Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2019, 18:36   #95
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
There is an excitement about having nightmares.

― Betsey Johnson


Val złapał za klamkę, po czym oboje przekroczyli próg. Powitała ich ciemność, a Nana szybko pojęła, że jej nowy znajomy wcale nie żartował odnośnie tego pomysłu trzymania się za rękę. Chociaż mniej wskazywałby na to brak oświetlenia, a bardziej nagły brak podłoża pod stopami. Zaczęli spadać, jednak proces ten zdawał się Halaku wypaczony, niezgodny z prawami grawitacji. Kto bowiem słyszał o spadaniu w górę, tudzież na bok, przez ciemności swoją konsystencją przywodzące na myśl smołę? Val jednak uspokoił dziewczynę skinieniem głowy, sugerując, że - mimo iż świat wywrócił się na drugą stronę - wszystko jest w porządku. Dwójka aniołów wypadła z mroku nagle. Żadne z nich nie zdążyłoby zapewne odzyskać równowagi, gdyby nie fotele, które zamortyzowały ich upadek. Uderzenie o mebel było... łagodniejsze niż można by wstępnie przypuszczać - pęd, który nabudowali w mroku sugerował raczej, że petenci Eshata roztrzaskają się o podłoże jak nadgniłe owoce. Tak się jednak nie stało. Miast tego, oczom Nany ukazał się gabinet - kolisty, na obrzeżach zapełniony książkami. Po chwili dziewczyna zreflektowała się, stwierdzając, że pomieszczeniu bliżej było do sali bibliotecznej - głównie z powodu rozmiarów i ogromnego dębowego stołu ulokowanego po środku. Przy którym ona także się znalazła, zaraz obok Valeriusa. Na drugim końcu zamordowanego drzewa siedział jakiś młody chłopiec. Wyglądał, co by nie powiedzieć, kuriozalnie, jakby urwał się ze szkolnego przedstawienia. Miał na sobie granatową... togę? Sutannę? Strój mnicha? Pomarszczenie i zużycie ubioru, w połączeniu z odległością i pozycją noszącego, czyniły dokładną identyfikację kłopotliwą. Na stole obok młodzika stało kwadratowe, drewniane pudło. Skrzynka? Nie. Jakaś dziwna hybryda szkatułki i szkolnej teczki. Sam dzieciak był pogrążony głęboko w lekturze... o czym świadczyło rytmiczne kopanie w jedną ze stołowych odnóg. Czy to właśnie był Eshat?


Nana spojrzała niepewnie na swojego rudego towarzysza. Shateiel szybko podpowiedział jej, że tak jak i on nie miał żadnego wpływu na ciało, w którym wyląduje, tak i nie miały go zapewne inne upadłe anioły. Chłopiec równie dobrze mógł być samym Lucyferem. Szalejąca w głowie dyskusja uspokoiła się i spojrzenie zarówno gospodarza jak i Halaku skupiło się na niewielkim dziecku. Obserwujący czekali na jakąś reakcję.

Była zakonnica może i nie miała rozeznania, co do okolicznych realiów, ale jedno spojrzenie na facjatę ognistego anioła zdradziło, że... on też nie. Przynajmniej nie do końca. Zdziwiona mimika, jaka malowała się na twarzy Vala, zdradzała, że on też widzi młodzika na oczy po raz pierwszy. O oczach mówiąc... Nana mimowolnie potarła swoje. Częściowo dlatego, że zaczynały ją swędzieć jakby ktoś podrażnił je cebulą, a po części dlatego, że nie mogła wyzbyć się wrażenia, iż chłopca otacza jakaś delikatna, złota łuna. Jakby ochronny filtr.
- Ta sekcja natomiast poświęcona jest pracom o tematyce mitologicznej i baśniowej.
- Ale super, nigdy nie byłam w tak wielkiej bibliotece!

Dwa głosy przerwały rozważania Nany. Jeden basowy, dorosły, prawie że mechaniczny, drugi należący do jakiegoś podekscytowanego dziecka. Zza grupy regałów wyłoniły się kolejne sylwetki. Pierwsza należała do małej dziewczynki o błękitnej kapotce i czarnych włosach. Druga mierzyła dobre dwa metry i sięgała głową ponad najwyższą partię regału. Mężczyzna trzymał dziewuszkę za rękę i zdawał się ją oprowadzać. Widząc kolosa w złocie i bieli, Valerius głośno odetchnął. Jego gęba zatraciła na niepewności.
- *To* jest Eshat - wskazał bezczelnie paluchem na rosłego mężczyznę, który właśnie pomagał małej mieszaninie czerni i błękitu wyciągnąć jakieś tomiszcze z regału.
- Yhym… - Shateiel przyglądał się wyrośniętej postaci niepewnie. Coś w tym wszystkim było nie tak. Wzrok Halaku przesunął się po towarzyszących Eshatowi dzieciach. Kim były? Wyznawcy? Raczej przyszli… Uczniowie? Kto wie, może szkolił sobie proroków. Shateiel, jeszcze raz przetarł obolałe oczy, starając się przy okazji dojrzeć jaką książkę miał chłopiec.
- Eh, słuchaj... czy Ty też widzisz dziwne migotanie wokół tych bachorów? - mruknął konspiracyjnie Valerius badając sytuację. Dobrze, zdradzało to przynajmniej, że oczy anioła śmierci funkcjonowały jak należy. A jeśli chodziło o zagadkowy efekt, to obejmował on także oprowadzaną dziewoję. Annunak szturchnął Halaku kolanem.
- Brak języka w gębie uznaję za “tak”. Jako żeś nieobeznany w temacie, to chyba powinienem zdradzić, że takie migawki często świadczą o użyciu iluzji...
Shateiel nie odrywał wzroku od rosłej sylwetki.
- To bolesne i irytujące - powiedział na głos, wywołując rozpacz tkwiącej w jego głowie Nany. - Pytanie czy potrzebne?
- Mogę tylko zgadywać, czym te knyftle są, toteż się nie wypowiem. Ale wiedz, że istnieją na tym świecie cholerstwa, dla których mydlenie innym oczu jest naturalnym mechanizmem ochronnym. Takie typki mogą mieć kontrolę nad swoją czapką niewidką, ale wcale nie muszą. Często nie potrafią jej wyłączyć. Albo ciężko im to przychodzi, a gra bywa niewarta świeczki. A co do oczu, to nie przejmuj się. Szybko się przyzwyczaisz - dodał pocieszająco rudy anioł. Kiedy Nana wróciła wzrokiem do chłopięcej książki, zauważyła wybite na okładce złote litery i minimalistyczny rysunek przedstawiający jakieś czworonożne stworzenie. Ze skrzydłami i przerośniętym ogonem.

- I rozumiem, że mamy tak siedzieć i patrzeć jak edukuje młodsze pokolenie?- Nana aż jęknęła w głowie Shateiela i obrzuciła go falą uwag, dlaczego nie wypada tak mówić, gdy gospodarz może go słyszeć. Eshat, szczęśliwie, nie usłyszał ciętego komentarza, ale za to chłopiec w zramolałych szatach scenicznego magika spojrzał na nich zza okładki. Strzelając szeroki uśmiech, w którym brakowało dwóch zębów, zamknął knigę z głuchym “łups” i pomachał dwójce aniołów na przywitanie. Nie przestając ochoczo wachlować powietrza, zaczął dreptać w ich stronę i, mimo (pozornej?) odległości, prawie od razu znalazł się przy Nanie. Mała dłoń wystrzeliła z pozszywanego, przerośniętego rękawa i zatrzymała się na wysokości nosa siedzącej. No tak. Chciał się przywitać.
- Cześć! Jesteście kolegami pana Eshata?! - to zachrypiał, to zaskrzeczał. Nieco zbyt głośno jak na normalne pomieszczenie, a zdecydowanie za głośno na bibliotekę. Był w tym jednak pozytyw - Shateiel i Valerius nie musieli dłużej czekać, aż gospodarz zwróci na nich uwagę. Eshat zorientował się, że ma nowych gości i natychmiast ruszył im na spotkanie. Czasami dzieci faktycznie posiadały najlepsze rozwiązania.
 
Highlander jest offline