała dwa piętra wyżej. Tu zrobiło się ciaśniej. Niewielki korytarz i spore drzwi na jego końcu. Ochroniarz otworzył drzwi przed pochodem i wspólnie weszli do sali.

Sala konferencyjna była potężna. Z trzech stron było widać miasto przez okna sięgające od podłogi do sufitu. Na środku stał bardzo długi stolik z futurystycznie wyglądającymi krzesłami. Pod oknami stali różni ludzie. Na pozór różni. Jedni w długich płaszczach, inni w garniturach. Tylko dwie kobiety. Wszyscy mieli ten sam wojskowy dryg.

“Prywatna ochrona” szepnęła wprost do ucha zmora.
“Szyszki widocznie nie wierzą tym na dole.”

- To ja sobie tam stanę - powiedział cicho Maksim, który równie szybko zorientował się w sytuacji. Wprost do Wojtka i po chwili dodał: - szefie.
Kosiba kiwnął głową, a Maksim oddalił się zajmując miejsce obok dwóch facetów, którzy pod płaszczami skrywali jakieś kompozytowe zbroje przylegające do ciała.

Przy stole u szczytu siedział siwy mężczyzna. Obok niego krótko obcięta kobieta, której wiek mógł oscylować między 35 a 50 lat. Po jego lewej stronie siedziało dwóch mężczyzn. Jeden łysiejący ze zdecydowaną nadwagą. Drugi szpakowaty z orlim nosem. Ten się wyróżniał, bo był ubrany w kitel lekarski. Jakby chcąc podkreślić, że oderwano go od badań. To były szyszki Megadonu. Od kolejnych akcjonariuszy mieli z obu stron miejsca wolne. I dopiero po tej przerwie zaczynały się dwa ciekawe ewenementy. Siedzieli naprzeciw siebie. Jeden był tyłem do Żenii. Siedział na zmodyfikowanym wózku inwalidzkim i był łysy. Nie widziała jego twarzy. Naprzeciw niego siedział chyba najmłodszy z uczestników spotkania. Brunet z brodą. W jego oczach było coś sztucznego. W pierwszej chwili pomyślała o soczewkach, ale potem przyszło skojarzenie z Maksimem. Zwłaszcza, że przy łukach brwiowych miał ewidentnie na stałe jakieś elementy z tworzywa sztucznego. Jego twarz nie wyrażała niczego.

Dziwna blizna na czole i tatuaż też nic nie podpowiadały dziewczynie. Skojarzyły jedynie z efektami sci-fi gdzie bohaterom wymieniano twarze jak maski. Alternatywna trepenacja...

Później trzech mężczyzn w jednolitych stalowoszarych garniturach. Siedzieli za daleko od szyszek, żeby mieli znaczenie. Ekipie Wojtka przypadły miejsca dokładnie naprzeciw tamtej trójki.

Sonia zgodnie z prośbą Wojtka zajęła miejsce na szarym końcu by móc obserwować zebranych spod blond grzywki i okularów.

Niespecjalnie czuła się jak wśród szyszek. W zasadzie nie do końca też wiedziała jak powinna się czuć. Z jakiegoś powodu wszyscy zebrani tutaj wyglądali na mniej groźnych niż mówiła wyobraźnia dziewczyny. Zakładała, że przynajmniej część skrywa jakieś brudne chwyty.

