Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2019, 14:09   #24
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Od razu poczuła, że coś jest nie tak.

- Cóż, zdaje się, że nie wyszedłem z wprawy - powiedział.
Faktycznie, przeskoczyli w ułamku sekundy na drugą stronę. Tymczasem świat wokół wyglądał strasznie. Wszystko wyglądało ponuro. Jakby ktoś na cały świat nałożył filtr typu sepia.

- Hmmm … to chyba nie powinno tak wyglądać… - Żenia podrapała się lekko po policzku i z podziwem pogładziła ramię Maksima - Jakby ktoś posypał piaskiem.
Brunetka odruchowo urosła i spojrzała po sobie.
Czarna masa poruszała się po jej ciele w pierwszej chwili formując kształty przywodzące na myśl tatuaże maorysów. Dopiero po chwili zlała się przyjmując kształt ubrania. Ale tym razem formowała się w coś zupełnie innego niż sadomasochistyczne wdzianko. Tym razem przybierała formę zbroi. Dłoń zwyczajowo już rozpłynęła się w splecione pięć macek, a pod obojczykiem zamrugało żółte oko.

“Idzie po nas”

- Taa… coś zabiło wszystkie duchy w okolicy - powiedział Maksim.
- To dlatego tak źle to wygląda. Wątpię, żeby szczury przeskoczyły za nami.

- No… coś się zbliża…

“Co idzie po nas? Hakaken?”
Jakoś dziwnie radoście zabrzmiało to pytanie w myślach Wrony. Czy już oszalała?

- Dziwne, że Inkwizycja nic z tym nie robi. Jakieś egzorcyzmy czy cuś…
Spojrzał na nią zaskoczony.
- Widzisz, gdyby ktoś mnie zapytał, to powiedziałbym, że właśnie Inkwizycja z tym coś zrobiła.

Na ulicy pojawił się opar podobny do porannej mgły. A na tym oparze unosiła się sylwetka w czarnym kapturze.

“Już tu jest”

“Dzięki, Sherlocku.” skwitowała ironicznie Sonia.
- To jakaś zmora? Czy jakiś święty gończy?
- Ja mu w dowód nie zajrzę. - Maksim rozprostował kark i zaczął się zmieniać.Powoli robił się wyższy, a jego mięśnie pęczniały.

- Chyba nie ma dowodu. Mało fotogeniczny typ.

Dziewczyna wciągnęła powietrze. Zastanawiała się co to za nowy cusiek i czy jest przypadkiem żmijowego pochodzenia. Byłaby to pewnego rodzaju ironia losu.

“Zjemy go?” Pytanie zabrzmiało bardzo nieśmiało. Wilkołaczka poczuła, że Zmora się boi. Jej własna Zmora. Ta sama, która pożerała Żarptaki w Caernie Słońca. Ta, która ma zabić Hakakena.

“Nie wiem. Wolałabym najpierw pogadać. Poznać się nieco bliżej. Nie lubię przechodzić do rękodzieła na randkach w ciemno.”

Postąpiła krok do przodu i faktycznie pochyliła lekko głowę w ukłonie.
Skoro strażnik na chmurce to może św. Piotr?
Maksim złapał ją mocno i cisnął, tak, że ledwie zorientowała się co się stało. Jej ciało odbiło się od bruku, a w miejscu w którym stała ogromny sierp rozłupał drogę. Dobre maniery prawie kosztowały ją głowę.

“To chyba wina smrodku”
Sonia zebrała się otrzepując i rozejrzała po okolicy.
Strażnik zazwyczaj czegoś pilnował.
Pytanie czego pilnował w Umbrze.
Rozglądała się nerwowo szukając jakiejkolwiek podpowiedzi. Tymczasem szpony Maksima już ruszyły do tańca. Postać miała jakieś pięć metrów wysokości i Sonia była pewna, że urosła chwilę po tym jak ich spotkał. Duch nie trafił go ani pierwszym, ani drugim atakiem. Ale dobra passa nie mogła trwać długo. Wtedy Dragan rozwinął skrzydła i wzleciał. Grał na czas, choć przeciwnik wydawał się nie do pokonania.

