Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2019, 23:40   #498
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Po pierwszym kuflu i spełnieniu dzięki temu obowiązku gościnności, na prośbę Galeba i Detlefa Lager wyszedł z nimi do osobnej izby. Gdy zasiedli i napełnili kufle Lager spoważniał. Mistrz Browarnik potrafił rozpoznać Runiarza, nawet jeśli ten nie mówił wprost kim jest. Nie poganiał i nie pospieszał. Czekał.
Runiarz rozluźnił odrobinę bandaże, aby odsłonić trochę bardziej usta i oczy, by dało się je łatwiej dostrzec. Z powagą wyjaśnił, że szukają ołtarza Valayi, który znajdował się w zakładzie Bugmana, bowiem chcą ją prosić o błogosławieństwo i radę na sytuację w której się znaleźli. Nie chcąc okazywać gospodarzowi braku szacunku Galeb wyjaśnił, że jest to kwestia między innymi tej atmosfery między ludźmi pośród których przyszło im podróżować. Przyznał, że chcą się pogodzić z Pramatką i Przodkami, bo nie wiedzą jak ta podróż się zakończy, ani czy zdołają zachować swój honor. Dodał też że Browar Bugmana to bardzo ważne dla niego miejsce i byłby wdzięczny Stoutsonowi, gdyby ich oprowadził.
Stary Browarmistrz ucieszył się bardzo ze sposobności przedstawienia swojego dzieła komuś tak znamienitego jak runiarz. Wyszli na zewnątrz by skorzystać z tego że jeszcze było widno. Ruszyli pomiędzy zrujnowane mury, a Lager opowiadał, gdzie znajdowały się jakie pomieszczenia i historie jakie znał związane z tym miejscem. Kiedy przechodzili od miejsca do miejsca Galeb mimochodem podpytywał się o sytuację w Karak Hirn i Górach Czarnych. Niektóre z tych miejsc znał z opowieści. Nawarzalnia, pozostałości tanków na wodę, dawne magazyny i spichlerze, izby mieszkalne.
Kiedy weszli pomiędzy odkopane fundamenty jednego z budynków mieszkalnych, Galeb przyjrzał się uważnie framudze pozostałej po drzwiach. Ostrożnie je obadał, po czym wykonał kilka powolnych kroków w głąb ruiny. Policzył mijane ślady pomieszczeń, a potem odwrócił się, przeszedł kolejnymi pozostałościami korytarza i zatrzymał się przed niskim kamiennym łukiem.
- Tu. - mruknął cicho.
Przeszedł łuk i skulił się przypatrując uważnie sterczącym z ziemi resztkom ścian z kamienia. Otarł jeden z nich z mchu, odpiął od pasa hełm i porównał wyryty na brzegu symbol ze znakiem, który odsłonił.


- Tutaj... Tutaj znajdowała się izba Galvina Migmarsona z klanu Kamiennego Dzbana, mojego ojca, za czasów jego terminu i pracy u Mistrza Bugmana z klanu Smoczych Grzbietów. - rzekł spokojnie - Dziś Galvin zarządza własnym browarem nadanym mu przez Króla Barak Varr, gdyż zgodnie z życzeniem swojego nauczyciela nie ruszył za nim by wspomóc go w zemście na grobich i odbiciu porwanych Smoczych Grzbietów. - zamilkł na moment - Pomimo że jestem jego Pierworodnym i wedle obyczaju powinienem iść jego śladami, mój ojciec nie narzekał i wspierał mnie w tym że wybrałem naukę tajemnego rzemiosła u Tharteka Pustelnika. Był ze mnie dumny. Kiedy powróciłem straszliwie oszpecony po Karak Azul przyjął mnie bez mrugnięcia okiem i dzięki niemu i matce zawróciłem z posępnej ścieżki, którą zmierzałem ku zgubie.
- Lagerze Stoutsonie… nie jestem w stanie teraz wyrazić swojej wdzięczności za opiekę jaką roztoczyłeś nad tym miejscem. Nasze zadanie nagli nas, jednak dzisiaj wieczorem jeżeli przyniesiesz do mnie najlepszy biały oręż jaki posiadacie oznaczę go runą, by w chwili zagrożenia pomógł wam je odegnać.
- Twój ojciec może być dumny z syna. Kowal Run to dobry zawód - zawiesił głos jakby chciał dodać, że niemal tak dobry jak Browarnik, ale nie powiedział nic takiego.
Atmosfera tego miejsca wpływała na wszystkich dawich.
- Syn czeladnika Bugmana. No no… - mruknął do siebie - Przepisu pewnie nie masz… A zresztą, nieważne. Być może rzeczywiście będę chciał Cię o coś poprosić. A Ołtarz Valayi znajdziesz tam - pokazał, intensywnie o czymś myśląc - Pomiędzy dwoma zniszczonymi posągami - dodał.
I rzeczywiście, tak jak w każdej twierdzy, tak i w każdym browarze musiała znaleźć się świątynia Opiekunki Khazadów. Na nadprożu zachowanych drzwi zobaczyli runę


