Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2019, 01:15   #253
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Nie dywagowali zbyt długo. Po ustaleniu planu, dograli jedynie szczegóły. Jak w Boot Camp Barstow i na późniejszych szkoleniach. Każdy miał swoje zadanie, swój sektor do obstawienia wzrokiem i lufą. Kanonada zza rzeki dobiegła końca. Jeśli Asasyni przeżyli, to mieli mało czasu. Złodzieje już dobiegali do swojej sadyby.

Więc Drużyna B ruszyła do szturmu. Po raz kolejny w ciągu swego istnienia i z pewnością nie ostatni. Nie mieli zamiaru umrzeć na w tym zapiaszczonym piekle, na dnie abstrakcyjnego, schizowego kanionu.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SCtpUJy98zs[/MEDIA]

Kluczyli od osłony do osłony, zaliczając gruz, hałdy piachu, ruiny kiosków, słupów ogłoszeniowych i przystanków autobusowych, wraki samochodów i oświetlenia ulicznego. Od strony sadyby na co najmniej dwóch, a pewnie i trzech poziomach, sypały się ku nim kule. Igła i MJ zajęli wreszcie dogodne pozycje, oferując wsparcie snajperskie. Wade przycupnął niewiele dalej, załadował drugą taśmę do erkaemu i zaczął grzać, kryjąc szturmowców krótkimi seriami. Kule z tych trzech luf dziurawiły slams nomadów jak papier. Wszędzie latały kawałki gruzu, metalu, dykty i innych śmieci, a ogień obrońców był skutecznie niwelowany. Lulu w tym czasie oddaliła się nieco do tyłu, zajmując dogodną pozycję obronną i kryjąc ekipie tyły.

Szturmowcy wreszcie dopadli do prowizorycznego murku (a raczej zapory podtrzymującej ten shantytown). Archie odpalił dynamit z długim lontem (który dostał od Baxter) od palnika swojego Flamera, odczekał chwilę, cisnął do środka. Pierdolnęło mocno. Wrzask rannych, paniczne okrzyki. Siwy dym i gruchot rabanu od fali kinetycznej. I wpadają.

Od tego momentu cała akcja trwała może niecałe dziesięć minut. Ale dla partycypantów zdała się być wiecznością. Do środka pierwszy wpadł Utang. Na glebie przed nim pokładał się ktoś ciężko ranny, próbujący unieść równie zmasakrowane jak on resztki specyficznych rewolwerów - podobnych do tego, którym posługiwała się Lulu. Nawet jeśli te spluwy mogły jeszcze strzelać, to i tak nie zdążyły - ranny został szybko dobity chlaśnięciem rękawicy ze szponem modliszki.

I o mały włos byłby to ostatni wyczyn Utangisili w jego życiu, gdyby nie szybki refleks Maxa. Dojrzał sylwetkę w ciasnym korytarzyku, rzucił się na Utanga, razem padli na glebę. Nad nimi jebnęło z czterech luf. Szaleniec z dwoma obrzynami. Kiedy naciskał spusty zawył łamiącym się gardłem (pewnie uważając to za okrzyk bojowy), ale teraz leżał na glebie z połamanymi nadgarstkami, wyjąc w innej tonacji. Lucky czym prędzej dobił go krótką serią z peemu. Point men szybko wstali i ruszyli dalej. Trzeba było natychmiast kontynuować szturm.

Pozostali wpadali, rozpraszając się, obstawiając korytarzyki, wyłamując drzwi lub zrywając zasłony. Kolejne pomieszczenia były "czyszczone". Po lewej stronie tej całej "wioski" był Archibald. Prawie, że pod nogi padła mu dziwna wiązanka, która zapikała w sposób mrożący krew w żyłach. W ułamku sekundy skojarzył temat. Całą siłą jebnął w ściankę działową z jakiejś dykty, rozwalając ją jak taran. Huknęło za nim. W dym wpadł niedawny właściciel "granatu", rycząc już z jakiejś ciężkiej pukawki - jednej z tych należących do złodziei, półautomatu - nie widział jednak wroga, a Brufford tak. Intensywna smuga płomieni objęła ciało grabieżcy, odrzucił broń i wypadł na zewnątrz, krzycząc jak opętany.

Na prawo już sprzątał Richard. Potraktował z buta jedne z drzwi (a raczej lichych drzwiczek z dykty) i zaraz się skrył. Odrzwia zostały momentalnie rozjebane dwoma mocnymi wystrzałami. Strzelba, popularny i klasyczny Winchester Widowmaker. Usłyszał charakterystyczny dźwięk przeładowywania tej broni, więc wpadł i jak antyczny Rambo przeciągnął serią po pokoju. Obrońca nie zdążył załadować.

Minutę później wszystkie "pokoje" na parterze zostały zbadane a szturmowcy odkrzyknęli "czysto". Trzeba było ruszać na górę. Wejść były dwa. Jednym - krętymi schodkami - pchał się Utang z Jinxem, drugim - drabiną - Archie z Luckym. Ci pierwsi nie mieli wiele szczęścia. Po schodkach sturlał się bowiem prezent. Nie zdążyli uciec. Petarda z baterii mikrofuzyjnej jebnęła, oszałamiając i lekko raniąc obydwu (na szczęście to nie był granat odłamkowy - szrapneli było absolutne minimum). Gorzej ze schodami, które po prostu sypnęły się jak jakiś kiepski żart. A z góry nadleciała nawałnica naboi z terkoczącego automatu. Ledwo zdołali się odturlać. Vernon pewniej schwycił swój rozpylacz i, wciąż leżąc na plecach, zaczął jebać po suficie. Sądząc po wrzaskach i ciele, które runęło razem z podłogą zaraz obok, nawet mu to wyszło. Ale musieli pójść do drabiny.

Czyli tam, gdzie poszło lepiej. Archibald przezornie dolał resztkę paliwa do zbiornika i chlusnął ogniem w górę pod kątem, wywołując wrzaski paniki. Zaterkotał peem Mandersona, również przebijając sufit i kończąc ową panikę definitywnie. Wkrótce potem cała czwórka szturmowców była już na piętrze i zaczynała sprzątanie od nowa.

W międzyczasie Harris, wywaliwszy pierwsze parę naboi, zdecydował się zmienić taktykę. Jak ostatni świr zaczął biegać od osłony do osłony, wrzeszcząc i wymachując. Skupił na sobie ogień obrońców z pięter. Rozbłyski wystrzałów pozwoliły Martinowi i Natalii precyzyjnie ostrzelać frajerów. Od mistrzowsko posłanej (prosto w oko) pestki .32cal zszedł złodziej z Rangemasterem, dwa naboje .357 Mag natomiast posłały do piekła jakiegoś chojraka z czterotaktowcem. Kiedy snajperzy ładowali, kolejny się wychylił, wrzeszcząc i prując z pistoletu maszynowego do Harrisa. Serca podeszły Igle i MJowi do gardeł... ale liche naboje z tego "pyrkacza" zwyczajnie pobrzęczały po metalowym pancerzu kaprala. Plinkplinkplinpliplinplink. Odbiorca tych "plinków" wycelował swoim erkaemem ostentacyjnie, kosząc sparaliżowanego strachem nomada jak kosiarka kosi trawę.

Szturmowcy zaś, po zabezpieczeniu lewej strony piętra, ruszyli na prawą. I natknęli się na ostry opór. Kilkoro wrogów biło z czego tam miało - śląc chmury śrutu oraz coś jeszcze. Huknęło mocno, dwa razy. Przez ścianki przeleciały dwa pociski, traktując falistą blachę, dyktę i płachty jak powietrze. Czyściciele zostali przyszpileni. Śrut fruwał im nad głowami, a wróg był zbyt głęboko, by wsparcie mogło go sięgnąć z zewnątrz. Jinx raz jeszcze spróbował długiego terkotu z "dziewiątki", dziurawiąc ściany, ale spełzło na niczym - i tylko wyczerpało resztę naboi. Ale... problem rozwiązał się sam w chwilę potem.