„Czym można ubić ducha? Wyssać z niego energię? Jak?”

Sonia rozważała sięgnięcia po skażony dar ale odrzuciła tę myśl. Nie było sensu pchać się w przegraną walkę. Ciekawe czy strażnik miał jakiś system łączności i wczesnego powiadamiania kogoś po ludzkiej stronie. Krzyknęła na Maksima. Lepiej zrobić odwrót. *

Krzyk zaowocował odwróceniem kaptura w jej stronę. Istota natychmiast ruszyła wprost na nią. Dzieliło ich może kilkadziesiąt metrów, ale cóż to znaczyło dla pięciometrowego siepacza.

Dziewczyna „schowała się” odskakując w ciemność.

Był dzień. Po obu stronach zasłony. Choć po tej był on co najmniej dziwny. Bestia wpadła w ciemność siła rozpędu. Wymierzyła kilka ciosów. Mając kilkumetrowe ramiona niespecjalnie przejmowała się tym, że nie widziała swojego celu.

Zmora jęknęła, gdy ostrze minęło dziewczynę o włos.

Żenia odskoczyła by wydostać się z ciemnego bloku i ruszyć biegiem ku zabudowaniom starówki.
Przechodzac na druga stronę wolalała mieć jakieś schronienie.

Uciekała ile sił w nogach. I wtedy usłyszała huk. Odwróciła się chcąc zobaczyć co się stało.

“O kurwa”

Zmora w przeciwieństwie do Żenii znalazła słowa podsumowujące to co zobaczyła. Z nieba wprost na zakapturzoną istotę spadł Maksymilian Dragan Bondar. Złoty. Kolor otoczenia i światło słońca odbijające się w łusce podkreślało to jak bardzo złoty był Złoty. W formie ogromnego smoka, z wielkimi błoniastymi skrzydłami spadł na zakapturzonego. Atakował z zaciekłością i furią. Przygniatał szponami do ziemi, a pyskiem rozszarpywał plecy bestii. Bestii, która teraz była nieco mniejsza niż on sam.

Dziewczyna zmieniła formę w crinos i rzuciła warkot lwie do zmory:

„Zbieraj kuper i do roboty!”
“Aj aj kapitanie”

Przemiana w Crino przebiegła niemal w ułamku sekundy. Jednak Crinos dziewczyny nadal nie miał lewej łapy. Zamiast tego posiadała wydłużone pięć macek, które splotły się w coś przypominającego ogromy szpon.*

Wrona doskoczyła tam gdzie nie zakrywał postaci Maksim i cięła szponem i pazurami. Po to tylko by wgryźć się kłami.

„Noooo?!!! Chciałaś jeść?”

Szpony rozszarpały tkaninę szaty. Choć pod nią nie było ciała, to dziewczyna czuła jak “rani” ducha. I już miała go ukąsić, gdy sierp ciął ją głęboko od lewego uda w poprzek ciała. Siła ciosu była porażająca. Dziewczyna aż się oderwała od ziemi i upadła. Zobaczyła jedynie jak po chwili z jeszcze większą siła ciało maksima jest ciskane w jeden z budynków.

Krwawiła. Ale nie czuła bólu. Smok zaś otrzepywał z siebie skrawki budynku. Stali teraz naprzeciw siebie, a po środku wielka postać z sierpami. Obracała się cały czas szykując się na kolejny atak.

“Żyjesz?”
Spytała Zmory z troską.
„Jaki duch dostosowuje wielkość i siłę do przeciwnika?”
“Nie mam pojęcia co to jest. Powinien być zmasakrowany, a jednak sobie tam stoi i tańczy z sierpami czekając na nas. Nie wiem czy kolejne ataki mają sens.”

Jakby ją usłyszał Maks, który nagle szturmował wprost na ducha. Ten szykując się do ataku skrzyżował ostrza przed sobą, obracając się plecami do dziewczyny.