Siwy na skraju stołu wstał.
- Cieszę się, że są już wszyscy. Pierwszy raz spotykamy się w takim gronie, tym bardziej przykro mi, że tak to wygląda. Pozwolę sobie dokonać krótkiej prezentacji. Ja nazywam się George Saret. Jestem dyrektorem finansowym Megadon. Pan John Maverick jest szefem naszego działu badawczo rozwojowego - wskazał na faceta w kitlu, a pan Mathew Blumental odpowiada za dywizję Cyberbiotech. Chciałbym też aby kilka słów powiedziała Pani Anna Duran. Jest globalną szefową ochrony. Myślę, że to istotne w kontekście ostatnich ataków terrorystycznych w Polsce na nasze placówki. Państwo reprezentują kluczowych udziałowców. Również dokonam krótkiej prezentacji.
Tym razem sięgnął po kartkę. Wskazał w pierwszej kolejności na inwalidę.
- Pan Dvalich Joachim, proszę o wybaczenie jeśli przekręciłem nazwisko - łysy tylko uniósł dłoń jakby w geście zachęcającym do dalszej prezentacji i bagatelizującym zawiłości językowe - reprezentuje firmę Monsanto i grupę Bayer. Pan Adam Wiliams - wywołany brunet wykonał delikatny ruch głową - reprezentuje Takeda Pharmaceuticals, które od niedawna należy do grupy Shinzou. Pan Mathias Gruber z grupy Johnson & Johnson oraz pan Wojciech Kosiba z grupy GSK.
W ostatnich dwóch przypadkach pokłonili się mężczyźni w centrum swoich grup.
Nikt nie zajął się prezentacją osób towarzyszących z grupy Wojtka, ani z J&J.

“O ile dobrze to rozumiem, to szefowa ochrony będzie opowiadać jak planują zabezpieczyć placówki przed wilkołakami? Powiedz, że to żart.”

„Nie mam pojęcia. Może dlatego siwemu jest przykro?” Rozmyślała Żenia. Kontynuowała dyskretną obserwację zastanawiając się jak czuje się Maksim. Ze słoika do wierchuszki. To dość szybki skok.

Obecność Żmija była w pomieszczeniu wręcz namacalna. Jego energia emanowała z filarów podtrzymujących sufit. Odbijała się od szyb. Pulsowała w zebranych ludziach niczym krew w żyłach. Najmocniej w kobiecie od ochrony. W kilku ochroniarzach też. Mocno również czuła Żmija w blondynie naprzeciwko. Z cichej delegacji J&J.

Wtedy wypaliła Agata Zalewska. Nienaganną angielszczyzną z wyraźnymi brytyjskim naleciałościami przedstawiła wniosek o wystąpienie GSK z grupy Megadon. Powoływała się przy tym na umowę z 1993 jaką obie firmy podpisały. Wynikało z niej, że posiadając pakiet kontrolny GSK i co najmniej 20% wszystkich akcji grupy Megadon możliwe jest wydzielenie ponownie niezależnej spółki.

Każdy siedzący przy stole otrzymał od pani adwokat kopie stosownych dokumentów. Teraz siedzieli w milczeniu i zapoznawali się z treścią roszczeń GSK.

Adam Wiliams przebiegł wzrokiem po każdym dokumencie, ale nie zajęło mu to więcej niż dziesięć sekund. Po tym odsunął się i oparł wygodnie o krzesło. Nie miał żadnej ochrony. On i ludzie z J&J.

„Ile ma duchów? Jakieś pająki wzorca? Tamten chyba wilczek. Ta pani z ochrony chyba też” żenia konsultowała ze zmorą „ silniejsi niż my albo Maksim?”

Żenia siedziała niemal nieruchomo, czekając na reakcję pozostałych. Ciekawa była jsk każdej z nich.

Z przedstawiciela Shinzou nie szło niczego wyczytać. Był bez wyrazu. Za to Zmora była nim wyraźnie zaniepokojona.
„On jest bardziej nieludzki niż ja. Nie wiem czym jest, ale czuję, że może być bardzo kłopotliwy. Jest jakby sam był pająkiem wzorca… ale po tej stronie zasłony. Nie spotkałam niczego takiego.”

Facet z J&J przekazał dokumenty swoim poplecznikom i mierzył wzrokiem Wojtka.
- Czyli uciekacie z płonącego okrętu - podsumował tylko, po czym przecząco pokiwał głową. - To właśnie teraz powinniśmy się jak najbardziej wspierać chcąc wyjść z tego cało i minimalizując straty.

Twardy biznesmen. Finansista. Grał. Chciał podpuścić Wojtka. Wiedział dobrze, że wycofanie GSK z grupy finansowej Megadon jest genialnym ruchem. Ale nie mógł tego przyznać. Nie publicznie. Najpierw musiał porozmawiać z własnymi prawnikami. Jeden studiował umowę. Drugi, ten podejrzany o wilkołactwo, studiował ich.