W "sali dziennej" sadyby, którą nomadzi obstawiali jako jedną z ostatnich redut, coś eksplodowało. Mocno, z metalicznym brzękiem. Zarykoszetowały odłamki. Urwane krzyki oraz bolesne jęki wskazywały na martwych i rannych. Kanonada ucichła, więc wpadli do środka. Na drodze pierwszego - Utangisili - stanęło dwóch rannych. Jeden z policyjną pałką, drugi z wzmocnionymi rękawicami. Nie mieli jednak szans, rany i oszołomienie nie dawały im żadnych nadziei. Jednemu łeb eksplodował od ciosu utangową strzelbo-pięścią, drugiemu łeb rozpukł się od kilku szybkich ciosów wojenną maczugą. Pozostali szybko sprawdzili pomieszczenie, potwierdzając śmierć dwóch strzelbiarzy. Zginęli, najwyraźniej próbując aktywować prowizoryczną bombę z butli gazowej.

Walka dogasała. Piętro było czyste. Wdzierali już się po schodach na górę - do mieszanki kładek, pojedynczych szałasów i przejść na górny poziom skrzyżowania, na szczyt estakady. Po drodze napadł ich jakiś szaleniec z... pistoletem na flary. Zaskoczył ich. Nietypowy pocisk, odpalony już w powietrzu, zrykoszetował od... hełmu Brufforda. Nomad kontynuował atak, nie ładując pistolca, a bijąc Utanga po głowie drugą flarą, też odpaloną, acz trzymaną - aż mu się zajął kapelusz. Tryumfalny pochód desperata powstrzymał Lucky, który pociągnął go z bara i zaczął napieprzać kastetem po mordzie, aż zamienił mu twarz w miazgę. Najwyraźniej drużynowy wielkolud znalazł sposób na rozładowanie ostatnich frustracji...

Był jeszcze jeden. Ostatni. Wbiegł na szczyt estakady i wystrzelił. Ale nie w ludzi, a w niebo, flarą z podobnego pistoletu, co ostatni. Zaraz potem padł skoszony paroma nabojami. Flara pozostała przez parę chwil w powietrzu, po czym runęła w dół. I nic. Po cholerę to zrobił? Chciał kogoś ostrzec? Ta flara mogła być widoczna tylko na osiach skrzyżowania. Ale może o to chodziło, to wystarczyło?

Tak czy inaczej, dziesięć minut minęło... i ekipa wiedziała, że wygrała. Było tylko parę lekkich ran u szturmowców. U nomadów straty... 100% zabitych. Piętnastu ludzi, plus ci z kryjówki. Ale to nie był koniec. W zdobytej sadybie zaczynał się pożar od tych wybuchów i płomieni. Trzeba go było ugasić albo szybko splądrować miejsce. Poza tym, był jeszcze inny problem.

Asasyni z Legionu, którzy wreszcie dopadli swoją zwierzynę.

Trójka ciężko rannych, ledwo opatrzonych ostatnimi medykamentami, pozbawiona granatów i jedynej bomby, mocno podtruta jadami radskorpionów, doskonale wiedziała, że nie zdoła wypełnić wszystkich rozkazów ani wrócić do Malpais. Ba, biorąc pod uwagę skuteczność "zwierzyny", były nikłe szanse na to, by choćby wypełnić ten jeden rozkaz ich eliminacji... Ale musieli spróbować. Zwycięstwo albo śmierć. Rejterada oznaczała egzekucję.

Baxter w porę ostrzegła Igłę i MJa. Tych skurwieli było czterech. Decanus z automatem i dwóch strzelbiarzy oraz ten przeklęty snajper. Kluczyli od osłony do osłony. Szef i snajper wspierali szturmowców, którzy coraz bardziej się przybliżali do pozycji Lulu. Ta odgryzała się im swoim rewolwerem i MP9. Jeden ze szturmowców dołączył do wspierających w połowie drogi, waląc ze swojej pompki wyjątkowo celną, ciężką amunicją. Strzelba drugiego była wypchana zwykłym śrutem (acz może nieco mocniejszym niż zazwyczaj) i niecelna na tym dystansie, ale miała pojemny bęben i półautomatyczny mechanizm. Tego było zbyt wiele dla samotnej Lulu, do której dopiero dobiegali pozostali (a szturmowcy ledwo co kończyli robotę w sadybie nomadów). Udało jej się skosić gnoja z półautomatem, ale ten z pompką (której pojedyncze, walcowane naboje pruły jej osłonę jak starą szmatę) i ten z terkoczącym automatem wykurzyli ją zza osłony. Prosto pod lufę snajpera.

