Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2019, 20:39   #11
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację


Tymczasem w Małej Havanie, w podziemiach kościoła pod wezwaniem Santa Muerte, świadomość odzyskały śpiące w sarkofagach wampiry. Z pewnym trudem odsunęły ciężkie, kamienne płyty i wygrzebały się ze swoich leż. Podobnie uczyniła Emma Fermi, której bladobłękitny blask rozświetlił pomieszczenie.

- Kolejna piękna noc przed nami - oznajmiła swym łagodnym głosikiem. - Kolejna noc poszukiwań, groźby i tajemnicy...

- Cześć, maleńka, planujesz nam dzisiaj towarzyszyć w nocy? - Leo uśmiechnął się do duszycy. Zastanawiał się na ile jej obecność jest dla nich pomocna, na razie się przydała, ale na dłuższą metę mogło to być irytujące.

- Nie wiem, a potrzebujecie mnie? Jeśli tak, to ja bardzo chętnie przywitam wasze towarzystwo, jest przyjemniejsze od Nekromantki - odparła.

- Mamy się tu za chwilę spotkać z naszymi kompanami. - dodał, rozglądając się czy są sami w sanktuarium.
Wyglądało na to, że Matki Arszenik w podziemiach kościoła aktualnie nie było. Wejście do jej sanktuarium było zamknięte na głucho.

- Możemy na nich poczekać na zewnątrz. Nie ma jednak pewności, że uda im się tutaj dotrzeć. To miasto jest niczym betonowa dżungla… pełna krwiożerczych bestii. A Matka Arszenik nawet nie jest spośród nich najgorsza.

- Dzięki, myślę, że mogłabyś się nam przydać, mogłabyś szybko dotrzeć do naszych towarzyszy? - zapytał Leo.

- Niestety, nie za bardzo - odpowiedziała ze smutkiem duchowa dziewczyna. - Mogłabym ich wprawdzie nawiedzić w snach, ale wątpię aby jeszcze spali. Mogłabym do nich polecieć, ale moje zapasy plazmy są na wyczerpaniu, więc musiałabym się najpierw posilić.

- I pytanie, czy nie lepiej cię tu na razie nie zostawić Arthura, póki nie znajdziemy kryjówki na stałe… - Leo popatrzył na Tashę i cieżko rannego Ventrue, przy okazji używając krwi by uleczyć bardziej powierzchowne rany.
Tasha obudziła się głodna, cóż wczorajszy wieczór okazał się znacznie bardziej wymagajacy niż się spodziewała. Spojrzała na rany i z zadowoleniem uśmiechnęła się, widać jej ciało w trakcie letargu zrobiło co swoje i znów działało na pełnych obrotach.

- Dobry pomysł - odpowiedziała - sorki Arthur ale ductus ma rację, w tym stanie będziesz dla nas tylko ciężarem, najlepiej byłoby gdyby Matka pozwoliła nam Cię tu zostawić na parę godzin, póki nie ogarnęliśmy jakiejś kryjówki.

- O ile nie będzie to nadużycie gościnności Matki Arszenik, jest to dobry pomysł - stwierdził kapłan.

- Nie martwcie się, pozwoliła wam tu zostać, więc nie musicie się śpieszyć z przenosinami - zapewniła Emma. - Ona może być dość szorstka w obyciu, ale jeśli chodzi o złotookich to mogliście trafić dużo gorzej. Bywają kompletnie niezrównoważeni… - pokręciła głową. - To co, mam iść poszukać waszych towarzyszy i odprowadzić ich tutaj? Czy raczej dotrzymać wam towarzystwa?

- Myślisz więc, że nie będzie miała nic przeciwko paru dodatkowym gościom? Nie ma jak sfora Sabatu w twoim leżu - Leo skrzywił się sarkastycznie, po czym z powątpiewaniem spojrzał na duszycę, poprawiając okulary w zamyśleniu.

- Miejsc jest dość - odparła Emma, spoglądając na sarkofagi. - A jak długo nie złamiecie zasad, które wam dała, jesteście jej potencjalną pomocą. Przynajmniej ja tak myślę...

- Myślę, że mogłabyś pomóc im tu trafić - odparł. Sam natomiast miał zamiar wykonać parę telefonów, wpierw spróbował z Mendozą...

