Gdy tylko ruiny słynnego browaru zaczęły majaczyć w oddali Frietz zaczął zachowywać się inaczej. Zniknęło całkowicie dotychczasowe napięcie, posępność i niepewność. Zwiadowca wykonywał wiele niepotrzebnych ruchów. A to wyjeżdżał w przód, a to wracał i krążył wokół piechotnych niby chciał ich popędzić, ale nie śmiał się odezwać. W jego oczach pojawiły się dawno nieobecne iskierki, a na ustach uśmiech obnażający krzywe zęby. Znów przypominał beztroskiego człowieka, którego napędza ciekawość i radość życia. Nawet znów zaczął rozmawiać albo ze sobą, albo ze swym zwierzęciem. Może nawet z kimś lub czymś jeszcze.
Tak, czy inaczej czarnemu rumakowi udzieliła się niecierpliwość jeźdźca. Dreptał nawet stojąc w miejscu jakby nie mógł doczekać się galopu.
Zatrzymał pobudzonego wierzchowca kilkadziesiąt metrów przed pochodem kompanów i wpatrywał się poruszenie wokół ruin browaru Bugmana. Wnet zawrócił gwałtownie i podjechał do pozostałych. - Widocznie coś się tam dzieję. Pojadę zobaczyć i obeznać teren - silił się na pozory profesjonalizmu, ale nawet półślepy dostrzegłby, ze z niecierpliwości aż drży. To też nie specjalnie czekał, aż koś mu na to pozwoli lub go powstrzyma. Po prostu spiął konia, który tylko czekał na sygnał i pozostawił za sobą tuman pyłu.
Zwolnił dopiero, gdy zbliżył się do zabudowań. Z tej radości aż zapomniał wyciągnąć but ze strzemienia, kiedy wyskakiwał z siodła, przez co pierwszą częścią jego ciała, która dotknęła ziemi były dłonie. Dopiero dalej kolejno barki, głowa, tułów i w końcu nogi.
Gdy się pozbierał i otrzepał z kurzu jakby nigdy nic przywitał się z nieznajomymi skinieniem głowy i ruszył rozdziawiając usta do starych budowli.
Ostatnio edytowane przez Morel : 15-04-2019 o 14:30.
|