“Włóż w to cały gniew, proszę. Jeżeli teraz się nie uda, to pewnie tutaj zginiemy”

„Lubisz dramatyzować”
Żenia ruszyła niemal na równi z Draganem. Sięgnąć po pokłady gniewu było tak prosto. Był w niej. Na wyciągnięcie palców. Mimo braku wspomnień. Czy z nimi za pasem. Ona była gniewem. W pierwszym odruchu chciała atakować by uniknąć ostrzy. Potem zmieniła taktykę. Ostrzy trzeba było się pozbyć. Odciąć czy odgryźć czy też odpalić?

Duch był szybki. Prawą dłonią poprowadził atak wprost na szyję Złotego Smoka. Rozdarł łuskę. Lewą dłonią zasłonił się z tyłu, jakby szósty zmysł podpowiadał mu z której strony cios wyprowadzi wilkołaczka. To było perfekcyjne. Pewnie setka atakujących go wojowników padłaby z wrażenia przed taką obroną. A jednak, Dragan nic sobie nie robił z sierpa w szyi, a wilkołaczka ze szponami zmory właśnie na to czekała. Smok zatopił kły w klatce piersiowej demona, a druga ręka z sierpem została oderwana. Cichy chichot rozległ się w głowie Sonii, gdy kawałek rękawa wraz z sierpem odbił się z brzękiem od bruku. Ona dopiero zaczynała dzieło zniszczenia.
Sonia czuła rosnący szał. Skok adrenaliny. Instynkt wrzeszczał by dobić ducha. Teraz.
A może to był głos zmory?

Posłuchała tym razem. Zatopiła kły w nierzeczywistym bycie.

Z jednej strony czuła jak pochłania esencję ducha. Z drugiej jej ciałem miotały ciosy, jakie z wyprowadzał Maksim w eteryczne ciało. Czuła jak esencja wlewa się w jej Zmorę. I czuła coś nowego. Ogień. Czuła jak coś pali jej żyły od środka.

Nie było w tym ekstazy, jak przy Żarptaku. Był za to ból. W głowie rozległ się krzyk Zmory.

I nagle wszystko ucichło. Leżała na kamiennych kocich łbach, jakimi był wybrukowany rynek. Obok stał Maksim. Choć stał, to złe słowo. Słaniał się na nogach. Walka go wyczerpała.

- Chodź, musimy uciekać. On się odrodził niedaleko stąd. Będzie tu za chwilę.

Złoty Smok zniknął. Znów mówił do niej jej chłopak. Ciągnął ją delikatnie za rękę. Jakby nie miał siły. Ciągnął w stronę jednej z uliczek.

Tymczasem na drugim końcu pojawiła się mgła. Taka sama, jak ta na której przypłynął cień.

Dziewczyna rozejrzała sie po swoim ciele badawczo. Zbroja ze Zmory rozpadała się. Nadal okrywała jej ciało, ale nie przypominała metalu. Raczej przepalony papier. Rozwiewała się z każdym krokiem. I wtedy poczuła to znowu. Delikatny ruch w żołądku. Nieporównywalnie słabszy niż za pierwszym razem. Zaczynali się rozmywać. Zaczynali przechodzić do rzeczywistości. Zdecydowanie za wolno.
Na obłoku z mgły zbliżał się czarny zakapturzony demon, który na swych ramionach opierał dwa sierpy. Wyglądał jak nowonarodzony, bez choćby jednego śladu walki.

Żenia podparła Dragana. Nie zmieniła formy po przebytej walce.
Pociągnęła ku najbliższemu budynkowi aby zyskać na czasie.

Wbiegła do środka chyląc się mocno. Forma bojowa niemal dusiła się w ciasnym korytarzu. Ale dziewczyna była niezmordowana. Maksim w przeciwieństwie do niej praktycznie nie odniósł ran, ale był zmęczony. Nieludzko zmęczony. Druga runda walki nie wchodziła w grę.

Duch zmalał do rozmiaru człowieka i szedł niezmordowania po śladach czarnej wilkolaczki.

“Bkhto? Jesteś?”
Dopytywała zmory choć podskórnie wiedziała, że zmora była poważnie ranna lub unicestwiona.

Żenia miała wrażenie bycia poza swoim ciałem. Była tu i teraz ale czuła się jakby obserwowała siebie z oddali.

- Maksim, Bkhto, przeniosę nas do piekła.