a wśród kamiennych odłamków znaleźli resztki dawnych darów wotywnych - tarcze. Choć zniszczone przez grobich i czas, były świadectwem dawnych modlitw i próśb. Sam Ołtarz uniknął zniszczenia, a sądząc po oczyszczonej ścieżce prowadzącej od drzwi do niego i po resztkach ofiar z jedzenia i z piwa, budowniczy korzystali z niej regularnie.

Na zniekształconych ustach Galeba zagościł łagodny uśmiech. Kiwnął głową.

- Obiecałem sobie, że jeżeli dotrę tutaj to oddam cześć ojcu i Bugmanowi wybierając na następne rzemiosło do opanowania sztukę warzenia piwa. - powiedział -I oto się udało. Mam nadzieję, że za jakiś czas, jeżeli Bogowie Przodkowie pozwolą, powrócę tu i będę w stanie wziąć udział w Tygodniu Piwa nie jako degustator ale jako piwowar.

Chodząc po ruinach poczuł pewien przypływ... inspiracji. Historia Rangerów Bugmana była mu znana aż za dobrze i wiedział o pewnych rzeczach, których nawet krasnoludzie nie byli świadomi. Była to historia tragiczna, lecz opowiadała o wielkich wojownikach, którzy polegali w zemście nie na ciężkich pancerzach, czy brutalności, a na swojej przebiegłości i pomysłowości. Nie mówił tego nikomu, ale właśnie na Rangerach Bugmana chciał się wzorować jeżeli chodzi o wojenne rzemiosło. Dlatego w Meissen poprosił o pomoc tamtejszych gońców.
Jedni mogli powiedzieć, że to pochopne rozproszenie się od tematu runotworzenia, jednak Galeb po swoim ojcu odziedziczył przeświadczenie, że nic tak nie rozwija jak wszechstronność. Pozwalało to spojrzeć z nowej perspektywy na swoją życiową ścieżkę i dostrzec rzeczy, które pozostawały ukryte przed wzrokiem idących przetartymi szlakami. Galvinson czuł, że działając jako runotwórca i inspirując się najbardziej wszechstronnymi wojownikami pośród dawi będzie w stanie wiele osiągnąć dla siebie i swojej rasy.
Skinął do Detlefa i podszedł do ołtarza klękając na jedno kolano i odwiązując z głowy bandaże by stawić się przed Pramatką z odsłoniętą twarzą. Dzięki miksturom, udało się trochę wygładzić najpaskudniejsze blizny, zagoić rany tak by się na nowo nie otwierały, ale wciąż wyglądał tak że mógłby spokojnie nawiedzać koszmary istot o słabych nerwach.
Nie miał przygotowanego tradycyjnego podarku dla Valayi, dlatego położył pod ołtarzem swój hełm oznaczony runą, który od czasu Azul stanowił jego drugą twarz. Ten sam kawałek stali przekuwany, mieszany i naprawiany wielokrotnie, w którego wsiąkło wiele jego krwi i potu, który nie raz uratował mu życie.