„Łysy! Z nim coś jest nie tak. Nie umiem go rozczytać. I jego ochrony też nie. Mam niejasne uczucie, że on wie o mnie.”


“Wie o tym, że jesteś? Czy o tym, jak się nazywasz? Bo to dość istotna różnica, moja droga duszko.”
“Nie wiem” -
ton głosu był zasmucony, jakby sprawiła zawód Żenii.

Sonia wiedziała więc o jakiejś czwórce wilkołaków, niebezpiecznym inwalidzie i ludzkim pająku wzorca. W zasadzie nie wiedziała nic.

W końcu prezes do spraw finansów skończył czytać umowę.
- To przykre. Stoimy u progu przełomu. Przygotowujemy ogólnoświatowe terapie genowe. I właśnie teraz chcecie się wycofać? Zdajecie sobie sprawę, że to wyłączy was z naszych odkryć? Wiecie zapewne o dywizji DNA, która dokonuje przełomów na polu poszukiwania nowych ulepszeń dla wojska? I to wszystko z powodu dwóch ataków terrorystycznych? Myślałem, że jesteście twardsi.

- Saret, twardość nie ma nic do rzeczy. To w Polsce mieliście placówki DNA. Dlaczego nikogo z DNA nie ma na spotkaniu? - odciął się Wojtek, którego próba wyprowadzenia z równowagi nie poruszyła w najmniejszym stopniu.
- Ja posiadam wszelkie informacje na temat działalności DNA. Są dywizja naukową, dlatego w stu procentach są pod moją jurysdykcją. - Obruszył się facet w kitlu.
- W takim razie panie Maverick proszę o przybliżenie zebranym projektu ZU-010. Sprawozdanie finansowe pokazuje, że projekt pochłonął 17,6 milionów dolarów. A potem proszę, żeby pani Duran powiedziała dlaczego obiekt w którego badanie i rozwój zainwestowano pieniądze nas wszystkich zaginął? I jak zamierzacie go znaleźć. Bo łatwo zarzucić innym, że nie są dość twardzi, ale wy nadszarpnęliście nasze zaufanie. Ponosimy koszty, z których nie byliście należycie rozliczani, a w końcowym rozrachunku okazuje się, że nie potraficie zadbać o nasz interes. Możemy to rozegrać na dwa sposoby Saret. Albo podpisujecie porozumienie i wychodzimy z grupy na warunkach, które masz w umowie, albo w niej zostajemy, wy przedkładacie wszelkie informacje o tajnych projektach DNA, a potem rozwiązujemy zarząd i powołujemy nowy.

Duran zacisnęła mocno dłoń na wiecznym piórze. Maverick zacisnął zęby. Blumental zdawał się być spokojny. Saret w końcu odpowiedział.
- GSK nie może powziąć takiej decyzji posiadając ledwie dwadzieścia procent udziałów.
- 24,58% panie Saret - wtrąciła Agata - w tym 3% akcji prestiżowych dających prawo do uczestnictw w walnym posiedzeniu zarządu i przyznającym 14,5% głosów. Co daje nam blisko jedną trzecią głosów na walnym posiedzeniu inwestorów i 52% wartość głosów w kwestii kapitału wprowadzonego przez GSK jako wydzielony podmiot zależny.
Agata przeszła do ofensywy rzucając kolejnymi prawniczymi terminami. Widać było, że imponowała łysemu. Ekipa J&J pozwalała w jawny sposób czytać z siebie emocje. Popierali inicjatywę Kosiby i myśleli jak ugrać jak najwięcej dla siebie. Wiliams pozostawał niewzruszony.
“Jak jakiś pieprzony robot.”
W końcu Agata przekazała kolejny komplet dokumentów. I zakończyła tyradę.
- Jak widać, Megadon nie posiada instrumentów prawnych pozwalających na zatrzymanie GSK wewnątrz grupy kapitałowej. Mogą próbować nas państwo zachęcić. Albo mogą państwo rozplanować nowy budżet uszczuplony o 45 miliardów dolarów. I tutaj pojawia się pytanie do pozostałych udziałowców: czy uważają państwo, że wasze interesy są dobrze chronione? Czy jesteście przekonani, że zarząd Megadonu reprezentowany przez tutaj zebranych zrobił wszystko co w jego mocy w celu minimalizowania strat? Czy informacje jakie otrzymujecie od zarządu wyczerpują waszą ciekawość w kwestii chronienia inwestycji?*

