Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2019, 22:24   #54
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Baza EyE

Elizabeth uznała za swój obowiązek sprawdzenie po kolei jak mają się żołnierze z jej jednostki. Zaczęła od pokoi najbardziej oddalonych od swojego. W mundurze, ale bez czapki, zastukała do pokoju Pearsona. Ten otworzył i na jej widok wyprostował się jak struna.
- Spocznij Ronald. - Lili uśmiechnęła się. Nie miała ochoty na ten cały cyrk z oddaniem honorów. - Jak się czujesz?
-Dobrze. Wszystko w porządku. Nie doznałem poważnych obrażeń. Jestem w w formie.- odparł nieco bardziej rozluźniony mężczyzna przyglądając się Lili i wpuszczając ją do środka.
- To dobrze. - Kiwnęła głową siadając na jednym z krzeseł. - A jak poszło przesłuchanie?
-Standardowo. Złożyłem raport i odpowiedziałem na pytania.- wzruszył ramionami Ronnie.- Tak samo jak zawsze, poza tą klauzulą tajności.
- Agnet Whellers nie był nieuprzejmy? - Zapytała wiedząc jakimi palantami są przeważnie tacy pracownicy rządowi.
-Był zadziwiająco znośny jak na tych typków. Myślałem że trafimy gorzej.- zadumał się Pearson.
- Aż się boję, że to jakaś poducha. - Zażartowała van Erp.
-Może.. nas nagrywają wykrywaczem kłamstw?- zażartował Ronnie.
- Na sto procent. - Puściła mu oko. - Widzę, że humor ci dopisuje.
- Jak zwykle w towarzystwie pięknej kobiety.- odparł żartobliwie.
- Noo…- Przyznała mu rację kiwając głową.
- Jeszcze nie poszedłem spać, więc nie ma.. co robić inspekcji? -właściwie nie wiedział co powiedzieć i zrobić w tej sytuacji.- Kawy może?
- To nie jest inspekcja Ronald. Tak poproszę. Chcę sprawdzić czy wszystko w porządku. W końcu to były dwa ciężkie dni.
- Nie jestem takim weteranem jak Hamato, ale skoro Marge się nie załamała podczas misji, to jak ja mogę?- spytał retorycznie Pearson zabierając się za robienie kawy.-A jak ty to znosisz? Tę całą sytuację i … temperament JR?
- Nie twierdzę, że się możesz załamać. Temperament J.R. to akurat najmniejszy problem. Więc jest dobrze. - Poczekała na kawę. - Wróciliśmy cali i prawie zdrowi. Tylko się cieszyć.
- Pewnie dadzą nam co najmniej dzień wolnego. No i pancerze JR wyglądał na mocno uszkodzony.- ocenił Pearson.
- Russell szybko doprowadzi go do porządku. - Oceniła Lili. - Pewnie dadzą. Tylko co z tego? Jak nigdzie nie wyjedziemy.
- Tak. Trochę przekichane. Ale w bazie też znajdą się rozrywki.- rzekł z pewnym optymizmem w głosie Pearson podając Lili filiżankę.
- Dzięki. - Wzięła kawę napiła się. - Jedną nam trzęsienie ziemi rozwaliło.- Przypomniała.
- Taaa… rozrywka jak dla kogo.- ocenił ironicznie Ronald.
- Tak? - Zapytała prowokująco. - Wymień lepszą?
- Randki na przykład. - odparł po chwili wahania Ronnie.-Bilard?
- Bilard może być. - Lili uniosła jedną brew w wyrazie zdziwienia słysząc pierwszy typ Ważniaka.
- Stoły bilardowe chyba nie ucierpiały podczas trzęsienia ziemi.- zadumał się Ronnie popijając kawę.
- Możemy sobie urządzić turnieje. - Zaproponowała sierżant. - Dla naszego oddziału .
-No. Możemy. W sumie możemy. Przyda się trening.- odparł z uśmiechem Ronald.-Grasz może?
-Raczej dla zabawy.- Wyjaśniła pospiesznie. -Ale zafunduję nagrody.- Obiecała. - Piszesz się?
-Czemu nie.- odparł z uśmiechem Pearson.
- Świetnie. - Lili dopiła swoją kawę. - Nie będę Ci już przeszkadzać w odpoczynku.
-Ależ nie przeszkadzasz.- rzekł z uśmiechem Ważniak.
- To dobrze. Bo w sumie, to chcę jeszcze… - Lili zrobiła krótką przerwę, rozważając jak ująć chcecie wyłania wiadra pomyj mu na głowę. - Twoje zachowanie, podważanie moich poleceń podczas marszu do Paecemarkera było niedopuszczalne.
- Rozumiem. To się nie powtórzy ma’am.- rzekł pospiesznie Ronald.
- To jest wizyta hmmm… można powiedzieć prywatna. Więc daj sobie spokój z tym strzelaniem obcasami.- Powiedziała lekko zmęczonym głosem.
- Ale ochrzan był oficjalny.- przypomniał jej Ronnie.
- Nie. Gdyby był oficjalny, to Ty musiałbyś się do mnie pofatygować.- odpowiedziała mu spokojnie. - Albo odbjechałabym cię na odprawie. I nie takimi słowami.
- Dobrze. Dobrze. Będę pamiętał.- odparł z uśmiechem Pearson.
- Oby. - Ona również się uśmiechnęła. - Bo inaczej pomyślę, że się mnie boisz.

