Wieczór 31 Nachgeheima, Tann Hills, na północny zachód od Rotenbach
Mieć osiemset koron, a nie mieć ośmiuset to razem tysiąc sześćset koron. Za takie pieniądze warto zabić. Ale nie warto ginąć. Obie strony rozumiały tę prawdę i choć zaufania nie było między nimi za grosz, a
Leonora wręcz prowokowała do walki (jakby nie rozumiejąc, że została uznana za jednego z najgroźniejszych przeciwników i dlatego to w nią był wycelowany jeden z pistoletów) podobnie jak
Detlef, to jednak działania te i milczenie Gustawa zmiękczyły najemników. Choć przez moment, kiedy
Loftus starał się ustawić tak by graniczni mieli zachodzące słońce przed oczami, wszyscy słyszeli turlanie się kości losu. Tym razem nie wypadły czaszki. Nie będzie umierania. Nie tutaj. Nie dziś.
Po sto koron od
Galeba i Berta, sto pięćdziesiąt od
Loftusa i tyle samo, ale w klejnotach od
Leonory, napierśnik wyjątkowej jakości (nawet jeśli zaniedbany i podchodzący rdzą po przygodzie z wodą) od
Gustawa i pistolet od
Detlefa potrafiły przykryć wiele nieporozumień. Zwłaszcza że i najemnicy zamierzali pojechać w stronę przełęczy, skoro mieli więcej kasy niż mieli nadzieję zarobić na tej wyprawie.
Wieczór, 2 Erntezeit, Browar Bugmana (ruiny)
Rotenbach i Galenhausen musieli sobie odpuścić - nawet z daleka widać było patrole granicznych. Najemnicy nie pytali co i jak - za tysiąc sztuk złota można kupić wiele milczenia. Choć zmianę trasy powitali z nieufnością. Trzy niespokojne noce i trzy dni później dotarli do Browaru Bugmana. A właściwie do jego ruin... Ale zaraz. Nawet z daleka było widać, że coś się tam dzieje. Ruch był, i to spory. Obserwacja ujawniła, że są tam krasnoludy i ludzie, ale nie wyglądają na wojskowych. Kilkunastu brodaczy i kilku ludzi stawiało jakiś budynek niedaleko ruin browaru.