“J&J nie są za bardzo zaangażowani w ten cały burdel, co?”
“A GSK było? Myślę, że gdy do nich dotarło co i jak, to postanowili opchnąć akcje Wojtkowi za bezcen. Ci tutaj pewnie liczyli na odrobienie strat.”
“Ciekawe… Shunzi przysłało cyborga?”
“Albo robota, nie wiemy jak rozwiniętą technologię mają”
“Ta laska od ochrony. Ciekawe, czy ma coś wspólnego z Mikem? Może konkurencja?”
“A może z jednej watahy. Ciekawe jak w ludzkiej formie wyglądałaby ta Setus”
“Łysy pod wrażeniem prawniczki. Ciekawe czemu. To chyba nie pierwsza prawniczka jaką spotkał nie?”
“A może jest pod wrażeniem zagrania z wyjściem z Megadonu?” “A może w ogóle gra?”
“Ma jakieś wszczepy?”
“Przeceniasz mnie. Ale zapytaj Wojtka. Wydaje się, że Dragana wzrokiem na części rozebrał” “Dziwne, że kibluje na wózku. Myślisz, że to pic na wodę?”
“Może być. A może jego ochrona załatwia wszystko”


Myśli Sonii i zmory mieszały się ze sobą do tego stopnia, że w pewnej chwili dziewczyna sama przestała się orientować, czy pomysły są jej czy towarzyszki.

Duran w tym czasie kliknęła coś przy uchu, coś wyszeptała i obserwowała wyświetlacz tableta. W końcu wstała, żeby zabrać głos.

- Obiekt ZU 010 został zlokalizowany dwa dni temu i spodziewamy się go odzyskać w przeciągu kilku godzin. Jest to szczyt osiągnięć w zakresie bojowego usprawnienia żołnierza. Dzięki badaniom nad genami wilków jesteśmy w stanie połączyć doskonałe wszczepy z genem lojalności watahy. Pomyślcie o zyskach jakie przyniesie sprzedaż tej technologii do różnych armii. W tej chwili szkolenie komandosa trwa dwa do pięciu lat i pochłania od 2 do 8 milionów dolarów. My dzięki sukcesowi projektu ZU możemy dostarczać ich w kilka miesięcy za jakieś 15 milionów. Jednak wyniki testów sprawnościowych biją na głowę współczesne jednostki SEALs czy Specnaz.

Mówiła z dużą pewnością siebie. Jak były wojskowy. Wcześniej zweryfikowała te informacje. Kłamała tylko, jeżeli sama została okłamana i w owe kłamstwa wierzyła.

“Ciekawe czy znaleźli Maksima tak jak go stracili czy tak samo jako wdrożą już za chwilę lojalność watahy. I ciekawe czy spełni się twoja przepowiednia o walce o życie.”
Żenia posmutniała co nieco i westchnęła pod nosem.

Po chwili z sufitu wysunął się ekran, na którym przedstawiono krótką prezentację i fragmenty filmów.
Dragan ubrany w obcisły czarny strój i kominiarkę rozbrajał kolejnych żołnierzy w lesie.
Duran opisywała przebieg eksperymentu, gdzie celem było schwytanie oficera we wnętrzu obozu pilnowanym przez Marines.

Rzeczywiście, na nagranym fragmencie kolejni żołnierze padali ogłuszeni, a Dragan parł do przodu ukrywając się w cieniu kolejnych zabudowań.

“Szaman jak w mordę strzelił”

“ W moim śnie wyglądał jeszcze lepiej”
Żenia przekrzywiła nieco głowę obserwując scenkę. Próbowała przekładać to co widziała na raport Maksima o znikającej zakapturzonej lasce. Laska też cybor albo robot z jakimiś układami maskowania?