Kolejne wizytacje przynosiły podobne owoce. Oddział był zmęczony nieco po boju który trwał o wiele dłużej niż powinien. Ale morale bynajmniej w nim nie upadło. Wszyscy byli w formie i choć niektórzy oberwali mocniej, to nikt nie wymagał niczego więcej poza lekami przyspieszającymi zdrowienie i relaksem.

W końcu przyszedł i czas na Ash. Lili zapukała do jej pokoju.

Ash otworzyła drzwi po chwili, ubrana w bieliznę i koszule która dawała jej namiastkę przyzwoitości. - O! Hej Lili. Coś się stało? - Hansen obdarzyła ją ostrożnym uśmiechem, jakby spodziewała się, że będzie musiała za chwile łapać skalpel.

- Nie- Odparła ostrożnie van Erp, A gdy już minęło zdziwienie strojem lekarki, sierżant była w swoim mundurze, dodała. - Nic się nie stało. Sprawdzam tylko czy wszystko w porządku. Jak się czujesz?

- U mnie wszystko w porządku,..ale wejdź nie będziemy rozmawiać w progu. - Ashley uśmiechnęła się i przepuściła sierżant do środka pokoju. Wewnątrz była trochę ciężka atmosfera, ale Ashley najwyraźniej nie przeszkadzała. Łóżko było w nieładzie a na stoliku obok stał kubek z zimną herbata.

- To dobrze.- Powiedziała sierżant ignorując nieład.- Nie męczyli cię zbytnio na przesłuchaniu?

- Samo przesłuchanie to pikuś w porównaniu co miałam przy rozliczaniu się z próbek tych stworów i opisów sekcji. - Zaśmiała się Ashley siadając na łóżku i wskazując na pojedyncze krzesło. - Było tego sporo ale już jestem po i nawet zdążyłam się trochę zrelaksować. A ty jak się trzymasz?

- Dobrze. - Powiedziała szybko i bez namysłu Lili. - Nie byli nie mili i opryskliwi?

-Nie zauważyłam, ale też ja często ignoruje takie zachowanie. Wiesz niektórzy pacjenci potrafią cię znieczulić na takie zachowanie. Z toba i JR wszystko gra? - Ash drążyła własne śledztwo czy Lili sobie radzi.

- No oczywiście. A dlaczego miałoby nie grać?- Lili jakby zbagatelizowała problem.

- Jane trochę poleciała tam na drodze, … po prostu cię podziwiam. Ja bym pewnie nie umiała być tak spokojna jak ty. - Odpowiedziała Ashley widząc, że Lili zamierza zabrać swoje uczucia apropo tego zdarzenia do grobu.

- Było, minęło.- Sierżant wzruszyła ramionami.-
Ty masz pacjentów, ja żołnierzy.
- Zażartowała nawet by udowodnić, że wszystko jest w należytym porządku.

- Dobrze, dobrze już cię nie magluje o to. - Zaśmiała się Ash poddając się, jesli Van Erp nie będzie chciała mówić to nawet tortury jej do tego nie zmuszą.- Jakie decyzje teraz?

- Wypocząć i do domu. Mam nadzieję że tam również nie będą nas zbytnio maglować. Bo ma już dosyć opisywania tych stworów. Będę mieć koszmary.- Znów zażartowała.- I nie będę mogła spać po nocach.

- Może krótkie wolne z TC. Młody by się na pewno ucieszył. - zmieniła temat Ash wspominając o synu Lili.

- Jeśli tylko dostanę wolne. - Elizabeth wyraźnie rozpromieniła się na wzmiankę o synu. - Dasz mi na to receptę pani doktor? Albo zwolnienie?*

- Ile tylko chcesz, choć jak ktoś zapyta na co chorujesz to udawaj jakiś kaszel czy coś. - Hansen podchwyciła pomysł, sama uznała, że czasem tydzień wolnego z dala od pracy robi wielką różnicę.- Ach to się pochwalę bo nie wszyscy wiedzą… dzień przed odprawą adoptowałam psa. - Lekarka pokazała z telefonu zdjęcie swojego dogo argentino. -Jak będziecie z TC chcieli się wybrać z nami na spacer to zapraszam. Butch jest wielki, ale to przylepa.

- A później będziesz musiała moją mamę do psa przekonać, albo obiecać T.C., że będzie mógł brać psa na spacer gdy tylko będzie chciał.- Lili zaśmiała się. - Gdzie ty co trzymasz?

- W mieszkaniu, jak się go porządnie wymęczy na porannym i wieczornym bieganiu jest spokojny...choć jest niesforny.I będę musiała nad nim jeszcze popracować. Lubi być wylewny jeśli chodzi o uczucia.

- No skoro już postawiliście nas, szeregowa , przed faktem dokonanym…- Lili pogrozila palcem Ash. - Pochwalisz się tym cudem na żywo po powrocie.

- Zgramy grafiki, choć z tym wszystkim co się zaczęło chyba jednak będziemy częściej bywać poza bazą. - Ash powiedziała z lekka melancholią.

- Daj spokój. Czegoś takiego nie spodziewałam się - Lili wzdrygnęła się. - Tyle niepotrzebnych śmierci.

- Nikt się tego nie spodziewał Lili…- Ash przypomniała sobie Paula.

- Aż współczuję tym wszystkim rodzinom.- Westchnęła smutno.

-Cóż przynajmniej potwierdziliśmy zgon większości. Małe pocieszenie ale lepsze niż życie pustą nadzieją, że ktoś może walczyć tam nadal o życie.

-Niestety masz rację.- Rzekła smętnie van Erp.- Pewnie zaraz zlecą się pismaki i będą chcieli zrobić karierę na nieszczęściu tych ludzi.

- I jeszcze zrobią z tego jakąś wielką konspirację rządu.

- Weź nic nie mów. -Lili zrobiła minę jakby zaraz miała puścić pawia.

-...-Ash nie skomentowała wiedziała o zmarłym mężu Lili jak i o tym że nadal był to temat...ostrożny. Zapadła niezręczna cisza podczas której żadna z nich nie wiedziała co powiedzieć dalej.

- To ja już chyba pójdę.- Lili podniosła się z miejsca.- Ty odpoczywaj. Dobranoc.

Opuszczenie pokoju było najlepszym rozwiązaniem jakie można było przyjąć by wybrnac z tej niezręcznej ciszy jaką zapadła po tym gdy napłynęło wiele bolesnych wspomnień.

- Ty też się nie przemęczaj, zasłużyłaś na chwilę oddechu i relaksu. - Powiedziała Ash odprowadzając Van Erp do drzwi.

- O tak!- Jęknęła cicho Lili.- Relaks to by mi się przydał.

- Na pewno będziesz miała okazję w końcu czeka nas impreza i zanim nie wymyślą nowej taktyki pewnie dadzą nam trochę wolnego. Pa - Hansen pożegnałą się dajac Lili słowa optymizmu.

Lili krążyła między pokojami przydzielonymi swoim ludziom. Każdemu zdawała podobny zestaw pytań. A choć pytania były te same, to pokazywały hej troskę o ludzi, nawet tych niesuborynowanych. Przynajmniej w teorii, bo pokój McAllister okazał się być pusty i z nią Lili porozmawiać nie mogła.
Wracając do swojego pokoju zauważyła Hamato wchodzącego do Ash. Co akurat było całkiem… normalne. Wszak nie mieli zakazów wzajemnych odwiedzin. Dlatego więc Lili udała się do swojego pokoju. Znajdującego się obok pokoju Ash. Cienkie ściany nie zapewniły prywatności i wnet rytmiczne stukot zza kartonowej przegrody dotarł do uszu próbującej zasnąć van Erp. A im bardziej usiłowała się od tego odciąć i zasnąć tym głośniej to słyszała.
Kręciła się więc w łóżku, bo młodszy brat śmierci nie chciał jej wziąć w swe czułe objęcia. A dawno przebrzmiałe odgłosy kochającej się za ścianą pary wracamy do podświadomości pociągając obrazy odpowiadające dźwiękom. Tylko już uczestnicy tej projekcji podświadomości byli inni. Bo to była ona i Tedd...


PRZED IMPREZĄ
- Dziękuję, to miłe z twoje strony. - Lili przyjęła bukiet. - Wejdź proszę. - Zaprosiła olbrzyma do swojego mieszkania.
- Czego się napijesz?- Zapytała wskazując mu miejsce w salonie. Gdzie na ścianach wisiały różne zdjęcia. Lili z małym chłopcem. Lili z mężczyzną w średnim wieku w mundurze pułkownika. Lili z czterema młodymi mężczyznami w mundurach różnych formacji. I wreszcie kilka zdjęć na których Lili czule obejmowała marynarza, albo ów marynarz był sam.
- Eee… wiesz z Louise nie idę na żadną randkę. Nie gustuję w kobietach. Nie ważne co jej się ubzdurało. - Wyjaśniła pośpiesznie.

