Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2019, 08:45   #15
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Jakub Świdnicki otrzymał od Neonowych Aniołów informacje, których potrzebował. Namiary na jednego z członków sfory Bats out of Hell, mężczyznę imieniem Vernon Wickliff. Został on uprzedzony o chęci spotkania i wyraził zgodę. Zaproponował też miejsce - niewielką baro-kawiarnię "Rojo Libros" mieszczącą się w Małej Havanie. Był to przybytek znajdujący się na uboczu, serwujący głównie tanie jedzenie, mocną kawę i słabe piwo. Dodatkową atrakcją była możliwość skorzystania z książek i gier planszowych stanowiących część wystroju.
Kiedy Tremere znalazł się na miejscu, przez szybę było widać, że nawet o tak późnej godzinie lokal wciąż ma kilku klientów. Dwóch starszych Kubańczyków grało zacięcie w warcaby. Jeden młody mężczyzna o zafarbowanych na biało włosach i w rozchełstanej koszuli czytał tomik poezji i wręcz emanował aurą geja. Trzech robotników w średnim wieku siedziało przy barze pijąc piwo i dyskutując o czymś zaciekle. Ostatnią osobą była młoda kobieta w skromnej sukience, która przeglądała zawartość regału z książkami i nie mogąc się najwidoczniej na nic zdecydować, dość często rzucając jednak zaciekawione spojrzenia w kierunku młodego wielbiciela poezji.
Jakub, nim wszedł do środka, rozejrzał się dyskretnie, szukając "ogona". Zadowolony z obserwacji zaszczycił lokal swą obecnością.
Stanąwszy w drzwiach poczekał chwilę by bywalcy mogli go spostrzec.
- Szukam - rzekł głośniej - Vernona Wickliffa. Jest tu taki?
Barman spojrzał na wchodzącego nieprzyjaźnie.
- To nie jest biuro osób zaginionych - powiedział. - Zamawia pan coś, czy kontynuuje swoje poszukiwania gdzie indziej?
Wszyscy bywalcy zwrócili się w kierunku Iskry, ciekawi jego odpowiedzi. Wieczór był nudny, a tu zapowiadało się potencjalne widowisko.
Iskra poczochrał się w łepetynę.
- No tak, gdzie moje maniery - postukując laską zbliżył się do baru - Mała single malt, proszę.
Siadając przy barze Jakub poczekał na drinka.
Rozczarowani bywalcy szybko stracili zainteresowanie przybyszem. Barman tymczasem pokiwał głową, przygotował napój i podając go mruknął:
- To na jego koszt. - Drobnym gestem wskazał białowłosego młodzieńca.
Świdnicki umoczył usta w alkoholu po czym odwrócił się w kierunku sponsora. Przyciągnął jego wzrok wykonując gest oznaczający - "Może się do mnie przysiądziesz?".
Białowłosy uśmiechnął się lekko, trzymanym w dłoni tomikiem wskazał na puste krzesło naprzeciwko siebie, po czym ponownie zagłębił się w lekturze.
Tymczasem dziewczyna wybrała wreszcie jakąś książkę i usiadła przy stoliku obok. Udając, że czyta, dała znak barmanowi, który przyniósł jej szklankę herbaty i ciastko. Widać musiała tu bywać regularnie.
Jakub wstał i nieśpiesznie, niczym statek pod pełnymi żaglami, podryfował w kierunku młodzieńca.
Usiadł naprzeciwko zerkając ciekawie na stronę tytułową tomiku.
- Iskra - przedstawił się skinąwszy głową po czym zerknął na dziewczynę przy stoliku obok - Twoja znajoma?
Książka nosiła tytuł "Nocne motyle", nazwisko autora nie widniało na okładce.
- Witaj, Iskro - odparł młodzieniec, uśmiechając się przyjaźnie. - Ja jestem tym, kogo szukasz. Vernon Wickliff, ale możesz mówić mi Vern.
Ściszywszy głos dodał:
- Ta drobna kruszyna nie jest nikim, kim musiałbyś się przejmować. Jest po prostu… niezdrowo zafascynowana moją osobą. Fascynacji tej dodaje sił specjalny składnik herbaty, którą zamawia… - mówiąc to wykonał drobne, ale znaczące gesty: przeciągnął paznokciem po swoim nadgarstku na następnie opuścił palec nad swoją szklanką, jakby strącał do niej niewidzialną kroplę. - Ale nie o niej przyszedłeś tu rozmawiać. Nim jednak przejdziemy do tematów ważnych, pozwól mi powiedzieć, że naprawdę doceniam styl twego ubioru. Pasuje on do twojej fizjonomii, a ty masz odwagę nie zmieniać go, mimo że wyróżniasz się w tłumie. Potrafię to uszanować…
- Dziękuję - Jakub skinął głową - Chyba obaj mamy swój styl. Powiedz, jesteś stylistą? Kreatorem mody? A może poetą?
- Cóż mam rzec, gościu mój? Jestem artystą, smakoszem, estetą… w równym stopniu rozkoszuję się dobrą książką, pięknem ciała czy smakiem napoju. Posiadam również szereg innych zainteresowań, którym mogę poświęcić nadmiar wolnego czasu. Te, które wymieniłeś, do głównych nie należą, ale nie przeczę, że mnie nie fascynują. Czasem trzeba oderwać się od ksiąg i zanurzyć w zawiłościach współczesnego życia z wszelkimi jego odcieniami… Ach, wybacz moją próżną gadatliwość. Czymże mogę przysłużyć się Braciom?
- Rozmawiałeś z AJ. A może ktoś inny z was z nią rozmawiał - Jakub raz jeszcze umoczył usta w trunku po czym odstawił go na stolik - Na jedno wychodzi. Powiedz, co ona ci o nas powiedziała? I, co jest równie ważne, nie przeszkadza ci rozmawiać o sprawach ważnych w miejscu publicznym?
- Miejsca publiczne potrafią być przytulne. Ponadto zapewniają poczucie bezpieczeństwa ponieważ żaden przedstawiciel naszego rodu, który ma pod kopułą swej czaszki choć dwie szare komórki, nie zacznie bez ważnego powodu awantury w miejscu publicznym. Camarilla dobrze to rozumie, a i nasi przywódcy coraz bardziej przekonują się do tej idei, którą zaczęli nazywać "silentium sanguis". Jakby tego było mało, miejsca publiczne wymuszają na rozmówcach ostrożność w słowie i kreatywność w elokwencji, co mi osobiście sprawia szczególną satysfakcję. Nie wątpię, że także dla osoby o twojej pozycji, a co za tym idzie, również inteligencji, nie stanowi to żadnego problemu…
- Co do mojego przelotnego spotkania ze słotką Ann Jane, to nie jestem w stanie dokładnie powtórzyć jej słów, ale brzmiały one zapewne podobnie do tego… - zamilkł na moment, po czym zaczął mówić szybko i z przejęciem - "Przybyła do miasta Sfora Braci. Bardzo ważni. Gwiazda potwierdza. Trzech ich było, trzech z fasonem. Arcybiskup co twierdzi, że jest czwartym biskupem i zdobionym mieczem; ojciec wszystkich alfonsów oraz kuzyn Herlocka Sholmsa." Zakładam, że to ostatnie określenie dotyczy ciebie, mój drogi gościu - ostatnie zdanie wyrzekł wracając już do swego zwykłego tonu, leniwego i słodkiego niczym miód.
- Gdybym był najlepszym detektywem świata znalazłbym cię sam, nie potrzebowałbym do tego słodkiej AJ - Jakub przygładził brodę tak jakby chciał ukryć chytry uśmiech - Ale do rzeczy. Tak, zaiste, to ON jest czwartym biskupem, a ja tylko jego zaufanym. Jeśli chcesz mogę cię skontaktować z NIM, ale jest teraz dość zajęty. Zwłaszcza, że nie całe miasto jest gotowe na przyjęcie nowej wiary. Rozumiesz? Oczywiście, przedstawiciel Miecza bardzo przychylnie spojrzy na każdego kto zechce do niego dołączyć. A kto pierwszy ten lepszy, jak to u nas mówią. Połączmy siły i nakłońmy do tego pozostałe sfory. Niech tutejsi lenie i anarchiści znów zaczną działać jak na miecz przystało! - Świdnicki wykonał gest cięcia - Jesteście zainteresowani?
- Myślę, że nie ma potrzeby, aby jakże zajętemu nowemu biskupowi zaprzątać uwagę moją skromną osobą - machnął niedbale ręką. - Lepiej rozmawiajmy między sobą, dwaj przedstawiciele dwóch ważnych person. Na razie widzę, że przybywacie jako misjonarze, ale ciekaw jestem czy swą wiarę szerzyć zamierzacie jedynie słowem, czy również mieczem i ogniem… Bo jeśli nie liczyć grupy, do której mi przyszło należeć, to w tym mieście są sami, jak to określiłeś, "lenie i anarchiści". Toteż idea sojuszu nasuwa się sama, ale czy rzeczywiście byłoby to korzystne dla nas rozwiązanie? Nie znamy waszej siły, przekonań ani powiązań, jedynie jakże skromną liczebność…
Jakub skinął głową.
- Może więc stosowna byłaby jakaś demonstracja siły i zdecydowania - rzekł do Vernona - Czy jest coś co możemy dla was zrobić?
- Skoro już padło to pytanie, pozwól, że opowiem ci pewną historię… Była sobie ćma, piękny nocny motyl. Ćma rozkoszowała się otaczającą ją ciemnością, to znów była przyciągana przez blaski magicznych świateł. Jednak pewnej nocy zjawiły się nietoperze gotowe pożreć biednego motylka. Cóż więc uczyniła ćma by przeżyć? Przekonała nietoperze, że jest w stanie rozwiązać dręczący je problem gnilnego kwiatu, któremu ani spryt ani siła nie były w stanie zaradzić. Ćma szczerze wierzyła, że jest w stanie tego dokonać. Niestety… - rozłożył ręce w bezradnym geście. - Rzeczywistość okazała się okrutna dla delikatnego motyla nocy. Teraz drży on wewnętrznie w każej upływającej chwili, wie bowiem, że nietoperze mogą uznać, że jego użyteczność jego nie jest większa od tej jaką reprezentuje skromny posiłek. - Zakończył opowiastkę dramatycznym westchnieniem. - Gnilny kwiat rośnie w sercu Małej Hawany a jego korzenie przerastają całą okolice. Jego soki zaś sprawiają, że owady, którymi wcześniej nietoperze mogły się żywić, teraz stają się albo nieuchwytne, albo groźne, albo i nawet trujące. Ćma sądzi, że jakiś tajemniczy pająk snuje swą sieć wokół gnilnego kwiatu. I obawia się, że jeśli nie zostanie on powstrzymany, może nawet zagrozić reszcie miasta.
- Bardzo ładnie to powiedziałeś - zakpił łagodnie Jakub - Poetycko, rzekłbym. Ale byłbym rad gdybyś był bardziej prozaiczny.
- Do usług… Ćma to oczywiście ja, nietoperze zaś to sfora, do której przyszło mi należeć. Gnilny kwiat to kult voodoo, zaś pająk to jakiś spokrewniony, który próbuje wykorzystać go dla własnych korzyści. Czy jest to wystarczająco prozaiczne? - skrzywił się z niesmaku. - Rzeczywistość niestety potrafi być do bólu prozaiczna, powiem więc wprost: pomóżcie mi rozwiązać problem w Małym Haiti a wszyscy na tym skorzystają. A gdy już będziemy świętować sukces zaaranżuję sojusz i w dalsze batalie ruszymy już razem jako wielka, szczęśliwa rodzina… lub sprawna, bezlitosna armia, jak wolisz.
- Wyśmienicie! - uśmiechnął się Iskra - Proszę jak się dogadujemy! To rozumiem. Postaramy się, postaramy. Ale najpierw powiedz mi co wiesz o tym kulcie.
- Praktycznie kontroluje całe Małe Haiti, ale czasami próbuje też swoich sztuczek w innych częściach miasta… na szczęście zwykle jest powstrzymywany. Przewodzi mu kobieta nazywana "Cioteczką", która przy pomocy narkotyków, hipnozy, a może i magii potrafi przejąć kontrolę nad śmiertelnymi. Mimo wielu prób nie udało mi się jej odnaleźć. Miałem wrażenie, jakby jakaś siła otumaniała moje zmysły i rozum. A gdy się nie poddawałem, zostałem zaatakowany przez gang haitański i ledwie uszedłem cało. Podejrzewam, że cały gang jest pod kontrolą kultu. Ostatnio zresztą organizacja wzrosła w siłę i chyba nawet koronowana głowa jest zaniepokojona, skoro do miasta zostali zaproszeni zarówno przedstawiciele Czarodziejów jak i Nekromantów.
- Mówisz, że nie możesz znaleźć tej Cioteczki - Iskra podrapał się w czubek nosa - A siedziba tego kultu? Albo chociaż gangu haitańskiego?
- Kult zdaje się nie mieć jednej, centralnej siedziby. Nie udało mi się nawet ustalić w jaki sposób się komunikują - skrzywił się lekko. - Co do gangu natomiast to mają dwa główne centra operacji: złomowisko, gdzie przechowują większość uzbrojenia i pizzerię, która służy za punkt zbiorczy oraz przykrywkę dla handlu narkotykami. Poza tym kontrolują praktycznie całą dzielnicę z wyjątkiem drukarni i firmy taksówkarskiej, które są pod ochroną gangu V, monarchistów. I poza parkiem przyczep, którego pilnuje jeden taki buntownik, co nieobce mu zarówno ciężkie uzbrojenie jak i materiały wybuchowe.
- Wiesz kto zarządza gangiem pod nieobecność Cioteczki?
- Cioteczka nie zarządza gangiem. Przynajmniej nie oficjalnie. Jego przywódcą jest mężczyzna o imieniu Francois Macoute a jego prawą ręką osoba o przezwisku "Czarne Voodoo". Ten pierwszy to gangster z ojca i dziada, sam ponad dwadzieścia lat działa aktywnie, ostatnie cztery stoi u sterów organizacji. Ten drugi… to zagadka. Początkowo podejrzewałem, że to on może być Spokrewnionym pociągającym za sznurki, ale nie… nie udało mi się ustalić jego prawdziwej tożsamości, ale potwierdziłem, że jest śmiertelny.
- Wróćmy jeszcze na chwilę do tych V. Gang monarchistów, tak? AJ nic o nich nie wspominała. Co to za jedni? No i ten buntownik, znasz jego personalia?*
- Pewnie uznała, że wszyscy o nich wiedzą. To za ich pośrednictwem Książę kontroluje przestępczy półświatek. Co do buntownika to nie przypominam sobie jego nazwiska, ale nazywają go "Jednoręki Phil".
- No dobrze - Jakub trzepnął się po kolanie - Dobrze. Więcej grzechów nie pamiętam. Dajcie nam parę dni, a my zobaczymy co się da zrobić. I wymieńmy się numerami telefonów.
Tak też się stało.
Jakub opuścił kawiarnię całkiem zadowolony. Zebrał sporo informacji. Cierń będzie wiedział co z tym zrobić.
Trzeba się z nim spotkać.
Byle szybko.
 
Jaśmin jest offline