Łysy miał ręce złożone w piramidkę. Na ekranie właśnie pokazywano jak Maksim w otwartej walce obezwładniał i rozbrajał sześciu mężczyzn z kijami do kendo.

- Jak rozumiem przygotowują państwo zasadzkę, w której bez problemu obezwładnicie wasz obiekt, tak? - mówił z wielką powagą, co dowodziło jego poczucia humoru. Sceny które pokazywały nagrania wyraźnie wskazywały na możliwe trudności.
- Panie Dvalich, proszę nie zapominać, że projekt ZU uruchomiono 4 lata temu. W tej chwili nasi agenci ochrony są wyposażeni lepiej niż on i przeszkoleni lepiej niż on.

- Zanim będziemy kontynuować rozmowę o mitycznych zyskach, proszę powiedzieć jaki nakład finansowy i ludzki przeznaczony jest do przejęcia obiektu ZU obecnie? - Żenia zapytała cichutko i jakby nieśmiało poprawiając oszczędnym ruchem okulary na nosie. Nakierowywała rozmowę z powrotem na potencjalne koszty i możliwe straty. Spojrzała też na Wojtka jakby przepraszając za wtrącenie.

Duran zmierzyła ją wzrokiem. Otworzyła coś w tablecie. Nie okazała zniecierpliwienia.

- Około 750 tysięcy dolarów. Mniej jeśli nie będzie komplikacji. Ocena ryzyka wskazuje, że 400 tysięcy powinno okazać się wystarczające, ale działamy z myślą o minimalizacji dalszych strat.

“Z lekka przesrane, nie? Ile kosztuje czołg?”
“Nie pamiętam”


- Rozumiem. A inne projekty? Czy pozostałe obiekty są do odzyskania? - wtrącił Wojtek.
- Niestety, część z nich straciliśmy nieodwracalnie. Stąd decyzja o przeniesieniu części badań do placówek w Afryce. Tam przygotowaliśmy już dużo lepiej funkcjonujące autonomiczne systemy ochrony - odparła Duran.

Żenia uniosła lekko brew i znowu spojrzała na Wojtka. Szykowała się wyprawa do Afryki?
Poprawiła się na krześle jakby wycofując się z dyskusji. Nadal skanowała tłumek.

- Myślę, że GSK nie jest potrzebne w naszych planach rozwojowych - powiedział “robot” niezwykle miłym głosem. Chciało się go słuchać. Chciało się mu wierzyć. Był hipnotyzujący. Nie sposób było się mu przeciwstawić.
- Shinzou pokryje różnice w finansowaniu. Nie potrzebujemy wąskiego gardła, które będzie blokować postęp w imię tymczasowych zysków.

Na sali nastąpiło poruszenie. Deklaracja jaka padła w imieniu japońskiego koncernu zmieniała układ sił. Była swoistym pokazaniem Wojtkowi gdzie jest miejsce GSK.

- Chciałbym możliwie szybko zobaczyć w naszym gronie pana Zettlera i omówić postępy DNA w kwestii GLS -
dodał w stronę prowadzącego spotkanie Sareta.

Z nazwiskiem Zettlera przyszła fala gniewu. Wspomnienie Grzesia umierającego na rękach Sonii. Dziewczyna czuła jak zalewa ją szał, który chciał rozerwać jej żyły. Czuła, że nadchodziła możliwość zakończenia tego. Zaczęła szybciej oddychać. Poczuła jak serce bije jej szybciej. Dostrzegła spojrzenie Wojtka. Czuła, jak jej wewnętrzna wadera chce wyjść na powierzchnię.

„Zettler. Shintzui.”
Połączenia w głowie Żenii rozbłysły.
„Może on też jakaś abominacja?”

Siła woli powstrzymała się od zerkania na Wiliamsa.

Saret chwilę oceniał sytuację.