- Jak ci mogę pomóc. - Lili przeszła w końcu do tematu, który trapił Dwighta.
- Nie przejmuj się tym. Tą randką nie-randką.- machnął ręką Dwight z uśmiechem i podrapał się po karku spoglądając na zdjęcia zmienił temat.- To bardziej problem ogólny. Na tym przyjęciu ma być jakaś Gina… dawna eks Dominica. Ponoć przy niej nasza Meyes jest oazą spokoju. Wiesz co może nastąpić jak ta Gina się z Guerrą zetknie? Ponoć nie rozstali się w zgodzie. Takie w każdym razie odniosłem wrażenie.
- Czym się przejmujesz? - Lili nie nadążyła za tokiem rozumowania BFG.
- Obawiam się jakiejś karczemnej awantury na tej imprezie co wszystkim zepsuje zabawę.- wyjaśnił Dwight i wzruszył ramionami.- Mój brat miał taką dziewczynę. Ładna, ale potrafiła być dzika jak kotka rysia w rui. Rzucała się z pazurami, dosłownie.
- Raczej dostarczy wszystkim niezłej rozrywki. - Zachichotała. - Dwight, Dominic to duży chłopiec. Poradzi sobie z rozjuszoną babką. - Lili poklepała Hausera po ramieniu. - Nie martw się tym.
- Marge się tyle natrudziła, więc ciężko mi nie…- machnął ręką i dodał.- Ale w razie czego, pomożesz?
- Pomogę - Zgodziła się bez wahania. - Tylko nie bardzo wiem jak ty to sobie wyobrażasz?.
- Możesz… możesz wstać? - zapytał po długim milczeniu i wpatrywaniu się w podłogę.
- Mogę. - Mówiąc to wstała.
- Więc.. one zwykle nie zwracają wtedy uwagę na otoczenie. Jak się ona wściekała, to…- Dwight stanął za Lili chwycił ją w pasie i podniósł niczym piórko do góry odrywając od podłogi. - Gdy traci grunt pod nogami i panikuje, to można spokojnie odciągnąć taką wariatkę.
Kobieta wydała z siebie cichy pomruk zaskoczona tym, że została podniesiona.
- No…- Przytaknęła, starając się ukryć to zamieszanie.
- No… jesteś leciutka, choć... jest na czym oko zawiesić.- wymruczał bardzo cicho Dwight nieświadomy, że czujne ucho Lili pochwyciło ten komentarz co do jej osoby.
- Czyli… - Elizabeth musiała odkaszlnąć by jej głos zabrzmiał normalnie w tej nieoczekiwanej sytuacji. - potrafisz zneutralizować zagrożenie.
- No tak… oczywiście taka szalejąca kobieta to problem, bo można chwycić wyżej przypadkiem.- odparł Dwight opuszczając kobietę na ziemię. - I wtedy będą wrzaski o molestowanie seksualne. No chyba że kobieta chwyci, to … już rzadziej. Choć wiadomo… Meyes i Hansen nie powinny.
- J.R. W razie czego. - Powiedziała Lili pozostając w bezruchu i czekając aż stojący za nią mężczyzna odsunie się.
- Może… w razie gdyby się nie dało w górę, to…- jego ręce przestały obejmować ją w pasie, za to zahaczyły o jej ręce w okolicy pach, zapewne w celu obezwładnienia. - Tylko może być trudniej.
Lili pochyliła głowę w dół by upewnić się że rzeczywiście ręce mężczyzny znalazły się tam gdzie jej czuła. Nie były to ćwiczenia, a spotkanie na stopie prywatnej. Co było dla samej Lili nietypowe, niezręczne… nieoczekiwanie miłe czuć bliskość męskiego ciała. Ale szybko odrzuciła od siebie te myśli i wróciła do problemu Dwighta.
- Może - mówiąc to szepnęła się, żeby zasymulować rozwścieczoną, zazdrosna byłą. Ten starał się utrzymać ją w ryzach. Co nie było łatwe, bo choć był silny, to był i bardzo delikatny, a w dodatku ocierając się o niego szarpiąca się Lili trochę go dekoncentrowała.
- Może... co?- zapytał BFG.
- Być... - Powiedziała Lili stając twarzą w twarz z Hauserem, który dzięki jej zaskoczeniu zdekoncentrował się i nie zdołał obezwładnić, tak jak zakładała że zrobi. - Yyyy…- więc sama się zaplątała. Stała więc przez chwilę gapiąc się w szeroką klatkę piersiową mężczyzny przed sobą z rękoma zapartymi o tors Dwighta.
Ręce mężczyzny osunęły się na plecy Lili, a potem niżej na biodra. Trzymał ją blisko siebie zerkając na jej twarz. Nachylił się ku niej, powoli co by jej nie spłoszyć. Coraz bliżej ust.
Lili położyła dłoń na policzku mężczyzny i pocałowała go, tak jak dawno żadnego mężczyzny nie całowała, a jak pamiętała jak to się robić powinno.

