Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2019, 18:32   #11
KlaneMir
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację
O co mogło chodzić Margit, niczego podejrzanego nie słyszał na zewnątrz. Jednak dziecko jest na tyle wstrząśnięte że coś złego się stało.
-Kto jest na zewnątrz? Spokojnie, nic się nie dzieje- Wrona uklęknął przed Margit i złapał ją za ramiona. -Nikt stąd się nigdzie nie wybiera. Gdzie jest Corinna, lub Lenz?- Korwin się uśmiechnął, głaszcząc dziecko po głowie. Zbyt duża ilość stresu, i niepotrzebnych zmartwień może źle wpłynąć na jej zdrowie, dlatego trzeba było ją jak najszybciej uspokoić. Tylko co na bogów się dzieje, problemy w tych czasach były zbędne Korwinowi... w sumie jak każdemu.

Mama i tata są na dworze... z tym panem- wskazała na okno wychodzące na jedną z większych ulic.

-Margit prosze to dla ciebie, a teraz idź się połóż i odpocznij. Zaraz wszystko się wytłumaczy.- Wrona podał Margit lalkę, i podprowadził ją do siennika. -Odpoczni sobie…-. Korwin poszedł w kierunku drzwi wyjściowych, i udał się przed dom. Tak jak Margit mówiła. Oby okazało się że to zwykły domokrążca, lub prorok zagłady.

Jednak może być to jedno i drugie po tym co zobaczył przed domem...
Wyszedłszy przed dom, Wrona ujrzał rodziców Margit - Corinnę i Lenza oraz pana Rietharda, jednego z księgowych pracujących dla miasta. Riethard należał do starej, urzędniczej gwardii, szkolonej daleko w imperium, a wysłanej przymusowo do administrowania ziemiami Sylvanii. Nie lubił Korwina - uważał go za partacza bez wykształcenia i wielokrotnie utryskiwał na zatrudnianie go jako pisarza przy dokumentach urzędowych. Teraz pan Riethard patrzył zimnym wzrokiem na Lenza, który cały czerwony stał kilka kroków przed nim, wznosząc wysoko ręce. Urzędnik od razu odnotował przybycie Korwina, w jego grubych szkłach odbił się refleks słońca.
No, no… jest i spiritus movens całej tej sprawy - odkaszlnął.
To prawda, Korwin?! - Lenz, zawsze spokojny i dobrotliwy, teraz aż kipiał złością – To prawda, że ten dom nie należy do ciebie?!

-Dobry wieczór panie Riethardzie. I tak dom należy do mnie, był w mojej rodzinie od pokolenia. Dokumenty przecież znajdują się w urzędzie, spisy ludności czy podatki też są, spisane na ten dom, i moją osobę.- Wrona stanął obok Dierków, -Oraz przepraszam za spóźnienie, Panie Riethardzie, Państwo Dierk.- skłonił się w kierunku rozmówców.
No! - krzyknął niemal Lenz Dierk – Toć sam mówi! Po co ta chryja?!

Pan Riethard odkaszlnął ponownie. Poprawił okularów i popatrzył na obu z góry, był bowiem niepospolicie wysoki.
Rzecz w tym, Korwinie, że twoje zeznania są jakby sprzeczne z treścią księgi wieczystej. A ja - imaginuj sobie - bardziej ufam papierowi niż zawodnej pamięci ludzkiej

-Takie sprawy powinno się rozwiązywać w urzędzie, a nie ulicy. Wszystko powinno się wyjaśnić.- Wrona wyjął chustkę i zaczął wycierać sobie ręce. -Teraz się udajemy do Gmachu, Panie Riethardzie? Czy jutro, wszystko się wyjaśni, obaj wierzymy w dokumenty.- chłopak jeszcze raz się głębiej skłonił Reithardowi, Niech Pan zdecyduje o jakiej porze, i przepraszam że zawracam Panu głowę. Mam nadzieje żę Pan wierzy w to że pomimo że nie jestem uczonym, to nie jestem głupcem by nie mieć dokumentów, które posiada pierwszy lepszy mieszkaniec.- Korwin kłaniał się dalej do momentu póki nie odpowie.

To, czy obaj wierzymy w moc urzędową dokumentów jest sporne. Mogę ręczyć jedynie za siebie - kaszlnął silnie.- Nie jestem tu po to, by dyskutować z wami ani też uzasadniać materialnej podstawy decyzji urzędu. Ja jestem tu, by w ramach administracyjnego trybu postępowania egzekucyjnego, poinformować was, że prawowity według księgi wieczystej właściciel nieruchomości, wykorzystał swoje rei vindicatio i tym samym urząd wzywa was - was wszystkich - do opuszczenia bezprawnie zajmowanej nieruchomości. Macie na to pięć dni - chyba że jesteście w stanie przeprowadzić wiarygodny przeciwdowód. Podejrzewam jednak, że nie, bo - imaginuj sobie, Korwin - w księdze wieczystej stoi czarno na białym, że twój wstępny, ojciec znaczy się, zanim zniknął, zbył nieruchomość w ramach umowy emptio venditio, za wynagrodzenie, dodam ze swej strony. Także od dłuższego już czasu zajmujecie tę nieruchomość budynkową jako dzicy lokatorzy. Nie dość więc, że prawdopodobnie zostaniecie usunięci - przymusowo tudzież nie - to będziecie musieli pokryć właścicielowi wszelkie poczynione pogorszenia stanu nieruchomości. Jeżeli zaś macie jakiekolwiek dokumenty dotyczące domniemanej własności nieruchomości, powinniście bezzwłocznie poinformować o tym fakcie urząd. To tyle z mojej strony - odwrócił się, by odejść.

-Dobranoc Panie Riethardzie. Może zobaczymy się jutro w urzędzie.- Korwin pożegnał się Biurokratą. Wrona spojrzał na Dierków, i lekko westchnął -Przepraszam za nieprzyjemną rozmowę. Jutro się powinno wszystko wyjaśnić, nie jeden w urzędzie widział moje dokumenty.- wskazał ręką w kierunku domu. -Prosze wracajmy do domu. Margit się martwi o was.-. Korwin za drzwiami spojrzał na Dierków -Obiecuje że wszystko się wyjaśni, Księgę wieczystą sprawdzali nie pierwszy raz. I wcześniej było wszystko w porządku.-.
Urzędnik oddalił się, nie odpowiadając na pożegnanie. Nie wydawało się, by przejęły go zapewnienia Korwina, nie wydawało się także, by zaufali im do końca Dierkowie.
O co w tym chodzi, Korwin? Czego on chciał?
-Sam chciałbym wiedzieć. Albo są tak nikłe szanse że ktoś się pomylił, lub się ktoś pomylił. Jak już mówiłem nie jedna osoba widziała moje spisy. Oraz księga była otwierana wiele razy, a nie dopiero dzisiaj. Więc albo ktoś się pomylił, lub ktoś jakimś cudem przerobił księgę wieczystą.-
A jeśli przerobił… - zaczęła Corinna – to czy coś nam grozi? Ten człowiek brzmiał bardzo poważnie i nie sprawiał wrażenia, jakby miał jakieś wątpliwości. Co jak za pięć dni przyjdą i usuną nas stąd siłą?
- Nie widze celu by to przerobili, Pan Riethard może jest oschły, ale by nic nie zyskał robiąc coś takiego. A jest typem co najpierw patrzy na siebie.- zaczął obgryzać paznokieć od kciuka -Wystarczy znaleźć jakikolwiek dokument że dane były spisywane na mnie. Nawet zwykły spis ludności.
Dierkowie zamyślili się, patrząc na siebie. W końcu ponownie odezwała się Corinna.
Boimy się, Korwin. Jeśli masz jakieś dokumenty, cokolwiek, idź tam jutro i spróbuj to załatwić. Normalnie może i byśmy uznali, że zaszła zwykła pomyłka, ale jak cię nie było przyszedł tu jakiś chłopiec. Miał dla ciebie list, mówił, że od ojca. Ale wiesz, my czytać nie umiemy. Wzięłam liścik i schowałam w garnku, jak chcesz, możesz zobaczyć, co tam jest. Po tym, co tu się stało, chyba wszyscy jesteśmy ciekawi.
Korwinowi niesamowicie rozszerzyły się oczy, i na chwile wstrzymał odech. -Od Ojca… dzięki bogom!- Korwin pobiegł szybko do domu!

Wbiegł do izby, wystraszywszy nieco małą Margit. Jednym susem dopadł do garnca, pomacał ręką i wyciągnął zmięty kawałek papieru. Zaczął łapczywie czytać jedno zdanie.

Cytat:
Spotkajmy się za trzy dni w Kuehnenchein, pilne. Twój ojciec, Sepp.
Czyli Ojciec jednak ciągle żyje, modlitwy zostały wysłuchane. Nie słyszał nic o Ojcu od dwóch lat, a teraz dostał od niego list. Za trzy dni może znowu usłyszy głos Ojca, i może coś opowie gdzie był. Jeżeli był poza miastem to na pewno miał jakiś cel odejścia.
Korwin ucieszony, i z sercem pełnym nadziei zwrócił się w kierunku Dierków, -Jutro lub pojutrze wszystko się wyjaśni. Gwarantuje to wam.- po chwili spojrzał na Margit -Wszystko będzie w porządku, a teraz się trochę się z tobą zajmę. W przeprosiny że tak się zdenerwowałaś.- przygotował swoje nowe własnoręcznie wykonane warcaby. Może chociaż Margit się trochę rozluźni.

Po kilkunastu minutach od zachodu słońca, gdy Margit już ze zmęczenia położyła się spać a reszta domowników także się szykowała do snu, ciągle rozmawiając o tym co się stało. Korwin zapewniał że wszystko się wyjaśni, i wszystko będzie w porządku. Przynajmniej w to wierzył… W trakcie rozmów przygotował swoje rzeczy do jutrzejszego wyjścia do kanałów, do stałego zestawu swoich rzeczy przygotował parę metrów szmaty którymi owinie nogi. Kto by chciał brudzić swoje dobre buty, nikt. Do kieszeni w środku plecaku włożył list od Ojca, po tym postanowił wyjść na zewnątrz. Zgasił za sobą świece bo Dierkowie już spali, lub zasypiali, oraz zamknął za sobą drzwi.

Postanowił na kilkadziesiąt minut udać się do swojej ulubionej karczmy gdzie się porządnie zje, no i trochę wypije… jednak nie poleca się pić większości alkoholi bo Karczma jest prowadzona przez niziołka Gropy’iego Owsianka. Miły przyjacielski niziołek który raczej gotuje, niż kradnie. Choć krążyły plotki że był kiedyś legendarnym złodziejem w Altdorfie, dlatego uciekł na peryferia Imperium… ta historia krąży gdzieś pomiędzy tym że ten parszywy piekarz Muller nie dokłada piachu do chleba, a wielkimi tajemnicami w kanałowych ruinach elfów. Choć z tym że nie dokłada piachu do chleba może być to prawda… żwir zmieszany z trocinami drewna, tak to lepiej pasuje do jego chleba.

,,Obok Owsianej miski” to jedna z lepszych, i mniejszych karczm w mieście. Znajduje się w pobliżu dzielnicy niziołków, i naszego małego targu spożywczego. A raczej nie naszego, a niziołków bo rzadko tam się spotyka ludzkiego kramarza. A jak się nie je czegoś za jednego pensa bez targowania to raczej nic się nie stanie. Gropy przyjmował gości także w nocy, a jak się dopłaciło to nawet gotował świeże jedzenie. Morrslieb na niebie odstraszał większość ludzi, jednak było dziś wyjątkowo ruchliwie w okolicy. I to biegały głównie straże, ciekawe co się stało? Ognia, i dymu nigdzie nie widać więc raczej nic się nie pali… czy Korwin zgasił świeczki? Po chwili grozy przypomniał sobie że przed wyjściem je zgasił.

Po otworzeniu drzwi do karczmy, po kilku krokach wesołym głosem przywitał go właściciel Gropy. Porozmawiał z nim, Owsianek zaproponował niziołcze piwo, Korwin odmówił, plotki wymienione. Wszystko było jak zawsze, do momentu w którym Korwin aż zakrztusił się sokiem jabłkowy. Kilka ulic dalej, na targu niedaleko sławnego ,,Pod cycem’’ dokonano morderstwa. Jedni mówią że dwójka bandytów z zimną krwią spałowała ludzi. Inni że ktoś w zemście sam dokonał sprawiedliwości, inny że to był ktoś na wynajem. W końcu że w obronie kogoś znajomego. Ten moment zakrztuszenia to był jeden z opisów zabójców, jak to Gropy powiedział -...śmierdziel z prostą gałęzią, i brzydal z tak paskudną twarzą że płakał bo go tak los pokarał z buzią…-. Śmierdzieli jest wiele jednak osób tak brzydkich że płaczą to niewiele… nawet zna takiego.

Poprosił Gropy’iego by spakował mu troche jedzenia na wynos, do jego menażki która w środku jest zrobiona z metalu, podobno cyny, z wierzchu była pokryta ładnym olchowym drewnem. Wlał do środka trochę gulaszu z jakiegoś mięsa, i warzyw. Może to szczur, jednak smakuje dobrze, to obojętnie czy kurczak lub jakiś szkodnik. Dołożył dwa jajka na twardo, i jeden duży podpłomyk podzielony na dwa. Już wychodząc Korwin przypomniał sobie o soku jabłkowym Gropy’iego który sam, a także Margit bardzo lubiała. Zapełnił bukłak i udał się w drogę powrotną do domu.

Popatrzył się w kierunku Morrslieba, podobno bycie na zewnątrz tego dnia przynosi zło. Jednak kilka razy już był na zewnątrz podczas pełni, po zatem są ludzie którzy nie mają wyjścia niż bycie na ulicy, na zewnątrz. I co wtedy z takimi, co może ich spotkać gorszego niż głód, i cierpienie. Powiadają że w takich nocach dzieje że wiele nadnaturalnych rzeczy, a niektórzy wykorzystują to do swoich rytuałów. Każdy modli się by się ich nie spotkać, także Korwina nie interesują takie przygody.

Oby to nie był Beksa, który zamordował człowieka… może zajmował się obijaniem mord, jednak nigdy nie zabił. Przecież na pewno jest kilka paskudnych osób, co wtedy płakała i mordowała… na pewno. Gdy Korwin był już na swojej ulicy spojrzał na dom, nie spalił się. Czyli zgasił świece. Odetchnął z ulgą, otworzył drzwi, położył menażkę na komodzie obok łóżka i położył się spać. Trzeba się obudzić przed świtem, i udać się na miejsce spotkania… gdzie to było? A no tak Duża Krata, brak puszek wtedy, być szybko, skarby. Sprawdził jeszcze raz wszystkie świece czy są zgaszone, drzwi zamknięte, okna tylko uchylone. I położył się spać.
 

Ostatnio edytowane przez KlaneMir : 17-04-2019 o 18:34.
KlaneMir jest offline