- Proszę się nie wahać podpisać umowy. Ma pan moje słowo, że Shinzou pokryje wszelkie zapotrzebowania budżetowe wynikające z wyłączenia GSK z planów finansowych.
Wstał. Był ubrany w dość ciekawy sposób. Elegancki płaszcz był wyjątkowo cienki. Tak, jakby sprawował jedynie funkcję ozdobną. Zwisał on do jego kolan, a jego lewą połę ozdabiał złoty smok.
- Myślę, że możemy zamknąć dzisiejsze spotkanie i umówić ponowne, z mniejszym gronem akcjonariuszy. I z głową badań w DNA.

- Panie Wiliams, zapewniam pana, że jako przełożony doktora Zettlera mogę…
- Maverick, ty już nic nie znaczysz -
przedstawiciel Shinzou uciął wywód wstającego mężczyzny w kitlu. - Chyba nie sądziliście, że któreś z was zostanie w zarządzie? Każdy dostanie korporacyjną emeryturę i nie zobaczymy się więcej.

Wszystko to powiedział w taki sposób, że członkowie zarządu zaczęli się do siebie uśmiechać.

“Dobrym dyplomatą jest ten, kto powie “wypierdalaj” a jego rozmówca aż cieszy się na myśl o nadchodzącej podróży”
„To nie był dyplomata. To był środkowy palec jednej korpo drugiej korpo. A oni za chwile znikną. Za dużo wiedzą. Trzeba by zgarnąć Mavericka by dorwać Zettlera. Reszta niech się wybija.”


Wiliams ułożył dłoń płasko na brzuchu przytrzymując płaszcz i ruszył do wyjścia. W sposobie jego poruszania też było coś niesamowitego. Aura władczości. Szedł wprost do wyjścia.

Tymczasem Saret podpisał dokumenty i przekazał je Agacie. Spotkanie skończyło się. Wojtek miał swoją część Pentexu… bez Pentexu.

Sonia i Maksim dowiedzieli się o polowaniu, jakie “w ciągu kilku godzin dobiegnie końca”.

A Rychu? Rychu był cichym obserwatorem, który teraz już oficjalnie miał być prezesem spółki wycenianej na 45 miliardów dolarów.

***


Po wyjściu z budynku Pentexu ruszyli do tej samej knajpy w której dzień wcześniej Maksim informował o ogonie. Teraz mieli kilka ustaleń do zrobienia.
Po pierwsze Rychu oficjalnie zatrudnił Żenię w charakterze konsultanta HR. Załatwił też kwestię zaliczki, która miała pozwolić jej spłacić zadłużenie u ludzi Kojota.

Maksim nerwowo zerkał na zegarek. Pentex go znalazł, gdy przybył do stanów. Ekipa, która go ściga prawdopodobnie była przerzucana z Europy, stąd ich opóźnienie. Spodziewał się ataku w każdej chwili.

Żenia zadzwoniła do Zosi informując ją o konieczności zerwania umowy z Shinzou. Na posiedzeniu dowiedzieli się wiele. Mieli też potężny majątek. A jednak nadal nie wiedziała jak dopaść Zettlera. Buzowała w niej złość na samo wspomnienie.

Wojtek rozwiązał inny problem. Kobieta w kapturze okazała się Tubylcem Neta. Wilkołaczką, która działa na terenie Waszyngtonu. Rychu zwrócił uwagę Żenii i Maksimowi, że muszą szanować kwestie litanii i okazywać respekt plemionom gospodarzy. Cudem uniknęli rozlewu krwi.

Zjedli i rozstali się. Sonia i Maksim mieli wrócić tak jak przybyli. Choćby z powodu braku dokumentów. Jednak nie wyszli z restauracji. Weszli do toalety, gdzie używając lustra przeskoczyli do Umbry. Tam przeczekali do rana. O wschodzie słońca kradli kolejną łódź, którą tym razem mieli podróżować w przeciwnym kierunku.

Przeskok czasu, który dał im dodatkowy dzień w USA teraz odebrał go im już w Polsce. W czasie gdy wrócili do mieszkania Czarnego sensacją okazał się pełnomorski jacht, który pojawił się na środku jeziora Malta.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline