- Jak mówiłem. Całkiem tu przytulnie po pozbyciu się paru zjaw i zapaleniu świec. - Podsumował Oswald i usadowił się na starym, lekko chwiejącym się fotelu naprzeciw okna z witrażem. - Z tym kielichem to bym uważał. Wygląda podejrzanie no i musi być jakiś powód dla którego nikt go nie zrabował. Nazwijcie mnie paranoikiem, ale śmierdzi mi to magią. Dobrą? Złą? Cholera jedna wie. - Zamyślił się wpatrzony w rzeczone naczynie oblane poświatą księżyca. Pomimo spokoju świątyni, lęk przed trupiobladą tarczą luny nieubłaganie wkradał się w jego myśli. - No i kolejny raz przydałby się nam jakiś magister czy inny uczeń kolegium. Mam wrażenie, że dużo nam umyka bo po prostu tego nie widzimy. - Pokręcił głową. - Nie jestem śpiący. Wezmę pierwszą wartę. - Powiedział z lekko wyczuwalnym wahaniem, ponownie zerkając w stronę okna.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |