Dar, jakim Randulfa obdarzyli bogowie, mógł by tak błogosławieństwem, jak i przekleństwem, a korzystanie z niego miało zarówno dobre jak i złe skutki. Niektóre wizje odbierały siły i zwalały z nóg, lecz łucznik postanowił zaryzykować. Wiedza niekiedy mogła uratować życie.
Dotknął witrażu... i wtedy zobaczył dwóch rycerzy, oraz usłyszał wypowiadane przez nich słowa błogosławieństwa. Co prawda zrozumiał tylko część tych słów, ale widział, jak witraż na nie zareagował.
"Dzięki Ci, Pani", pomyślał, z szacunkiem pochylając głowę
- Jestem przekonany, że to najbezpieczniejsze miejsce, jakie moglibyśmy znaleźć w okolicy - powiedział, po czym obrócił się i dotknął kielicha. Był przekonany, że nie kryje się w nim nic złego. Nawet nie pomyślał o tym, że mógł go tu przynieść ktoś inny, niż twórcy witrażu.
No i okazało się, że miał rację.
Co prawda nie zdołał usłyszeć całej przemowy, ale doszedł do wniosku, że kielich kryje w sobie dobro. Oczywiście nie mógł z czystym sumieniem polecić tego trunku. Pozostawało przekonać się osobiście, czy wizja mówiła prawdę.
- Ten kielich jest ściśle związany z tym miejscem - powiedział, po czym chwycił kielich i upił mały łyk.