- Śpisz? - zapytał Charles po dłuższej chwili.- Jak zaraz się stąd nie ruszymy to ja zasnę, a wtedy chciałbym cię zobaczyć jak będziesz próbować mnie wyciągnąć z wanny - powiedział zaspanym głosem.
- Gdyby tak się stało to obiecuję, że pilnowałabym, żebyś trzymał głowę powyżej powierzchni wody - odparła z rozbawieniem, ale nie ociągając się zaczęła wstawać. Przeczesała palcami włosy, przy okazji ściągając z nich wodę. Wyszła z wanny, asekuracyjnie opierając się o jej brzeg. Sięgnęła po ręcznik i zaczęła się wycierać. - Masz może suszarkę? - zapytała, spoglądając na szafki przy zlewie.
- Gdzieś powinna być - odparł Charles również wychodząc z wanny i sięgając do górnych szafek po drugi ręcznik oraz dwa grube, białe szlafroki. - O jest! - powiedział zaglądając do szafki obok i wręczając znalezisko Iryi.
Corday w tym czasie osuszyła swoje ciało i gdy Charles znalazł to co chciała podeszła do niego.
- Świetnie - ucieszyła się. Otarła pobieżnie włosy mokrym już ręcznikiem i odwiesiła go. Wzięła od Morgana suszarkę i włączyła ją, a następnie bez pytania zaczęła przeglądać szafki w poszukiwaniu czegoś do czesania. Zadowoliła się pierwszym zauważonym grzebieniem. Proste blond włosy sięgały jej do połowy pleców co oznaczało, że wysuszenie ich zajmie dłuższą chwilę.
- Idź do łóżka - powiedziała do Charlesa, patrząc na niego poprzez odbicie w lustrze. - Przyjdę do ciebie jak tylko skończę - dodała, rozczesując sobie włosy.
Jego reakcją była mieszanina zaskoczenia i rozbawienia. Wydawanie mu poleceń było dla niego najwidoczniej czymś nowym, ale z lekkim ociąganiem ruszył w kierunku drzwi.
- Będę naprzeciwko - poinformował od progu z głupim uśmiechem, poprawiając szlafrok.
Patrząc w odbiciu lustra jak sylwetka Morgana znika z łazienki, Irya zaczęła się zastanawiać co mu tym razem przyszło do głowy, bo sama akurat w tym co powiedziała, nie miała podtekstu seksualnego. Ale to już był czas przeszły, bo po jego minie zaczęła wracać jej ochota.
- Kto by pomyślał, że będzie tak na mnie działać starszy facet - zażartowała sobie do własnego odbicia. Uporanie się z włosami, bez wygodnej szczotki i odpowiedniej odżywki w sprayu, zajęło jej więcej niż zazwyczaj. W końcu wyłączyła suszarkę i odłożyła ją wraz z grzebieniem do zlewu. Wzięła szlafrok, który zostawił jej Morgan i owinęła się nim.
Dzień 1 piątego miesiąca roku
Drzwi do pokoju gościnnego były uchylone na tyle, by mogła wejść do środka, bez szerszego ich otwierania. Zachowywała się cicho na wypadek gdyby jej kochanek zdążył zasnąć w oczekiwaniu na nią. Ale on nie spał. Leżał na łóżku z rękami za głową i wpatrywał się w sufit. Nie zareagował gdy Corday stanęła w progu. Odwrócił głowę w jej kierunku dopiero, gdy ruszyła w głąb pokoju. Irya uśmiechnęła się promiennie do niego, gdy ich spojrzenia się spotkały. Nieśpiesznie zbliżyła się do łóżka i usiadła na nim w na wpół leżącej pozycji z głową podpartą na ręce. Patrzyła na niego, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie jakby o czymś sobie właśnie przypomniała.
- Naprawdę myślałeś, że nie zabezpieczyłam się przed wpadką? - zapytała, szczerząc ząbki w uśmiechu.
- Tak szczerze to miało znaczenie tylko na początku - odpowiedział z delikatnym uśmiechem podnosząc się do pozycji siedzącej. - Wszystko robiliśmy z pełną świadomością konsekwencji - dodał i nieco spoważniał. - O co ci chodzi? - zapytał po chwili ciszy. - Zrozumiałbym gdybyś była nieświadomą ignorantką, ale udowodniłaś, że masz o wiele szerszą wiedzę niż zwykły zjadacz chleba i do tego poświęciłaś wiele wysiłku, żeby ją zdobyć. Co jest grane?
Irya przyglądała mu się, zastanawiając nad odpowiedzią.
- Mogłabym udać, że nie zauważyłam nagłej zmiany tematu i po prostu stwierdzić, że sama myśl, że mogłabym zajść w ciążę odbiera mi wszelką ochotę na seks, a posiadanie dzieci przeraża mnie bardziej niż znajomość z heretykiem, dlatego porządnie się wyedukowałam jak się przed tym skutecznie chronić - powiedziała i ciężko westchnęła. W końcu i ona spoważniała. - Charles, mówiłam ci już. To twoja wina, że się tym zainteresowałam i zaczęłam szukać.
- No i do czego doszłaś? I właściwie od kogo masz informacje? - zapytał, a na jego twarzy pojawił kpiący uśmieszek. - Nadal nie rozumiem jak można z pełną świadomością pchać się w znajomość z heretykiem, bo chęć posiadania z nim dzieci to już dla mnie kompletna abstrakcja - dodał w kwestii wyjaśnienia i parsknął śmiechem.
Irya zmrużyła oczy w udawanym oburzeniu, gdy Charles dalej drążył drażliwy dla niej temat. Może nawet to oburzenie nie było tak do końca udawane.
- Jak tak się zastanowić to nasze dzieci byłyby nie tylko bystre, ale i śliczne, a z tym miałyby wyjątkowo łatwo w życiu - powiedziała i podniosła się do pozycji siedzącej. Oparła się plecami o wezgłowie łóżka. Odwróciła spojrzenie od niego i skrzywiła się jakby zjadła coś gorzkiego. - W sumie to nie wiem od czego zacząć... Może od tego, że gdybyś podczas naszych kolejnych wspólnych spotkań nie okazał się taki czarujący to wszystko wyglądałoby teraz zupełnie inaczej - przyznała.
- Czyli jesteś w stanie zaakceptować potwora jeśli nie będzie on potworem w stosunku do ciebie? - Obdarował Iryę przenikliwym spojrzeniem.
- Może. Nie wiem - wzruszyła bezradnie ramionami. - Po prostu nie potrafię ciebie uznać za potwora - odpowiedziała. - Więc albo jesteś tak dobry w wywieraniu takiego wrażenia jakie chcesz, albo... - zmarszczyła brwi. - Cóż, naprawdę wierzę, że jesteś ze mną szczery. A ja teraz próbuję zrozumieć jak ktoś taki jak ty decyduje się być heretykiem.
- Skracając wszelkie wywody filozoficzne do minimum to kwestia jednorazowej decyzji, której konsekwencje ponosisz do końca, a dodatkowo mocno pomaga generalna niechęć do wszystkich ludzi - odparł z powagą. - Ludzkość sobie na wszystko sama zasłużyła.
- Dlaczego? - zapytała krótko i wyraźnie zainteresowana jakie miał ku temu powody.
- Bo to nasza naturalna potrzeba posiadać wroga. Jak go nie mamy na horyzoncie to walczymy sami ze sobą. Obie wojny korporacyjne są tego dowodem. Gdyby nie heretycy to pewnie bylibyśmy w środku trzeciej - odpowiedział jakby stwierdzał fakt.