Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2019, 23:56   #88
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kwatera kierownika Działu Informacyjnego

Ruben wypuścił duży kłąb dymu i odkaszlnął, po czym przygryzł ponownie cygaro, którym dzisiaj go poczęstowano w „The Hood”. Law zazwyczaj nie pozwalał mu palić w swojej kwaterze, ale tego dnia musiał być zbyt zajęty różnymi kwestiami, bo nawet go nie pouczył.

- No to jak robimy, panie kierowniku? Takie dobroci nie leżą za każdym rogiem i podobna okazja może się ponownie nie powtórzyć - dopytywał Ruben, chociaż nie wyglądało, że gdzieś się śpieszył.

Sprawa wojskowego kontenera została już przedstawiona radzie kilka godzin temu, jednak wciąż nie podjęto decyzji. Z tej okazji Law zaprosił do siebie podwładnego, by raz jeszcze przedyskutować tę kwestię.

- Mówisz, że będą w stanie zapewnić ciężki sprzęt? - rzucił Law, siedząc zamyślony z podpartym podbródkiem.

- Tego nie wiem na pewno. Wiem natomiast, że zależy mu na dobraniu się do tych łupów podobnie jak nam. Oczywiście, wiąże się to z podziałem skarbu, chyba że...

- Chyba że co? - zapytał Japończyk, podnosząc wzrok.

- … sami się za to zabierzemy. Wiesz, załatwimy jakiś dźwig, lawetę no i namierzymy ten kontener. Poradzilibyśmy sobie z palcem w dupie.

- Hm… - mruknął w zamyśle haker, jakby faktycznie rozpatrywał taką opcją. - Brzmi dobrze, ale ciągnie to za sobą nieprzyjemne konsekwencje. Taki wyczyn nie ujdzie oczom Alvareza, a dopiero co rozpoczęliśmy z nim współpracę. Ten kruchy sojusz jest więcej wart, niż połowa tego, co znajduje się w tamtym kontenerze.

- Tylko rzucam propozycję. I tak wiedziałem, że byś się na to nie zgodził - odparł Graham z szerokim uśmiechem. - To co, robimy, czy nie robimy? Ryzyko małe. Jak coś pójdzie nie tak, to po prostu rzucimy wszystko w pizdu i zwiejemy.

- W porządku - zgodził się Law po kolejnej chwili namysłu. - Powiedz mu, że potrzebujemy dźwig i ciężarówkę z obsługą oraz dziuplę na jego terenie. Zapewniamy wsparcie naszego wydziału i chłopaków z produkcji lekkiej. Odpowiadamy za dezaktywację zabezpieczeń i otwarcie kontenera. Dzielimy się na miejscu. Jak coś pójdzie nie tak, albo jego ludzie spaprają sprawę, wycofujemy się natychmiast.

- Brzmi rozsądnie. Chyba o to mu chodziło - zgodził się Ruben.

- Aha i jeszcze jedno. Ja dowodzę i na czas trwania operacji jego ludzie słuchają się moich poleceń. Nie chcę z ich strony żadnej samowolki.

- Twarde warunki. Na dobrą sprawę to on wykłada więcej sprzętu.

- Gdyby nie potrzebował kogoś do zorganizowania tego zadania, nie dawałby nam cynku. Wie, że jesteśmy w tym dobrzy i chce zrzucić logistykę na kogoś innego.

- Skoro tak twierdzisz - „Ace” wzruszył ramionami. - Jutro dam mu odpowiedź - dodał, wstając powoli z miejsca. Widać, rozmowa dla niego dobiegła końca.

- Ruben - zatrzymał go Law, również się podnosząc.

- Ta?

- Słuchaj, mam jeszcze jedną prośbę. Tak pomyślałem, jak będziesz jutro w Hoodzie...

- Hm?

- Zabrałbyś ze sobą kilku naszych chłopaków i dziewczyn? Przejdź się po bazie i zrób wywiad. Zobacz, kto z nas jest najbardziej zestresowany albo zmęczony i potrzebuje chwili wytchnienia. Wiesz, tak na spokojnie. Przedstaw im ludzi Alvareza, pokaż okolicę. Wiem, że jesteś niezastąpiony w tym, co robisz, ale chcę, żeby pozostali, którzy nie mają w ogóle okazji opuszczać placówki, mogli się przewietrzyć.

- Na moje oko to właśnie tobie przydałby się kielon albo dwa i gorąca cizia w pościeli - parsknął Graham, zapominając wszelkie przepisy i dyscyplinę wymaganą przy rozmowie z kierownikiem działu.

Law odparł chłodnym spojrzeniem, wyraźnie nie rozbawiony z jego uwagi.

- No już, w porządku, okej - westchnął „Ace”, uspokajając się. - Przejdę się i zobaczę. Mogę co jakiś czas zabierać ze sobą gromadkę owieczek, o ile nie będą mieli nic do roboty. Chociaż pamiętaj o tym, że kiedy inni podłapią temat, będą kombinować, by tylko się wyrwać.

[i]- Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Ale jeśli będziemy ich trzymać bez przerwy pod kluczem… Zabierz z dwie, trzy osoby. Nie powinno to zanadto spowolnić naszej pracy.

- Rozkaz - skinął Ruben, po czym ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak w progu, zerkając przez ramię na Japończyka.

- Szefie.

- Tak?

- Równy z szefa gość.


Biuro Wywiadu

- Agencie James, jak mnie słychać? Odbiór - rzucił do słuchawki Law, siedzący na swoim stanowisku w Biurze Wywiadu. Rzucający niebieskie świało na twarz Japończyka ekran komputera komunikował o nawiązaniu połączenia.

- Mówi agentka Nancy, James jest przez chwilę niedysponowany. Słychać cię głośno i wyraźnie, kierowniku Law-Tao - odpowiedział mu przyjemny, kobiecy głos. Nancy bez wątpienia była czarującą osobą i spora część placówki, zarówno ta męska jak i żeńska, robiła do niej maślane oczy. Może jedynie na Lawa jej urok nie działał tak mocno.

- Rada omówiła wasz ostatni raport i podjęliśmy decyzję co do dalszych wytycznych - zaczął skaner, otwierając sobie na boku notatki ze spotkania.

- Zamieniam się w słuch, kierowniku - rzuciła Nancy, wyłapując przeciągającą się pauzę.

- Przede wszystkim gratulujemy waszych osiągnięć w Denver. Zamierzamy kontynuować waszą misję i przejść do kolejnego etapu. Na wstępie mamy nowe zadanie. Chcemy, abyście przygotowali bezpieczną kryjówkę. Gdzieś, gdzie nasi ludzie będą mogli się przygotować przed akcją, ewentualnie schować przed obławą. Dziupla powinna pomieścić kilka osób i najlepiej, niech znajduje się na obrzeżach miasta, gdzie łatwiej będzie manewrować ze sprzętem. Dodatkowo potrzebujemy, abyście znaleźli jakiegoś informatora wewnątrz. Odwaliliście kawał dobrej roboty, ale potrzebujemy więcej detali. Rozkład pomieszczeń, harmonogram patroli. Nie chcemy ryzykować waszym bezpieczeństwem bardziej, niż jest to konieczne, dlatego znajdźcie kogoś, kim się wysłużycie. Jak przyjęłaś?

- Doskonale, kierowniku. Jak z podziałem obowiązków i co ze środkami?

- Niech agent James zajmie się poszukiwaniem dziuply, a ty agentko Nancy zdobądź dla nas informatora. Właśnie pracujemy nad pozyskaniem kredytów, które wkrótce prześlemy na wasze konto. Jest to ostatni etap przygotowawczy. Następnym będzie wysłanie grupy szturmowej do Denver i zdobycie technologii. Jednak o tym będziemy rozmawiać przy okazji następnego raportu.

- Przyjęłam. Przekażę Jamesowi wytyczne, będziemy się kontaktować, jak dowiemy się czegoś nowego.

- To chciałem usłyszeć. Życzę wam powodzenia.

- Dziękuję, kierowniku Law-Tao.

- St. Louis bez odbioru. - zakończył Japończyk.


Kwatera kierownika Działu Wsparcia

- Proszę, otwarte - usłyszał Law, stający przed drzwiami jednej z kwater. Z lekkim oporem złapał za klamkę i wszedł do środka.

Pokój rozkładem przypominał jego własną kwaterę chociaż ta była bardziej… ciasna i chaotyczna, co kontrastowało z Lawa porządkiem i schludnością. Nie pomagały w tym stosy pudeł, skrzynek, luźno leżących klamotów i papierów. Słowem, Japończyk już od progu poczuł się jak w jakimś składziku.

Przy jednym z regałów, na którym spoczywały kupki mniejszych pudełek stała kierowniczka Wydziału Handlu, Matylda Sidmeier. Dwudziestopięcioletnia kobieta, która w czasie swojej krótkiej kariery zdołała dorobić się fotelu w radzie.

Kiedy Law wszedł do środka, nie odwróciła się od razu w jego stronę, więc skaner miał chwilę, by się jej przyjrzeć z boku. Była smukłą, ciemnowłosą Kanadyjką o jasnej cerze, odzianą w standardowy mundur operatora X-COM. Chociaż w przypadku Matyldy mundur ten był wzbogacony o liczne pasy, sakwy i sprzączki, a do tego kurtkę pilota. Z tego, co się Law orientowała, nie potrafiła latać. Wywnioskował więc, że ta część odzienia po prostu przypadła jej do gustu. Dodatkowo do pasa miała przytwierdzoną kaburę z boczniakiem. Wiedział, że handlarka przeszła podobne jak on szkolenie bojowe. W końcu nie wszystkie negocjacje kończyły się pokojowo.

- O, witaj Law - odezwała się, odwracając się w jego stronę i ocierając o siebie dłonie. - Proszę, rozgość się - rzuciła, wskazując na jedyne niezagracone krzesło.


Japończyk skinął głową i zajął wskazane miejsce, natomiast sama Matylda usiadła na większej skrzyni znajdującej się przed nim. Jedną rękę położyła na udzie, drugną natomiast wsparła się z tyłu, nieco odchylona.

- Z czym do mnie przychodzisz? - zapytała, patrząc mu prosto w oczy.

Mężczyzna pochylił się do przodu, wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Być może wzrok młodej kobiety go peszył, a może po prostu był zbyt zamyślony jak zawsze.

- Dwie sprawy, pani kierownik. Pierwsza, ważniejsza. Potrzebujemy kredytów dla naszych agentów w Denver. Ich kolejne zadania mogą wymagać zwiększenia środków i kluczowe jest, aby ich potrzeby zostały zaspokojone. Czytałem raport i wiem, że dysponujemy niewielką ilością kredytów. Dlatego przyszedłem panią prosić…

- Oh darujmy sobie. Jestem młodsza od ciebie a poza tym zajmujemy podobne stanowisko. Mów mi po prostu Matylda - wtrąciła handlarka, uśmiechając się przy tym lekko. Nie był to jednak uwodzicielski uśmiech Nancy, w której naturze było kokietowanie, a zwyczajny, ciepły uśmiech.

- … Matyldo - powziął Law, w końcu odwzajemniając spojrzenie. - Przyszedłem cię poprosić, byś zajęła się wymianą części naszego barteru.

- Masz na myśli na czarnym rynku?

- Na ten moment nie posiadamy innych opcji - potwierdził niechętnie Law.

- Nie ma sprawy. Na czym nam najmniej zależy?

- Myślę, że możemy odsprzedać trochę naszej technologii i medykamentów. Przewiduję, że zapas 300 kredytów powinien być więcej niż wystarczający jak na początek. Będą tego potrzebować do znalezienia dziupli i przekupienia informatora.

- Jasne, Wybiorę, czego mamy w nadmiarze i zajrzę do “The Hood”. Myślę, że nie powinno być problemu ze znalezieniem kupca - skwitowała Matylda. - O co chodzi z tą drugą sprawą?

- Prowadzimy właśnie rozeznanie na nowego agenta dla naszej placówki. Zdecydowaliśmy się znaleźć kogoś miejscowego. Po wstępnych przesiewach wytypowaliśmy trzech kandydatów, każdy o odmiennych zdolnościach. Jeden z nich, Saul Ortega, lat czterdzieści jeden, zdaje się mieć naprawdę dobre kompentencje do twojego działu. Był logistykiem z wieloletnim doświadczeniem w sieci handlowej, jednak z pewnych powodów stracił posadę. Teraz dorabia na magazynie jednej korporacji, próbując związać koniec z końcem. Niemniej jednak jego doświadczenie, jak i przede wszystkim znajomość New St. Louis przemawia na jego korzyść - opowiedział Law, po czym zrobił przerwę, zerkając na rozmówczyni.

- Hmm. Tak właściwie jest już nas piątka w wydziale… Aczkolwiek dodatkowa osoba pozwoliłaby nam na stworzenie nowych okazji handlowych. Może… może to nie jest taki zły pomysł? - odparła zamyślona Matylda, przykładając palec do ust.

- Chcę się po prostu upewnić, że znajdziesz jakieś użytek z nowego nabytku. Wiem, że wszystkie wydziały mają pełen skład.

- Użytek - burknęła Sidmeier, odwzajemniając nieprzychylne spojrzenie. - Zgadzam się. Myślę, że choćby dla jego wiedzy o mieście warto spróbować. W końcu wszyscy jesteśmy tutaj obcy.

- W porządku. Oczywiście to jeszcze nic pewnego. Nie wiemy, czy zgodzi się na współpracę.

- Tak, to zrozumiałe - kiwnęła głową handlarka.

- No dobrze - westchnął Law, pocierając uda. - Dziękuję za pomoc. I za rozmowę - powiedział, wstając z krzesła. - I… przepraszam za zły wybór słów. Po prostu całe to organizowanie operacji sprawia, że człowiek…

- Nie musisz się tłumaczyć, Law. Wiem, jak wygląda twoja praca. Wszyscy tutaj żyjemy w ciągłym stresie, a tym on większy, im większa spoczywa na nas odpowiedzialność - odparła Matyla, również wstając. Jak na jego oko stała nieco za blisko. I nie przestawała mu gapić się w oczy. Naprawdę przeszkadzała mu ta jej cecha. Czy na każdego tak patrzyła? Pewnie takie miała przyzwyczajenie jako ktoś nauczony do budowania relacji z ludźmi.

- Ja, hm, dziękuję za wyrozumiałość - kiwnął głowa, po czym unikając spojrzenia, wyminął kobietę, kierując się do drzwi.

- Wiesz… Jakbyś jeszcze potrzebował pomocy, zawsze możesz do mnie zajrzeć - rzuciła za nim.

Japończyk otworzył drzwi i mimo woli zerknął na nią.

- Przyślę ci więcej danych, jak tylko dowiemy się więcej o tym Ortedze - odparł, po czym opuścił pomieszczenie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline