Huk wystrzałów zlał się w jeden, gdy obie strony wypaliły do siebie. Coś przeorało łydkę krasnoluda zalewając nogę falą gorąca, by uderzenie serca później dostał solidnego kopa w lewy bok, co wybiło mu powietrze z płuc. Dym z luf zasłonił na chwilę obozowisko, co brodacz wykorzystał na rzucenie okiem niżej - otwór w pancerzu wyglądał dokładnie tak, jak powinna wyglądać dziura po kuli...
- Zastrzelę pierwszego, który spróbuje przeładować... - zagroził. Czuł, że rana jest całkiem poważna, jednak nie było czasu na pierdoły - wróg wciąż mógł ugryźć, dlatego Thorvaldsson był gotowy dobyć drugi z pistoletów i wypalić w tego, który spróbuje ponownie nabić broń albo rzuci się do walki wręcz. Liczył przy tym na wahanie najemników - w końcu trafili go dwukrotnie, ale wciąż stał pewnie na nogach i wyglądał na gotowego do bitki. Z chronionymi magią lub nadludzką mocą przeciwnikami z pewnością nie będzie łatwo sobie poradzić...
Zhufbarczyk nie był skłonny oddawać tym człeczynom swojego złota. Mogli mu je odebrać jedynie po jego śmierci, ale zanim to nastąpi zabije tak wielu z nich, ilu tylko zdoła. Za pazuchą miał kartacz gotowy do użycia - jeśli walka rozgorzeje na nowo z pewnością go użyje. Następnie osłaniając się tarczą rzuci się na najbliższego przeciwnika i zaatakuje toporem. Gdyby gaar brnął dalej w negocjacje, a te utkną z braku funduszy, to rzuci do puli jeden z pistoletów. Oczywiście nie ten nabity i nie ten krasnoludzkiej roboty.