Dwight docisnął panią sierżant, usta zachłannie całowały jej wargi tuląc ją do swojego torsu. A po tej chwili namiętnej pieszczoty.
- Cóż… eee… to mogę zaprosić cię na randkę w najbliższej przyszłości?- zapytał w końcu.
- Co? - Zapytała lekko oszołomiony Elizabeth. - Randkę? W przyszłości? Tak.
- To… z pewnością cię na taką randkę zaproszę.- wpatrywał się w jej usta. Pokusa musiała być zbyt duża, bo znów nachylił się i śmiało zaczął całować jej usta powoli rozkoszując się ich miękkością. Przez chwilę wodził zachłannie po jej pośladkach ściskając je przez spodnie tak mocno, jakby chciał je zedrzeć z niej. I dopiero po kilku minutach tych pieszczot doszło do niego co właściwie robił.
- Eemm… Nie wiem co we mnie wstąpiło.- dodał lekko speszony. - Zwykle się tak na nikogo nie rzucam.
- Ciiii… - Lili ucieszyła mężczyznę kładąc mu palec na ustach. A następnie obiema rękami sięgnęła pod opijający muskularny tors podkoszulek i pociągnęła ku górze.
Pozwolił jej na to, wpatrując się w jej działania, a potem w jej dekolt. Twarde mięśnie napinały się i rozluźniały. Tatuaż na lewym ramieniu zdawał się lekko wić.
- Moja… kolej?- zapytał chwytając za brzegi jej koszulki.
- Tak. - Odpowiedziała van Erp.
- Dobrze..- odparł Dwight podciagając ją w górę i odsłaniając brzuch kobiety, a potem piersi w przepisowym, wojskowym staniku. Tu.. się zapatrzył i mruknął zawstydzony. - Ładne są… bardzo… seksowne.
Gdy ściągnął i odrzucił na bok tą część garderoby.
- I kuszą by je… dotykać. Naprawdę.- brzmiał jak łobuziak próbujący usprawiedliwić swój psikus. Duże i silne dłonie czule objęły te krągłości uwięzione w staniku.
Lili przymknęła oczy delektując się dotykiem męskich dłoni na swoim ciele. Pozwalając mężczyźnie na taką pieszczotę.
- Śliczne… -mruczał BFG rozkoszując się jędrnością jej półkul w swoich dłoniach. Było w tym coś z małego chłopca znajdującego nową zabawkę. Słyszała jego chrapliwy oddech, coraz cięższy od pożądania.
Gdzieś z tyłu głowy zadźwięczały Lili słowa wypowiedziane kiedyś przez przyjaciółkę, Barbarę, że w tych sprawach trzeba pozwolić mężczyźnie na przejęcie inicjatywa później nawet będzie przyjemnie. Ale to było gdy Lili miała lat siedemnaście i nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. A teraz potrzebowała mężczyzny. Szybkim ruchem zdjęła więc stanik i położyłą sobie z powtrotem ręce meżczyznyn na odłonientym już biuście. A sama zaczęłą mocować się z jego spodniami.
To co zauważyła, pod bokserkami robiło nadzieję na ostre rodeo. B… się u niego potwierdzało wszędzie.
- Lili ja… nie mam za wiele łóżkowych doświadczeń.- wydusił z siebie bardzo cicho mężczyzna, jednocześnie mocniej ugniatając jej biust.
- Ja również. - Odpowiedziała zabierając się za zdejmowanie swoich spodni. Musiała przy tym lekko podeprzeć się na ramieniu Dwighta, ale poszło jej to szybko i sprawnie.
Mógł być niedoświadczony, ale był facetem. Oglądał pewnie wiele filmików pornograficznych. No i natura zawsze znajdzie sposób.
- Będę delikatny.- ledwo się pozbyła spodni, a już była w jego ramionach niesiona…
- To gdzie sypialnia?
- Tam. - Wskazała na jedne z zamkniętych drzwi.
Kopniakiem wyważył drzwi.
- Wybacz.- mruknął. Po czym położył ją na łóżku wdrapując się na nie i ściągając jej pospiesznie majtki. Najwyraźniej jej nagość działała bardzo pobudzająco.
Lili w tym czasie jedną ręką zrzuciła stojące na nocnej szafce zdjęcie, z którego wpatrywał się w niąblondyn z kilkudniowym zarostem w polowym mundurze marynarki wojennej.
Przez chwilę Dwight wpatrywał się łono kobiety… najwyraźniej nad czymś rozmyślając. Po czym opadł twarzą między jej uda. Zaczął smakować jej ciało językiem. Niezdarnie, niepewnie, jakby robił to pierwszy raz. Ale też jego muśnięcia były długie i mocne.
Po ciele kobiety rozlał się przyjemny dreszcz. Może Dwight nie miał wprawy ni praktyki, Lili musiała tylko trochę nakierować co i jak by jego działania mogły przynieść pożądany efekt i wydusić z jej gardła kilka westchnień rozkoszy.
