Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2019, 15:51   #142
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Nie możesz obawiać się snów. Albo siebie. Kto zna cię lepiej, niż ty sam. Nie jesteś złą osobą, tylko bardzo zranioną. To nie czyni cię potworem - powiedziała Kira, a Misha kiwnął głową
- Też uważam, że jesteś dobrą osobą - dodał od siebie
- Ale gangsterem jak robisz kilka min - dodał zaraz, żeby Kirill już nie był dotknięty tym tematem. Ich walizki już jeździły po rampie. Wystarczyło je ściągnąć i ruszyć w stronę hali głównej, ku wyjściu, a stamtąd na postój taksówek. Jeszcze chwilę i odetchnie w pełni swoim Sankt Petersburgiem.
- Jak jest się kimś takim, jak ja, czy tak właściwie również ty, Kira, to jak najbardziej należy obawiać się snów. Często niosą z sobą nieco więcej, niż tylko bezsensowne wizje. To właśnie dzięki nim poznałem adres twojej pracy, już ci o tym mówiłem - mruknął. - A co do ran… Jeżeli weźmiesz piękną, dojrzałą brzoskwinię i wbijesz w nią nóż, to wciąż będzie to dobry, pyszny owoc. Ale z czasem zacznie szerzyć się na niej pleśń, zaczynając od strony rany. Źli ludzie często nie rodzą się źli. To rzeczy, których doświadczyli… i to, w jaki sposób zostali zranieni, psuje ich i zmienia w złe osoby. To nie usprawiedliwia ich zachowania, ale je wyjaśnia - dodał. - A czasami niektórzy są potworami tylko dlatego, bo mogą. Nawet jeśli mieli szczęśliwe życie. O tych też nie zapominajmy - mruknął.
Chwycił swoją walizkę oraz torbę Rasputinów. Była ciężka, ale już trochę przyzwyczaił się do jej wagi. Ruszyli w stronę postoju taksówek.
- Ja wezmę twoją - powiedział zaraz Misha, biorąc od Kirilla jego walizkę. Miała kołka i chłopiec mógł ją spokojnie ciągnąć za sobą. Kira pozostawała uważna. Oboje rozglądali się po lotnisku. Było dużo większe niż to w Krasnojarsku. Nawet o tak wczesnej porze jak szósta rano było tu sporo ludzi. Ruszyli przez główną halę w stronę wyjścia. Petersburg powoli budził się do codziennego życia. Kilka taksówek stało w wyznaczonej na nie strefie. Nieco dalej zatrzymywały się autobusy na przystanku. Było też sporo aut na pobliskim parkingu. Kaverin miał dużo opcji wyboru transportu do O’Hooligans. Powietrze w Petersburgu zdawało mu się bardziej znajome. Mimo całego niepokoju, czuł się tu bardziej stabilnie. Każdy kolejny krok po znajomym chodniku koił jego skołatane po śnie nerwy.
Nawet nieco uśmiechnął się.
- Przepraszam za mój wybuch - rzucił krótko. - Mam wrażenie, że naprawdę jesteśmy niewolnikami naszych emocji.
Czuł się trochę jak kukiełka. Miał przywiązane do kończyn nitki, którymi szarpały najróżniejsze uczucia. Smutek, radość, miłość, nienawiść… Nie miał wpływu na to, co tkwiło w jego sercu. Natomiast to w dużej mierze sterowało jego akcjami. W rezultacie czasami odnosił wrażenie, że wszystkie jego akcje są dziełem przypadku i tak naprawdę nie ma nad niczym kontroli. Pewnie trochę przesadzał i nadmiernie dramatyzował, jednak sądził, że było w tym więcej niż tylko ziarno prawdy.
- Poczekajcie chwilę. Chcę do kogoś zadzwonić, zanim wsiądziemy - rzekł.
Wyciągnął telefon i wykręcił numer Isidora.
Podniósł głowę i spojrzał na niebo. Nawet ono było jakby inne. I to w sumie nie zdawało się aż tak zaskakujące. Dystans pomiędzy Irkuckiem i Petersburgiem wynosił cztery i pół tysiące kilometrów. Równie dobrze mogli znaleźć się na innym kontynencie, choć tak właściwie nadal przebywali w Rosji. Czasami ciężko było mu uwierzyć, jak wielkie jest to państwo. Teraz znajdował się przy Europie i cieszył się z tego. Irkuck znajdował się na samym końcu świata. Tam było blisko tylko do Mongolii, a Kaverin nie czuł się zbytnio związany z tym państwem.
