Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2019, 11:02   #324
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
- Kto zaszczycił nas odpowiedzią na nasze prośby? - w czasie jednego z okrążeń dookoła dziury niedoszły kapłan zboczył z kursu i podszedł do ledwie widocznego, kotopodobnego stworzenia. Tanis przemówił do istoty w języku Niebios, spodziewając się że właśnie stamtąd pochodzi.
- Sammlel, jestem wysłannikiem Tyra. Wiedz, że twoje czyny zwróciły uwagę Okaleczonego Boga, jest z nich zadowolony. Jednakże nie jest zadowolony z Twojej opieszałości by uznać go za Jedynego Swego boga. Nie można wiecznie siedzieć okrakiem na płocie lub, jak w Twoim przypadku, na płotach. Masz już coraz mniej czasu na ostateczną decyzję, nim zostaniesz uznany za fałszywego w wierze. Bogowie są zazdrośni wobec wyznawców, a tych, którzy chcą korzystać z ich mocy, nie oferując w zamian całej swojej duszy w końcu karają wykluczeniem, a na końcu drogi jest tylko Miasto Sądu i wiecznie potępienie. - wysłannik Tyra odpowiedział mruczącym głosem w niebiańskim.
- Moje czyny mają służyć szerszemu dobru, cieszę się że moje ludzkie postrzeganie tego nie błądzi zbyt daleko od ideału - niedoszły kapłan zdecydowanie wolał nie wchodzić w problematyczne detale co powiedzieliby inni członkowie panteonu gdyby zszedł z płotu - Lady Diana poległa w trakcie tej wyprawy. Czy wesprzesz nas w drodze do drzewa Gulthiasa?
- Tak, bo cel jest miły Tyrowi, Lecz pamiętaj o moich słowach, oraz o tym, że dobrzy bogowie ze sobą współpracują. -
mrucząco dodał boski wysłannik.
- Będę o nich pamiętał, bo nie są proste - powiedział półelf - Ale im więcej opowiesz o tym jak wygląda sytuacja w Niebiosach, tym będzie łatwiej. Ale musimy też kontynuować ratunek -

***

Odczekawszy nawet dłużej niż wymaga upieczenie szczura, drużyna ruszyła na dolny poziom. Schodzenie po pnączach było równie wygodne co schodzenie po drabinie ze względu na wiele punktów podparcia. Drużyna zeszła około trzydziestu jardów w dół po tej dziwnej drabinie.
Ubytki w ścianach, suficie i podłodze tego pomieszczenia w wielu miejscach były wypełnione krystalicznymi skałami, tak kruchymi, że w wielu miejscach podłogi widać było głębokie dziury. Powietrze było wilgotne, zimne i cuchnące glebą oraz zgnilizną. Fluorescencyjne grzyby wisiały na ścianach i suficie, rozsiewając fioletowe światło. Tam gdzie jeszcze kruchowiec się nie zapadł, pokryty był ziemią wymieszaną z gnijącą roślinnością oraz resztkami podziemnych zwierząt. Na tym kompoście rosło kilka rodzajów grzybów. Dwie wychudzone okryty pelerynami sylwetki pracowicie, acz ostrożnie, przerzucały łopatami kompost. Anathem dostrzegł kości, pracownicy nie byli żywi, znowu napotkali nieumarłych.
- Ktoś lubi tanią siłę roboczą - powiedział Morn.
- Jeżeli to Belak, to odszedł niezwykle daleko od druidzkich praw… to niesłychane żeby druid tworzył nieumarłych - zauważył Tanis, najpierw rozglądając się po sali w poszukiwaniu wyjść, a potem śladów na ziemistym podłożu. Duża ilość świeżych niewielkich śladów, odciśniętych w kompoście i glebie prowadziła do północnego przejścia.
- Jeżeli uwierzyć hobgoblinowi, to ta ścieżka prowadzi do Podmroku, a nas interesują któreś z tych drzwi - półelf podsumował swoje znaleziska - Gdzieś za nimi będą nasi zaginieni.
Kaiven zaczerpnął mocy Torma i ukazał jego symbol sprawiając że szkielety rozpadły się z łoskotem. Drużyna mogła ruszyć na poszukiwania zaginionych i samego Belaka. Wybrali południowe drzwi bo dlaczego by nie, wyboru dużego nie mieli. W końcu odnajdą Belaka i zaginionych. Szeroki na trzy metry korytarz przerwanybył jakimiś zaburzeniami geologicznymi, które w przeszłości rozerwały ziemię. Biegł dalej za szczeliną, choć przesunięty o trzy metry. W szczelinie nie występowały fluorescencyjne grzyby, rosnące tak gęsto w prowadzącym tutaj korytarzu. W powietrzu unosił się zapach, który Zoren określił szybko jako siarczany. Pokryte żwirem dno uskoku znajdowało się prawie jard niżej od poziomu korytarza. Podziurawione było zagadkowymi, regularnymi otworami o średnicy stopy, sięgającym tak daleko, iż nie można dostrzec ich końca. Uskokiem można było iść w kierunku jego biegu, czyli na południowy zachód i północny wschód.
- Jeżeli nie macie nic przeciwko to sprawdzę dyskretnie co jest po prawej. Odnoga w lewo pewnie łączy się z tą częścią za drzwiami, które minęliśmy. - zaproponowało diablę.
- Nie sam! - Powiedziała Zaza i łapiąc Zorena ustawiła się z drugim diablakiem gotowa to towarzyszenia mnichowi. - Ja i Zoren ci pomożemy.
- Tak jakbym ja miał zamiar zostać z tyłu - dodał Tanis, rzucając rozświetlony modlitwą do Selune kawałek gruzu w głąb jednego z otworów - Jestem zaraz za wami.
Słaby blask wkrótce zgasł, słychać było tylko jak obija się od ścian tuneliku spadając coraz niżej.
- Ah! Czyli rezygnujemy z dyskrecji? Jak chcecie. [ - Anathem machnął ogonem, a jego kąciki ust nieznacznie się uniosły.
- Nie lepiej byłoby zrobić zwykły zwiad, zamiast wkraczać tam z przytupem? - spytał cicho Morn.
- Zgadzam się, istota zwiadu zostaje zaburzona, jeśli udaje się na niego cały oddział. Mogę wyruszyć wraz z Anathemem, ale uważam, że nasza dwójka wystarczy - powiedział Zoren, mieszając kolejny dekokt. Po jego wypiciu jego skóra poszarzała, a wszystkie kończyny wydłużyły nienaturalnie - zyskał tym dobre kilkanaście centymetrów. Kiedy się odezwał, jego głos brzmiał zupełnie inaczej. - Na wpierdol przyjdzie jeszcze czas - warknął.
- Zorenie… Musisz przestać pić… Definitywnie. No dobra. Ja prowadzę. - po tych słowach Anathem ostrożnie ruszył korytarzem, bacznie się rozglądając.
- Czy mógłbyś w tym czasie sprawdzić inne drogi dookoła nas, Sammlelu? - półelf zatrzymał się na górze nad uskokiem i obserwował wszystko dookoła, ale skoro zdecydowali że idą we dwoje to nie ruszył dalej.
- Idę. - wysłannik niebios ruszył niespiesznym truchtem północno-wschodnią odnogą uskoku.
Tymczasem zwiadowcy ruszyli w drugą stronę uskoku. Po kilkunastu jardach szczelina poszerzyła się, tworząc kamienny przedsionek. Naturalna jaskinia usiana była identycznymi otworami, a z jednego z nich biło jaskrawe światło.
Zoren, poruszając się jak najciszej, zbliżył się do światła, by zbadać jego naturę.


Gdy tylko Zoren zbliżył się, z dziury wyskoczył robakopodobny stwór, biło od niego gorąco. Oba diablęta, interesujące się stworami ognia, natychmiast zorientowały się, że zaatakowała ich Thoqqua. Ostry podobny nieco do kamiennego kołka dziób wbił się w ciało alchemika, a następnie segmentowany tułów owinął się wokół ciała alchemika. Temperatura stworzenia, mogąca topić skały, wpłynęła nawet na jego ognioodporną skórę. Krzyknął z bólu spowodowanego poparzeniami.

Tymczasem Sammlel powrócił z rekonesansu.
- Uskok uszkodził ścianę niewielkiego pomieszczenia można tam wejść.
Wtedy od strony gdzie podążył zwiad dało się zobaczyć jaskrawe światło jakby ognia, oraz krzyk alchemika. Zaza zerwała się i popędziła wiedziona wrzaskiem bólu jednego z diabląt. Morn, nieco wolniej, ruszył w stronę krzyku, świadczącego o tym, że alchemik wpakował się w jakieś kłopoty. Tanis, mimo przewagi wysokości kilku stóp, nie miał dobrej pozycji do strzału z kuszy, był za daleko by pomóc. Zsunął się więc z podwyższenia i ruszył w stronę zagrożenia.
Anathem bez wahania rzucił się w stronę Thoquuy, by ratować jego kuzyna. Jego dłonie pokryły się tak nietypową dla niego lodową aurą. Oba ataki trafiły, jakby odrywając kawałki stworzenia. Najwięcej szkody poczyniła lodowa pięść mnicha - Thoqqua padła martwa z widocznym zlodowaceniem na ciele, a jej ogień momentalnie wygasł. W takich stworzeniach, jak oboje zwiadowców wiedziało, znaleźć można było kamienie, którymi się pożywiało stworzenie a jeszcze nie wybudowało w swoje ciało. Drużyna dotarła do niewielkiej jaskini, w chwile po tym, gdy mnich rozprawił się z przeciwnikiem.
Zoren odskoczył od zewłoka i poświęcił chwilę na przyjrzenie się oparzeniom, uznając jednak, że nie wymagają natychmiastowego leczenia.
- Dziękuję, Anathemie - odezwał się do mnicha - Sekcja pozwoli nam na pozyskanie klejnotów, którymi żywią się thoqquy, ale proponuję zostawić to na drogę powrotną -
-Absolutnie nie ma za co Zorenie. Na przyszłość tylko umówmy się, że ja lub Zaza będziemy zaglądać do takich dziur. - mnich machnął tylko ogonem -Dobra, co my tu mamy? - zaczął krążyć i rozglądać się po pomieszczeniu. Zajrzał też w otwór, z którego wyskoczył stwór.
Podobnych otworów w jaskini było wiele odpowiadały wielkością ciału Thoqqua.
Półelf, lubo spóźniony, także dołączył do oględzin sali
- Thoqquy? Co to za stworzenie? Nie wygląda jak normalne zwierzę, bardziej jak jakiś konstrukt - zagadnął pozostałych, ostrożnie nachylając się by zerknąć do kolejnych i kolejnych otworów w poszukiwaniu czegoś ciekawego - to znaczy magicznego - wewnątrz pobocznej jaskini.
Zoren odchrząknął.
- Thoqquy są żywiołakami, natywnymi dla obszarów granicznym między Planami Ognia i Ziemi, przez niektórych nazywanych Quasiplanem Magmy. Żywią się, a raczej pochłaniają metale i minerały, które służą im do wzmacniania ich "egzoszkieletu". Generowana przez nie temperatura może być wyjątkowo niebezpieczna - zakończył, wskazując na swoje poparzenia.
 
Sindarin jest offline