Trzeba przyznać że się przykładał smagając wrażliwy obszar lepkimi i ciepłymi muśnięciami języka. Ale przecież to był dopiero początek. BFG nie użył jeszcze swojego głównego działa. Jego silne i ciężkie dłonie wodziły po udach Lili z zadziwiającą delikatnością. Co sprawiała, że czuła się nieco jak porcelanowa figurka.
A porcelanowe figurki mają to do siebie, że są kruche i łatwo je zgnieść.
Elizabeth powiodła rękoma do głowy. Chwilę czule pogładziła o łysinie, a później pociągnęła delikatnie ku górze przerywając tę całą zabawę.
- Co teraz… na co masz ochotę?- spytał niepewnie jej wybranek.
- Połóż się na plecach. - Wyszeptał między pocałunkami.
Dwight zrobił co kazała i po chwili leżał z dumnie uniesionym dowodem admiracji. Jak wieżą. A Lili usadowiłą się powoli na tej wieży przejmując kontrolę nad tempem i rytmem zmagań. Dłonie mężczyzny umieściła sobie na biuście pokazując co mają robić gdy ona sama oddała się zrazu spokojnym i długim ruchom ku górze i z powrotem ku dołowi. Jej ciało zadrżało czując intruza, całkiem imponujących rozmiarów, odwykłe nieco od figli. Ciężkie dłonie kochanka łapczywie ugniatały jej piersi, gdy ona musiała wpierw zacząć od leniwego ruchu bioder, nim mogła przejść do pełnego galopu. Aż się sama nieco zdziwiła, że jeszcze pamięta jak to się robi. Chociaż to może jej ciało samo, poza kontrolą umysłu, wiedziało co czynić by przynieść zaspokojenie obu stroną tej jazdy, która z każdą chwilą nabierała tempa wprawiając w rytmiczny ruch łóżko i wyrywając z piersi kochanków urwane dźwięki i westchnięcia. Dwight pieścił jej piersi, ściskał wpierw delikatnie, a potem coraz mocniej w miarę jak taniec kochanki na jego palu rozkoszy prowadził ich do ekstazy. Starał się powstrzymać zbliżającą się falę ekstazy, bardzo się starał… ale widać było, że może dojść do celu pierwszy.
Skupiona na swoich doznaniach i ruchach Lili jakoś przeoczyła ten moment. Więc nie zwolniła ni na chwilę wyścigu ku finiszowi. Był dzielny jej żołnierz, mogła być z niego dumna… zaciskając zęby i pocąc się wytrzymał w pionie dość, by przyjemna błogość spełnienia rozlała się po ciele dosiadającej go kobiety. Po takim wysiłku, zakończonym jakże przyjemnie, Lili opadła na ciało kochanka dysząc ciężko. Przymknęła oczy i wsłuchałam się, wtulona w jego ciało, w rytm bicia jego serca.
- Jesteś moją… pierwszą wiesz? I jesteś cudowna Lili. Nieziemska.- rzekł Dwight próbując być romantyczny. Staromodnie romantyczny.
- O, Dwight. - Elizabeth czule i leniwie pogładziła go po policzku. - Ty dla mnie w pewnym sensie również.
- I wezmę odpowiedzialność za swoje czyny… jakby co… zresztą… i tak bardzo mi zależy… na tobie.- zaczął mamrotać nieskładnie.
- Tak. - Przytaknęła mu leniwie Lili biorąc jego słowa niezbyt poważnie. Dwight ją przytulił do siebie pozwalając jej wypocząć w swoich ramionach.
Lili mogłaby tak poleżeć pewnie dłużej, gdyby nie fakt, że musiała się przygotować na imprezę Marge. Niechętnie więc wygramoliła się z objęć kochanka, pierwszego od bardzo długiego czasu.
- Wiem, że to co powiem zabrzmi trochę oschle po tym wszystkim. - Zaczęłą siadajać obok mężczyzny na łóżku. - Ale muszę się przygotować do tej całej imprezy. - Zabrzmiało to głupio i oschle i jakby starała się go wyrzucić po tym jak go wykorzystała.
- Ja też. I tak ci narobiłem kłopotów. I jeszcze Louise po ciebie wpadnie.- uśmiechnął się nieśmiało Dwight i pogłaskał ją po pupie mówiąc.- Zabrzmi to samolubnie, jeśli powiem, że następnym razem… będę chciał więcej i dłużej?
- Zabrzmi jak mężczyzna. - Zachichotała Lili i nachyliła się nad nim by go pocałować.
- To… pozwolisz, że zabiorę cię na randkę wkrótce? Masz jakieś ulubione miejsca? Trunki?- zapytał z uśmiechem mężczyzna, po namiętnym pocałunku jakim go obdarzyła.
- Tak Dwight, pozwolę. - Wstała z łóżka. Z podłogi w sypialni podniosła część swojej bielizny. - Żadnej kuchni śródziemnomorskiej. A z trunków, może być wino, albo teksański burbon. - Weszła do salonu i zebrała resztę ubrań walających się tam po podłodze.
- Zapamiętam. - rzekł z entuzjazmem neofity i zabrał się za ubieranie.


Gdy Hauser wyszedł Lili uprzątnęła nieco mieszkanie. Wzięła prysznic, choć najchętniej wpakowałby się do wanny, na długą, gorącą kąpiel z bąbelkami.
Siedząc już przed lustrem w swojej sypialni zadzwoniła do Barbary, żeby się komuś wygadać o tym co zaszło.
Jej najlepsza przyjaciółka nie byłaby sobą gdyby nie zażądała szczegółów. Barbara sama ze szczegółami opisywała Lili swoje podboje. Takie babskie sprawy i rozmowy.
Barbara na swój pokrętny sposób rozwiała wszelkie wątpliwości Elizabeth.
W międzyczasie Lili zdarzyła się uczesać, nałożyć makijaż. Przymierzyć kilka sukienek, które Barbara oceniła i pomogła wybrać tę najlepszą.
Rozmową zakończyła się tuż przed pojawieniem się Meyes.

Metyska pojawiła się o czasie. Lekko zdyszana, ale w szykownej koronce opinającej gdzieniegdzie jej ciało, która w teorii była małą czarną. Drugi dekolt podkreślał jej zgrabny biust, obcisły krój pupę, a to że kończyła się dość szybko na udach, zgrabne nogi. Uśmiechnęła się lubieżnie na widok Lili… wzrokiem wyraźnie łakomym przesunęła po jej ciele.
- No no… spodziewałam się czegoś mniej przebojowego.- wymruczała zmysłowo.
- Mam się przebrać ?- Zapytała Lili żartem.
- Nie. Nie… ja nie narzekam. - odparła z lubieżnym pomrukiem Louise.- Obróć się proszę. Niech się nacieszę widokiem.
- To nie targ. - Powiedziała Elizabeth z udawanym wyrzutem w głosie. - Już i tak wystarczy, że idę z Tobą. - Sięgnęła po torebkę i była gotowa do wyjścia. - Wyglądasz zjawiskowo . - Dodała na osłodę.
- Prawda?- obróciła się w miejscu pozwalając Lili w pełni się obejrzeć. I nachyliła się ku niej.- Och.. nie dąsaj się tak. Nie jestem tu plutonem egzekucyjnym. Planuję się dobrze bawić z tobą. I zapewnić tobie dobrą zabawę. Głowa do góry… nie będzie tak źle, jak to sobie wyobrażasz w głowie.
- Louise, obiecałam wyjść z tobą na drinka. To wszystko. - Uprzedziła Lili. - Idziemy?
- Och wiem wiem… nie gustujesz w kobietach. Nie musisz mi tego przypominać co chwila. Ash też o tym wspomniała. Czyżby coś między wami zaszło? - zapytała podając dłoń van Erp.
- Co niby miało zajść? - Lili popatrzyła ze zdziwieniem i rozbawieniem na swoją towarzyszkę. - Ty to masz wyobraźnię. - Pokręciła głową i ujęła dłoń kobiety.
- Po prostu ona mówiła to samo. Nie mam co próbować. Nie interesuje cię płeć przeciwna.- delikatna dłoń snajperki czule objęła dłoń Lili.- Więc myślałam, że no… miałaś okazję to sprawdzić. Całowaś się przynajmniej.
- Ashley poznałam kilka lat temu, gdy robiła praktyki u mojego brata. - Elizabeth wywróciła oczami, dając do zrozumienia co myśli o pomysłach Meyes.
- Więc… nie wiesz na pewno czy by ci się spodobało czy nie. Tylko zakładasz.- odparła triumfująco Louise i zatrzymała się spoglądając w oczy Lili.- Coś ci powiem bardzo seksowna pani sierżant. Nie przekonasz mnie ciągłym powtarzaniem, że dziewczyny cię nie kręcą. Bo to brzmi… wiesz… mało przekonująco. Oprzyj się mojemu urokowi. - uśmiechnęła się drapieżnie. - I przede wszystkim, baw się dobrze. Liczę że zatańczymy razem. Bądź co bądź, z tym chyba nie masz problemów? A nawet jeśli ja nie wpadnę w oko, to gwarantuję… że wpadniemy w oczy wszystkich.
- Jasne. - Obiecała, uśmiechając się Lili. - Zatańczę.- Lepiej było już to obiecać niż powtarzać w kółko prawdę oczywistą, ale niedocierajacą do Louise.
- Więc… co jeszcze planujemy na tą zabawę, poza tańcami.- zapytała z promiennym uśmiechem Meyes wyraźnie zadowolona z siebie i kręcąc kuperkiem zalotnie.
- Nie mam szczególnych planów. - Powiedziała zgodnie z prawdą sierżant. - A ty?
- Alkohol, tulenie się do ciebie… choćby po to by widzieć zazdrosne spojrzenia dookoła. Plotkowanie na temat facetów, babek, ich strojów i możliwości. Brzmi fajnie?- zapytała z uśmiechem.
- Eeee…. - Lili zatkało na chwilę. - Wykreśl punkt drugi i brzmi… fajnie.
- Oj… jak przyjaciółki. Żadnego łapania po tyłku.- odparła ze śmiechem i przyjrzała się jej. - Naprawdę się tak boisz do mnie zbliżyć? Może i zamierzam cię trochę pokusić, ale bez nahalności.
- Lepiej powiedz w kim chcesz wzbudzić zazdrość? Co? - Lili krytycznie przyjrzała się Metysce.
- Hmm… och nie. Obawiam się, że trochę za wiele odczytujesz. - zaśmiała się Louise i pokręciła głową. - Nie szukam stałego związku. Ani jakiegoś romansu. Artysta musi być wolny.. nie obciążony innymi. Preferuję wolne związki i przelotne miłostki.
Może będzie na miejscu, jakiś interesujący kąsek poza Ash czy Guerrą… ale to się zobaczy. Może zbałamucę Marge jeśli przyjdzie mnie pocieszyć? Kto wie.
- Ostatnio interesował cię tyłek Dwighta. - Przypomniała rozbawiona Lili. - Już przestał? Zaspokoiłaś swoją ciekawość?
- Och.. nadal interesuje. Tyle że Dwight jest taki duży, a ja taka malutka. Trochę nie pasujemy do siebie. Ale tak… mam ochotę chwycić go za pośladki i sprawdzić czy są twarde i sprężyste. A ty?- wymruczała ze zmysłowym pomrukiem.
- Co ja? - Van Erp udała, że nie rozumie o co chodzi.
- Też jesteś ciekawa jaki tyłek ma Hauser? - zapytała.
- Też jestem ciekawa jaki tyłek ma Hauser. - Lili powtórzyła za Switch z rozbawieniem.
- Widzisz? Mamy coś wspólnego. To jak, nie chcesz ze mną wkroczyć obejmując się czule i stać nocnymi fantazjami kilku mężczyzn i kobiet?- zapytała zadziornie Louise, która chyba lubiła być w centrum uwagi i mieć mocne wejście, nawet za cenę drobnego skandalu.
- Nie Louise, nie chcę. - Odpowiedziała Lili. - W bazie prawie wszyscy nas znają. Jak to będzie wyglądać.
- Prowokująco… acz tylko z niedopowiedzeniem. Bo ręka powyżej talii…- odparła Louise przyglądając się badawczo swojej kompance. - No dobra. Jeśli tak ci zależy. Będziemy grzecznie trzymać się za rączki, będąc w wyjątkowo niegrzecznych kieckach. I tak znajdą się ci którzy będą nas sobie wyobrażać w łóżku, wiesz?
Zaśmiała się radośnie i dodała.- No cóż… ja lubię smakować wszelkich odcieni życia.
- Ja już sobie posmakowałam. Wystarczy mi. - Skrzywiła się Lili.
Louise najwidoczniej nie brała pod uwagę tego, że ona nie może sobie pozwolić na takie frywolne zachowanie choćby ze względu na rodzinę. Na syna. Ale nie wyciągnęła tego argumentu.
- Szkoda. Naprawdę szkoda. - odparła ciepło Lousie i nieco współczująco. - No... ale wiesz, ja jestem otwarta na propozycje. Jeśli wpadniesz na jakiś pomysł na miejscu, to możesz na mnie liczyć. Postaram się by to był przyjemny i godny zapamiętania wieczór dla ciebie. Nieważne w którym łóżku go zakończysz.
- Już jest Switch. Przeżyliśmy. Jest się z czego cieszyć. - Lili zignorowała wcześniejszy ton Metyski. Bo co jak co, ale współczucia ona nie potrzebowała. A wieczór planowała zakończyć w swoim własnym łóżku
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 08-05-2019 o 19:36.
Efcia jest offline