- Valayo, Pramatko, Opiekunko nasza. Pokornie zwracamy się do Ciebie, my twoi gniewni synowie. Dziękujemy Ci za opiekę nad nami i prosimy byś dalej nas strzegła, bowiem droga nasza okryta jest mrokiem i siecią intryg. Prosimy Cię obdarz nas mądrością, byśmy postąpili słusznie, bowiem nasz wzrok nie przenika wszystkiego tak jak spojrzenia Bogów Przodków. Jak powinniśmy postąpić, Pramatko? Jak mamy dopełnić naszą misję nie tracąc honoru i nie okrywając hańbą naszych klanów?
- Na początek mógłbyś nie łamać danego słowa - Galeb dałby głowę, że usłyszał rozeźlone parsknięcie krasnoludzkiej kobiety w średnim wieku - W czasach gdy nawet Kowale Run świadomie łamią przysięgi nie można się dziwić, że Chaos rośnie w siłę. Ludzie nie ufają sobie nawzajem… Czy pomyślałeś choć przez chwilę, Galebie Galvinsonie, co stanie się, gdy przestaną ufać także krasnoludom? Jeśli nie można ufać słowu kowala run, to czyjemu można? Boisz się, że Twój dowódca nie umie iść drogą honoru. Jest słabym człowiekiem, wychowanym na dworach, gdzie musiał pozwolić na wykoślawienie swojej duszy, bo inaczej by zginął. A jaka jest Twoja wymówka?
Runiarza zamurowało. Otworzył usta, zamknął. Oczy miał wlepione w ołtarz, a w gardle zrobiło się sucho. Raz, że Bogini przemówiła bezpośrednio do niego, dwa, że sam przecież chciał tu przychodząc oddać się osądowi Bogów Przodków, trzy, że sam przyznał iż oni wszystko widzą, cztery…
Cztery, to Bogini miała rację. Złamał słowo z gniewu na ludzi, którzy wymuszali na nim rzeczy. Wissenlandczycy wcielający go siłą do armii, Brok każący mu zanieść list do oblegających, von Grunnenberg swoją niekompetencją narażający wszystkich wokół. Mógł po prostu zamknąć gębę, zrobić swoje, bez zabawy w “kreatywne księgowanie” zasadami.
- Gniew. No tak. Nieodrodny syn Grimnira. Przynajmniej nie szukasz nożyczek i pomarańczowej farby, tylko myślisz - w głosie Matki pojawiło się rozbawienie - Może jeszcze coś z Ciebie będzie. Słusznie się obawiasz intryg mrocznych sił mój synu. Zwykle nie pojawiam się wprost, ale skoro osłabili granice… A to w końcu było jedno z moich ukochanych miejsc. Może kiedyś znów będzie. A Ty, jeśli chcesz dopełnić misję - mów prawdę. Nie ma nic niehonorowego w samym wypełnianiu tego zadania. Przysłuży się ono nie tylko naszym przyjaciołom z Imperium, ale także samym krasnoludom, nawet jeśli przez chwilę może się wydawać inaczej. Pytanie jak będziesz ją wypełniał. I czy naprawisz wyrządzone przez swój gniew szkody… A odpowiedź na pytanie Lagera brzmi “tak, z przyjemnością” - w głowie Galeba rozbłysło jasne światło i stracił przytomność. Gdy ją odzyskał miał w głowie wzór - znak podobny do runy Valayi. Wiedział, że jest to Runa Ogniska Domowego, która może być wykuta w kamiennym progu domostwa. Przepełnia krasnoludy dumą ze swojej szlachetnej twierdzy, klanu i przodków. I chroni miejsce przed Chaosem.

Nabrawszy gwałtownie powietrza Galeb odzyskał świadomość i spojrzał na Detlefa i Lagera błędnym wzrokiem, po czym poderwał się z ziemi, dość gwałtownie po czym opadł znów na kolano przed ołtarzem i się skłonił. Dopiero po chwili odzyskał rezon, a spojrzenie się uspokoiło.

Miał wiadomość do przekazania staremu piwowarowi.

I pewną ważną runę do wykucia na progu Dziedzictwa Bugmana. Wiedział, że nie ma dość sił, aby ją wykuć w normalnych okolicznościach, jednak Valaya patrzyła na to miejsce przychylnie. Galvinson uznał, że jest to sytuacja w której będzie ją w stanie wykonać zanim opuszczą to miejsce.
Kiedy okoliczności lub Bogowie Przodkowie sprzyjali pewne zasady działały inaczej. Galeb miał nadzieję że modlitwa ze strony jego oraz tutejszych krasnoludów (a przynajmniej Lagera) w trakcie pracy i przychylność Valayi względem tego miejsca oraz przedsięwzięcia wystarczą, by dzieło dedykowane Jej chwale powstało w wyjątkowym tempie.
A jeżeli nie... To Galeb będzie miał powód by powrócić do Dziedzictwa Bugmana.

Jeszcze parę spraw wymagało rozważenia. Jednego był absolutnie pewien - zlecenie ze strony armii Wissenlandu w jego głowie znacząco wzrosło na znaczeniu. Oznaczało to udzielenie pomocy gaar, ale była to błahostka w porównaniu z ignorowaniem szerszego kontekstu sprawy.
Przy okazji zanotował sobie w głowie by będąc w Karak Hirn wysłać wiadomość do ojca z prośbą o wsparcie wysiłków Lagera i jego rodziny. Musiał też wyjawić Lagerowi prawdę o ich zadaniu, bowiem jeżeli misja się powiedzie i krasnoludy wesprą Wissenland to Graniczni mogą przybyć tutaj z wrogimi zamiarami. Dziedzictwo Bugmana musi być przygotowane. To przedsięwzięcie... nie może upaść.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 22-04-2019 o 16:07.
Stalowy jest offline