W głowie odezwał się jęk. Zmora żyła, ale była gdzieś na skraju postrzegania.
- Mała Ukrainko - Maksim zatrzymał się nagle, jakby przypomniał sobie o czymś ważnym.
- Jutro jest pełnia. Czarny przygotował rytuał oczyszczenia. Nie zdążymy na niego wrócić z Malfeasu.

W głowie wilkołaczki zmora jęknęła jeszcze głośniej. Nadal nie była przekonana do rytuału oczyszczenia.

- Nawet jeśli stąd wyjdziemy to są małe szanse, że zdążymy na niego. Pentex, szczury. Pamiętasz?

Ciągnęła Maksa do przodu.
- I serio, możesz mi mówić po imieniu albo co. Byle bez pieseczków i dzióbasków.

Położył dłoń na jej brzuchu. Poczuła jak jej ciało napełnia przyjemne ciepło. Rany się zasklepiły. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że ciągnął się za nimi pas krwi.
- Czy możesz mnie już nie ciągnąć? To ty jesteś tutaj ranna, nie ja - Maksim pierwszy raz przeciwstawił się woli dziewczyny.
- Zanim zabierzesz nas do Malfeasu, to i tak musimy wyskoczyć. Inaczej możemy utknąć między światami. A żeby wyskoczyć musimy przeżyć.

“Jegho… jegho… imię… musisz… posnaś….” Bkhto sapała w jej głowie.

Ich radosną rozmowę przerwała rozrywana sierpem ściana, z której posypał się kurz. Fakt, że ścigająca ich istota poprostu poruszała się w ich strone napawał przerażeniem. Robiła to z konsekwencją buldożera. Powoli, ale cały czas.

- Maksim, jak poznać imię ducha? - Żenia odskoczyła mimo wszystko ciągnąć Dragana za sobą. tym razem z dłonią w jego dłoni.
Dragan podrapał się po głowie, po czym ruszył biegiem za nią.
- Nie wiem. Ale mogę się dowiedzieć. Tylko daj mi kilka chwil.

- Jasne. Ile tylko potrzebujesz. - mruknęła wilkołaczka rozglądając się za kolejną drogą ucieczki - Jeden szaman, wrzasnął imię zmory i rozkaz by została i ona go posłuchała. Nie wiem czy to coś też tak się zachowa.

- A nie możesz tego szamana jakoś zapytać jak to zrobił? - zapytał skręcając za dziewczyną w wąską uliczkę za budynkiem. Biegli na ślepo.

“a mófiłam szeby go sjeść…”

Wypadli na szeroką ulicę. Do kolejnych zabudowań musieli pokonać cztery pasy na otwartej przestrzeni. Na szczęście duch nie atakował ich z dystansu.

- Nie mogę. Zabiłam go. - stwierdziła dziewczyna - i nie pozwoliłam zmorze go zeżreć.

Żenia obejrzała się przez ramię.
- Dasz radę biec? - spytała Smoka obrzucając i jego spojrzeniem.

Dragan puścił się biegiem wyprzedzając dziewczynę.

- Potrzebuję kilku minut. Może kilkunastu. Myślę, że coś bym znalazł. Choć jeśli będziesz mieć wybór, to nie zabijaj szamanów z takimi przydatnymi zdolnościami.

- Leć. Ja odwrócę jego uwagę. Spotkamy się w tamtym budynku. - Żenia wskazała jedno z zabudowań po drugiej stronie.
Nie traciła czasu na tłumaczenie, że to szaman nie chciał z nią gadać tylko zerwać z niej skórę.

Duch wychynął na ulicę na swoim obłoku z mgły, który rozlewał się wkoło. W pełnym słońcu nie wyglądał tak niebezpiecznie.

Dragan zniknął w wejściu do budynku. Najwyraźniej musiał nieco pomedytować.

Z jakiego powodu Sonia pomyślała o wielkim kleivie jaki oddała Czarnemu. Przydałby się teraz jak znalazł.

“Mogę…. Mogę spróbować… daj mi gnozę, proszę”

Żenia była całkowicie zdrowa. Ale Zmora cierpiała bardzo.*

“Bierz, Bktho”
Wilkołaczka nie wiedziała jak ma oddać pozostałe, wątlutkie zapasy gnozy Zmorze. Połączenie ze światem duchów przychodziło wolno a wytracało się przeraźliwie szybko. Pchnęła siłę duchową do Nahajki.

Po jej skórze zaczęła pełzać czarna masa. Przelewała się przez palce i tworzyła spory kształt w prawej dłoni. Cień i płynna czarna masa formowały ostrze. Wielkie, choć zaskakująco lekkie. Idealnie wyważone.

Duch wyprowadził atak z góry, a ostrze prowadzone odruchem sparowało cios bez najmniejszego problemu.

Sonia mimo, że nie była mistrzem szermierki doceniała poświęcenie zmory, która z jakiegoś powodu znała całą gamę broni pomimo własnej formy amnezji.
“To ty wybrałaś formę… ja się tylko dostosowałam” odpowiedziała zdając się słyszeć myśli wilkołaczki.

Wrona zamierzała utrzymać ducha z dala od Dragana jak długo się da. Walka wielkim, trzymetrowym ostrzem przypomniała jej wydarzenia z Samsonem. Lekkie ruchy pozbawiające życia Zapalniczkę.
Uderzenia tak by trzymać z dala cholerne sierpy, defensywa i odskoki by w końcu doprawić smoczym zionięciem i zasnuć ducha zielonymi oparami i odciąć go od mglistej chmurki. Może to była bateria?

Dziewczynę zaskoczyło to z jaką lekkością operowała bronią. Większy zasięg był bardzo przydatny. Gdy zaczęła wirować z rozpędzonym ostrzem duch miał potężne problemy ze zbliżeniem się. Jednak mgła przemieszczała się wraz z nim. W pewnym momencie obydwoje stali we mgle już po kolana. On walczył o skrócenie dystansu. Sierpy miały to do siebie, że przy udanym sparowaniu dość łatwo mogły zaklinować miecz. Ale samo sparowanie ciosu sierpem już tak łatwe nie było gdy wilkołaczka wkładała w niego spora siłę. Wiedziała, że kontra niespecjalnie miała szanse powodzenia, ale w końcu zionęła ogniem. W umbrze stożek płomienia był chyba ze cztery razy większy niż po drugiej stronie zasłony. Jednak duch zdawał się nie przejąć płomieniem. Dość szybko przygasł na wielkim luźnym płaszczu. Dziewczyna czuła jak traci siły. Kolejne uskoki były wolniejsze. Wirujące sztylety wręcz przeciwnie. W końcu w którymś z piruetów demon wbił jedno z ostrzy na wysokość nerek dziewczyny. Jęknęła gdy wydarł go z ogromną siłą. Ruszyła do kontrataku wyprowadzając szerokie ciosy z góry i z boku. A duch omijał ostrze skracając dystans. Oberwał kilka razy, ale nie robiło to na nim wrażenia.

Żenia odbiła się by zwiększyć dystans i móc wezwać cieniste macki. Pamiętała, że pomogły jej ze Skórownikiem. Nie była pewna czy poradzą cokolwiek przy duchu. Chodziło jednak o przeżycie i utrzymanie ducha z dala od Maksima. Sięgała po wszystkie chwyty dostępne w jej arsenale.

Zmora dała jej szansę. Przy kolejnym sparowaniu z ostrza wystrzeliła czarna macka, która owinęła się wokół sierpa. Żenia wykonała obrót niczym w tańcu obracajac swoje ostrze nad głową. Wyrwany sztylet poleciał daleko ciśnięty cienista macką. I wtedy był najlepszy moment, żeby wezwać cienie.

Trzy cieniste macki pojawiły się niemal natychmiast. Dziewczyna czuła, że musi jeszcze tylko naprowadzić je na cel, koncentrowała się na tym i…
Poczuła jak drugi z sierpów wbił się w jej ramię tuż przy obojczyku. Ból przeszył jej ciało. Gdy wrzasnęła, macki owinęły się wokół płaszcza i targnęły go w tył. Ciągnięty sztylet wyłamał obojczyk wilkołaczki. Łzy bólu napłynęły jej do oczu..

“Już” rozległo się prawie niesłyszalne w jej uszach. Opadła na kolano, a miecz posłużył jako doskonała podpora. Gdzieś tam, przed nią sierp rozcinał cieniste macki.

Maks wyszedł z budynku i mówił coś dziwnym językiem. Jakby pozbawionym samogłosek.

Bestia rozcięła wszystkie z macek. Potem wzniosła dłoń a odrzucony sierp przyfrunął wprost w nią. Potwór skrzyżował ostrza na piersiach i wpatrywał się swoją zakapturzoną głową w Maksima. Szaman był nagi odkąd przeskoczyli do umbry. Teraz było widać, że na jego bladym ciele perli się pot. Szedł w stronę rannej wilkołaczki, a bestia odprowadzała go wzrokiem.

Położył dłoń na jej ramieniu. Znowu poczuła jak przepełnia ją jakieś ciepło. Przyklepał jej rozerwany obojczyk, a skóra napięła się ponownie na ranie.

- Pozwolił nam odejść, ale poszukajmy jakiegoś lepszego miejsca.

Zaczynała rozumieć o co mu chodzi. Już widziała cienie samochodów, które stały w korku w godzinach szczytu. Pojawienie się dwójki nagusów w centrum miasta nie pozostałoby bez echa.


Ich ciała zmaterializowały się w ciemnej uliczce. Żenia miała ze sobą jedynie plecaczek wypchany fetyszami. Chwilowo posłużył jej za osłonę jej nagości.

- Masakra jakaś - powiedział wyczerpany Bondar. - To jest zły moment, żeby naganiać Pentex na szczurołaki.

Żenia z jednej strony się zgadzała z oceną partnera. Z drugiej była jakaś dziwnie zadowolona.
- Musimy się stąd wynieść. - stwierdziła odkrywczo ugodowym tonem - Wiesz, że jesteś piękny?
Dodała lekkim tonem rozglądając się i wygrzebując zmianę ciuchów dla siebie. - Ale następnym razem dorzucimy tutaj zestaw ciuchów dla Ciebie też.

Pokiwał głową.
- W zasadzie zastanawiam się, dlaczego pomogłem ci wskoczyć do tej umbry.
- Bo lubisz wyzwania? - spytała Żenia szczerząc się bezczelnie. Starała się być urocza.

Trzy minuty później wchodzili już do zaparkowanego przy drodze auta dostawczego. Mieli sporo szczęścia, bo wóz na czas wypakowywania mebli został otwarty i z kluczykami w stacyjce. Ktoś nad nimi czuwał, bo kolejna walka o auto, czy choćby natkniecie się na Pentex mogło okazać się zabójcze.

Problem z tak spektakularną kradzieżą był fakt, że policja zostanie powiadomiona natychmiast. Ale mieli kilka minut na rozwiązanie tej sprawy. Albo na wyjazd z miasta.

Ruszyli byle dalej z miasta. Wrona zdecydowanie unikała wszelkich dróg, pozwalających na namierzanie cyfrowe.
I kolejny raz mieli więcej szczęścia niż można było się spodziewać. Na jednej z dróg wylotowych stał radiowóz z rutynową kontrolą. Z pewnością już dostali informację o skradzionym busie. A jednak byli zbyt zajęci kontrolą trzeźwości, żeby przeszkodzić w planach wilkołaczki i szklanego smoka.
Kierowała się raczej ku mniejszym wioskom i miasteczkom, by stamtąd zabrać i kolejno porzucać kolejne pojazdy pozwalające im na oddalenie się od Torunia. Kierowała się w stronę Tucholi i okolicznych wiosek ukrytych w lasach i między mniejszymi jeziorami. Zalew Koronowski i leżące wokół niego ośrodki kempingowe wyglądały jak potencjalnie dobre miejscówki na przyczajenie się.
Gdy ogarnęła tymczasowe lokum z widokiem na jezioro, ciuchy dla Maksima, jedzenie i picie zajęła się też internetem. Ciekawa była czy w mediach coś się pojawiło w związku z Toruniem. Jedynym newsem była fotka z monitoringu z nagim zadkiem Maksima i informacja o kradzieży auta przez grupę nudystów.
 
corax jest offline