Jeden. Biodro, ciężki upadek z rozpędu, rozdzierający krzyk, klekot wypuszczonej broni. Dwa. Brzuch, wybicie tlenu z płuc, jęk przechodzący w szloch. Trzy. Bok. Znieruchomiała.

Igła, MJ i Harris to widzieli. Już do niej dopadali. Dubois natychmiast dopadła do niej, nie bacząc na swoje bezpieczeństwo. Wokół niej bzykały kule Legionistów, którzy podłapali szansę na skoszenie przynajmniej kolejnej "zwierzyny". I chyba za bardzo się na tym skupili w tym podnieceniu, bo chybiali i wystawiali się. M60 zagdakał metalicznie długo i przeciągle, a wtórowały mu ryki z lewara Lucasa, miarowe i mocne, jak uderzenia młotem w ścianę.

Zazgrzytały puste komory. Lufy dymiły i syczały. Trzech ostatnich Asasynów leżało martwych. MJ poszedł tam upewnić się, że nie żyją. Nie żyli.

Tak, jak Lulu Baxter. Zginęła na miejscu. Ten trzeci postrzał był śmiertelny. Sanitariuszka próbowała coś wskórać... ale nawet i ona zdała sobie sprawę z tego, co zaszło.

Byli nareszcie wolni. Ale cena jaką za to zapłacili była wysoka.





Łupy po nomadach

- Pełen odzysk pozostałych zrabowanych zapasów + skraplacz (były przy ciałach złodziei)
- 2x 5.56mm Pistol (opłakany stan; 4 naboje 5,56mm JNK)
- 2x Sawed-off Shotgun (FNV; opłakany stan; 5 naboi 12 gauge JNK)
- Survivalist's Rifle, vel Service Rifle .50cal (średni stan; 21 naboi 12.7mm Pistol JNK)
- Winchester Widowmaker (doskonały stan; 14 gilz 12 gauge JNK)
- Automat-samopał (prowizorka w opłakanym stanie; 34 naboje 5,56mm Surplus)
- 2x Varmint Rifle (zły stan; 5,56mm, 12 naboi FMJ - normalna amunicja)
- Colt Rangemaster Hunting Rifle (doskonały stan; 13 naboi .223 Remington JNK)
- .22 SMG (bez tłumika; opłakany stan; 78 naboi .22LR Plinking)
- Police Baton (dobry stan)
- Sappers (doskonały stan)
- Pistolet czarnoprochowy (zły stan; 2 ładunki prochu i kul)
- Muszkiet czarnoprochowy (zły stan; 3 ładunki j.w.)
- Combat Shotgun (F3 ale na 20 gauge; opłakany stan; 7 gilz 20 gauge JNK)
- Junk Shotgun (opłakany stan; 4 gilzy 12 gauge buckshot - normalna amunicja)
- 2x Flare Gun (zły stan; brak paliwa)

Łupy po asasynach

- 3x Machete (FNV)
- 3x Knife (F3/FNV)
- Handmade Rifle (zły stan; kaliber 7,62x54R; amunicja standard 57-N-323S mieszana ze smugową 7T2; 2 magazynki pełne, 2 puste)
- Scoped Colt Rangemaster Hunting Rifle (doskonały stan; 7 naboi .223 Rem FMJ)
- Hunting Shotgun (dobry stan; 8 gilz 12 gauge Slug)
- Riot Shotgun (dobry stan; 1x12, 1x4, 2x0 12 gauge 4/0 buck)

Rzeczy po Lulu

- 5.56mm Pistol (stan średni; brak naboi)
- H&K MP9 10mm SMG (stan doskonały; 1x4, 1x30 10mm FMJ)
- Razor Claws
- Dynamite vel Time Bomb (F1/F2)
- Lock picks
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 15-04-2019 o 01:30. Powód: Fanty
Micas jest offline