Chwilę to potrwało, zapewne ze względu na ‘bezbożną porę’, jakby to ujął Isidor, o jakiej Kirill postanowił do niego zadzwonić, w końcu jednak w słuchawce rozległ się znajomy głos właściciela i barmana O’Hooligans
- Halo… Trzecia wojna światowa, że dzwonisz do mnie o tej godzinie? - zapytał, trochę zachrypniętym głosem od zaspania. Najwyraźniej odpoczywał i Kaverin mu w tym przerwał. Odchrząknął i rozbudził się nieco.
- Cześć, Isidor, tutaj Kirill - przedstawił się Rosjanin. - Żadna wojna światowa, jedynie drobne, codzienne rzeczy. Jak na przykład ratowanie dobrych ludzi przed moim bratem psychopatą. I tutaj ty również możesz się wykazać - dodał. - Chcę wynająć na stałe pokój nad O’Hooligans. Ten mój - wyjaśnił.
Doszedł do wniosku, że tak właściwie nie ma sensu stać jak kołek przed lotniskiem, więc ruszył w stronę taksówki. Dał znak rodzeństwu, aby za nim podążyli.
W telefonie rozległo się milczenie
- Rany, Kirill, czy ja wyglądam jak jakiś Czerwony Krzyż? Ale dobra… I tak jedyna osoba, ktora ostatnio korzysta z tego pokoju to Noel, więc… Więc dobra. Rób co chcesz. Zbieraj kotki z ulicy, walcz z psychopatami… Przynajmniej będzie ciekawie. Obecnie nie ma mnie w lokalu, jestem u siebie. Będę popołudniu. Za to młody coś tam napomknął, że się ugości, to żebyś nie był zaskoczony, jak na siebie wpadniecie - ostrzegł go Isidor i ziewnął
- Potem dogadamy resztę, klucz do baru masz. Teraz nie myślę. Na razie - pożegnał go przyjaciel i rozłączył się. Rasputinowie szli za Kirillem do pierwszej wolnej taksówki. Mężczyzna wysiadł i spojrzał na całą trójkę
- Dzień dobry, dzień dobry. Proszę… - wskazał drzwi pasażera Mishy i Kirze. Chłopiec postawił walizkę koło Kirilla, przy bagażniku taksówki i poprowadził siostrę do środka. Tymczasem taksówkarz otworzył bagażnik z kluczyka i pomógł Kaverinowi wsadzić do środka bagaże. Zamknął bagażnik i ruszył do auta.
Gdy wszyscy wsiedli, odpalił urządzenie z licznikiem, a potem gps
- Jaki adres? - zapytał.
- Ulica Sadovaya - odpowiedział Kirill. - Dzień dobry - przywitał się i usiadł po stronie kierowcy.
Naprawdę był w dobrym nastroju. Wszystko zmierzało we właściwym kierunku. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze niecałą godzinę temu płakał jak małe dziecko. Rozglądał się dookoła, chłonąc znajome widoki. Wtem doszedł do wniosku, że pewnie już nigdy nie wróci do Irkucka. Nie żeby jego rodzicom zrobiło się z tego powodu smutno. Szkoda mu było tylko chatki w Listwiance. Pięć metrów za wychodkiem zakopał głęboko w ziemi walizkę z dwoma milionami rubli. Pewnie będzie musiał ją kiedyś odzyskać.
- Jak podoba się wam Petersburg? - spojrzał na tylne siedzenie i siedzące tam rodzeństwo. Jechali od portu lotniczego Petersburg-Pułkowo prosto na północ. Przemierzą całkiem dużą część miasta, około dwadzieścia kilometrów. Wnet przypomniał sobie, że Kira jest przecież niewidoma. Musiał o tym pamiętać, bo tego typu pytania na pewno były w złym guście.
Misha był przyklejony do szyby. Rozglądał się, jakby łowił wszystko dookoła
- Wygląda na duży. I ma dużo kolorów… - stwierdził chłopiec. Kira tylko uśmiechnął się lekko. No oczywiście, że nie mogła na to pytanie odpowiedzieć Kaverinowi
- Chętnie go poznam, gdy nas po nim oprowadzisz - powiedziała. Najwyraźniej chciała go sobie obejrzeć w słowach i wizjach istotek, które podróżowały za mieszkańcami miasta. Kierowca zerknął na Kaverina
- Jak mi się zdaje, to pan to tutejszy, ale państwo to już nie? Petersburg to ciekawe, bardzo stare miasto. Warte poświęcenia mu czasu. I moim zdaniem lepsze niż Moskwa. Tam to zawsze jest, za przeproszeniem polityczny burdel, przepraszam za wyrażenie - stwierdził i prowadził. Misha co jakiś czas opowiadał Kirze na głos co ciekawego zauważył. A to jakiś pomnik, a to jakiś targ ustrojony świątecznie… A to dorożkę, czy budynek w ciekawym kształcie… Kira słuchała i wyglądała na zadowoloną ze szczęścia brata.