- No dobrze, to ruszam uzupełnić zapasy plazmy a potem odszukam i sprowadzę waszych towarzyszy! - Fermie zasalutowała z dziecięcą pasją i popłynęła w powietrzu w stronę wyjścia z podziemi.

Mendoza nie odbierał raz i drugi, ale wreszcie dał się złapać.
- Szefie! Nie bardzo mogę teraz gadać. Spotkajmy się gdzieś za… hmm, zależy gdzie jesteście, ja się stąd będę mógł urwać za jakiś kwadrans.

- Dobrze, jak możesz to przybądź do Kościoła w centrum Małej Hawany, tam się wszyscy spotykamy, powodzenia - odparł Ductus, po czym zerwał połączenie..

- Wygląda na to że wszyscy przetrwaliśmy, czego więcej można chcieć od życia - skwitował, po czym zwrócił się do Tashy.

- Wyjdźmy i poczekajmy na resztę na zewnątrz.
Skinęła głową i dziarskim ruchem skierowała się do wyjścia. Miała jedynie nadzieję, że Matka nie będzie miała nic przeciw pozostawieniu tu Arthura trochę dłużej.

Wampiry opuściły podziemia kościółka, znalazły spokojne, zacienione miejsce i czekały. W pewnym momencie Tasha wypatrzyła okazję - napadła wracającego do domu robotnika i upiła jego krwi, uzupełniając to co straciła na wyleczenie obrażeń. Osłabionego, ale wciąż żywego puściła wolno, nie chcąc zostawiać trupów na trawniku Matki Arszenik. Mężczyzna po uderzeniu w głowę i utracie krwi nie powinien nic pamiętać.

Czekając na Mendozę Leo próbował skontaktować się ze swoimi kontaktami w Vice City, Krwawą Marią i Mustangiem by dowiedzieć się co dzieje się aktualnie w mieście, szczególnie w światku przestępczym.

Minęło ponad pół godziny od rozmowy telefonicznej z Mendozą, gdy ten wysiadł z taksówki VCC. Był cały i zdrowy, a przy tym w dobrym humorze.
- Leo, Tasha, dobrze was znowu widzieć - rzucił z uśmiechem. - Szeryf próbował nas załatwić, ale się nie popisał. Teraz będziemy mogli mu się odpłacić z nawiązką. Znaczy… pewnie nie od razu. Ale ci goście, co mi pomogli, Bracia Apokalipsy, to chcą przejąć kontrolę nad miastem. Zaczynają od zjednoczenia lokalnych Sfor. I planują się za to zabrać z przytupem, mówię wam.

Leo skinął głową z aprobatą

- No, brachu, też dobrze ciebie widzieć całego i zdrowego, najwyraźniej Szeryf już wie że z nami nie tak łatwo jak z tymi całymi “Aniołami”. Arthur żyje, tylko nie może chodzić, więc został w podziemiach tego Kościoła należących do jakiejś nekromantki używającej jakże słodkiego miana “Matka Arszenik”.

- Co do tych Braci Apokalipsy, wszystko super tylko ktoś prawdopodobnie zdradził szczegóły naszego przybycia Szeryfowi, twoim zdaniem tym Braciom można ufać, co to za goście?

- Jeśli już komuś ufać, to im. Przybyli do miasta niedawno, z polecenia samego Anioła Kaina, priscusa Sashy Vykosa. Mają tu zrobić porządek, więc na pewno odpłacą pięknym za nadobne mędom, które nas wystawiły, kimkolwiek by one nie były - odpowiedział Mendoza, a jego głosie brzmiało szczere przekonanie. - Arthur będzie się czuł się wśród nich jak w domu, bo są równie… hmm… uduchowieni, jeśli można to tak określić. Czyli potrafią być upierdliwi w kontaktach, ale trzymają się zasad. Nie mówię, żeby się z nimi związywać na dobre i złe, ale w obecnej sytuacji na pewno moglibyśmy wykorzystać ich wsparcie.

Tasha skinęła odruchowo głową, w tej sytuacji to brzmiało jak dobry pomysł.

- Okay, przekonałeś mnie, możemy spotkać się z tymi Braćmi jeszcze tej nocy? - Leo rozejrzał się dookoła, byli w nieznanym mieście wystawieni na ataki przeciwnika, trzeba było jak najszybciej opanować sytuację.

- Poza tym mam dwa kontakty w tym mieście, przywódczynię gangu Kubańczyków i złodzieja samochodów, spróbuje się z nimi też spotkać, może coś nam powiedzą o sytuacji w mieście i możliwościach w naszym ukochanym świecie zbrodni…. A i spotkaliśmy jakąś zabłąkaną niepełnoletnią duszycę, która twierdzi że chce nam pomagać, wysłałem ją by poszukała Phila, Tiena i Szklańskiego więc możemy tu jeszcze chwilę poczekać … -

Mendoza zamyślił się.
- To może lepiej najpierw uruchomić twoje kontakty, szefie? I ewentualnie przemyśleć to, o czym mówiłem ci wcześniej. Nie będziemy przed Braćmi wyglądali jak gołodupce, tylko jak poważni sojusznicy. Poza tym oni są dość zajęci, więc nie wiem czy znajdą dla nas czas tak z marszu, w końcu organizują największe wampiryczne wydarzenie jakie widziało to miasto od dłuższego czasu.

Blackout spojrzał na zegarek.
- Czy to rozsądne czekać nie wiadomo jak długo na jakieś podejrzane widmo? Moglibyśmy od tego skonać z nudów, gdybyśmy już nie byli martwi…
Nagle rozdzwonił się telefon Leo.

- Maria mówi - jak na kobietę o przydomku "krwawa" miała naprawdę łagodny, przyjemny dla ucha głos. - Dobrze wiedzieć, że jesteś w mieście, Leo. Jak jesteś wolny możesz wpaść do Cafe Robina w Małej Havanie. Pogadamy. Może będzie to powrót do obopólnie korzystnej współpracy. Chao.- Rozłączyła się, nie dając nawet szansy na odpowiedź.

Leo syknął zirytowany, gdy Maria rozłączyła się zanim zdążył się odezwać.
- No tak, Krwawa Mary zawsze lubiła rozstawiać facetòw po kątach, ostra babka, ale tylko takie dają radę w tym fachu... tak czy inaczej potrzebujemy sprzymierzeńców pośród gangów, ruszamy spotkać się z nią w Cafe Robina w Małej Hawanie, może Mendoza poszukasz Andrzeja, Phila i Tiena a ja i Tasha w międzyczasie spotkamy się z Marią? - zaproponował.

- Ciężko będzie ich szukać po omacku, ale mówiłeś, że mają się tu zjawić, więc jeśli tu zostanę i będę leniwie na nich czekał, to prawie tak, jakbym szukał, nie? - zarechotał Mendoza.

Telefon Leonarda znów zadzwonił. Tym razem na ekranie wyświetliło się, kto dzwoni - to Mustang.

- Witaj, magiku. Wiedziałem, że jesteś w mieście, gdy dowiedziałem się, że przeszmuglowali do miasta twoją charakterystyczną brykę. Zastanawiałem się, kiedy się odezwiesz. Mówisz, że potrzebujesz informacji? Nie ma problemu. Wiesz dobrze, że wiele wiem. Ale nie jest to rozmowa na telefon. Spotkajmy się w Klubie Malibu. To miejsce, gdzie pojawia się każdy kto jest kimś w tym mieście. Albo chciałby być kimś. Dlatego wszyscy zgadzają się, że jest to miejsce neutralne. Choćbyś wpadł tam na śmiertelnego wroga, nic ci nie grozi. Wygodne, czyż nie? Napisz mi w wiadomości, kiedy będziesz się tam wybierał, a i ja się pojawię.

- Oczywiście, super będzie znów się spotkać, mam wpierw inne spotkanie, pewnie za dwie godziny będę wolny to pogadajmy w Klubie Malibu, wyślę wiadomość jak będę w drodze - odparł wesoło Ravnos, któremu pochlebiła wzmianka o jego aucie.

- Widzę, że nie marnujesz czasu. Jeśli to z jakąś panienką masz spotkanie to nie obrażę się, jak ją też przyprowadzisz do Malibu - zaśmiał się Mustang. - No to czekam na wiadomość, bywaj.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline