Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2019, 08:01   #361
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Wizje przypominały jej jak to było widzieć. Zupełnie jakby Pan odebrał jej wzrok, po to by mogła dostrzegać coś, czego nie widzieli inni. Nie rozumiała dlaczego właśnie ona, ale starała się z tym nie kłócić, bo Pan w swej mądrości obdarza nas takim krzyżem jaki jesteśmy w stanie nieść. A młoda siostra nosiła ten krzyż nie uginając karku. Mimo to, po wizjach, takich jak ta, niepewność zawsze rozchodziła się po jej skórze, jak mrówki po plamie miodu. Niemal wydawało jej się, że czuje mrowienie pod skórą, ale to była tylko ręka, którą przeleżała. Poruszyła nią i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, w jakim położeniu się znajduję i że coś tu jest nie tak. Usiadła gwałtownie a jej wierna przyjaciółka, jawiąca się bardziej jako wróg wciąż tu była.

Ciemność. Jej największy wróg, bo tym wróg silniejszy im bliżej Ciebie. Tym większą ma nad Tobą moc im bardziej w Twojej głowie. Jej przypadłość, choć fizyczna, największy wpływ miała na jej psychikę. Klara pamiętała, gdy pierwszy raz obudziła się bez wzroku. W wiosce mówili, że to cud, że nie powinna oddychać, że rodzice powinni zbijać dwie sosnowe trumienki, a nie tylko jedną. Pamięta te głosy, pamięta zapachy,które pierwszego poranka bez wzroku, tak bardzo intensywne się dla niej stały. Do dzisiaj pamiętała tą niepewność, ból w stopach, którego pochodzenia nie znała, ból w dłoniach, ciepłą krew od czasu do czasu spływająca po skórze. Nie rozumiała wtedy i bała się, ale teraz zdawało się, że strach, który odczuwała wówczas wydawał się jedynie popłuczyną tego, co odczuła budząc się. Bo zabrakło nie tylko zmysłu wzroku. Brakowało jego.

Wyrwała się z objęć Morfeusza i odruchowo wciągnęła powietrze. Nic. Zero zapachu kwiatów Wschodu. Odruchowo rozejrzała się, węsząc w powietrzu. Nic. Serce załopotało w jej piersi jak uwięziony w klatce słowik, który chce się wyrwać na wolność.
- Witoldzie? - szepnęła, bo nie chciała być głośną. Nie wiedziała gdzie jest, nie czuła zapachu innych ale nie mogła mieć nigdy pewności. Cisza sprawiła, że cała zadrżała. Rekoma próbowała wymacać otoczenie, wyczuć fakturę pod palcami, spróbować wyczuć przeciąg, by oszacować kierunek wyjścia.
- Witoldzie? - Odważyła się zawołać trochę głośniej, nie przerywając badania otoczenia.
 
Lunatyczka jest offline