Około pół godziny później dotarli na miejsce. Ulica, na której znajdowało się O’Hooligans była dość opustoszała, pewnie ze względu na wczesną porę. W lokalu były zasunięte pancerne rolety. W mieszkaniu na piętrze również i nie przebijało się żadne światło. Albo Noel spał, albo go nie było…
- To będzie czterdzieści rubli - powiedział kierowca.
Kirill zapłacił, po czym opuścił samochód, aby odebrać bagaże z tyłu samochodu.
- Chodźcie - polecił rodzeństwu. Ruszył w stronę znajomego baru. Zdobił go ogromny napis w limonkowym, neonowym kolorze. Był paskudny, ale Kirillowi dobrze kojarzył się i dlatego lubił go.
- O’Hoo… Hooligans? - przeczytał Misha. Najwyraźniej w szkole miał lekcje angielskiego, odczytał litery powoli i uważnie. Zerknął na Kirilla, a potem na Kirę. Ta pogłaskała go po głowie.
- Pokażę wam wasze nowe mieszkanie - rzekł, stojąc przed drzwiami. Otworzył jedną z przegródek swojej walizki, aby wyjąć z niej klucze. Zaczął otwierać zamek. - Kiedy przyjdzie mój przyjaciel, poproszę go o fałszywe papiery dla was - dodał. - Akty urodzenia, dowód osobisty dla Kiry… To naprawdę będzie dla was nowe życie. Do czasu, aż Kira zacznie pracować i pewnie znowu się przeprowadzicie. Myślę jednak, że już teraz przyda wam się zmiana tożsamości. Możecie pomyśleć o nowym nazwisku - dodał. - Byle nie Stalin lub Putin.
- Ha… Ha… Zabawne - rzuciła blondynka. Nie trwało długo, gdy weszli do środka. Główna sala baru była pusta. Stoły poustawiane przy ścianach miały ponakładane krzesła na blaty. światła za barem były wyłączone. Wejście na schody na górę było po prawej
- Tu są często jakieś zabawy? - zapytał Misha rozglądając się po lokalu, gdy ruszyli w stronę przejścia na schody na piętro. Na górze były pojedyncze drzwi, prowadzące do mieszkania. Kiedy dostali się na samą górę… Do uszu wszystkich dotarł stłumiony dźwięk muzyki…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=uJ_1HMAGb4k[/media]

- Są - odpowiedział Kirill. - A za tymi drzwiami… nieco rzadziej, ale jakie płomienne - mruknął. Kira obróciła głowę w jego stronę, ale nie skomentowała. Ciekawiło ją, co dokładnie miał na mysli.
Wszedł do środka, niosąc walizki.
- Noel, jeżeli jesteś nagi, to weź coś na siebie - rzekł, rozglądając się po głównym pomieszczeniu i kuchni. To przywoływało wspomnienia. Aż dziwnie było wchodzić tu z inną kobietą. Ale pierwszy raz przekroczył tę granicę, zabierając Kirę do białego pokoju. Być może Kaverin miał całkiem skrystalizowane metody postępowania z kobietami, na których mu zależało.
- Cooo? Po cooo? A nie miałeś siedzieć na zadupiu? Chwilaaa… - Noel zdawał się… Pijany? Może, ale bardziej chyba rozleniwiony i zaspany. Na blacie w kuchni leżały dwa pudełka po pizzy. Jedno puste, a drugie w połowie pełne. Na fotelu leżał plecak, należący do młodego Dahla… Tymczasem jego spodnie leżały na kanapie w salonie. Z sypialni rozległ się hałas podnoszenia z łóżka, a potem szelest ubierania. Chwilę później Noel w samych bokserkach wychylił się z pomieszczenia. Najpierw spojrzał na Kaverina, a potem na Mishę i na Kirę. Na tę ostatnią wybałuszył oczy. Potrząsnął głową i przetarł twarz
- O ja cię nie mogę… Czy to już Gwiazdka? - wypalił i schował się w pokoju. Wrócił po chwili w czarnym podkoszulku.
- Dzień dobry… Fajnie… To twoi jacyś krewni? Nie no… - informacje nie zgadzały się w mózgu chłopaka, gdy ruszył do kanapy i dosłownie wskoczył w spodnie, bo gdy dopinał rozporek to poskakał dwa razy na palcach, jakby chciał naraz za jednym ruchem ułożyć materiał i genitalia w bokserkach. Kira nie wytrzymała i parsknęła
- Miło cię poznać Noel… Jestem Kira, a to mój młodszy brat Misha. Będziemy tu teraz mieszkać - powiedziała przedstawiając mu się. Czarnowłosy przyjrzał jej się, a potem Kaverinowi. Wskazał go palcem, potem ją, potem znów jego
- Ty… Mówiłeś im o mnie? Ty mówiłeś z kimś o kimś? - brzmiał jakby ładowała się w nim jakaś niewyżyta ekscytacja i co najmniej ojcowska duma.
- Niby o kim - Kirill lekko uśmiechnął się i podszedł do Noela. Podniósł rękę i zmierzwił mu i tak niepoczesane włosy. - O tobie? Pewnie, że mówiłem o tobie. O kim miałbym mówić, jak nie o tobie - rzekł, po czym ruszył w stronę jednego z pudełek pizzy. Chwycił zimny kawałek i odgryzł dość duży kęs. - W tym roku zrobimy taką prawdziwą Wigilię, Noel. W czwórkę - dodał. Noel wyglądał, jakby szczęka miała mu zaraz opaść i poturlać się po podłodze.
- Chyba że masz jakieś inne świąteczne plany? Potrzebowalibyśmy kogoś do wybrania choinki… - zawiesił głos. Mówił kompletnie poważnie, jak gdyby omawiał plany jakiejś skomplikowanej operacji w terenie.
- O… O choinka… - rzucił krótko, na co Misha zaśmiał się. Zdawało się, że Noel wywarł na nim dobre wrażenie. Może to i lepiej, że tak wyszło i że poznali go w jego ‘lepszym’ nastroju.
- Myślę, że mógłbyś zająć się tym z tym młodym dżentelmenem - wskazał palcem brata Kiry. - Misha, przy okazji nauczysz Noela manier. Mi się nie udało, ale taki uprzejmy chłopak, jak ty, na pewno da sobie z tym radę.
- Tak jest! - rzucił Misha
- Ej, młody… Po czyjej stronie ty stajesz! Mówię ci. Pokażę ci takie super rzeczy, że odechce ci się być grzecznym - rzucił, ale widząc minę Kaverina, podniósł ręce w geście ‘Nie strzelać’
- Żartuję, żartuję… Tymczasem Kaverin kontynuował.
- A ja i Kira pójdziemy kupować różne ozdoby i tego typu rzeczy. Prawda? - spojrzał na kobietę. Blondynka kiwnęła głową i uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Przy okazji, gdzie ty teraz mieszkasz, Noel?
- Poczekaj, trawię wizję ciebie na zakupach z zajebistą blondynką o imieniu Kira… Ok, już… A więc mieszkam, no dziś tu. Zazwyczaj u siebie w Moskwie, ale akurat stwierdziłem, że tym razem święta spędzę w O’Hooligans. Ale jak taka sytuacja to się mogę przenieść do hoteliku po drugiej stronie - wskazał na okno wychodzące na ulice.
- To żaden ten.. problem - dokończył i poszedł na moment do łazienki przygładzić włosy i przepłukać usta. Gdy wrócił, zdawał się jeszcze bardziej ożywiony.
- Ja cię… Normalnie… - podszedł wreszcie bliżej Kiry i Mishy
- Fajnie was poznać, kimkolwiek jesteście i skądkolwiek Kirill was uratował… Bo pewnie to zrobił co nie?
- No... Zrobił - odpowiedziała Kira.
- Wiedziałem! - ucieszył się Noel. Chwycił jej dłoń i potrząsnął, a potem chwycił dłoń Mishy i uczynił to samo
- Zaraz tu trochę posprzątam… - powiedział i jak nieco nierozgarnięty nastolatek, którym nie był, Noel zaczął zbierać bałagan z kuchni i salonu
- Prawdziwe święta… Szok… - powiedział do siebie. Kira uśmiechnęła się i chwyciła mocniej ramienia brata. Ten poprowadził ją do kanapy, pomógł jej zdjąć płaszcz i usiąść.

Kirill nigdy nie był otoczony taką ilością ludzi. To nie było nawet nieprzyjemne. Po prostu… bardzo dziwne.
- Sypialnię oddamy Kirze i jej bratu, ale myślę, że będziesz mógł spać na kanapie, jest bardzo wygodna - rzekł, choć wcale nie był przekonany, czy to była prawda. Nie żeby spędzał na niej zbyt dużo czasu. - Chciałbym mieć was wszystkich w jednym miejscu - powiedział.
- No dobra, a ty gdzie będziesz siedział? Na plebanii? To może zamiast tego wstawimy tu łóżko takie rozkładane? - zaproponował wskazując wolną przestrzeń w rogu pomieszczenia
- Posuniemy stół od bilardu i będzie miejsce na łóżko i na choinkę i w ogóle… - Noel zdawał się wstrząśnięty wizją wspólnego mieszkania z taką ilością osób. Ale zdawał się na swój sposób… zadowolony? To chyba było dobre słowo…

Kirill nie sądził, żeby na O’Hooligans miała spaść rakieta kosmiczna, więc zgromadzenie ich wszystkich w jednym pokoju powinno to być najbezpieczniejszym wyjściem. Chciał też, żeby przynajmniej przez jakiś czas, Kira i Misha nie byli kompletnie sami. Tutaj, na swoim terenie, nie czuł się zagrożony, ale minęły tylko trzy dni od Irkucka, a Kaverin wciąż czuł lekki stres związany z obydwoma nieprzyjemnymi snami.
- Myślę, że będzie fajnie - uśmiechnął się mimo to. - Dobrze, że mamy tutaj prawdziwą kuchnię.
Misha zaraz rozejrzał się po pomieszczeniu dokładnie. Zerknął na telewizor, na stół od bilarda, potem zajrzał do łazienki, potem do sypialni.
- Ładnie tu… - stwierdził, jakby chciał skomplementować i Kirilla i Noela. Kira przesuwała głową to w stronę Kirilla, Mishy i Noela
- Mogę jakoś wam dziś w czymś pomóc? Jest dość wcześnie, ale może zrobimy śniadanie… Albo chociaż herbatę do pizzy? - zaproponowała. Musiała się nauczyć rozkładu pomieszczenia. Wstała i o dziwo ruszyła w stronę gdzie rzeczywiście była kuchnia. Poruszała rękami przed sobą, błądząc nimi w powietrzu. Noel to zauważył i zerknął na Kaverina. Jakby pytał go o coś. Nie o jej stan, tylko o to, jaki był status ich relacji. Czy sam myślał o ewentualnym podbiciu do Kiry? A kto by nie myślał… Ale to oznaczało, że Kira znała już te myśli i ignorowała je. Ile razy w ciągu całego czasu, gdy straciła wzrok, zderzała się z czymś takim? Jej praca polegała na byciu pożądaną. I była w tym naturalnie dobra. Dla Kirilla nie było to żadnym zaskoczeniem. Rosjanin jednak nic nie powiedział, bo nie chciał w ten sposób informować również Mishę. Wydawało się to nieco nieodpowiednie. Chciał, aby to Kira porozmawiała ze swoim bratem i wszystko mu wyjaśniła. Nie wiedział, jak chłopak to przyjmie. Noel natomiast powinien być zszokowany. Kaverin nigdy nie sprawiał wrażenia osoby, która mogłaby być w jakimś związku. Sam nie mógł uwierzyć, że mogło być inaczej.
- Może pójdziemy do Brynzy? Jest tam otwarte całą dobę - mruknął. - I mają cholernie dobre jedzenie. To bar tuż przy O’Hooligans - rzekł. - Tylko bardziej w stylu kawiarni, czy restauracji, niż tego, co jest pod nami. Oba ośrodki przyciągają nieco inną klientelę. Do Brynzy ludzie chodzą jeść, a do O’Hooligans pić, mówiąc krótko. Pizzy jest za mało dla nas wszystkich - rzekł. - Poza tym nie jest już zbyt dobra - mruknął.
- No sorry - rzucił Noel za komentarz o pizzy
- Pizza zawsze jest dobra. Bo jest pizzą - oznajmił, ale nie kłócił się. Kira dotarła do kuchni i oparła się rękami o blat. Przesunęła po nim dłońmi. Zlokalizowała pudełka, zlew, a już po chwili palniki. Zawiesiła się przy nich przez moment, jakby nad czymś myślała. Albo czegoś słuchała. Czy grzebała w umyśle Kaverina?
- Tak, chodźmy. Zjemy coś ciepłego, napijemy się. Porozmawiamy i poznamy lepiej - zaproponował Misha. Blondynka kiwnęła głową
- Tak, chodźmy… Kirillu, podasz mi płaszcz, proszę? - odezwała się do niego spokojnie i ciepło. Zdążyła go zostawić na kanapie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline